Światła północy. W dolinie trolli - komiks - recenzja.

 Od jutra zaczynamy znowu przygodę z przedszkolem. Już nie mogę się doczekać, o 6 rano pojedziemy i poczekamy na otwarcie ;-). Żartuję. Tak naprawdę nie mogę narzekać. Moje dzieci wchodzą w taki wiek, że wystarczy dać im kredki, czy plastelinę i znikają w odmętach swojego pokoju na dłuższy czas, a ja mogę zająć się jakąś lekturą. 

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić komiks, który idealnie trafił w moje gusta. Jest tu mitologia, przygoda i... odrobina magii. Czyli wszystko to, co powinna zawierać dobra historia.


 

Mitologia skandynawska.

Ostatnio mam wrażenie, że ten magiczny świat z północy jest bardziej popularny niż dobrze nam znanych bogów greckich. Nie wiem, czy to ze względu na surowszy klimat, czy większą wyobraźnię, ale mitologia skandynawska daje nieograniczone możliwości. Zarówno brutalne historie o wikingach, jak i bajki dla dzieci mają pewną, charakterystyczną surowość, która przyciąga czytelnika. Nie inaczej jest ze Światłem Północy. Komiksem, który podbił serca dzieci i dorosłych na całym świecie. 

Światła Północy

Sonja nie lubi siedzieć w miejscu. Często wyrusza na konne przejażdżki, oddalając się od codziennych obowiązków. Przypomina swojego stryja, który wraca do domu tylko parę razy w roku. Dlatego kiedy pewnego nocy do domu Sonji trafia tajemniczy przybysz, ta bez wahania postanawia wyruszyć z nim w niezwykłą podróż. Tam, dokąd trafia wszystko wydaje się niewiarygodne. Zwierzęta potrafią mówić, mityczne stworzenia naprawdę istnieją. W tym miejscu to ludzie są czymś niezwykłym i niespotykanym. Czy Sonja nauczy się rozumieć ten świat? A może przez zbytni racjonalizm rozzłości mieszkańców tej magicznej krainy? Światła Północy to niezwykły komiks łączący w sobie dziecięca wyobraźnię i beztroskę z prawami natury, które są bezwzględne. Nic dziwnego, że ta historia zdobyła dwie prestiżowe norweskie nagrody literackie.




 Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Zauroczyła mnie ta historia. Humorzaste postaci, fantastyczny świat i ten specyficzny, surowy klimat Skandynawii. Magia. Magia Północy!

Tytuł:              Światła Północy. W dolinie trolli
Autor:             Malin Falch
Ilustracje:       Stein K. Hjelmerud
Tłumaczenie:  Mateusz Lis
Wydawnictwo:Egmont
Premiera:       16.06.2021
 
Za możliwość wejścia do tego świata jak z starych baśni, dziękuję Egmontowi.
 

 

Feluś i Gucio poznają zawody - recenzja

 Poniedziałek. Kolejny dzień spędzony w domu. Pogoda nie zachęca do niczego z wyjątkiem czytania, ale to tego raczej nie trzeba nas zachęcać ;-). Dlatego dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować książkę, która wzbudziła nie lada emocja u moich dzieci. Książkę, która pozwala rozpocząć rozmowę na temat marzeń i planów. Książkę o pewnym małym chłopcu i jego misiu...


Kim będę jak dorosnę?

Chyba każdy miał jakieś marzenia związane z tym, kim chce być w przyszłości. Ja chciałam być... chyba malarką albo nauczycielką, ale nie jestem już tego taka pewna. Po prostu teraz jest to tak nieistotna informacja, że zupełnie mi się rozmazała. Byłam bardzo ciekawa, kim chciałyby być moje dzieci. Jednak do tej pory ich plany były bardzo niesprecyzowane.

Feluś i Gucio poznają zawody.

Dobrze jest mieć odpowiednie narzędzia. Nie ważne do czego, narzędzia są bardzo ważne. Dzięki tej książce możemy zapoznać dzieci z różnymi zawodami. A co za tym idzie... mamy odpowiednie podstawy do zaczęcia rozmowy o tym, kim chcieliby być w przyszłości. 

I tak oto okazało się, że Klara marzy o zostaniu malarką/artystką a Janek o byciu strażakiem. Nagle wszystko stało się takie ukierunkowane. Klara swój wolny czas poświęca na malowanie, wycinanie, przyklejanie i inne anie ;-). A Janek wszędzie widzi pożary, które chce ugasić. Zaczął ostrzegać mnie o możliwych niebezpieczeństwach - "mamo zapomnij pasy" , "mamo włącz światła", "mamo nie biegaj". No z tym ostatni to może trochę przesadził, ale liczy się chęć niesienia pomocy ;-).





Kierowca, ogrodnik, muzyk.

Bardzo podoba mi się różnorodność zawodów zaprezentowanych w tej części serii o Felusiu i Guciu. Warto pokazywać dzieciom, ze każda praca jest ważna i potrzebna. Nie zależnie od tego, czy leczy się zwierzęta, czy naprawia samochody. Zawody pokazane w tej książce są również dostosowane do naszych realiów. Możemy tu zobaczyć informatyka, mechanika, nauczycielkę. Czyli osoby wykonujące zawód, z którym dziecko może mieć bezpośredni kontakt. 

Zgarnąć z półki? 

Jak najbardziej! Po olbrzymim sukcesie Feluś i Gucio poznają zawody jestem pewna, że sięgniemy również po pozostałe części z tej serii. Bardzo polecam ją szczególnie rodzicom przedszkolaków, ponieważ ta książka daje naprawdę fajne możliwości rozpoczęcia poważnych rozmów o przyszłości :-).

Książkę zgarnęłam z nowości książkowych dla dzieci od Taniej Książki, więc jeśli szukacie naprawdę fajnej literatury dla najmłodszych to polecam do Nich zajrzeć ;-).

Tytuł:              Feluś i Gucio poznają zawody

Autor:             Katarzyna Kozłowska

Ilustracje:       Marianna Schoett

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Premiera:        16.06.2021

 

Za możliwość snucia planów na przyszłość dziękuję Taniej Książce.


 


BookTour z Weroniką Szelęgiewicz - Koniberki - recenzja

 To nie koniec przyjemności na dzisiaj, ponieważ mam Wam do zaprezentowania jeszcze jedną książkę. O ile poprzedni wpis dotyczył rzeczy bardzo konkretnych i realnych, tak teraz chciałabym Wam przedstawić niesamowicie fantastyczną historię, która skradła moje serce i na pewno pozostanie ze mną na dłużej.

Miła fantastyka.

Nie lubię słodkich rzeczy. Wszelkiego rodzaju cukierkowe historie pełne lukru i słodyczy omijam z daleka. Są dla mnie banalne i po prostu głupie. Kiedy zobaczyłam tę książkę byłam baaaardzo sceptycznie nastawiona, ale namówiła mnie Madka Roku i stwierdziłam, ze dam szansę tej historii.

Miło, ale...

Koniberki są słodkie i urocze, ale... nie naiwne. Przeżywają różne przygody, które nie zawsze są miłe i przyjemne. Okazuje się, że takie małe stworzenia mają wokół się całkiem duży świat do odkrycia ;-).


 Koniberki to historia o przyjaźni, odwadze, ciekawości i zaufaniu. Myślałam, że dostanę cukierkową fabułę o słodkich małych, latających konikach, tymczasem zaczytałam się w opowieści o Śnieżynce, Filipince, Rubinku, Bursztynku, Serpentynce, Jagódce i wielu, wielu innych. Każdy z nich jest inny. Jeden Koniberek jest odważny, inny strachliwy. Jeden jest skryty i nieśmiały, inny głośny i pełen energii. Tak różnorodni bohaterowie sprawiają, że historia jest bardzo ciekawa. W jednej historii mamy zazdrość, w innej o ciekawość i odkrywanie, w następnej zaś o wykorzystywanie innych. Wszystko w klimacie magicznego świata Koniberków.

Byłam zaskoczona, że ta książka tak mi się spodobała. Jest urocza. Pełna ciepła, czułości. Zupełnie taka, po jaką nigdy bym sama nie sięgnęła, a jednak byłam zauroczona tą historią.

Detale.

Skusiły mnie ilustracje Ani Jamróz. Skojarzyły mi się z moim dzieciństwem (chyba chodzi o technikę wykonania tych prac) i chciałam je zobaczyć na żywo. Kiedy dostałam książkę do ręki i zaczęłam ją przeglądać zachwyciłam się szatą graficzną. Szczerze powiem, że chętnie widziałabym taką grafikę na ścianie w pokoju moich dzieci, czy to w formie plakatu, czy naklejki na ścianę. 



Dałam szansę Koniberkom i nie żałuję. Z pewnością sięgnę po pierwszy tom historii o tych latających, uroczych konikach. Mam nadzieję, że książka Weroniki Szelęgiewicz, bo po prostu na to zasługuje :-).


Dziękuję za możliwość wzięcia udziału w tym BookTourze. Mam nadzieję, że to nie jest moje ostatnie spotkanie z tą autorką :-)


Bobas odkrywa naukę - recenzja

Niedziela. Deszczowa, zimna i bardzo leniwa. Zostało parę dni do rozpoczęcia roku szkolnego, dlatego dzisiaj odpoczywamy. Bajki, bajki, książki, bajki. Tak wygląda plan na dzisiaj. Więc mam chwilę żeby opowiedzieć Wam o fenomenalnej serii dla najmłodszych.


Bobas odkrywa naukę.

Słyszałam wcześniej o tej serii, ale wakacyjne lenistwo stwierdziło, że nie ma co myśleć o nauce i trzeba odpocząć. Jednak ten błogi stan się pomylił. Warto było zainteresować się tą serią już wcześniej. Jest po prostu rewelacyjna!

Dzięki niej dziecko w przystępny sposób może dowiedzieć się jak funkcjonuje fizyka, energia odnawialna, czy nasze ciało.  Nie byłam przekonana, co do tej serii. Myślałam, że neurony, nerwy, impulsy elektryczne są jeszcze zbyt poważnym tematem, ale okazało się, że to ja działałam zbyt zachowawczo, ponieważ Klarze i Jankowi bardzo się to podobało.

 Bobas odkrywa naukę. Dotyk!

Hit! Zupełny przypadek sprawił, że zaczęliśmy od tej części, ale kiedy dzieciaki usłyszały o impulsach elektrycznych wysyłanych do mózgu, oszalały. Tak jak Wam wspominałam, myślałam że będzie to dla nich nie do pojęcia, a oni... byli zachwyceni. Zaczęli sobie nawzajem opowiadać, że dzięki impulsom elektrycznym wysyłanym do mózgu wiedzą, czy coś jest zimne, czy coś jest miękkie, czy coś jest mokre. Co ostatnio dotykali zimnego, dlaczego nie dotyka się gorącego kubka. Kosmos! Ten temat ich zupełnie pochłonął i przez parę następnych dni nie schodził z piedestału.




Bobas odkrywa naukę. Smak!

Uważam, że żeby próbować nowych smaków trzeba być odważnym. Mam ponad 30 lat i nigdy nie spróbowałam kaszanki. Nadal nie mam zamiaru. Za to moje dzieci po lekturze tej części serii zaczęły testować nowe smaki(np. wspomnianą wyżej kaszankę). Zaczęli się pytać co do siebie pasuje, czego połączyć nie można, zaciekawili się nowymi smakami, takimi jak musztarda. Ja też dowiedziałam się czegoś nowego. Nie wiedziałam, że istnieje taki smak ja umami (czyli smak jajek, ryb, grzybów ale bez przypraw, czyli taki nijaki ;-)). 




Zgarnąć z półki?

Jak najbardziej. Bardzo podoba mi się to, jak Bobas odkrywa naukę pobudza wyobraźnie i chęć odkrywania. Żałuję, że nie poznałam tej serii wcześniej, ponieważ wiedzielibyśmy już na czym polega fizyka kwantowa, czy inżynieria lotnicza ;-)

 

Tytuł:                Dotyk/Smak

Seria:                Akademia Mądrego Dziecka/Bobas odkrywa naukę

Autor                Ruth Spiro

Ilustracje:         Irene Chan

Tłumaczenie:    Kasia Grzyb

Wydawnictwo:  Harperkids Polska

Premiera:         11.08.2021

 

Za niezwykle ciekawą lekturę, która pobudza do odkrywania świata, dziękuję Harperkids.


 

 

Smartwatch Garett Women Emma czarny, stalowy - recenzja + kod rabatowy

 


Sobota. Kolejny dzień, na który bardzo czekałam. Z wielu powodów ;-). Pierwszym jest możliwość spotkania z rodziną i znajomymi (rodzice świętują zakończenie wakacji, dzieci...cieszą się swoim towarzystwem ;-)). Dodatkowo szykuje mi się wypad do kina, w którym nie byłam od początku pandemii. No i wisienka na torcie. Mam okazję pochwalić się Wam nowym, cudownym smartwatchem od Garett.

Zegarki noszę od dawna. Jakiś czas temu zainwestowałam w smartbanda. Podobało mi się liczenie kroków, stawianie sobie nowych wyzwań i ogólnie możliwość monitorowania mojego stylu życia. Jednak po pewnym czasie zaczęłam dostrzegać pewne wady tego urządzenia i postanowiłam poszukać czegoś nowego.


Smartwatch Garett Women Emma

Nie miałam wcześniej styczności z smartwatchami. Wiedziałam tylko, że są fajniejsze niż smartbandy i bardziej eleganckie. Chociaż lubię nowinki techniczne podchodzę do nich bardzo ostrożnie i  bardzo rozważnie wybieram odpowiedni model. 

Zdecydowałam się na smartwatch Garett Women Emma, ponieważ spodobał mi się zarówno pod względem wizualnym, jak i technicznym. Ilość funkcji mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam, że w tak małym urządzeniu może być tyle pozycji. Tymczasem na ekranie, który ma tylko 1.08 cala (a cała koperta ma wymiary 39x39x10mm) możemy sprawdzić puls, ciśnienie, ilość kroków, nawodnienie, jakość snu. Dodatkowo możemy połączyć smartwatch z telefonem, dzięki wszystkie potrzebne rzeczy będą pod ręką.


 

Jak połączyć smartwatch z smartfonem?

Ja tu gadu gadu, a nie wyjaśniłam bardzo istotnej kwestii. W przypadku smartwatcha Garett Wonem Emma sparowanie jest bardzo proste. Musisz mieć włączony smartwatch i telefon. wymagane jest też pobranie aplikacji. Producenci polecają Da Fit (i taką też ściągnęłam). Teraz wystarczy wprowadzić dane, wiek, wzrost, wagę, włączyć Bluetootha, znaleźć urządzenie (u mnie było to GF80) i już. Następnie należy przejść do programu Da Fit i tam w ustawieniach zegarka (na dole) ustawić jakie informacje mają być wyświetlane na smartwatchu. A potem można już cieszyć się tym cudem nowoczesnej techniki :-).




 

Personalizacja wyglądu smartwatcha.

Nie lubię domyślnych motywów. Dlatego jak tylko mam okazję to je zmieniam. Na szczęście w smartchwatchu Garett Women Emma to nie jest problem. Wystarczy wejść w aplikację Da Fit, wybrać funkcje zegarka (na dole) a następnie kliknąć na wyświetlacz. Tam pojawi nam się lista motywów, które mogą ozdobić nasz ekran. Tapeta nie jest przypisana na stałe, co oznacza, że możemy ją zmieniać w każdym możliwym momencie. Na razie zdecydowałam się na kolorowe, wesołe paski. Jednak jak będę wybierała się na randkę z mężem, na pewno wybiorę coś bardziej eleganckiego ;-).


 

Funkcjonalność.

Jak już Wam wspominałam, ważne jest dla mnie to żeby zakupiony gadżet był użyteczny i funkcjonalny. Dlatego bardzo dokładnie sprawdziłam funkcje, które posiada smartwatch Garett Womon Emma. Do tych najważniejszych należą:

- zegarek i kalendarz, no nie oszukujmy się, to najważniejsza funkcja każdego smartwatcha ;-)

- krokomierz, odkąd naszym światem zawładnęła pandemia i bardzo długo musieliśmy siedzieć w domu, ja (na przekór wszystkiemu i wszystkim) postanowiłam się ruszyć. Zaczęło się od 7000 tysięcy kroków, a potem już było coraz lepiej. Teraz mam ustawione 9000, ale to tylko dlatego żeby wykonać do absolutne minimum, bo zazwyczaj mój dzień kończy się na jakiś 12000 i mam nadzieję, że przez zimę ten wynik się nie zmniejszy. Czasami kiedy pogoda nie pozwala na dłuższe spacery, chodzę po domu, dlatego tak ważne dla mnie jest aby wiedzieć ile muszę wytuptać ;-).

- połączenie z telefonem - tej funkcji brakowało mi w smartbandzie. Jest ona bardzo wygodna i polecam każdemu ją wypróbować.

- latarka. Zastanawiacie się pewnie, jak w  takim małym urządzeniu latarka. Sama złapałam się na tym, że sprawdziłam, czy z tyłu nie ma światełka. Dopiero potem zobaczyłam, że chodzi o mocne, białe światło wyświetlacza, które może służyć jako latarka. Jak dla mnie jest to super opcja, ponieważ przy dwójce maluchów, często zaglądam do ich pokoju w nocy. 

- robienie zdjęć. Nie, smartwatch Garett Women Emma nie ma wbudowanego aparatu, ale z powodzeniem może służyć jako przycisk w selfiesticku. Powiem Wam szczerze, że jest to kolejna fajna opcja, które się nie spodziewałam. Zaskakujące, co może zrobić taki mądry zegarek ;-).

- odtwarzanie muzyki. I znowu dzięki połączeniu z telefonem możemy w pełni cieszyć się różnymi funkcjami, np odtwarzaniem muzyki. 

Wytrzymałość.

Najważniejsza jest dla mnie bateria. Przecież nie kupuje się smartwatcha po to żeby ciągle leżał pod ładowarką. Na szczęście nawet przy częstym używaniu (musiałam sprawdzić wszystkie opcje ;-)), bateria wytrzymała 3 dni i kiedy była już słaba i trzeba ją było naładować pojawił się stosowny komunikat.

Jeśli chodzi o wodoodporność to nie jest to smartwatch stworzony do pływania. Owszem, wytrzyma umycie rąk, zmywanie naczyń, czy przypadkowe zanurzenie, ale stała duża wilgotność raczej mu się nie przysłuży.

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Jeśli szukacie nowoczesnego, ale jednocześnie klasycznego gadżetu to smartwatch Garett Women Emma to coś dla Was. Przydatne funkcje i estetyczny wygląd sprawią, że sprawdzi się zarówno w codziennym życiu, jak i przy specjalnych okazjach. Ja jestem zachwycona i zdejmuje go tylko, jak muszę podładować baterię (która na szczęście ładuje się bardzo szybko ;-)).

A teraz coś dla Was! Jeśli szukacie fajnego smartwatcha w dobrej cenie to zajrzyjcie na stronę Garett Elektronics tam na pewno znajdziecie coś dla siebie. A ja dodatkowo mam dla Was kod rabatowy, który na pewno pomoże w ostatecznym wyborze ;-). Wystarczy, że wpiszecie SKARBY20 i możecie cieszyć się 20% zniżką na wszystkie nie przecenione produkty. 

Jak Wam się podoba ten smartwatch? Na jakie funkcje zwracacie uwagę i jakich najczęściej używacie? Koniecznie dajcie znać w komentarzu :-)

 




 

Frigiel i Fluffy, przygód nigdy dość.

Piątek. Końcówka sierpnia. Jest tak zimno, że poważnie się zastanawiam nad paleniem w piecu. Przyznam szczerze, że chyba nie pamiętam tak zimnego końca wakacji. Pogoda nie zachęca. Na szczęście jest co robić w domu ;-)

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić dalsze przygody Frigiela i Fluffiego. O poprzednich tomach możecie poczytać tutaj: kiedy zaczyna się przygoda?Trochę się obawiam. Bardzo polubiłam tę serię, dlatego nie mogłam się doczekać kolejnych przygód tej dwójki (a w zasadzie czwórki ;-)). 


Antyutopia w Minecrafcie.

Minecraft ma to do siebie, że to bardzo otwarty świat. Tutaj może zdarzyć się naprawdę wszystko. Więc czemu by nie wysłać bohaterów do pięknego miasta Redstone, w którym są idealne warunki do życia i każdy spełnia się zawodowo. Należy im się przecież chwila wytchnienia, po tak ciązkiej podróży. W końcu mogą odpocząć w prawdziwym raju na ziemi. Niestety, nie jest to raj dla wszystkich. Frigiel, Fluffy i Abel muszą uratować swoją przyjaciółkę Alice, która trafiła do najgorszego miejsca w Redstone. Do miejsca, dzięki któremu ta utopia miała szanse istnieć. Do kasty niewolników... 

Czy uda im się uratować przyjaciółkę? Co mają z tym wspólnego wielkie roboty i 3874 lat ciężkiej, niewolniczej pracy? Tego możecie dowiedzieć się w siódmej części przygód Frigiela i Fluffiego pt. Czerwony Pył.




Koniec podróży.

Podróż do Farlandii była długa i niebezpieczna. W końcu jednak udało się dojść do celu. Co spotka  Frigiela i Fluffiego na końcu świata? Czy coś ich jeszcze może zaskoczy po tak ekscytującej podróży? A może trafią tam na coś zupełnie nowego? Na pewno nie będzie nudno. Kiedy Frigiel i Fluffy dotrą do Farlandii, nie pozostanie im nic innego, jak wrócić do domu i opowiedzieć o swoich przygodach. Ciekawe, jak przyjmą im mieszkańcy wioski? Czy jeszcze na nich czekają?To wszystko okaże się w najnowszym części historii o Frigielu i Fluffym pt. Na końcu świata.




Trzymają poziom.

Bardzo lubię komiks o przygodach Frigiela i Fluffiego. Akcja, przygoda, humor. Tak w skrócie można określić tę sagę i o ile ja, bawię się dobrze, tak Klara z Jankiem bawią się wyśmienicie. Bardzo często sami sięgają po ten tytuł, a jak tylko zobaczyli, że w naszym domu pojawiły się najnowsze numery tego komiksu to od razu zabrali się do przeglądania. Na szczęście Czerwony Pył i Na końcu świata trzymają poziom. Szybko się je czyta i można się przy nich dobrze bawić.

Zgarnąć z półki?

Tak. Zarówno dla fanów serii, jak i osób nie znających świata Minecrafta, Frifiel i Fluffy to naprawdę wciągający i ciekawy komiks. który naprawdę warto poznać. 

 

Tytuł:              Frigiel i Fluffy

Autor:             Frigiel i Jean-Christophe Derrien

Ilustracje:        Minte

Tłumaczenie:   Stanisław Kroszczyński

Wydawnictwo: Jaguar

Premiera:        28.07 2021

 

Za możliwość kontynuowania przygody, dziękuję Wydawnictwu Jaguar.


 

Magi. Zakończenie epickiej historii.

 Mangowy czwartek! Już nie mogłam się doczekać żeby opowiedzieć Wam o finale niezwykłej historii, która spodobała mi się od pierwszych stron. Byłam taka podekscytowana, ale...

Magi: the labyrinth of magic.

O poprzednich tomach możecie przeczytać tutaj: Magi: the labyrinth of magic, Magi 6-10, Mocniej, dojrzalej, szerzej, Na czym polega dorastanie, Świat zdominowany przez dzieci, Teraz już wiem i Próbuje się bronić. Sporo tego, ale cała saga ma aż 37 tomów. Jest to jedna z najdłuższy mang jakie miałam okazję czytać (nie licząc Dragon Balla, który jest komiksowym tasiemcem ;-)). Jak to zwykle bywa przy tak długich historiach zdarzały się pewne dłużyzny, czy niepotrzebne akcje, ale nie było źle. Jednak śledząc rożne grupy na Facebooku zauważyłam, ze każdy, kto zna Magiego narzeka na końcówkę. Byłam bardzo ciekawa co musiało pójść aż tak źle, że wszyscy, zgodnie negatywnie wypowiadali się o finale serii. I...

Pechowa 36.

Jak już wspomniałam, cała seria ma 37 tomów. Kiedy zasiadłam do ostatnich dwóch byłam bardzo podekscytowana. W końcu miałam się dowiedzieć, co poszło nie tak i dlaczego końcówka nie podoba się prawie wszystkim. Wystarczyło pierwsze 10 może 15 stron 36 tomu i już wiedziałam. Zrozumiałam na co narzekali inni ludzie. Oczywiście nie zdradzę Wam co do to było. Mogę tylko powiedzieć, że przy budowaniu napięcia przez całą tę historię, punkt kulminacyjny wygląda tak jakby ktoś nagle spuścił powietrze z nadmuchanego zamku. Wszystko stało się takie... mało istotne, nie ważne... 

Finał

Kiedy już poznasz zamysł autora na zakończenie historii, emocje opadają. Chciałabym powiedzieć, że było epicko, spektakularne walki, zwroty akcji, ale... miałam wrażenie, że Shinobu Ohtaka powtórzyła schemat z innej wielkiej bitwy, która miała miejsce gdzieś w połowie mangi.



Na usprawiedliwienie warto dodać, że autorka musiała zakończyć serie. Moim zdaniem była to dobra decyzja, ponieważ Magi: the labyrinth of magic powoli stawał się takim never ending story, gdzie zawsze jest z kim walczyć i gdzie zawsze czeka coś nieodkrytego (tak jak we wspomnianym już wcześniej Dragon Ballu ;-)). O ile na początku to było coś oryginalnego i ciekawego, tak przy końcówce stało się nijakie i przewidywalne.

Zgarnąć z półki?

Patrząc z perspektywy całej serii, jak najbardziej. To naprawdę fajna manga. Zasługujemy na doprowadzenie tej historii do końca. Jednak muszę się zgodzić z powszechną opinią, że zakończenie Magi: the labyrinth of magic jest po prostu słabe.


Tytuł:              Magi: The Labyrinth od Magic
Autor:             Shiobu Ohtaka
Wydawnictwo: Waneko
Tłumaczenie:   Karolina Balcer 
Tomy:              36-37

Za niesamowite emocje i odkrycia, dziękuję Waneko.




Jak zachęcić dziecko do nauki matematyki?

 Pogoda trochę odpuszcza. Przestało lać. Za to pojawił się silny wiatr, więc... dzisiaj tez zostajemy w domu. Na szczęście gry planszowe zapewniają masę rozrywki. Dlatego po południu planujemy znowu oddać się tej ekscytującej zabawie.

Dzisiaj mam dla Was grę, która skradła moje moje serce. Jest w niej wszystko to, co lubię - zabawa, nauka i nutka magii. Zapraszam na recenzję.


Czy matematyka jest taka straszna?

Nie! Zawsze lubiłam ten przedmiot w szkole. Nie byłam co prawda najlepsza w rozwiązywaniu zadań, ale nie mogę też powiedzieć, że matematyka sprawiała mi trudność. Miałam nawet iść do klasy o profilu matematyczno-informatycznym, ale finalnie wylądowałam w  humanie. Matematyka jednak zawsze zajmowała szczególne miejsce w moim sercu. Mam nadzieję, że zachęcę moje dzieciaki żeby polubiły liczenie i wszelkiego rodzaju działania.

Jak zachęcić dziecko do nauki matematyki?

Poprzez zabawę oczywiście! Przekonałam się o tym nie raz, że kiedy dziecko zobaczy, że coś może być fajne, może być też interesujące. Jednak to nie jest tak, że kupimy dziecku super ekstra zabawki edukacyjne, czy gry i maluch sam się zainteresuje. Z własnego doświadczenia wiem, że dzieci najchętniej spędzają czas z rodzicami, dlatego warto zainwestować w coś, co możemy robić razem. A co może być lepszego niż gra planszowa?

Zaczarowana mikstura

To gra matematyczka, której celem jest stworzenie magicznego napoju. Aby tego dokonać należy rozwiązać równanie. Poziom trudności jest podzielony na 3. Pierwszy obejmuje zakres dodawania i odejmowania do 20. Drugi do 50, a trzeci dodatkowo jeszcze mnożenie i dzielenie (do 50). Turę wygrywa gracz, który najszybciej poda prawidłowy wynik. Jeśli jednak pomyli się w obliczeniach, nie może wziąć udziału w następnej rundzie. Wygrywa gracz, który uwarzy największą ilość mikstur. 




Idealna gra na deszczowe, zimne popołudnie.

Klara z Jankiem chociaż są jeszcze trochę za mali na Zaczarowaną miksturę (gra skierowana jest do dzieci 6+) to i tak chętnie zasiedli do rozgrywki. Bawiliśmy się w tworzenie ciągów oraz poznawanie liczb. Uwarzyliśmy też przy okazji parę mikstur, ale to już zupełnie inna historia ;-).

Zgarnąć z półki?

Jak najbardziej! Jeśli chcecie przekonać dziecko do matematyki Zaczarowana mikstura idealnie się do tego nadaje. Rozbudza ciekawość i pozwala przezwyciężyć niechęć do zadań związanych z liczbami. Bardzo gorąco polecam!

Za magiczne popołudnie pełne zabawy i nauki, dziękuję Multigrze.



Co warto eksplorować?

 Wtorek. Niestety pogoda ostatecznie rozwiała moje plany dotyczące wycieczek. Jest zimno, pada i po prostu nawet nie chce mi się wychodzić w taką pogodę. Dzieciaki też raczej nie przejawiają chęci na zabawy na dworze. Dlatego siedzę i wymyślam, co by tu porobić w domu żeby czas mijał nam trochę szybciej. Na szczęście dysponuję pewnymi zasobami, które zawsze się sprawdzają.


LEGO.

Ostatnio przeglądając tik toka zobaczyłam, jak jakiś facet buduje z klocków LEGO maszynę do ustawiania domino. Byłam zachwycona. Nie mogę uwierzyć, ze ludzie naprawdę potrafią zbudować takie rzeczy z LEGO! Moim szczytem kreatywności był domek z wystającym uchwytem na lampkę.

Eksploruj.

LEGO ma głowę na karku. Nie tylko ze względu na produkty jakie tworzy, ale również i marketing. Czy wiecie, że możecie kupić czasopismo, z którego będziecie mogli lepiej poznać świat tych klocków? Mówiąc o świecie nie mówię tylko o zestawach. LEGO stworzyło naprawdę mocny produkt, który ma szerokie zastosowanie. Można budować, rekonstruować, tworzyć, zmieniać. Wszystko w duchu kreatywnej zabawy. 

LEGO Explorer to czasopismo, które odkrywa przed nami tajniki świata, nauki i przygody. Możemy w nim znaleźć np informacje dotyczące zwierząt nocnych, historii figurek LEGO, czy kwestii dotyczących czasu. Dodatkowo są tu również zadania i wskazówki na temat konstruowania różnych rzeczy i wiele, wiele więcej! Każdy znajdzie coś dla siebie. 






Piracki-super-hiper-latający statek.

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Wiem, że mnie zrozumiecie. Po prostu nie dało się inaczej... A więc... zanim pokazałam dzieciakom najnowszy numer LEGO Explorera sama przeczytałam go od deski do deski, a kiedy Klara z Jankiem zorientowali się, że zabrałam się za lekturę bez nich były bardzo nie pocieszone, a ja tłumaczyłam się tym, że folia była otwarta i tak tylko spojrzałam... możecie mi wierzyć na słowo, że materiały zawarte w tym czasopiśmie były tak mega ciekawe i wciągające, że sama chciałam się nimi podelektować zanim przeszłam do wspólnego czytania i miliona pytań ;-).

Dodatkowo w tym numerze jest też super dodatek. Statek do samodzielnego złożenia.  Nie wiem kiedy to się stało, ani jak, ale bardzo wkręciłam się w te konstrukcje. Możliwość zbudowania czegoś od zera, poznanie zasad na jakich działa dana rzecz to dla mnie coś niesamowitego i odkrywczego. Na myśl o tworzeniu nowych rzeczy cieszę się jak dziecko!


 

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Nie trzeba być fanem LEGO żeby lubić takie czasopisma i odwrotnie. Niektórych zainteresuje treść, innych dodatek, a są i tacy, który będą zachwyceni całością :-).

 

Za możliwość tworzenia, kreacji i poszerzenie wiedzy, dziękuję Egmontowi.


 


Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl