Używaniec

Holendrzy to naprawdę sprytni i obrotni ludzie. Bardzo podoba mi się ich infrastruktura. Jeżdżąc rowerem nie czuję tej nienawiści od strony kierowców  co w  Polsce, ale nie oszukujmy się akurat w naszej Ojczyźnie wina za niechęć leży po obu stronach. Tutaj jest po prostu dużo miejsca na ścieżki rowerowe, które umożliwiają bezkolizyjne i nie nienawistne korzystanie z jednośladu 😉.

Nie o tym jednak chce dzisiaj napisać. Podczas mojego pobytu w Holandii, chciałam pokazać Wam parę rzeczy, które albo nie są dostępne w Polsce albo mało znane. Dzisiaj chce Wam pokazać mój  cel podróży. 
Za każdym razem kiedy jestem u teściów, moim celem są używańce. Są to sklepy. W których za grosze można kupić naprawdę fajne rzeczy. Od kubków, po dekoracje do domu, a nawet meble. Wszystko to w jednym miejscu ❤️. Nie wiem do końca jak one działają i dlaczego to się opłaca, ale w skrócie to  wyglada tak, ze Holendrzy płaca duże opłaty za odbiór takich rzeczy. Dlatego wolą oddać je za darmo do takich sklepów. Dzięki temu nic się nie marnuje, a rynek wtórny kwitnie. Podczas tych 3 tygodni nie mogło bym inaczej. Obkupiłam się jak głupia, kupiłabym więcej, gdyby mój mąż przyjechał z przyczepką 😉. Wiadomo, są to rzeczy używane, noszące (nie zawsze) ślady użytkowano. Jadnak w przypadku np. Zabawek moim dzieciakom to nie przeszkadza. Nie wiem jak się z tym wszystkim zabierzemy, ale szkoda było nie brać, np. Zestawu do ciastoliny za 1€. Uważam, ze warto zainteresować się tym tematem, ponieważ dane dotyczące odpadów (nie tylko plastiku) są przerażające, a takie sklepy na pewno zmniejszają ilość śmieci.


Jakbyście widzieli taki szyld albo napis Kringloop to śmiało wchodźcie 😉. Swoimi łupami na pewno pochwale się na instagramie i na przyszłych zdjęciach 😉

Za daleko od domu...

Właśnie zaczął się ostatni tydzień wakacji u dziadków. Ten czas ma w sobie dziwną zależność. Dzień po dniu bardzo mi się dłużył. Poprzedni tydzień nie należał zresztą do udanych, ponieważ dzieciaki po kolei trochę chorowały więc musieliśmy siedzieć w domu. Na szczęście byliśmy zaopatrzeni w różne gry i inne pomysły 😉. Wracając do czasu. Dni dłużyły mi się strasznie. Jednak kiedy teraz o tym pomyślę to zostało już tylko parę dni i wracamy do domu. Nie będę ukrywać, że się cieszę, bo po prostu mi się tęskni. Chociaż brak obowiązków też kusi 😉.

Ciężko mi zasnąć w nocy, a jak już usnę to budzi się Janek, któremu chyba dokuczają trochę zęby. Dzięki temu mam dużo czasu na przemyślenia. Ostatnio myślałam o tym, co to znaczy być daleko od domu. Żyjemy w czasach, w których odległość przestaje mieć znaczenie ( występują jeszcze drobne utrudnienia w lotach na orbitę, ale i to pewnie za jakiś czas się rozwiąże 😉). Będąc ok 1300 km od domu, mam wrażenie, że moje życie dzieje się tam, a nie tu, w Holandii. Jest wiele definicji domu. Może to być miejsce, otoczenie, bliscy, wszystko to, co uważamy za własne. Dla mnie dom to życie, które dzieje się w okół mnie. Czasami wystarczy wyjechać aby przejrzeć na oczy i dostrzec to co mamy. Ja mam to szczęście, że niczego nie przegapiłam. Wiem, co mam. Daleko od Donu to wszystko po prostu nabrało odpowiednich barw i konturów.

#fitgeekmama

Wszystko idzie do przodu. Jeżdżę na rowerze ok 10 km dziennie. Do tego dochodzą spacery i bieganie za dziećmi. Waga niestety stanęła, ale... nie ukrywam, że z okazji moich urodzin był tort 😉.  Pozwoliłam sobie, chociaż znając życie, bez szczególnej okazji też bym sobie pozwoliła, bo to przecież tort 😉.
Pytacie jak schudłam 3 kg w ciągu pierwszego tygodnia. Tak jak pisałam. Oprócz dużej ilości ruchu, dochodzą lekkie posiłki i sporo wody. I to chyba cała tajemnica. Plusem jest to, ze nawet nie chce mi się jeść. Kiedy jestem w domu to po prostu szukam czegoś do jedzenia. Teraz ta potrzeba zniknęła i mam nadzieję, ze nie wróci.
Dzisiaj trochę filozoficznie. Wszystko to spowodowane jest książką, którą właśnie czytam. „Tatuażysta z Auschwitz”. Książka, która odbiła się szerokim echem po całym świecie. Nie mogę powiedzieć, ze lubię taką tematykę. Zawsze kiedy czytam coś o obozach, wpadam w stan refleksyjno-filozoficzny.  Nie jest to temat łatwy, ani przyjemny. Jednak mówienie o nim odkrywa przed nami wiele aspektów ludzkiej natury. Nie tylko tych negatywnych. Nie będę nikomu polecać tej książki, ponieważ nie wszyscy są gotowi na tyle cierpienia, a jeszcze inni najzwyczajniej nie chcą poznać tej historii.

Na pewno pokuszę się o szczegółową recenzje tej książki, ale to jak wrócę do domu, bo teraz mi jakoś... za daleko 😉



Czuję się jak w filmie...

Pewna kobieta, dzisiaj tj. 15 go sierpnia 2019 roku zupełnie niespodziewanie kończy 30 lat. Tą kobietą jestem ja. Tak, wiem zobowiązuje to do pewnych wniosków i podsumowań, a wiec:

1. Jestem stara. Zawsze uważałam, że ludzie po trzydziestce są starzy i...nadal tak twierdzę 😉. Nie oznacza to jednak, że nie jestem szczęśliwa i spełniona. Mam rodzinę, której nie zamieniłabym na nic innego, realizuje się na wielu płaszczyznach, a dodatkowo ciagle nad sobą pracuje. Jako dwudziestolatka w ogóle o tym myślałam i nie doceniałem tych wartości.

2. Jestem dojrzała. Nie tylko ze względu na czas, który spędziłam na życiu 😉 ofiarował mi on dużo różnych przeżyć i emocji. Teraz wiem, ze wszystko co mnie spotkało, prowadziło do tego kim teraz jestem i kim będę za następne pare lat.

3. Jestem przygotowana. Jestem pewna, ze życie przygotowało mi jeszcze pare fabularnych twistów 😉. Mam tylko nadzieje, ze narrator nie nagromadzi ich równorzędnie 😉. Moje dotychczasowe życie (nie oszukujmy się, zwłaszcza te traumatyczne przeżycia) pokazały mi, ze jestem w stanie znieść więcej niż myślałam.

4. Nie chce być młodsza. Moja młodość była fajna, z perspektywy czasu uważam, ze zabrakło w niej odrobiny szaleństwa, ale nie zmieniłabym niczego. Może dodałabym pare rzeczy, ale... pewnie teraz byłabym w innym miejscu i była zupełnie innym człowiekiem. Więc ciesze się, ze mogłam ją przeżyć  właśnie tak.

5. Jeśli chodzi o uczucia... nadal jestem jak nastolatka, tyle, że trochę starsza 😉 Jestem nadal, ciagle i niezmiennie zakochana w moim mężu. Teraz po prostu pomnożyłam tę miłości i obdarzyłam ją dzieci. Zawsze trochę będę marudzić i czarno-widzieć, ale taki mój urok.

6. Odkryłam. Przez te wszystkie lata odkryłam kim jestem i jak mnie widzą inni. Wiadomo, to nie jest spójny obraz, ale całkiem podobny. Stałam się tą osobą, którą kreowałam przez trzydzieści lat. Pomimo (zaledwie) paru (niewielkich) wad 😉. Lubie siebie i wiem, ze mogę na sobie polegać.

Czego sobie życzę z okazji urodzin? Mam parę skromnych pomysłów na fajne życzenia do zrealizowania, ale pomyśle o nich dopiero kiedy będę zdmuchiwać świeczki 😉.

A jaki to film? „Dziś 13 jutro 30” 😉
Jak widać wcale też staro nie wyglądam 😉

Kraj olbrzymów

Pierwszy tydzień urlopu właśnie dobiega końca. Wiec czas na małe podsumowanie 😊.        

Udało mi się:
- codziennie jeździć na rowerze ( trasa ok. 6 km, ale dopiero się rozkręcam)
- zrobić mnóstwo pieszych wycieczek po okolicy
- zrzucić 3 kg

Nie udało mi się:
-przeczytać książki( przeczytałam ok 70 stron, wiec nie ma o czym mówić)

Jednak ten tydzień obfitował w coś więcej niż tylko konkretne zrealizowane lub nie cele.  Jak już wspominałam mój mąż nie spędza z nami wakacji, ponieważ nie ma już urlopu. Ja jestem jeszcze na urlopie macierzyńskim, więc nie miałam tego problemu. Jednak ten tydzień ( a zostały jeszcze dwa) pokazał mi jak bardzo jestem przywiązana do mojej drugiej połówki. Tęsknie za nim bardzo. Na teściów narzekać nie mogę, ponieważ zawsze miałam z nimi dobry kontakt. Dużo rozmawiamy, śmiejemy się, jeździmy itp, czas mam zorganizowany. Wolałabym to wszystko przeżywać wspólnie z Markiem, ale jesteśmy dorośli i wiemy, że pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da. Nie zmienia to faktu, ze mogę ponarzekać i uczyć się tęsknić ( dawno nie rozstaliśmy się na taki długi czas).

Kolejna sprawa, która jest ostatnio obecna w mojej głowie to wielkość. Holandia to kraj, gdzie żyją naprawdę duzi ludzie. Dwunastoletnie dziewczynki potrafią być wyższe ode mnie (mam 162 cm). Każdy Holender, którego spotykam jest ode mnie wyższy. Myślę, ze ich wzrost jest w przedziale (180 cm i w górę). Czytałam, ze Holendrzy są (statystycznie) najwyższym narodem. Nie żebym miała coś przeciwko, ale czasami boli kark od patrzenia ciagle w górę 😉. Nigdy nie miałam kompleksów z powodu mojego niskiego wzrostu. Nawet nigdy zbytnio nie przywiązywałam do tego uwagi, ale będąc w Holandii, odczuwam pewien dyskomfort. Dyskryminują tu takich krasnali jak ja! Do niektórych sklepowych półek nawet nie dosięgną! Wiec muszę kupować tylko to do czego dosięgam, czyli ciastka 😉. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nikt nie odkrył tu krainy olbrzymów, której Holendrzy są spadkobiercami 😉

Na koniec trochę prywatniej. Kiedy dzieci są małe, widzisz każdą ich zmianę, każdy etap, przez który  przechodzą, wszystko to kim są Twoje dzieci. Kiedy idą do przedszkola, czy szkoły, wiele rzeczy Ci umyka. Odkąd Klara ma wakacje spędzam z Nią bardzo dużo czasu. Znam swoje dziecko, ale dopiero teraz widzę jak się zmienia w bardzo krótkim czasie. Jak absorbuje świat i dopasowuje go do siebie. Wiem, że moja córka ma silny, dominujący charakter, ale potrafi być przy tym taka urocza i słodka. No mix nie z tej ziemi 😉. Nie mówię już nawet o Janku, który dopiero zaczyna pokazywać swoją osobowość i już widzę, ze tez nie będę się nudzić 😉

Już tak na samiuśki koniec pare zdjęć ❤️





Sposób na plastik

Na co dzień mieszkam w małej  miejscowości na Lubelszczyźnie.  Niestety daleko jej chociażby do takich rzeczy jak chodnik w każdym miejscu, ale nie narzekam. Jest co robić, mam ciszę i spokój.
Za każdym razem kiedy jestem w Holandii coś mnie zaskakuje. Tym razem moja moją uwagę zwróciły tajemnicze maszyny. Jak udało mi się dowiedzieć, służą one do zwrotów plastikowych butelek. Wrzuca się do nich puste butelki (razem z korkami) i otrzymuje za nie 25 centów. Sprawa dziecinnie prosta, łatwa i z korzyściami dla wszystkich. Oczywiście są też minusy, ponieważ maszyna nie przyjmuje każdego rodzaju butelek i zawsze musi być korek, ale nie oszukujemy się to i tak dobra sprawa. Poszperałem trochę w internecie i okazuje się, że takie maszyny są też w Polsce, np. w Krakowie. Niestety jest ich tak mało, że ciężko je uświadczyć, ale jesteśmy na dobrej drodze☺️. W Holandii ten system jest bardzo rozbudowany i taką maszyna znajduje się w każdej większej i mniejszej miejscowości. Dzięki temu nie wala się tyle plastiku dookoła. Jednak u nich też duże znaczenie mają podziemne śmietniki, których tylko mały kawałek wystaje ponad ziemię.
Zastanawia mnie ile czasu będziemy musieli jeszcze poświęcić aby w Polsce było względnie czysto, ponieważ jak na razie nie wygląda to dobrze. Wiadomo, że wszystkie akcje niosą za sobą mniejszy i większy wkład finansowy, ale wiadomo też, że inwestycje potrafią się zwrócić 😉

Ps. Przepraszam Was za poniedziałkowy wpis. Przeczytałam go jeszcze raz i widzę jak strasznie jest niedopracowany.

podróż po rowninie.

Jak już wiecie, właśnie zaczął się mój urlop w Holandii u teściów. Dlatego teraz pojawi się seria postów wyjazdowych :-) Może nie zwiedzicie ze mną wielu miejsc, ale okolice Dalfsen będziecie znali jak własna kieszeń ;-).

#podróż
Dojechaliśmy późnym popołudniem w piątek. Jechaliśmy 14 godzin. Uważam, że jak na przejechanie ok 1300 km, z dwojką dzieci to i tak nie zly czas. Co było najtrudniejsze? ogarnięcie Janka. Przyznaję bez bicia, że Klarze dużo czasu umilal telefon. Niestety mamy chorobę lokomocyjną i wszelkie zabawy samochodowe mnie omijają, bo jest mi po prostu nie dobrze. A wszelkie leki zamulają albo usypiaja, co w  podroży z dziećmi nie jest wskazane.Na szczecie dzieciaki nie odziedziczyly tego po mnie i moga robić co chcą. Tak jak wspominałam Klara dostala telefon do ręki i nie bylo z nią żadnego problemu. Natomiast Janek się nudził. Nie ma się co dziwić, wiele godzin w jedej pozycji, nie mogąc się rozprosotować, ani pobawić. Uważam, że i tak nie było źle. Trochę tylko jęczal i marudzil. Pod koniec podroży kiedy dzieciom nudzilo się juz strasznie i nie mogły usiedzieć w miejscu, poszedł w ruch... papier toaletowy. Nie wiem co on ma takiego w sobie, ale dzieciaki zajęly się nim na dobre 20 minut. smiechu bylo co niemiara, a my mogliśmy spokojnie dojechać do celu. Także polecam :-)

#fitgeekmama

Kiedy już wszyscy się rozjechali (Marek wrócił do Polski, bo niestety nie ma już urlopu), wdrażam się powoli w rytm dnia moich teściów. Pierwsze co mogę powiedzieć, ze jedzą inaczej niż my (nie mówię tu o smaku, bo wiadomo, ze mimo typowych dań będzie się On trochę różnił). Jedzą lekko i smacznie, dużo się ruszają i nie jedzą późnych kolacji. Czyli... coś dla mnie. Już czuje jak kilogramy lecą w dół 😉. Zobaczymy jakie będą rezultaty, jestem dobrej myśli 😊
Jako optymistka. Na 3 tygodniowe wakacje wzięłam aż 2 książki 😉. Pierwsza to „życiorysy ludzi z miasta” Michała Bąka. Jest to coś zupełnie innego niż zazwyczaj czytam, ale mam wakacje wiec warto spróbować czegoś nowego. Przekonał mnie opis, który mówi, ze jest to historia ZWYKŁYCH ludzi. Jestem bardzo ciekawa co tez autor miał na myśli. Mam nadzieje, ze uda mi się ją przeczytać, chociaż pewnie będzie to trochę dłuższy czas  niż zazwyczaj.
Co do książek dla dzieci, to wzięłam sprawdzone tytuły, które bardzo lubią. Nie mogło zabraknąć PUCIA i tych retro książątka, o których pisałam ostatnio. Mam nadzieje, ze tyle wystarczy, chociaż mogło by być więcej, niestety nie zmieściło się 😉
                                                            Dzisiejszy wpis jest niestety krótszy niż planowałam, ale niestety muszę pisac go z telefonu. Na koniec pokaże Wam ile musieliśmy zabrać na te 3 tygodnie 😉. Na zdjęciu brakuje wózka i Janka, ponieważ akurat obaj...byli zajęci 😉
Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl