Demony Dominiki (Wydawnictwo AlterNatywne)

Koniec kwietnia, a mi się nadal wydaje, że jesteśmy... w lesie. Dosłownie ze wszystkim. Wczoraj Polskę obiegła informacja, że żłobki i przedszkola zostaną otwarte. Te wieści dotyczą mnie bezpośrednio, ale... wcale się nie cieszę. Jak zwykle (ostatnio) zostało rzucone hasło, a resztę ogarnijcie sami. Jak to ma być zorganizowane, nie wiem i nikt nie wie, bo nie ma żadnych wytycznych. Jednego mogę być pewna, na pewno nie będzie to bezpieczne dla nikogo. Zdaje sobie sprawę, że mam ten komfort siedzenia w domu bez potrzeby pracy zdalnej. Wiem, że Ci, którym nie jest łatwo pracować z domu modlili się o takie wieści, ale serio? siedzimy w domu już tyle czasu, czy w ramach ogólnego bezpieczeństwa zbawiłyby nas kolejne dni narodowej izolacji? Nie wrócimy do "normalności" jeśli władza będzie podejmować decyzje bez oparcia ich na jakiś sensownych procedurach bezpieczeństwa, no ale mogłabym ten monolog ciągnąć jeszcze długo. Kwarantanna daje się wszystkim we znaki i na pewno nikt nie jest zadowolony z zaistniałej sytuacji, no może oprócz producentów maseczek ;-)
Dlatego dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam książkę idealną na majówkę w domu. Dającą do myślenia, a przede wszystkim działającą na wyobraźnię.

Demony Dominiki


Opis

Życie Dominiki z pozoru układa się świetnie - jest piękną, młodą kobietą stojącą u progu awansu, ma kochającego męża, który bardzo pragnie powiększyć rodzinę, oddanych przyjaciół.
Walczy jednak z demonami. I tymi z przeszłości, jak przytłaczające ją od lat samobójstwo przyjaciółki z dzieciństwa, i tymi, którym musi stawiać czoło obecnie - uwikłanie w romans i zwodzenie swojego kochanka, kompleksy, zagubienie na życiowej ścieżce, złośliwa szefowa. A może demony znajdują się tylko w jej głowie...?
Po tym, jak w snach Dominiki pojawia się tajemnicza i mroczna kobieca postać, wokół niej zaczynają dziać się coraz dziwniejsze i coraz bardziej makabryczne rzeczy. Sen przenika się z jawą i zamienia w koszmar. Życiu Dominiki i jej bliskich grozi niebezpieczeństwo, a na dodatek wszystko wskazuje na to, że powraca nastolatka, która od trzynastu lat powinna nie żyć.
Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Czy ktoś chce odebrać Dominice jej dotychczasowe, pogmatwane życie?

Wrażenia
Lubię takie książki, zagmatwane, gdzie jawa i sen się mieszają. Sporo jest tego na rynku, ano właśnie... Takich książek jest całkiem sporo, ciężko nimi zaskoczyć czytelnika, autor musiałby... w ciekawy sposób, bardzo plastyczny i działający na wyobraźnię, przedstawić tę delikatną granicę, połączyć rzeczywistość ze snem,tak aby dawała do myślenia i sprawiała, że ta fantazja będzie nam zadziwiająco bliska. Łukasz Piotrowski to potrafi. Udało mu się mnie zaskoczyć i sprawić, że zaczęłam myśleć o świecie z koszmaru, a najlepsze jest to, ze to wcale nie było takie nieprzyjemne jak się może wydawać. Dzięki Demonom Dominiki mogłam zastanowić się, czy moje demony byłyby podobne do tych opisanych w książce. Wiem, że to brzmi dziwnie i niepokojąco, ale w czasie kwarantanny różne myśli przychodzą do głowy ;-). Wracając jednak do tematu. Najbardziej podoba mi się mroczny klimat świata Alice, który... sama sobie stworzyła...ale przyjemność poznania go zostawiam tym, którzy oddadzą się lekturze :-)
Ocena
Dawno nie miałam takiego dylematu. Demony Dominiki jako całość mi się podobały, ale... trochę zgrzytają mi postaci. Wydaje mi się, że są trochę niedopracowane lub przejaskrawione. Dialogi są nijakie, ale... kiedy dłużej nad tym się zastanawiałam, doszłam do wniosku, że Łukasz Piotrowski skupił się na elementach ważnych dla fabuły, przykładem może być pierwsze spotkanie Dominiki i Alice, gdzie groza, niepokój i strach biją z każdej najdrobniejszej cząsteczki. Przez to zaniedbał trochę otoczenie, które no mogłoby być ciekawsze.
Finalnie jakbym miała posłużyć się moją ulubioną (bo moją ;-)) skalą ocen, powiedziałabym, że Demony Dominiki zasługują na miejsce dość wysoko, tak mniej więcej na półce, na poziomie wzroku żeby przypadkiem jej nie przegapić ;-).

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu AlterNatywnemu




Seria 7 królestw (Galeria Książki)

Kolejny tydzień narodowej kwarantanny za nami. Powoli przestaję liczyć dni, a nawet tygodnie zamknięcia. Po prostu stało się to moją codziennością i nie czekam z utęsknieniem kiedy wrócimy do "normalności". Chociaż nie mogę powiedzieć, bo ten czas dał mi naprawdę dużo. Dobrze się zorganizowałam, mogłam wesprzeć edukację moich dzieci i zobaczyć jak sobie ze wszystkim radzą, co je interesuje, z czym jeszcze nie dają sobie rady. Chociaż to ostatnie to kwestia sporna. Klara potrafi poradzić sobie z większością rzeczy, ale... musi chcieć, bo bywają dni, że policzenie do 10 jest wyzwaniem przekraczającym jej możliwości. Jedyne czego żałuję to brak wystarczającego (zawsze będzie za mało ;-)) czasu na czytanie książek. Klara nie ma już popołudniowej drzemki, więc kiedy Janek śpi mam wybór - dać jej telefon i poczytać lub pobawić się z nią. Wybór jest prosty i oczywisty. Daje jej zabawy, w które może bawić się sama, a ja czytam ;-) Żartuję, wcale nie jest tak idealnie. Nawet jeśli Klara czymś się zajmie to i tak za chwilę jestem do tego niezbędna. No cóż, jeszcze przyjdzie czas na czytanie ;-). To nie jest tak, że nie czytam w ogóle, ale niestety, moje stare oczy szybko się męczą podczas wieczornego czytania. Dlatego dzisiaj, zanim uda mi się skończyć to, co zaczęłam (szczegóły już wkrótce ;-)) mam dla Was.... Mój TOP 1 fantastyki.


Żeby narobić Was smaku, umieszczę TYLKO opis pierwszego tomu.

W Fellsmarchu nastały ciężkie czasy. Han Alister, do niedawna złodziej, zrobi niemal wszystko, by utrzymać siebie, matkę i siostrę Mari. Jak na ironię, jedyna wartościowa rzecz, jaką posiada, nie nadaje się do sprzedaży. Odkąd Han pamięta, zawsze miał na rękach grube srebrne bransolety z wygrawerowanymi runami. Wszystko wskazuje na to, że są magiczne - rosną wraz z nim i nie da się ich zdjąć. Życie Hana komplikuje się jeszcze bardziej po tym, jak chłopak zabiera potężny amulet Micahowi Bayarowi, synowi Wielkiego Maga. Amulet ten niegdyś należał do Króla Demona - czarownika, który przed tysiącem lat omal nie zniszczył świata. Bayarowie nie powstrzymają się przed niczym, by odzyskać tak potężny przedmiot. Tymczasem Raisa ana'Marianna, następczyni tronu Fells, toczy własną walkę. Właśnie wróciła na królewski dwór po trzech latach swobody u rodziny ojca, w kolonii Demonai, gdzie jeździła konno, polowała i uczestniczyła w słynnych targach klanowych. Po swoim święcie imienia szesnastoletnia Raisa będzie mogła wyjść za mąż, lecz nie jest zachwycona perspektywą poślubienia księcia z dużym zamkiem i małym móżdżkiem. Raisa pragnie być jak Hanalea - legendarna waleczna królowa, która pokonała Króla Demona i uratowała świat. Wygląda jednak na to, że jej matka ma inne plany - niebagatelną rolę odgrywa w nich zalotnik, łamiący wszelkie prawa, na których opiera się królestwo. Siedem Królestw zadrży w posadach, gdy losy Hana i Raisy zetkną się na kartach tej trzymającej w napięciu powieści.

Bo potem jest już tylko ciekawiej....

Zacznę od konkretów.

Na Lubimyczytać.pl ocena 7.8/10
Książkę oceniło już ponad 5500 ludzi.
Wszystkie książki z serii (4) są oceniane powyżej 7.5

Jak widzicie, nie tylko ja uważam, ze książka jest po prostu rewelacyjna.

Wrażenia

Wszystkie książki przeczytałam dosłownie na raz. Nie da się odłożyć tej historii na później. Zaczynasz i nagle jest druga w nocy, a Ty o 6 wstajesz do pracy. Gdyby nie mój tetryk, który przebudzając się w nocy, dawał mi wyraźnie znać, że jest niezadowolony z takiego stanu rzeczy ;-). Nie odrywałabym się od tej sagi w ogóle. Myślę, że byłabym nawet w stanie poświęcić parę dni urlopu żeby spokojnie doczytać ;-)
Cinda Williams Chima stworzyła niesamowitą historię. Spójną, ciekawą, zaskakującą i bardzo przyjemną w odbiorze. Jest to pierwsza saga, do której wrócę z przyjemnością kiedy przyjdzie odpowiedni czas ;-).  Najbardziej urzekła mnie płynność tej historii. Przy takich fabułach często ma się wrażenie, że akcja dzieje się to, potem przenosi gdzieś indziej, potem wraca,a finalnie i tak wszystko się łączy. Cinda Williams Chima tworzy tą płynność od początku. Nie oznacza to jednak, że fabuła jest jednoplanowa. Po prostu wszystko, co dzieje się w tej historii płynnie się zmienia. Jedno wynika z drugiego, dlatego tak trudno się od tego oderwać. O ile mogę się już nazwać osobą oczytaną fantastyką i znającą temat, tak nie zdarzyło mi się jeszcze tak płynąć ;-)

Dla kogo?

Tutaj może być chyba jedyny malutki, prawie niewidoczny minusik. Nazwałabym ją literaturą młodzieżową.. Tylko, ze dla młodzieży takiej ok. 20+ ;-). Ja ją czytałam w wieku 25 lat i byłam zachwycona. Pożyczyłam ją paru osobom w moim wieku i też były oczarowane. Nie jest to krwawa historia, więc sądzę, że młoda młodzież też odnalazłaby się w tej historii. Dla mnie właśnie ta łagodność może być delikatnym zgrzytem. Chociaż Cinda Williams Chima  pokazała, ze można sobie poradzić bez brutalnego rozlewu krwi.

Ocena

Piedestał! ;-)

Jakby kogoś zainteresowała ta historia. To na stronie Gakeria Książki jest MEEEEGAAA promocja. Cała saga za 40 zł!

Polscy Superbohaterowie. Mieszko I (Wydawnictwo RM)

Witajcie w ten... chyba czwartek. Gdybym codziennie nie skreślała z Klarą dni w kalendarzu, pewnie nie wiedziałabym jaki mamy dzisiaj dzień. Trochę to smutne, trochę przerażające, ale niestety przyszło nam żyć w czasach epidemii i trzeba się do tego dostosować. Nawet jeśli obecnie tydzień ma aż 7 niedziel ;-). Mówię tu oczywiście o rodzicach tylko i włącznie zajmujących się dziećmi podczas narodowej kwarantanny, bo Ci, którzy pracują zdalnie, na pewno odczuwają to inaczej.
Dzisiaj wątek bardzo ważny - edukacja domowa. Mam to szczęście, że moje dzieci nie chodzą jeszcze doszkoły. Oznacza to, że ich edukacja wygląda inaczej i nie mają żadnych e-lekcji. Na moje drugie szczęście nauczycielki Klary udostępniają fajne materiały i pomysły na realizację różnych tematów. Na moje trzecie szczęście, sama szukam ciekawych pomysłów, które mogę zrealizować z dzieciakami (serdecznie pozdrawiam Karolinę z Nasze Bąbelkowo, która jest studnią, z której czerpię ;-) i Honoratę z Maluch w domu, która ma taką ilość inspiracji, że nie sposób wszystko zrealizować :-)).
Tak. Ja mam szczęście. Jednak obserwuję to, co wstawiają rodzice starszych dzieci, takich w wieku szkolnym. Krew mnie zalewa. Przepisz do zeszytu, naucz się definicji...nie będę komentować zaangażowania nauczycieli (w taką formę nauczania). Jedyne, co mogę zrobić to pogardliwie prychnąć na nasz system edukacji. EH! Szkołę skończyłam jakiś czas temu, ale chociaż trochę już minęło, nic się nie zmieniło. Wiem, że są nauczyciele, którzy naprawdę robią dużo żeby zachęcić dzieci do nauki, są też tacy, którzy nadają się tylko do... telewizji publicznej. Dlatego dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę, która jest dobrą alternatywą dla lekcji historii. Dlaczego? Bo Magdalena Koziarek przedstawia nam żywą (no już nie ;-)) osobę.



Z historią u mnie jest tak. Znam, kojarzę, lubię czasami poczytać, ale nie jest to moja miłość, ani pasja. Z lekcji historii pamiętam, że starałam się zaangażować w lekcje i nauczyć o wszystkich wydarzeniach. Niestety kończyło się tym, że ogrom materiału mnie przerastał i wszystko mi się mieszało lub po prostu wypadało z głowy. Myślę, że to dość częsta przypadłość ;-), ale ile można zapamiętać suchych faktów ? Trzeba tchnąć w to trochę życia.  Bo daty to jedno, ale dowiedzieć się, że Bolesław Chrobry był zakładnikiem na dworze cesarskim to już zupełnie inna historia ;-)

Opis

Kiedy podczas warsztatów archeologicznych w muzeum Piotrek znajduje tajemnicze drewienko, nie przypuszcza, że właśnie wszedł w posiadanie narzędzia do przenoszenia się w czasie. Razem ze starszym bratem Tomkiem wyruszają w podróż do średniowiecza czasów Mieszka I, któremu towarzyszą w najważniejszych momentach życia. Stają się świadkami postrzyżyn księcia, jego chrztu i poznają historię najważniejszych bitew. Chłopcy przekonują się, że w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy… Kto jest prawdziwym właścicielem drewienka? I czego chce od chłopców tajemniczy pogański kapłan?

Wrażenia

Znam takie historie, często przenoszą do alternatywnych światów. Coś w stylu co by było gdyby? Tyle, że tutaj jest trochę inaczej. Bo główni bohaterowie nie trafiają do świata z odległej przeszłości. Lądują w naszej linii czasowej. Nic tu nie jest wymyślone, czy przekoloryzowane, ale mimo to, wszystko jest nieznane i niezrozumiane.
Bardzo podoba mi się to, że autorka używa słów, które niestety odchodzą już do lamusa. Kurhan, polepa, dzieża, czy wiele innych. Dzięki temu od razu możemy poczuć, że w czasach Mieszka I ludzie żyli inaczej niż by. Choćby dlatego, że mieli swoje nazwy na przedmioty codziennego użytku ;-). Myślę, że dla młodych czytelników to będzie zderzenie z czymś zupełnie nowym. Co innego czytać o Chrzcie Polski, a co innego czytać historię jak do tego doszło. 
Właśnie w taki sposób powinno się edukować. Magdalena Koziarek sprawiła, że ta historia ma sens. Teraz już wiem, co i dlaczego, a nie... 966 chrzest Polski. 






Nie można zapomnieć również o ilustracjach, które wykonała Elżbieta Moyski. Podoba mi się ta dbałość o szczegóły. Grafiki są zrozumiałe i czytelne, a detale sprawiają, że zaczynam sobie wyobrażać jak to wszystko wyglądało w X wieku. 

Mieszko I. Tajemnicze Drewienko to bardzo wciągająca lektura. Nasza historia dawno nie miała takich żywych rumieńców ;-).
A najlepsze jest to, że Wydawnictwo RM stworzyło całą serię o Polskich Superbohaterach!

Sami zobaczcie -> TUTAJ

Za możliwość ożywienia Mieszka I, dziękuję Wydawnictwu RM


Kurs rysowania dla dzieci (Wydawnictwo RM)

Poniedziałek! Już nie mogłam się doczekać żeby Wam się pochwalić, że... nie zrobiłam absolutnie nic ;-) Odpoczęłam od książek, filmów, wszystkiego. Tak naprawdę nawet nie wiem jak to zrobiłam. Po prostu zanim się zorientowałam minął kolejny dzień, a ja nie zrobiłam nic (pomijając oczywiście podstawowe czynności). Mój dom wygląda jakby przeszło po nim tornado, wróciło się (bo czegoś zapomniało), przeszło jeszcze raz i... znowu wróciło ;-). Ale wiecie co, trudno. Sprzątałam cały czas, a wystarczy, że wyjdę z pokoju, a moje dzieciaki zmieniają moją koncepcję czystości na swoją, bo przecież jak wszystko leży na podłodze to lepiej się szuka. Przestałam się już tym frustrować. Mam nawet wrażenie, że kiedy ktoś mnie odwiedza (zamierzchłe czasy ;-)), kiedy widzi taki bałagan, czuje się u mnie swobodniej. Nie macie czasami wrażenia, ze bałagan ułatwia kontakty międzyludzkie? Cóż, temat do dłuższych rozważań ;-).
Dzisiaj mam dla Was coś wyjątkowego (tak, wiem, jak zawsze ;-). Inspirującego i na maxa twórczego. Kurs rysowania dla dzieci od Wydawnictwa RM.


Uwielbiam takie książki, ponieważ mocno mnie nakręcają na kreatywne działania ;-). Kiedyś dużo rysowałam, chodziłam nawet na zajęcia plastyczne do pobliskiego domu kultury. Nie wiem, czy miałam talent, po prostu rysowanie sprawiało mi przyjemność. Dlatego, jak widzę takie książki to aż mnie skręca w środku (żeby zobaczyć, co kryją ;-)). 
Trzeba również podkreślić to, kto jest twórcą tego kursu. Chris Hart jest bardzo znanym rysownikiem, który ma na swoimi koncie parę poradników dotyczących rysowania. Jego kreska jest bardzo przyjemna dla oka (jak zresztą widać ;-). Postacie, które tworzy są nacechowane pozytywną energią, co sprawia, że jeszcze chętniej sięga się do jego poradników. Miałam okazję przejrzeć tylko (dodatkowo) poradnik rysowania zwierząt, ale muszę powiedzieć, że mam już wyrobione zdanie na jego temat i jest wysoko na mojej liście rysowników, którzy mnie inspirują.





Wrażenia

Ciężko jest mi odnieść się do obu tych kursów oddzielnie, ponieważ moim zdaniem uzupełniają się. Każdy, kto kiedykolwiek rysował (chyba wszyscy ;-)), wie, że jeśli chce się coś narysować proporcjonalnie i z sensem, trzeba najpierw nakreślić jakiś ogólny kształt. Najczęściej są to właśnie podstawowe figury geometryczne - koło, trójkąt, kwadrat. Dzięki temu łatwiej nam potem rysować szczegóły. Chris Hart pokazuje nam własnie jak to zrobić krok po kroku.
W obu kursach zauroczyło mnie to, że rysunki, jakie tworzy Chris Hart są nie tylko przyjemne dla oka, ale mają w sobie dużo pozytywnej energii. Przyjrzałam się dokładniej pracom tego rysownika i muszę powiedzieć, że zdecydowanie podoba mi się styl w jakim tworzy. Gdybym sama na to wpadła rysowałabym bardzo podobnie ;-). 
No, ale przecież to kurs dla dzieci, a nie dla mnie, więc... dzieci są na tak ;-). Co prawda moje są jeszcze za małe, Klara dopiero uczy się trzymać ołówek, czy kredki, ale wypróbowałam na trochę starszych (nie obawiajcie się, konsultacja była zdalna ;-)). 
W Kursie rysowania fajne jest to, że jest różnorodność. Chris Hart zadbał żeby te poradniki nie były nudne i monotematyczne. Możemy tu znaleźć naprawdę fajne pomysły na rysunki. Od zwierząt, przez ludzi aż po budowle i roboty. Naprawdę każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mnie ten kurs zainspirował do tego stopnia, że sama coś tam stworzyłam. Niestety, nie mogę się pochwalić, bo moi krytycy (okrutni), pokazali mi ile są warte moje dzieła - podrzeć, wyrzucić, a najlepiej spuścić w toalecie. No cóż...
Wracając do kursów rysowania. Jeśli nie do końca przekonuje Was sama okładka, zajrzyjcie do środka ;-)













Takie Kursy rysunku są bardzo inspirujące, ponieważ nie tylko możemy je sami odwzorowywać, ale także samemu tworzyć. Wybierając dowolną figurę i tworząc na jej podstawie własne postacie, czy co tylko chcemy. Ja na razie zostanę przy odwzorowaniu, trochę rozruszam rękę, a potem kto wie. Dobrze, że Chris Hart stworzył takie poradniki. Dzięki temu nawet starsi (ale młodzi duchem ;-)) mogą tworzyć proste i efektowne rzeczy ;-)

Za zachęcenie do rysowania dziękuję Wydawnictwu RM

  

Przegląd prasy z Edipresse Kids (IV)

Ogłaszam czwartek nową środą. Co to oznacza? Teraz zamiast wpisu w środę będzie pojawiał się on w czwartek. Dlaczego? Łatwiej jest mi wszystko ogarniać w nocy, kiedy dzieciaki już śpią. A żebyście mogli się nacieszyć poniedziałkowym wpisem trochę dłużej... ;-). Dlatego taka drobna zmiana :-).
Kwarantanna powoli zaczyna się ciągnąć i przedłużać. Nie mówię oczywiście o jak najszybszym zniesieniu tej izolacji, ale wszystko już zostało zrobione. Generalne porządki zrobione, przemeblowania, zrobione, nawet remonty, zrobione. Mojego męża ominął czas siedzenia w domu. Na jego szczęście, bo mam sporo pomysłów na nowe zagospodarowanie przestrzenne ;-).Mimo wielu pomysłów na każdy dzień, zaczynam się nudzić. Tak samo jest z dziećmi. Wszystko obejrzane, zagrane, przeczytane, namalowane, wymyślone, więc czas po prostu zacząć się nudzić. Mogę oczywiście wymyślać milion różnych rzeczy, ale wiecie co, straciłam zapał, a dzieciaki entuzjazm. Owszem, nadal są rzeczy, które robią z przyjemnością (np. czytają <3), ale chyba chciałyby wrócić do normalności. O ile Janek jeszcze nie do końca rozumie całą sytuację, tak Klara chętnie spotkałaby się z innymi dziećmi, czy (nawet!) wróciła do przedszkola.
Na szczęście niektóre wydawnictwa nie wstrzymały swojej działalności i nadal możemy liczyć na solidną dawkę rozrywki :-).



Kraina Lodu

Ta seria jest niesamowita. Jeśli mam być szczera to chyba ja ją bardziej lubię i z ciężkim sercem oddaje Klarze te ręcznie malowane figurki. Ja bym je chętnie postawiła na półce i niech stoją, cieszą oko ;-). Kiedy dostałam dwa najnowsze numery, postanowiłam sprawdzić, czy treści się nie powtarzają. Przecież to niemożliwe żeby mogło być tyle informacji na temat Krainy Lodu. A jednak. Teksty, zagadki, porady, historie. Nic się nie powtarza! Ten magazyn to świetnie dopełnienie dla obu filmów. Nie tylko uzupełnia informacje, ale również je porządkuje. Nic dziwnego, że został nominowany w plebiscycie Influencer's Top 2020











Jak widzicie materiału do przerobienia jest naprawdę dużo i nie można się nudzić. A dodatkowo można zamówić całą kolekcję nie wychodząc z domu! klikając Tutaj lub tak jak mi brakuje Wam jakiegoś konkretnego tomu można go zamówić tutaj (ja właśnie czekam na naszą ulubioną postać - Puszka ;-) <3)

Zakład, że tego nie wiesz?

Czy wspominałam już jak lubię tę serię? Nie? Uwielbiam ją! Masa przydatnej i praktycznej wiedzy. Dodatkowo w lekkiej i zabawnej formie? Czego chcieć więcej? Ja wiem czego! 
Drogie Edipresse Kids,
Nie dawajcie dzieciom takich argumentów! Przecież One je wykorzystają przeciwko nam - rodzicom. Dwa najnowsze numery mówią o tym, dlaczego nie można żyć bez internetu i gier. Najgorsze jest to, że w Zakład, że tego nie wiesz? wszystko jest takie racjonalne i poukładane, że nie można się do niczego przyczepić i zakwestionować. Punkt po punkcie pokazane jest jak to wszystko powstało, do czego służyło. Wszystkie aspekty konkretnej dziedziny są przedstawione. Przeczytałam oba (poprzednie zresztą też ;-) tomy Nie wiem do końca to określić, ale jest takie powiedzenie - mądrego to miło posłuchać. Uważam, że to doskonale oddaje poziom Zakład, że tego nie wiesz? Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że to nie jest "wiedza szkolna". Tematy, które porusza ten magazyn, wykraczają poza program nauczania. Dzięki temu dzieciaki mogą dowiedzieć się więcej o otaczającym świecie w bardzo fajny i przystępny sposób.









Cóż mogę powiedzieć. Magazyny od Edipresse Kids to takie światełko w tunelu. Dzięki nim odkrywamy niesamowite światy i bohaterów. Zawsze nie mogę się doczekać na kolejne numery Krainy Lodu, czy Zakład, że tego nie wiesz? Mają w swoim asortymencie tak duży wybór, że każdy znajdzie coś dla siebie i... ciągle ciągle dodają coś nowego. Zresztą, sami sprawdźcie ;-)



A tu moje bobasy, zaczytane. Strach pomyśleć, co będzie jak naprawdę będą potrafić czytać ;-)


Serdecznie dziękuję Edipresse Kids za dostarczanie rozrywki w czasach długiego siedzenia w domu ;-)


Adela Jednorożec mimo wszystko (Wydawnictwo RM)

Alleluja i do przodu! Jak to już ktoś kiedyś powiedział ;-). Święta w tym roku bardzo inne, ale wierzę, że za rok będę tylko powodem do refleksji, a nie nowym standardem. Muszę przyznać, że te święta bardzo mnie rozleniwiły (bardziej niż zwykle ;-)). Nie trzeba było tyle sprzątać, tyle stać przy garach, tyle wszystkiego ogarniać. Jest to dla mnie po prostu kolejny dzień do przeżycia. To chyba właśnie ta rutyna trzyma mnie z daleka od złości i frustracji na zaistniałą sytuację. Staram się nie śledzić tego, co się dzieje, ale na niektóre rzeczy nie mogę pozostać obojętna. To jak konflikty, nie tylko polityczne, czy społeczne, ale te mniejsze, domowe, zaczynają dosłownie wybuchać. Nie wiem, jak można żyć z taką frustrację i agresją, ale tym na pewno będą zajmować się mądrzejsi ode mnie. Chodzi mi po prostu o to, że zamknięcie ludzi w ich (własnych!) domach, pokazuje, że ciężko żyć w izolacji. Może uda się nam docenić to, co mamy. Ja staram się cieszyć tą chwilą. Nie jest łatwo, to jasne, ale czy jest aż tak trudno?
Chciałabym przedstawić dzisiaj Wam książkę, która na pewno pomoże rozładować stres i napięcie. Wszystko dzięki temu, że jest napisana z dużą dawką humoru i (oczywiście ;-)) magii.


Opis

To ja, Adela. Koń prawie jak wszystkie inne, z jedną malutką cechą szczególną: mam róg na głowie. Na szczęście u Norberta, gospodarza, który przygarnął mnie do swojej zagrody, nikt nie robi z tego sensacji. Każdy ma tu swoje małe wady! I wszystko toczyło się w najlepsze aż do przybycia rzekomego specjalisty od jednorożców, który głosi wszem i wobec, że jestem legendarnym zwierzęciem! Też coś! Opowieści dziwnej treści. Już ja im pokażę, że magia nie istnieje!

Wrażenia

Bardzo zaciekawił mnie ten odwrócony schemat. Ja, jakbym miała okazję to bardzo chętnie udowodniłabym wszystkim, że jestem jednorożcem. Stworzeniem mitycznym, majestatycznym, tajemniczym, wspaniałym... No, ale dosyć o mnie, wracajmy do Adeli ;-)
Podobało mi się to w jakim miejscu Ludivine Irolla osadziła całą historię. Farma rodziny Dobromiłych to niezwykłe miejsce. Tutaj każde zwierze ma nie tylko swoją mniej lub więcej smutną historię, ale także każde z nich ma jakaś cechę szczególną. Spotkamy tutaj żółwia, który musi poruszać się na deskorolce, ponieważ nie ma tylnych łap, czy kozę, która straciła jeden z rogów, no i oczywiście najjjjjjjzwyyyklejszego konia z rogiem na głowie. Tylko, że ten koń pachnie poziomkami, ma różową grzywę i ogólnie bardzo się błyszczy od tego całego brokatu i cekinów.
Humor. Musiałam to aż wyróżnić, ponieważ bardzo mi się podobał ten aspekt fabuły. Adela ma po prostu dar do bycia zabawną. Jej tyrady, czy sam sposób myślenia, sprawiają, że nawet taki ponurak jak ja, się uśmiecha (wiadomo, śmianie się z dziećmi nie ma nic wspólnego z naszym własnym poczuciem humoru ;-). Inaczej jest kiedy w coś gramy, czytamy itd. inaczej kiedy słucham stand upu)
Najbardziej podobała mi się postać Norberta Dobromiłego, który jest właścicielem tej wyjątkowej farmy. Chociaż właściciel to raczej złe słowo. Bardziej pasuje opiekun. Norbert wszystkie zwierzęta traktuje jak własne dzieci. Troszczy się o nie. Sprawia, że czują się kochane i bezpieczne. Chyba właśnie takich bohaterów mi brakuje, dlatego bardzo przypadł mi do gustu. Prostolinijny i kochający. To wystarczy ;-).
Nie można zapomnieć również o ilustracjach pani Marie de Monti, która bardzo fajnie uchwyciła całą historię. Chyba najbardziej w pamięci zostaje koza Paprotka, która jako jedyna nie jest aż tak bardzo szczęśliwa. Pani Marie de Monti doskonale uchwyciła nie tylko jej cechy szczególne, ale również "sposób bycia". Jednak żeby przekonać się, że mówię prawdę trzeba samemu sięgnąć do książki ;-)


Ocena

Adelę jednorożca mimo wszystko czyta się z największą przyjemnością. Fabuła jaką stworzyła Ludivine Irolla jest nietuzinkowa i niebanalna. Bałam się, że czytając tę młodzieżówkę poznam wtórną historię o kolejnym jednorożcu. Jednak autorka zadbała o to żeby nie było tu kolejnych jednorożców tylko jeden, wyjątkowy, który wcale nie chciał być jednorożcem.
Uważam, że Adela skradnie serca wielu młodych czytelników. Ja na pewno zostawię książkę dla Klary żeby za parę lat (mam nadzieję, że nie będzie rosła tak szybko jak do tej pory ;-)) mogła poznać tę niesamowitą historię.

Za możliwość poznania hisotrii Adeli, dziękuję Wydawnictwu RM


ps. tym razem nie ma ciasta, bo w książce były tylko pyszne babeczki, a nie przypalone, tak jak to ja umiem najlepiej ;-)

Mag bitewny (Fabryka Słów)

Przez tę kwarantannę dni zaczynają mi się zlewać i przegapiłam to, że wczoraj była środa. Każdy dzień wygląda podobnie, chociaż staram się to sobie jakoś urozmaicać. Niestety wydaje mi się, że jeszcze posiedzimy trochę w domu. Zwłaszcza, że na pewno sporo osób złamie obecnie obowiązujące przepisy i dopiero punkt krytyczny będzie po świętach. Oznacza to, że (przynajmniej) do końca maja będą same dni świstaka. Oczywiście to moje zdanie. Słyszałam też pogłoski, ze po świętach mają łagodzić kwarantanne, ale nie ma co gdybać. Zobaczymy.
Kwarantanna to dla mnie bardzo specyficzny czas. Dom wygląda jakby mieszkało tu stado nastolatków, którzy nie odnajdują się w poukładanej przestrzeni. Lodówka świeci pustkami, ale codziennie jest to jeść (nie, nie robię codziennie zakupów, tylko biorę rzeczy, które mam w domu i wymyślam ;-)), Poznaję swoje dzieci i widzę jak szybko się zmieniają i rozwijają. Na początku byłam trochę sfrustrowana. Nigdy nie miałam aspiracji zostania nauczycielką (nawet w dzieciństwie wolałam zostać artystką ;-). Cieszę się, że nauczycielki Klary zdają sobie sprawę jak trudno ogarnąć rodzicom, co dziecko powinno się nauczyć i codziennie mamy nowe zadania, nowe wierszyki i nowe eksperymenty, które nie tylko organizują nauczanie domowe na odpowiednim poziomie, ale także dzięki temu mamy ciekawy plan dnia :-). Oprócz tego, że codziennie się uczymy, ćwiczymy, gotujemy, sprzątamy (to w sumie tylko ja robię ;-)), to mam zdecydowanie więcej czasu na czytanie. Oprócz stosiku książek moich dzieci, mam czas też na swoją literaturę. Dlatego dzisiaj mam dla Was książkę, która...


Opis

Nie ma uczucia silniejszego od smoczego smutku. Może tylko smocza wściekłość.
Armia nieumarłych pod wodzą demona zalewa królestwo Furii. Kolejne armie obrońców uginają się przed nieujarzmioną potęgą wroga. Ludzie zamieniają się w Opętanych i ruszają mordować własne rodziny. Świat pogrąża się w mroku, rozpaczy i dzikim przerażeniu.
Jedyną nadzieją na przetrwanie jest walka u boku maga bojowego i jego smoka. Tych jednak jest zbyt mało. Od czasu Wielkiego Opętania tylko nieliczni mają odwagę przywoływać smoki. Niektóre z nich, szalone i nieobliczalne, stanowią śmiertelne zagrożenie dla ludzi. Potrzeba wyjątkowego człowieka, by okiełznać ich moc...
Falko Dante - słabeusz w świecie wojowników, umierający na tajemniczą chorobę syn szaleńca i zdrajcy. Nie tak wyglądają bohaterowie tej wojny. A jednak to na jego barki spadnie ciężar odpowiedzialności i jemu przypadnie do odegrania rola, która zaważy na losach tysięcy ludzi.

Wrażenia

No fajnie pomyślałam. Jest wszystko, co lubię. Smoki, zakute łby, oj przepraszam, rycerze. Skoro Mag Bitewny to i jakaś bitwa pewnie będzie. Zobaczymy...
Już od pierwszych stron wiedziałam, że ta książka jest jakby dla mnie stworzona. Świat typowo fantastyczny, gdzie magia i mistyka się ze sobą przenikają. Czyli mówiąc potocznie - bajka. Tylko, że ta bajka jest strasznie mroczna. W tej bajce to wilk zabija myśliwego rozcinając mu brzuch. Czujecie o co chodzi? O ile nie mogę powiedzieć, że jest to historia, która wnosi coś nowego do gatunku, tak specyficzny świat, którzy wykreował Peter A. Flannery, po prostu pochłania nas bez reszty. Czytałam i nie mogłam przestać, czekałam aż moje dzieci usnął żeby wrócić do lektury. Kiedy jadły obiad, czytałam. Kiedy bawiły się w pokoju, czytałam. Ci, którzy mają dzieci (reszta się pewnie domyśla), wiedzę jak to jest czytać z dziećmi. Przeczytałam pół linijki "mamooooo!", przeczytałam pół strony "mamooooo!", ale prawda jest taka, że nie mogłam się oderwać. Nawet te parę kolejnych wyrazów, które popychały fabułę na przód były interesujące! 
Kiedy Mag Bitewny skończył mi się w połowie czytania. Usiadłam i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Jak to się skończył, ile trzeba będzie czekać na kolejny tom?! Dlaczego nie zaczną wydawać książek tak jak seriali, od razu cały sezon, nie trzeba by było czekać. Zazwyczaj, nie mam problemu z czekaniem. Zazwyczaj zaczynam czytać jakąś sagę jak już wszystko wydadzą ;-) lub po prostu książka nie interesuje mnie tak bardzo żeby nie móc się doczekać kolejnej części, a z Magiem Bitewnym jest inaczej. Skończyłam go czytać parę dni temu, ale nie mogę przestać o nim myśleć. Nie, nie zakochałam się ;-). Po prostu bardzo spodobał mi się klimat tej książki i z dużą ciekawością czekam na dalsze losy Falka Dantego.

Ocena

Mam specjalne kryterium dla takich książek. Jest nim Objawienie. Chóry anielskie, oślepiające światło, te klimaty. Jeśli miałabym to zobrazować to Mag Bitewny zstąpił by z nieba. Tak to zdecydowanie najwyższa półka jaką można sobie wyobrazić ;-). 

Maks i Emilka. Pies i kupa szczęścia (Wydawnictwo RM)

Witajcie moi drodzy, ale się za Wami stęskniłam ;-). Jak zapewne większość z Was wie, mój komputer padł, totalnie. Nie obyło się bez nowego dysku, ale teraz śmiga jak trzeba, także wracam ze zdwojoną siłą i motywacją. Muszę jednak przyznać, że 1,5 tygodnia bez komputera nie było dla mnie wyzwaniem. Należę do osób, które zawsze znajdą sobie jakieś zajęcie. Jedyne, na co mogłabym narzekać to edukacja domowa na telefonie, ale i z tym daliśmy radę. 
Dlatego dzisiaj chciałabym przedstawić Wam książkę, która została przez nas całkowicie zmaltretowana! Już nawet nie liczę ile razy dziennie czytam tę książkę. Chyba znam ją już na pamięć i chociaż ja już trochę straciłam do niej zapał (ileż można) to moje dzieciaki nadal, ciągle i w kółko chcą słuchać tej historii.



Fabuła


Maks i Emilka to rodzeństwo. Pewnego dnia odwiedza ich ciocia, która prosi o opiekę nad jej psem, podczas jej parodniowej nieobecności. Na początku dzieciaki są zachwycone, jednak szybko okazuje się, że zwierze to nie tylko kompan zabaw, ale też sporo dodatkowych obowiązków. Dzięki opiece nad psem Emilka i Maks zaczynają rozumieć, że posiadanie czworonoga nie może być pochopną i lekkomyślną decyzją.

Bohaterowie

Emilka ma 4 lata i jest bardzo wesołą i kreatywną dziewczynką. Lubi śpiewać i wymyślać rymowanki. Maks jest starszym bratem Emilki. Ma 6 lat i chodzi do zerówki. Jest spokojniejszy niż siostra i bardziej milczący, dzięki temu zawsze jest opanowany i w chwilach kryzysu pociesza siostrę. Jest też oczywiście Serdelek, czyli pies, którym zajmuje się rodzeństwo. Jest to jamnik o pogodnym usposobieniu. Oczywiście są też inne postaci, ale skupmy się na konkretach.


Plusy

Bardzo podoba mi się to, że autorka realnie podeszła do tematu. Pies to nie tylko same przyjemne rzeczy, tj. zabawa, czy spacery. Pies to również obowiązek i NIE WOLNO o tym zapominać. Tak jak każda żywa istota, wydala z siebie resztki strawionego jedzenia. Tak jak każda myśląca istota, ma prawo do różnych emocji tj. strach, czy szczęście. W końcu tak jak człowiek, pies również ma swój, indywidualny charakter i dlatego posiadanie psa MUSI być przemyślaną decyzją, a nie chwilową zachcianką.
Podoba mi się również to, że Maks i Emilka od razu muszą wykonywać wszystkie czynności związane z psem, samodzielnie i z pełną konsekwencją. Opiekują się Serdelkiem, więc nie mogą zostawić go na cały dzień samego w domu. Serdelek zrobił kupę? Muszą posprzątać, itd.  
Cała historia jest bardzo fajnie napisana. Dobrze się ją czyta i naprawdę wciąga. Jednak najbardziej podobają mi się konkrety na końcu. Wszystko jest jasno powiedziane i zilustrowane. Dzieci od razu poznają konkretne przywileje i obowiązki dotyczące posiadania psa. Nic nie trzeba tłumaczyć. Wszystko już jest.





Minusy

Minus jest tylko jeden. Nie ma kolejnych części. Uważam, że jeśli się już ukażą, seria zdobędzie dużą popularność.

Dla kogo?

Myślę, że dzieciaki w wieku głównych bohaterów (4 i 6) będą zachwycone. Chociaż Janek (1,5) też był zaciekawiony i słuchał z uwagą. Więc dla przedszkolaków nada się idealnie :-)

Podsumowując

Chociaż moje dzieciaki znają obowiązki jakie ma każdy posiadacz czworonoga (mamy dwa psy i dwa koty), to muszę przyznać, że książka i tak ich zaskoczyła. Klara nie wiedziała, że psy nie mogą chodzić do lodziarni ;-). Dodatkowo historia o  Maksie i Emilce jest napisana z tak dużą dawką humoru, że musiałam czekać aż Klara się wyśmieje, bo nie mogłam dalej czytać. Tak głośno się śmiała.


p.s. Tak, to spalone ciasto. Mogłabym powiedzieć, że wczułam się w mamę Emilki i Maksa, która zawsze przypala ciasto. Mogłabym powiedzieć, że to przez przypadek, że ciasta zawsze wychodzą mi rewelacyjnie, ale... o ile bardzo lubię robić dla moich dzieci wypieki, tak tak samo często wychodzą mi zakalce i murzynki. Ale wiecie co? Dzięki temu wydaje mi się, że dzięki temu są jeszcze lepsze i wcale się tego nie wstydzę ;-)



Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu RM



Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl