The Promised Neverland 6-15 (Wydawnictwo Waneko)
Mangowy czwartek, mangowy czwartek, ajajajajajajjjj! Cieszę się, że mogę Wam przybliżyć trochę ten aspekt kulturowy. Chociaż muszę przyznać, że nie jest to łatwe. Wiem, jak większość patrzy na tego rodzaju komiksy. Czytam też Wasze komentarze, w których często piszecie, że manga to zupełnie nie Wasz klimat. Ja się jednak nie poddaję i przychodzę z kolejną odsłoną niesamowitej historii ;-).
Bardzo długo myślałam nad tym, co napisać w tej recenzji. Muszę przyznać, że jest to jeden z najtrudniejszych tekstów, jakie mam okazję pisać, ponieważ absolutnie nie mogę Wam zdradzić żadnego szczegółu!
Fabuła
Kto czytał poprzedni wpis o The Promised Neverland, wie mniej więcej o co chodzi. Kto nie czytał, zapraszam >>TUTAJ<<. Co dalej? Udało im się, uciekli. Nie tak jak chcieli, nie bez strat, ale udało się. Tylko, co dalej? Nie wiedzą jakimi prawami rządzi się ten świat, nie wiedzą, gdzie konkretnie mają uciec i komu mogą zaufać. Demonom? Byłoby to na pewno oryginalne podejście. Ludziom? Jakim ludziom, przecież...
Nigdy nie przepadałam za fabułami, w których motyw ucieczki jest dominujący. To ciągłe zagrożenie, oglądanie się, podejrzewanie wszystkich o złe zamiary, jakoś do mnie nie przemawiały. Aż trafiłam na tę mangę. Nie chodzi już nawet o sam motyw ucieczki, który trzyma w narastającym napięciu, ale o to jak rozwijają się bohaterowie. Ich myśli, odczucia, a nawet poczucie winy, sprawiają, że ta historia ma niesamowity klimat.
Kaiu Shirai autor fabuły wspiął się na twórcze wyżyny. Nie ma tutaj słabego punktu. Chciałam przyczepić się do dużej ilości postaci, ale po przeczytaniu całej historii, stwierdzam, że nie jest ich aż tak dużo, a nawet parę więcej też by nie zawadziło. Wnikliwość z jaką analizują swoją sytuację, umiejętności jakimi się posługują oraz ryzyko jakie podejmują sprawia, że człowiek aż kręci się na fotelu z tych wszystkich emocji towarzyszących czytaniu.
Noooo, nie zapominajmy również o rysunkach! Autorem ilustracji jest Posuka Demizu. O ile nie mogę pokazać Wam większości grafik (wszystkich ;-)), które mi się podobały i które dodatkowo budowały tę historię na płaszczyźnie obrazów, tak mogę pokazać Wam parę okładek.
To już nie jest manga, którą dobrze się czytało, podobało mi się, było fajnie. To jest manga, która pretenduje do arcydzieła! Spójrzcie tylko na te okładki! One same opowiadają niesamowite historie! Wyobraźcie sobie, co dzieje się w środku książki (mangi/komiksu/czegokolwiek)! Tak, wiem, że nie ocenia się po okładce, ale tutaj można, a nawet trzeba! Bo to jest właśnie istota mangi. Połączenie jakiejś historii z ilustracjami. To właśnie to daje niesamowity klimat i swoistą atmosferę.
No cóż Wam mogę jeszcze powiedzieć... jestem totalnie zachwycona. Ta historia na długo zagości w mojej pamięci i na pewno będę do niej wracać. A najlepsze jest to... że to jeszcze nie koniec tej historii! <3 Na razie jednak będę się rozpamiętywać w tym, co już poznałam ;-).
Kochani, jakby ktoś chciał poznać bliżej świat mangi, anime, daleko wschodniej kultury to na facebooku prężnie działa grupa, która pokazuje wszechstronność tego niesamowitego świata!
Zostawiam Wam linka do Ryżowej Strefy i szczerze zachęcam do zajrzenia :-).
A za odkrycie nowego pięknego aspektu mangi, dziękuję Wydawnictwu Waneko.