Ekstremalne Pędzące żółwie czas zaczać!

 Środa, jak ten czas leci. Chociaż mi wydaje się, że czas nie rusza się z miejsca. Tak jakbym trwała w jakiejś próżni. Nie polecam.

Zmieniając temat na bardziej przyjemny i emocjonujący, chciałabym Wam dzisiaj przedstawić  najnowszą odsłonę kultowej gry planszowej Pędzące żółwie


Pędzące żółwie. Turbowyścig do sałaty! Extreme.

Pamiętam, jak moje dzieciaki w prezencie dostały grę Pędzące żółwie. Graliśmy w nią tak często, ze już na pierwszy rzut oka widać ślady użytkowania. Ta gra się nie nudzi. Jest dynamiczna, zabawna i wciągająca. Dlatego kiedy zobaczyłam nową wersję tej gry, wiedziałam, że to będzie super zabawa.


W skrócie.

Jakby ktoś nie miał jeszcze okazji grać w Pędzące żółwie, wyjaśniam. Gra polega na doprowadzeniu swojego żółwia do sałaty. Zapytacie, i tyle? Tak, tylko że nie jest to takie proste jak się wydaje. Każdy gracz dostaje karty z różnymi kolorami żółwi i tak możemy pośpieszyć swojego żółwia (jeśli mamy odpowiedni kolor na karcie) lub spowolnić (lub przyspieszyć - wariant dla rodziców ;-)) konkurencję. Karty są tasowane, więc nigdy nie wiadomo co się trafi. I tyle trzeba wiedzieć na początek.

Co nowego?

Jak już zapoznaliśmy się z ogólnymi zasadami warto wspomnieć, co nowego czeka nas w najnowszej odsłonie gry. Tym razem twórcy pomyśleli o tym jak (jeszcze bardziej) utrudnić nam wyścig do sałaty i wprowadzili:

Kruka, którego boją się żółwie i kiedy stoi obok nich zastygają bez ruchu (tracisz kolejkę)



Czarnego żółwia, który nie ma właściciela i blisko mety odpycha inne żółwie od siebie (cofasz się)




Przeprawę przez rzekę, którą trzeba pokonać jednym ruchem (jeśli staniesz w rzece, cofasz się)

I kopce kreta, które mogą ułatwić, jak i utrudnić wyścig, zależy co się trafi. 



Jak widzicie gra jest jeszcze bardziej emocjonująca. Nie da się przewidzieć, jak ten wyścig się skończy!

Zgarnąć z półki?

Jak dla mnie Pędzące żółwie to pozycja obowiązkowa. A już jej najnowsze wydanie szczególnie. Rozbudowane zasady dają więcej możliwości zabawy. POLECAM!




Na barana. Gra rodzinna. Egmont - recenzja.

 Środa. Powiem Wam, że choroba nie odpuszcza, dzisiaj do wieczora ledwo wdziałam na oczy, tak bolała mnie głowa. Nie wiem, co mi jest, ale czepiło się mnie strasznie. Mam tylko nadzieję, że w końcu zacznie puszczać.

Tymczasem mam dla Was dzisiaj recenzję gry, którą uwielbiają moje dzieci. Odkąd pojawiła się w naszym domu, nie ma dnia żebyśmy nie zagrali rundki lub dwóch. Co jest w niej takiego wyjątkowego? Zapraszam do recenzji :-).

Na barana.

Kto śledzi mojego Instagrama ten wie, że od paru dni towarzyszy nam jedna gra. Na barana, bo o niej mowa to świetna gra rodzinna, w którą mogą grać nawet 3 latki! O co w niej chodzi? Zasady są bardzo proste, musimy zdjąć wszystkie przedmioty, które utknęły na drzewie. Jak tego dokonać? Wystarczy wejść komuś na barana ;-).


 Zasady.

Jak przystało na grę rodzinną, są bardzo proste ;-). W tej grze najważniejsza jest współpraca, bo tak naprawdę wygrać można tylko działając razem. Rozgrywka wygląda w następujący sposób:

po rozstawieniu (trójwymiarowej!) planszy, najmłodszy z graczy kręci strzałką na tarczy losującej. Kiedy strzałka się już zatrzyma, pokazuje nasze pole działania. Przykładowo wybrała kamienistą dróżkę. I teraz możemy: Przestawić pionek członka rodziny Grywalewskich na wcześniej wylosowane pole (w tym wypadku kamienistą dróżkę), przesunąć pionek na inne (sąsiadujące pole), spróbować ściągnąć zabawkę z drzewa (ale do tego potrzebujemy innych pionków) lub nic nie robić i poczekać na resztę rodziny do pomocy.




Możemy też trochę utrudnić sobie grę (wariant dla starszych graczy), gdzie oprócz głównej rozgrywki musimy też zaprowadzić zwierzątka do ich domu.


Rozgrywka.

Sama gra jest bardzo dynamiczna, ale tak jak wspomniałam na początku bardzo ważna jest współpraca. Nie ściągniemy zabawek bez pomocy innych (przynajmniej dwóch pionków). Dodatkowo liczy się czas, który odmierza ruch słońca (po każdej turze przesuwa się o jedno pole). 

Tak jak wspominałam Wam na początku, moje dzieciaki bardzo polubiły tę grę. Najbardziej podoba im się możliwość przeprowadzania pionków po planszy. Zresztą samo wykonanie tej gry jest bardzo fajne. Przyjemne grafiki, wyraźne ilustracje i trójwymiarowe drzewo. Jak dla mnie to główna atrakcja, bo bardzo się zdziwiłam otwierając opakowanie. Nie miałam jeszcze okazji grać na takim typie planszy. No i ważne jest też to, że wygrana jest zespołowa, czyli nie ma dramatów związanych z przegrywaniem ;-) (chociaż Klara jako mistrz strategii, zawsze chciała ustawiać swoją postać na samej górze, tak aby to ona mogła sięgać po zabawki ;-)).

Zgarnąć z półki?

Jak najbardziej tak! Na barana to gra idealna na jesienne wieczory. Idealna na wspólne chwile w rodzinnym gronie. Idealna na budowanie więzi i pięknych wspomnień. Po prostu idealna dla wszystkich :-).





Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl