Jaśminowy tron - kobiety mają moc zmieniania świata.

 Dzień dobry w poniedziałek! Przed nami kolejny długi weekend i tym razem mam na niego plan! Dlatego już dzisiaj informuję Was, że od środy do niedzieli robię sobie wolne. Na pewno po powrocie będę miała dla Was mnóstwo wspaniałych książek i gier do zaprezentowania, ale póki co, czas trochę odpocząć :-).

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować bardzo ciekawą historię, która unaocznia jak wielką siłę mają kobiety. Nie, nie będzie to feministyczny manifest, czy genderowa analiza społeczeństwa. Będzie to historia o tym, jak kobiety się zbuntowały.



Jaśminowy tron.

Z początku myślałam, że będzie to historia w stylu "Książe i żebrak", zamiana ról, nowe sytuacje, nieoczekiwane komplikacje itd. Już sam opis wręcz każe nam myśleć o tej książce w ten sposób - Prija - sierota i służąca, Manili - księżniczka, kiedy ich losy się splatają... no sami widzicie, tak by wypadało myśleć o Jaśminowym tronie, ale...

To, ze te dwie kobiety się spotkały wcale nie znaczy, ze chcą zamienić rolami. Patrząc na to szerzej, chyba nikt nie chciałby być na miejscu księżniczki... uwięziony przez własnego brata, w przeklętym miejscu, w którym szaleństwo byłoby błogosławieństwem... no, ale nie będę uprzedzała faktów ;-).

W trudnych czasach przyszło żyć naszym bohaterkom. Ludzi trawi zaraza, królestwa ze sobą walczą, ludzie stracili nadzieję na jakiejkolwiek wybawienie. Nic nie zwiastuje zmiany. Ale kiedy krzyżują się drogi służącej o magicznych zdolnościach i księżniczki rządnej zemsty, sytuacja ulega diametralnej zmianie.

Jest to jednak pierwszy tom tej serii, więc póki co dużo mamy wyjaśniania sytuacji i opisywania bohaterów niż samej akcji. Mam wrażenie, że druga część posunie fabułę znacznie do przodu. Póki co, nie jest źle, ale w pewnych momentach nasza wyobraźnia gna już dalej, do akcji, do walki, do konkretów, a Tasha Suri skrupulatnie prowadzi swoją opowieść trochę innym torem.

Nie oznacza to, że Jaśminowy Tron jest nudny! O nie, nie, nic z tych rzeczy! Po prostu moc ekspresji opisywanych wydarzeń sama podsuwa nam kolejne scenariusze do przeanalizowania.

Zgarnąć z półki?

Bałam się trochę wątku miłosnego, ponieważ często opisy uczuć i wszystkiego tego, co dzieje się w okól są bardzo sensualne i nie oszukujmy się, zwalnia akcję, ale na szczęście autorka fajnie to wypoziomowała i ten wątek nie jest ani przytłaczający, ani zwalniający.

Jeśli miałabym oceniać całość to mogę powiedzieć tylko jedno - TAKIEJ KSIĄŻKI OCZEKIWAŁAM OD DAWNA, NA WŁAŚNIE TAKIE (PORYWAJĄCE) HISTORIE ZASŁUGUJEMY!

Polecam :-)

Takeshi. Pałac Umarłych. Ostatnia podróż z Mają Lidią Kossakowską.

 Dzień dobry wieczór w poniedziałek ;-). Tydzień zaczął mi się bardzo intensywnie i mam wrażenie, że dzisiaj jest już co najmniej środa! Coś czuję, że moce przerobowe skończą mi się szybciej niż myślałam ;-). A Wam jak zaczął się ten tydzień ?

Dzisiaj chcę Wam przedstawić książkę, której wcale nie chciałam czytać! Wszystko dlatego, że to ostatnia powieść jednej z moich ulubionych polskich autorek, która niestety w tamtym roku zginęła podczas pożaru.


Takeshi 3. Pałac Umarłych.

Nie pisałam na blogu o poprzednich tomach tej historii, ponieważ zostały wydane bardzo dawno temu (2014 i 2015). Dlatego wszyscy fani czekali na kolejne losy Takeshiego - Cienia Śmierci. Nikt nie spodziewał się, że doczekamy się ostatniej części, dopiero po śmierci autorki. Pisze o tym tak często, ponieważ trudno mi oddzielić jedno od drugiego. Nie jestem w stanie patrzeć krytycznie (no mocno krytycznie) na tę książkę, wiedząc że kolejnych po prostu nie będzie. To trudne, zwłaszcza że Maja Lidia Kossakowska miała niezwykły dar do snucia takich historii.

Jeśli w wielkim skrócie miałabym Wam opowiedzieć o czym jest Takeshi to na myśl przychodzi mi połączenie Kill Billa i historii o samurajach. Spektakularne walki na miecze, ciekawie wykreowani bohaterowie, często dość groteskowo, no i świat, w którym sprawiedliwość ma swoją cenę. Dobrze się t czyta, co mogę innego powiedzieć.

Ostatni tom opowiada o tym, co stało się po tym, jak Takeshi trafił do niewoli. Kossakowska tak umiejętnie potrafiła opisywać sytuację, w jakiej znajdowali się jej bohaterowie, że ja ośmioletniej przerwie doskonale pamiętałam, co spotkało Takeshiego. Sytuacja mówiąc krótko była nieciekawa i tylko cud mógł wyswobodzić go z opresji. Cud albo...

Ale...

No i tutaj właśnie moje serce rozdziera egzystencjalna rozterka, ale muszę zauważyć, że...

Za długo czekaliśmy na Takeshiego. Pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi podczas czytania pierwszego i drugiego tomu. I teraz po 8 latach ten pociąg musiał się znów rozpędzić, a zanim to zrobił, książka się skończyła. Czuję wielki niedosyt po tylu latach czytania.

Zgarnąć z półki?

Dla znających twórczość tej autorki - pozycja obowiązkowa. Dla chcących poznać - pozycja obowiązkowa, dla sceptyków - pozycja obowiązkowa. Mam wymieniać dalej ;-)? KAŻDY powinien przeczytać!





Ja, inkwizytor. Dziennik czasu zarazy. Jacek Piekara - udany powrót Mordimera?

 Sobota. Ależ miałam pracowity dzień. Niby to zwykłe obowiązki domowe, ale czuję się ja po 8 godzinach w pracy. A jeszcze kiedy moje dzieciaki wyciągnęły pudełko kreatywności i wyciągnęły z niego różne dziwne rzeczy, które "zaraz miały posprzątać"... Co tu dużo mówić to był trudny, ale udany dzień ;-).

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam książkę, która miała być dobra, ale....


Ja, inkwizytor. Dziennik czasu zarazy.

Mordimera Madderdina zna chyba każdy miłośnik polskiej fantastyki. Wielokrotnie ogłaszany LEPSZYM od wiedźmina. Czytelnicy jednak przyjęli wieść o nowym tomie przygód tego bohatera z pewną rezerwą, dlaczego?

Ja akurat należę do grona, które ucieszyło się na wieść o nowej części tej serii. Dawno nie czytałam nic o Mordimerze i czekałam na tę premierę. Kiedy zobaczyłam okładkę, byłam jeszcze bardziej podekscytowana, jednak kiedy wzięłam książkę do rąk i zaczęłam czytać... emocje opadły.

Miasto Weilburg dopadła zaraza - kaszlica. Bramy zostają zamknięte, ludzie umierają w zastraszającym tempie, rokowania też nie są najlepsze. Tymczasem Mordimer stara się ogarnąć ten chaos. Jak mój wyszło i co zdarzyło się po drodze? O tym właśnie opowiada najnowszy tom serii Ja, inkwizytor.

Specjalnie umieszczam Wam tu tak krótkie streszczenie fabuły - zawiera się w nim wszystko, co powinniście wiedzieć o tej części. A to, że książka ma ponad 600 stron, no cóż. Jest parę dłużyzn...

Wydaje mi się, że ten dość negatywny odbiór Dziennika czasu zarazy był spowodowany wieloma odwołaniami do pandemii z 2020. Ten temat po prostu był tyle razy wałkowany, że teraz raczej nikt już nie ma ochoty o nim słuchać. Być może, gdyby pojawił się przed tymi wydarzeniami, zostałby zupełnie inaczej odebrany, ale są to tylko moje spekulacje. Poza tym...

Książka jest po prostu nuda. Nie wnosi nic ciekawego do całej historii. Miałam wrażenie, że Jacek Piekara wziął swojego, emerytowanego już, bohatera i kazał mu "coś zrobić" żeby o sobie przypomnieć. Niby fajnie, ale czy było to warte świeczki? Wydaje mi się, że nie.


Zgarnąć z półki?

Fani Mordimera i tak sięgnąć, więc tutaj nie mam co namawiać. Jeśli ktoś chciałby się zapoznać z tym bohaterem to zdecydowanie polecam pierwsze tomy - Sługa Boży, Młot na czarownice. A nie to...

Tytuł:               Dziennik czasu zarazy

Seria:               Ja, inkwizytor

Autor:               Jacek Piekara

Tom:                  16

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          28.02.2023 





Seria idealna dla kolekcjonerów!

 Sobota. Sytuacja awaryjna! Zaraz wybieramy się na zakupy, ponieważ okazało się, że Janek potrzebuje na poniedziałek białych spodni, białej koszulki, nawet białych skarpetek! Jasełka... być może informacja była podana wcześniej, ale ja... totalnie ją przegapiłam. Więc zaraz się zbieramy żeby ratować sytuację ;-). A Wam jak mija sobota? Zasypało Was śniegiem, bo u mnie jest totalnie biało za oknem.

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam nowe wydanie bestsellerowej serii Petera V. Bretta - cyklu demonicznego.


Cykl demoniczny. Nowe wydanie.

Jest to zdecydowanie jedna z moich ulubionych serii. Mam cichą nadzieję, że powstanie serial oparty na jej fabule, ponieważ szkoda by było żeby osoby nie czytające książek nie mogły poznać tej fenomenalnej historii ;-). A że ostatnio Fabryka Słów pokazała obwoluty kolejnej części serii, postanowiłam Wam w ogóle o niej przypomnieć ;-).

 O Cyklu demonicznym pisałam już parę razy na blogu. Mocna, dynamiczna, genialnie skonstruowana fabuła. Pustynna Włócznia to ścisła kontynuacja tej historii. Tym razem jednak akcja przenosi się do zupełnie innego miejsca. Równie niebezpiecznego jak Kamienny Potok (z pierwszego tomu). 

Czyta się niesamowicie szybko. Brett potrafi budować napięcie i rozkręcać akcje. Nigdy nie wiemy, czy bohaterom uda się przetrwać noc, co jeszcze bardziej nie pozwala oderwać się od tej historii.

Jak widzicie cała seria prezentuje się pięknie. To jest ten rodzaj okładek, które aż chce się dotykać i co chwilę sprawdzać jak mienią się pod różnymi kątami. Po prostu zachwycają, a co za tym idzie idealnie nadają się na prezent ;-) ale to tylko taka maaaałaaaa podpowiedź ;-).

Zgarnąć z półki?

Jak dla mnie to totalny niezbędnik domowej biblioteczki. Bardzo rzadko sięgam po jakąś książkę (tym bardziej serię) parę razy, ale Cykl demoniczny to historia, którą mogłabym czytać w kółko i na okrągło. Także jak najbardziej polecam!


Tytuł:               Pustynna Włócznia

Seria:               Cykl demoniczny

Autor:               Peter V. Brett

Wydanie:           2

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          25.03.2022

A jak szukacie fajnych i sprawdzonych pomysłów na prezentów świąteczne, koniecznie zajrzyjcie do księgarni Antmag.pl !



Jakub Wędrowycz po raz kolejny rusza na łowy! Premiera Facetów w gumofilcach.

 Środa. Dzisiaj przygotowałam dla Was wyjątkową premierową recenzję 10 tomu przygód Jakuba Wędrowycza. A nie było to wcale łatwe. Zupełnie jakby nad książką czaiły się jakieś siły nieczyste! Naprawdę, wszystko zmówiło się przeciw mnie!


Faceci w gumofilach.

Z Jakubem znamy się już dość długo. Niejednokrotnie też zapraszał (wręcz kusił!) mnie pewnym festiwalem, który organizowana na jego cześć. Póki co nie dałam się jeszcze namówić, ale żyjemy w bardzo przyjacielskich stosunkach i kiedy dowiedziałam się, że wyrusza w podróż ku kolejnym przygodom, nie mogłam się doczekać efektów jego działań.

Nie zawiodłam się, ale...

To trochę tak jak z ciągnącym się serialem. Oglądasz, bo w sumie jesteś przyzwyczajony do bohaterów, ale raczej nic cię już nie zaskakuje. Bawiłam się świetnie, nie mogę powiedzieć. Jednak Jakub walczył już chyba ze wszystkim i we wszystkich możliwych kombinacjach. Dlatego choćby Andrzej Pilipiuk wymyślił najbardziej niesamowitą historię o Wędrowyczu, nie zaskoczy mnie ona, bo wiem, że główny bohater tej serii jest po prostu do tego zdolny, a wszelkie "dziwne rzeczy" dzieją się na porządku dziennym.

Bardaki swoje miejsce muszą znać.

Uwielbiam czytać o tym sąsiedzkim konflikcie i za każdym razem czekam aż coś konkretnego zacznie się dziać na tym polu. Może w kolejnym tomie Andrzej Pilipiuk pokusi się o jakąś finalną bitwę albo jakiś punkt zwrotny? Może jakiś dzień dobroci dla Bardaków? (który skończy się jak zwykle ;-)). Jest to na pewno fajna opcja do rozważenia.

Zgarnąć z półki?

Jeśli jesteście fanami Jakuba to możliwości innej nie ma. Jeśli chcecie zacząć dopiero przygodę z tym osobliwym starszym panem polecam od razu sięgnąć po wszystkie 10 tomów. Na pewno nikt nie będzie żałować :-).

Tytuł:               Faceci w gumofilcach

Autor:               Andrzej Pilipiuk 

Wydanie:           1

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          23.11.2022




Kobieta-mnich-wojownik-cesarz i to wszystko w jednej osobie! Recenzja tej, która stała się słońcem .

 Sobota. Mam wrażenie, że w ciągu dnia godziny rozbiły się o jakieś nieważne, rutynowe sprawy, pozostawiając poczucie nic nie zrobienia. A Wam, jak minęła sobota?

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić wyjątkowa książkę. Wyjątkowo kontrowersyjna i niesamowicie spektakularna. Zapraszam na recenzje Tej, która stała się słońcem.


Ta, która stała się słońcem. Świetlisty cesarz.

Zanim zasiadłam do lektury, sporo słyszałam o tej książce. Pierwsze tak wyraziste postaci LGBTQ+. Świeże podejście do tematu przeznaczenia i nieuniknionego losu. Spektakularne walki, które zapierają dech w piersiach no i niesamowity wschodni klimat. Przyznam szczerze, byłam bardzo ciekawa, czy to wszystko razem odpowiednio zagrało i...

Zhu to dziewczynka, której przyszło żyć w bardzo trudnych czasach. Niesamowity głód popchnął ludzi do niewyobrażalnych okrucieństw. Kiedy bandyci bestialsko zabijają ojca głównej bohaterki, a brat traci wszelkie chęci do życia, dziewczyna postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i sięgnąć po coś, co nigdy nie było jej przeznaczone - po wielkość. Pod fałszywym nazwiskiem, udając swojego brata, Zhu trafia do klasztoru, gdzie poznaje tajniki świata, który okazuje się niespodziewanie wielki. 

I można by pomyśleć, że to koniec tej historii. Jednak Zhu pragnie przeznaczenia człowieka, za którego się podaje. Jednak droga do celu wymaga poświęceń i cierpienia, na które mało kto by się zdobył. Mało kto też w ogóle nie bał by się tego w ogóle pragnąć. Przed dziewczyna wyzwania wykraczające jej wiedzę, umiejętności i doświadczenie, ale...

Ciężko mi się jednoznacznie odnieść do tej historii. Z jednej strony nie mogłam się od niej oderwać, to do czego zdolna jest Zhu aby osiągnąć swój cel jest po prostu zatrważające. W pewien sposób godne podziwu. Z drugiej strony nie do końca mogłam wyczuć tę postać. Lekkomyślne działania, zawierzenie swojego życia w bardzo niepewnych przedsięwzięciach sprawiało, że totalnie nie wiedziałam po co to wszystko. 

Dzięki kreacji postaci wymywającej się schematom (zwłaszcza Zhu i generała Quyanga), ta historia nabiera zupełnie nowego znaczenia. Bardzo podobało mi się to, kiedy jedna z postaci zrozumiała, że bycie kobietą nie musi determinować jej życia do określonej roli. 

Nie będę oczywiście Wam tu streszczać całej fabuły, bo to ponad 500 stron niesamowitej historii, ale muszę przyznać że to naprawdę wyjątkowa książka. Mówiąc szczerze jest to chyba pierwsza książka z tematyką LGBTQ, która pokazuje, że często to kim się stajemy (a nie jesteśmy) determinuje nasze myśli i działania. Ciężko to inaczej wytłumaczyć nie wdając się w szczegóły. Zhu przez (prawie) cały pierwszy tom boi się, że jej prawdziwa tożsamość zostanie odkryta. Jednak nie bierze pod uwagę tego, że faktycznie stała się tym za kogo się podoba - osobą przeznaczoną do wielkości.

Zgarnąć z półki?

Byłam zaskoczona, że koniec tego tomu (na szczęście pierwszego z serii) przyszedł tak szybko. Dawno nie czytałam tak porywającej książki i mam nadzieję, że Fabryka Słów nie karze długo czekać na kolejne części powieści Shalley Parker-Chan.


Tytuł:               Ta, która stała się słońcem

Autor:               Shalley Parker-Chan

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          26.10.2022


 

Fantastyka od Pilipiuka?

 Poniedziałek. Wczoraj totalnie pokonało mnie zatrucie pokarmowe i cały dzień spędziłam w łóżku. Dzieciaki od rana do wieczora mogły oglądać bajki, jak nigdy. Wykorzystały to ile mogły, ale już po południu dreptały do mnie żeby w coś zagrać albo pójść na spacer. Niestety wymiotło mnie na cały dzień. Dzisiaj jest jutro lepiej, ale nie mogę powiedzieć, że jest super. A jak Wam minął weekend? Mam nadzieję, że bez takich przykrych niespodzianek jak u mnie.

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam najnowsza powieść Andrzeja Pilipiuka - Przetaina. Mam bardzo mieszane uczucia, co do tej książki, dlaczego? Zapraszam do recenzji.


 Przetaina. Andrzej Pilipiuk.

Bardzo lubię tego autora. Dlatego kiedy dowiedziałam się, że Fabryka Słów ma w planach wydanie stricte fantastycznej powieści tego autora, wiedziałam że na pewno po nią sięgnę.  I wcale nie żałuję czasu spędzonego z tą książką, ale...

Nie oceniaj po okładce.

Sądząc po okładce, wyobrażałam sobie ciężki, wręcz mroczny klimat i masę akcji. Tymczasem dostałam książkę o podróży małej grupy z punktu a do punktu b. Pilipiuk bardzo fajnie wykreował świat w Przetainie. Cykliczne katastrofy i ludzie próbujący znaleźć sobie w tym miejsce do życia. Wyłania się z tego naprawdę ciekawy obraz rzeczywistości. Jak się pewnie domyślacie, w takich warunkach ciężko jest egzystować. Kiedy więc główny kapłan postanawia wysłać ekspedycje w celu zbadania możliwości przeprowadzki, przed bohaterami nieoczekiwanie pojawia się szansa pomocy całej społeczności. Jednak czy dadzą sobie radę z tak poważnym zadaniem?  A może coś pójdzie nie tak? Wśród zapomnianych szlaków Przodków czają się różne niebezpieczeństwa. A kiedy dodamy do tego typowo ludzki czynnik, prosta misja może okazać się niemożliwa do wykonania. Chyba że... Ktoś jeszcze czuwa nad powodzeniem tej wyprawy...

Nie było źle, ale...

Jak już Wam wspominałam bardzo lubię twórczość Andrzeja Pilipiuka. Podoba mi się to w jaki sposób prowadzi fabule i to jak kreuje bohaterów. Chętnie sięgam po jego twórczość. Tam samo było i tym razem, ale...

Pierwszym i chyba najmocniejszym zarzutem jest to, że moim zdaniem autor nie wykorzystał w pełni ani świata, który stworzył ani bohaterów. Chętnie poznałabym lepiej historię bohaterów (zwłaszcza Tyry). Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o konflikcie z Wężami, czy o samych wężach. Niestety wszystkie te wątki potraktowane były bardzo powierzchownie. Bardziej na zasadzie krótkiej anegdoty mającej rozbudzić naszą ciekawość niż rozbudowanej historii, która by ją (ciekawość) zaspokoiła. A szkoda, ponieważ ta historia ma naprawdę duży potencjał.

Po drugie. Za mało walki. Okey, bohaterowie wyruszają w podróż na drugi koniec świata, ale przecież ktoś im jednak po drodze zagraża. Ba, nawet ich atakują! Ale akcja kończy się tak szybko jak się zaczyna. Dosłownie jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wrogowie zostają pokonani.

Po trzecie za dużo happy endów. No dobra, ekspedycja nie dociera w całości na miejsce, ale po drodze jest tyle szczęśliwych zakończeń różnych wątków, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że czytam bajkę dla dzieci, a nie powieść fantasy dla dorosłych.

No i na koniec, ucięcie. Przetaina kończy się w dobrym momencie. Dobrym dla pierwszego tomu a nie dla całej powieści. Pilipiuk zostawia tyle otwartych wątków, że to aż się prosi o dalszą część. Niestety z tego co wiem póki co kontynuacja nie jest przewidziana. Szkoda, bo chętnie bym zajrzała jeszcze do tego świata i jej bohaterów.

Zgarnąć z półki?

Jak już Wam wspominałam na samym początku to nie żałuję czasu spędzonego z ta książką. Każdego dnia, kiedy do niej zasiadałam czułam przymość z czytania. A to, że było trochę za mało tego, czy tamtego, no cóż. Zdarza się. Mimo wszystko polecam. 

Tytuł:               Przetaina

Autor:               Andrzej Pilipiuk

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          15.06.2022



Rezkin powraca i to w świetnej formie!

 Poniedziałek. Po weekendowym leniuchowaniu czas wziąć się do pracy. W tym tygodniu na blogu pojawi się sporo fajnych rzeczy, także zachęcam do częstego zaglądania 😉.

Dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam kolejną odsłonę przygód Rezkina. Pamiętacie go? Nie? Zaraz Wam wszystko przypomnę 😉.


Kroniki Mroku. Królestwa i Chaos. Kel Kade.

Rezkina poznajemy jako świetne wyszkolonego wojownika, który potrafi zarówno dobrze posługiwać się bronią, jak i etykieta dworską i chociaż często ma problem z odczytywaniem emocji swoich najbliższych, to jako dowódca sprawdza się doskonale. 

W czwartym tomie dzieje się bardzo dużo. Rezkin już jako król Cael (ktoś tu się chyba inspirował Supermenem ;-)) postanawia wyruszyć w podróż do Ashai. Kolejnego królestwa, w którym zgodnie z prawem ma prawo objąć rządy. Jednak aby tam dotrzeć czeka go przeprawa przez kolejne dworskie intrygi, spiski a nawet rewolucje. Czy Rezkin da sobie z tym radę? A może tym razem ulegnie? A co jeśli ktoś w końcu znajdzie na niego odpowiednią broń? Na przykład urok... osobisty... Na pewno będzie się działo.

Narzekałam, ale...

Pamiętacie jak narzekałam w poprzednich częściach na postaci i długo rozkręcająca się fabułę. Tak tym razem jest zdecydowanie lepiej. Powiem Wam tak, o ile są elementy, które mnie drażnią i przeszkadzają w odbiorze całości, przez co trudno mi przychylniej spojrzeć na jakąś historię, tak chyba jeszcze nigdy nie widziałam takiej ewolucji fabularnej. 

Nie wiem, czy autorka posłuchała swoich czytelników, czy też od początku miała w planach taką eksplozję akcji, ale ten tom jest naprawdę dobrze napisany. Drażniące wątki (są, a jakże) zostały zepchnięte na dalszy plan. Kel Kade nie stara się już bawić czytelnika gagami sytuacyjnymi i nieprzystosowaniem Rezkina do życia wśród innych ludzi. Tym razem mam akcję, przygodę i mocne zwroty akcji. Nawet nie wiem kiedy dotarłam do końca tego tomu. Za dużo się działo żeby przyglądać się przelatującym stronom ;-).


Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie. Z tą serią nie można się nudzić, a już ten tom to całkowity rollercoaster zdarzeń. Bardzo dobrze się go czyta niezależnie od pogody, humoru, czy nawet świata dookoła. Także bardzo, bardzo polecam!

Tytuł:               Królestwa i Chaos.

Seria:               Kroniki Mroku

Autor:               Kel Kade

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          08.07.2022




Komornik. Arena dłużników #2. Michał Gołkowski - recenzja.

 Poniedziałek. Zapowiada się kolejny pracowity tydzień. Niby są wakacje a jakoś nie czuć tej letniej aury. Tyle dobrego, bo przynajmniej są większe chęci do pracy 😉. A jak Wam mija lipiec? Urlopy, wyjazdy, praca?

Dzisiaj przygotowałam dla Wam recenzje książki, która miała strasznego pecha. Dlaczego? Zaraz sami się przekonacie.


Komornik. Arena dłużników #2.

O tej serii już pisałam na blogu. Zek, p.o Boga musi jeszcze raz przeżyć apokalipsę. Niby nic nowego, w końcu raz już mu się udało, ale wtedy... A zresztą sami się przekonajcie, co Wam będę zdradzać, jak wyglądała Apokalipsa 😉.

Tym razem Ezekiel stanie się gladiatorem. Pomyślicie, nic prostszego, kiedy przeżyło się Apokalipsę. Ale... Co innego jest zabijać żeby przetrwać, a co innego walczyć ku uciesze tłumów. Ezekiel da sobie radę z tym zadaniem. Wiadomo. Ale jak to zrobi to już zupełnie inna historia.

Ta książka miała pecha.

Zabrałam się za nią zaraz po Agli Radka Raka. Z jednej strony oczekiwałam właśnie takiej, niezobowiązujące lektury, która po prostu dostarczy mi rozrywki. I nie mogę powiedzieć, dokładnie to dostałam, ale po tak wymagającej i niesamowitej lekturze jaką jest najnowsza powieść Radka Raka, trudno nie odnieść wrażenia, że Arena dłużników jest po prostu powieścią nastawioną na masową rozrywkę.

Gołkowski bardzo fajnie bawi się motywami popkulturowo-religijnymi. Sprowadzenie świętokradztwa do wymiarów ulicznego wandalizmu jest naprawdę zabawne. Dlatego nie mogę uznać czasu, który spędziłam z tą książką za stracony. Było porywająco, drwiąco i ekscytująco, ale to jedna z tych historii, które niewiele wnoszą do naszego życia. Ot przyjemne oderwanie od rzeczywistości.

Czy to, że Arena dłużników jest niewymagająca oznacza, że jest zła?

Absolutnie nie. Głogowski ma talent do przeplatania dobrej akcji z niewyszukanym (ale za to śmiesznym) humorem i trolingiem (bez  Internetu). Dlatego Arena Dłużników to historia, z którą można naprawdę fajnie spędzić czas.

Zgarnąć z półki?

To zależy czego oczekujecie od książki. Jeśli ma Was porwać, rozśmieszyć i zrelaksować. To Arena Dłużników jest idealną książką do tego zadania. Jeśli jednak oczekujecie czegoś więcej, czegoś co ruszy wrażliwe struny waszej duszy to... nie wiem, czy żarty z Apokalipsy i świński humor dadzą radę to zrobić. 

Ja jednak bawiłam się dobrze, dlatego jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego na wieczór to bardzo polecam.

Tytuł:               Komornik. Arena Dłużników #2     

Autor:               Michał Gołkowski

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          30.06.2022




Więcej niz zło. Ewelina Stefańska - recenzja.

 Sobota. Dzisiaj mieliśmy bardzo intensywny dzień. Jako, że pracuję od poniedziałku do piątku, wakacjami możemy się cieszyć tylko w weekendy. Dlatego z wakacji możemy cieszyć się tylko w weekendy i chociaż dzisiaj pogoda nie była zachęcająca to udało nam sie wypluskać nad jeziorem. A jak Wam mija ten wakacyjny czas ?

Dzisiaj chciałam zaprezentować Wam książkę, która namieszała mi w głowie, a wszystko dlatego, że... zapraszam na recenzję :-).


Więcej niż zło.

Genialna okładka, prawda? Przywodzi na myśl dawne słowiańskie wierzenia, magię i pierwotny mrok. Opis też bardzo enigmatyczny - 4 bohaterów. Każdy z własnym bagażem doświadczeń. Tajemnicze morderstwa, brutalne obrzędy, wojna. Nooo, zapowiada się ciekawie.

 Zapowiadało się, ale...

Niestety muszę to napisać. Ta książka jest po prostu źle napisana. Sam pomysł na fabułę jak widzicie ma duży potencjał, ale już tekst napisany przez Ewelinę Stefańską... no tu jest trochę gorzej.

Dlaczego?

Autorka gubi nas w fabule. Tak naprawdę nie wiadomo o co w niej chodzi. Główni bohaterowie wcale nie są drużyną (co sugeruje opis). Raczej krążą wokół swoich orbit czasami się spotykając. Dodatkowo fabuła jest bardzo porwana i często trzeba się domyślać, co też autorka miała na myśli, ponieważ bohaterowie raczej nam tego nie powiedzą.

No i muszę też czepić się przestarzałego, ale utartego schematu postaci kobiecych w tej książce. Nie uważam się za feministkę, ale jak już wcześniej Wam wspominałam (choćby na przykładzie Rezkina) nie lubię bohaterek które są głupie. A w Więcej niż zło mamy no cóż... złą wiedźmę (dlaczego złą? bo tak), dziewczynę, której jedyną rolą jest zaspokajanie potrzeb seksualnych jednego z bohaterów i staruszkę, która umarła. 

Czytając tę książkę miałam wrażenie, że główny wątek dzieje się gdzieś daleko, a nam został przedstawiony obraz, który ma nas zmylić i zdezorientować. I to się udało... ponieważ nie jestem w stanie nawet dobrze streścić tej historii...

Zgarnąć z półki?

Powiem Wam szczerze, że nie wiem. Dałam szansę tej książce, ponieważ jest to debiut tej autorki i byłam ciekawa, co też ciekawego tam znajdę. Niestety nie mogę powiedzieć, że była to lektura, która sprawiła mi czytelniczą przyjemność. Przeczytałam ją i tak jak Wam wspominałam, sama historia ma potencjał i mam nadzieję, że Ewelina Stefańska przyjmie krytykę na klatę, poprawi co nie grało i kolejne jej książki będą na poziomie innych książek Fabryki Słów ;-).

Tytuł:               Więcej niż zło      

Autor:               Ewelina Stefańska

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          06.05.2022




Decimus Fate i talizman marzeń - recenzja.

 Poniedziałek przywitał nas piękną, słoneczną pogodą, jednak już po południu zaczęły się gwałtowne deszcze, a nawet gdzieniegdzie burz. Co zrobić, pogoda bywa bardzo kapryśna. Zupełnie jak kobieta ;-). Nigdy nie byłam jakoś specjalnie czuła na takie zmiany, ale z wiekiem(!) czuję, że mają na mnie coraz większy wpływ. A jak jest u Was? Przeczuwacie takie rzeczy, kręci Was już w kościach ;-)?

Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję najnowszej powieści Petera A. Flanneryego, na którą czekałam z wypiekami na twarzy i...może to od tej pogody, może to od nadmiaru emocji, ale... nie do końca spełnił moje oczekiwania.


Decimus Fate i talizman marzeń.

Zaczyna się intrygująco. Czarorzemieślnicy. magia, eksperymenty. Przyznam, że zasiadłam do lektury z wielkim optymizmem i wszystko by było fajnie, ale...

Decimus Fate to postać wręcz mityczna. Wielki pogromca demonów. Niepokonany mag i wojownik. Bogacz. Jednym zdaniem człowiek nie do powstrzymania. Jednak pewnego dnia postanowił, że przestanie używać magii i postara się zadośćuczynić za swoje grzechy. Taka sytuacja jest idealną okazją dla wrogów Decimusa, aby w końcu go pokonać. Kiedy na jego drodze staje były łowca demonów zwany Opiekunem, kłopoty same ich znajdują. Dwóch nieustraszonych i niepokonanych bohaterów wyrusza z misją uratowania klasztoru Tan Jit Su. Co spotkają po drodze? Czy zwalczą zarazę nękającą mnichów? A może to nie zwykła choroba, a jakaś klątwa? Peter A. Flannery na pewno nie pozwoli nam się nudzić.

Było dobrze, ale...

To nie jest moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Jego Mag Bitewny całkowicie podbił moje serce. Akcja, przygoda, magia, nie mogłam się oderwać! Z Decimusem Fatem było podobnie. Flannery fajnie wykreował świat i bohaterów. Akcja też toczy się wartko. Ogólnie dobrze mi się czytało tę historię. 

Ale...

Łowca demonów z rozpaczy wyrzuca swój miecz w przepaść? A teraz w sumie by mu się przydał? Oooo, tak się składa, że się znalazł. Wielki mag, który nie używa magii jest w poważnych (magicznych) tarapatach? Oooo tak się składa, że ma magiczne amulety. Rozumiecie o co mi chodzi. Rozwiązania same się znajdują. To wszystko jest jakieś takie... zbyt proste. To zdecydowanie najsłabszy punkt tej historii. A niech by sobie uciął rękę, co nam szkodzi ;-).

Zgarnąć z półki?

Tak jak już Wam wspominałam, dobrze bawiłam się podczas lektury Decimusa Fate i talizmanu marzeń. Z chęcią też sięgnę po kolejne tomy tej historii. Flannery potrafi kreować ciekawych bohaterów i porywającą fabułę, a to że postaci mają trochę za łatwo... no cóż, widać, że autor bardzo ich lubi ;-).

Tytuł:               Decimus Fate i talizman marzeń

Tłumaczenie:    Maciej Pawlak        

Autor:               Peter A. Flannery

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          13.05.2022



Sługa honoru

 Poniedziałek przywitał nas zimno i deszczowo. Dałam dzisiaj pospać dzieciakom, bo po wczorajszych atrakcjach nie miały siły ani ochoty wstawać skoro świt. Jak wykorzystałam ten czas? No cóż, ja zawsze mam co robić 😉.

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować kontynuację serii, o której mogliście już czytać na moim blogu. Gdybyście jednak chcieli odświeżyć sobie pierwszy tom zapraszam >>TU<<.


Sługa honoru. Adam Przechrzta.

Pierwszy tom totalnie mną zawładną. Wykorzystałam każdą okazję do czytania, choćby to miało być nawet pół strony! W tej historii jest wszystko, co lubię. Fabuła porywa od pierwszych stron, nie ma czasu na nudę. Akcja, magia, demony i dramatyczne zwroty akcji. 

Co nowego w drugim tomie?

Ojjjj dzieje się! Olaf Rudnicki nadal pozostaje w innej rzeczywistości, ale żeby mu się nie nudziło  cesarstwo Han zostaje zaatakowane przez Biały Hanat, który ma tylko jeden cel - totalne zniszczenie wrogiego imperium. A że Rudnicki wykazał się wielką odwagą i umiejętnościami podczas walki w Strażnicy Mgieł, cesarz mianował go gubernatorem czasu wojny i dowódcą ponad 10 tysięcznej armii. Jak sobie poradzi podczas oblężenia miasta granicznego? Będzie się działo!

Tymczasem w świecie rzeczywistym enklawy są atakowane. Nie odbywa się to jednak jak dotychczas. Są to bardzo przemyślane i zorganizowane działania. Czy ludzie dadzą sobie radę? Jaka rolę odegrają w tym wszystkim córki Rudnickiego? I dlaczego kobiety same złapią za broń? Adam Przechrzta na pewno nie pozwoli nam się nudzić.

Warto sięgnąć po drugi tom?

To jedna z tych serii, od której nie można się oderwać. Trup ścielę się gęsto, a bohaterowie nigdy nie wiedzą, czy za ścianą nie czai się wróg. No i te ilustracje! Idealnie oddają klimat, nie można się na nie napatrzeć. Całość to po prostu idealna kompozycja dająca wysoki poziom rozrywki czytelniczej.




Zgarnąć z półki? 

Tak! To fantastyka na najwyższym poziomie. Pełna wszystkiego, co najlepsze w tym gatunku, także jak najbardziej polecam!

Tytuł:               Sługa Krwi

Seria:               Materia Secunda

Autor:               Adam Przechrzta

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          27.04.2022



Legendy AHN. Kel Kade. Fabryka Słów. - recenzja.

 Sobota, ufff. Wszystko ogarnięte, a z czym nie zdążyłam to trudno 😉. Czas zacząć świętować 🙂.

Dzisiaj przygotowałam dla Was kontynuację serii, która zajmuje szczególne miejsce na mojej półce upodobań, ponieważ jest równocześnie porywająca i denerwująca. Co skutkuje tym, że nie można się od niej oderwać, chociaż czasami by się chciało 😉. Zagmatwalam, ale z Rezkinem tak to już jest.


Legendy AHN.

O serii Kroniki Mroku mogliście już u mnie poczytać. Rezkin chłopak bez przeszłości, szkolony na elitarnego zabójcę, bezwzględnie uwarunkowany i wierny swoim zasadom. Przyznacie, że to bardzo intrygujące połączenie. Przy poprzednich tomach trochę narzekałam. Denerwowały mnie wątki i postaci poboczne. Zniosłam to i powiem Wam, że 3 tom serii bardzo mi to wynagrodził.


Po turnieju Rezkin wypływa statkiem. Jest w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ wydarzenia z turnieju zmieniły nie tylko jego postrzeganie świata, ale również świata wobec niego. Dla jednych jest niezastąpionym przywódcą, dla drugich po prostu zdrajcą. Co z tego wyniknie? Czy przyjaciele zrozumieją jego motywy? A może to główny bohater zmieni front i przyjaciół?

Patowa sytuacja, jeszcze trudniejsze wybory, czynnik ludzki i... Coś jeszcze, o czym powiedzieć nie mogę ;-). Najnowszy tom serii Kroniki Mroku to naprawdę kawał dobrej fantastycznej historii.

Jedyne do czego mogę się przyczepić (nie to nie Frisha 😉) to dynamiką fabuły. O ile akcja bezpośrednio po turnieju pędzi jak oszalała, tak mniej więcej w połowie autorka zaczyna strasznie ja rozciągać i spowalniać . Rozumiem, że intrygi i spiski nie są tak szybkie jak walki, ale może warto by było je po prostu trochę skrócić? Całe to knucie strasznie mi się dłużyło i nie mogłam się doczekać kiedy akcja ruszy z kopyta.

Zgarnąć z półki?

Tak, warto. 3 tom jest na naprawdę dobrym poziomie i (mimo wszystko) przyjemnie się go czyta. Dlatego z czystym sumieniem mogę Wam polecić Legendy AHN. A jeśli jeszcze nie znacie Rezkina to koniecznie sięgnijcie po całą serię Kronik Mroku.

Tytuł:               Legendy AHN

Seria:               Kroniki Mroku

Autor:               Kel Kade

Wydanie:           1

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          22.03.2022



Bohater jakiego jeszcze nie było! Recenzja II tomu Pustynnego Księcia Petera V. Bretta.

 Wtorek. Mało mnie tutaj ostatnio, ale jest to dla mnie naprawdę bardzo intensywny czas. Obiecuję, że już do Was wracam z nową porcją książek, gier i wielu innych fajnych rzeczy. Dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam kontynuację historii o demonach i porwanych księżniczkach. Mowa oczywiście o Pustynnym Księciu.


Pustynny Książe.

Przy recenzji tej książki nie mogę być obiektywna. Jestem wielka fanką całego Cyklu Demonicznego i moja sympatia do twórczości Bretta zasłania wszystkie niedociągnięcia (o ile takie są ;-)). Jednak miałam pewien dylemat czytając II tom tej historii.

Tym razem większość akcji dzieje się w Pustynnej Włóczni, gdzie demony szturmują na miasta. Są przy tym metodyczne i nieustępliwe jakby nauczyły się przewidywać, jakie zasadzki zostawili na nich ludzie. Istnieje prawdopodobieństwo, że za całą akcją stoi Król Demonów, który powrócił żądny zemsty. 

Tymczasem książę Olive szkoli się wśród wojowników do walki w Labiryncie przy okazji odkrywa swoją nową tożsamość i zupełnie nowe możliwości rozwoju. A jego przyjaciele postanawiają ruszyć na misję ratunkową, która ma na celu oswobodzenie księżniczki. Księżniczki? Wszystko się zgadza.



LGBT to problem?

Dla mnie nie. Podoba mi się to, że Brett stworzył świat ponad takimi podziałami. W Pustynnym Księciu dozwolone i legalne są za równo związki homoseksualne, jak i małżeństwa. Wyjątek stanowią oczywiście rodzinny rządzące, gdzie związki muszą być dwupłciowe ze względu na posiadanie potomstwa.

Ale... Olive jest zarówno kobieta jak i mężczyzną i chyba właśnie do tego najciężej jest się przyzwyczaić podczas czytania. Sam pomysł jak dla mnie bardzo fajny i niesztampowy. Zazwyczaj główni bohaterowie udają kogoś zupełnie innego. Tymczasem Olive odnajduje się zarówno jako księżniczka, jak i wojownik. To dość nieoczekiwane połączenie, jak sami widzicie.


Brett nie oszczędza nikogo.

Wydawać by się mogło, że najnowsza seria tego autora jest napisana pod młodszych czytelników. Wiecie, akcja, przygoda, trochę zakazanej miłości, przyjaźń, itd. Ale... nie zapominajmy o bezwzględnych demonach, które nie oszczędzą nikogo, kto stanie im na drodze. Brett nie oszczędza nikogo. Jeśli wojownik wejdzie do labiryntu to może zginąć i nie ważne jaką ma rangę, czy wpływ na fabułę. Tutaj nikt nie może czuć się bezpiecznie.


Zgarnąć z półki?

ZDECYDOWANIE! Nadal uważam, że świat jaki wykreował Peter V. Brett to jeden z najlepszych cykli współczesnej fantastyki i pisząc Pustynnego Księcia, udowodnił, że w tej historii jest jeszcze wiele do opowiedzenia.

Tytuł:               Pustynny Książe Tom II

Seria:               Cykl Demoniczny

Autor:               Peter V. Brett

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          14.01.2022




Królestwo obłędu. Kel Kade. Fabryka Słów.

 Poniedziałek. Moce przerobowe skończyły mi się wczoraj, a tu cały tydzień przed nami. Nie poddaje się, biorę duży rozbieg i do niedzieli będę działać na sile rozpędu, obym się tylko nie potknęła po drodze ;-).

Dziś mam dla Was kontynuację bardzo ciekawe serii Kroniki Mroku. Ci, którzy regularnie czytują mojego bloga, wiedzą o kim mowa. Tak. Rezkin powraca!


Królestwo obłędu. Kel Kade.

Rezkin. Człowiek zamknięta księga, którą nawet jak się otworzy to nie da się nic przeczytać. Puste strony. No... nie licząc zasad wpajanych mu od małego. Te są skrupulatnie zapisane na każdej. 

W najnowszym tomie serii Kroniki Mroku obserwujemy dalsza podróż Rezkina i jego przyjaciół. Frishy, Tama i Realyna. Tym razem ich droga prowadzi do Skutton, miasta w którym odbywa się królewski turniej. Zanim jednak tam dotrą musza pokonać długą drogę. Podczas podróży Rezkin będzie ćwiczył swoje umiejętności i poznawał tajniki bycia "zwykłym człowiekiem". Czy uda mu się wtopić w otoczenie? Mogę Wam tylko zdradzić, że nie koniecznie, przeholuje w drugą stronę i będzie zbyt perfekcyjny ;-).

Podczas podróży wiele się dzieje. Rezkin jako lord przyciąga uwagę szlachty. Ludzie czują jego majestat i chętnie przebywają w jego otoczeniu. Dotyczy to również płci pięknej, oczywiście, z którą głowny bohater ma delikatny problem - nie rozumie motywów postepowania kobiet, co jak się domyślacie doprowadza do wielu zabawnych sytuacji. 

Podróż do Skutton zajmuje większą części tego tomu. Sporo się dzieje, podobały mi się intrygi, w które Rezkin mimowolnie był ciągany i relacje z innymi postaciami (mniej lub bardziej kluczowymi). Jednak prawdziwa akcja zaczyna się dopiero po dotarciu do docelowego miejsca. Ostatnie 100 stron jest jak przewijanie filmu akcji w przyśpieszonym tempie. Dzieje się!

Mniej i wolniej.

Podobał mi się ten tom. To naprawdę kawał dobrej i wciągającej historii, ale... tak jak Wam wspomniałam akcja zaczyna się bardzo późno i choć podczas lektury nie można się nudzić to jednak liczyłam na bardziej skondensowaną dawkę przygody. Do tego dochodzi również humor. Owszem pojawia się, ale nie tak często jak w pierwszej części. Tym razem autorka postawiła na bardziej poważne klimaty i to jest ok, ale... w pierwszym tomie pokazała nam, ze można się bawić tą historią.

Love... bleh.

Frisha... już poprzednio na nią narzekałam. Nie lubię głupiutkich postaci kobiecych. Drażnią mnie jak nikt inny, a jak do tego dochodzi zakochana głupiutka postać kobieca to jest u mnie na z góry przekreślonej pozycji. Myślałam, że może się zrehabilituje trochę, w końcu historia jest rozwojowa, ale... młodość rządzi się swoimi prawami i pomimo powagi sytuacji nie wróciło jej to zdrowego rozsądku, trudno. Nie polubimy się już chyba.

Zgarnąć z półki?

Ponarzekałam, ponarzekałam i co? Polecam. Ja patrzę na Królestwo Obłędu z perspektywy pierwszego tomu. To dlatego mam do niego parę zastrzeżeń. Ale absolutnie nie mogę powiedzieć, że źle się bawiłam podczas lektury. 

Tytuł:               Królestwo Obłędu

Seria:               Kroniki Mroku

Autor:               Kel Kade

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          19.11.2021



Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl