Władca Dusz. Emocjonujący finał trylogii Reny Barron.

 Dzień dobry w poniedziałek! Ale ten weekend szybko zleciał. My korzystaliśmy z zimowej aury i czas spędzaliśmy na dworze. Napadało u nas tyle sniegu, że zaczęliśmy robić iglo! A jak Wam minął pierwszy weekend grudnia?

Oprócz tego, że korzystaliśmy z zimy, ja zatopiłam się w niej zwykle emocjonującej lekturze. Finale serii, która wzbudziła we mnie bardzo silne emocje. Zapraszam na recenzję Władcy Dusz Reny Barron.


Władca Dusz Rena Barron.

Ależ ja czekałam na ten tom! Trzeci, ostatni a tyle jest przecież jeszcze do odkrycia! Arrah dziedziczka potężnego rodu szamanów zmaga się z wieloma trudnościami. Pochodzenie, jej własne predyspozycje oraz przeznaczenie jakie utkał jej los jakoś nie mogą dojść ze sobą do porozumienia. A kiedy do tego dochodzi stracona magia i bunt demonów... no nie ma lekko dziewczyna, oj nie ma.

O Królestwie Dusz miałam okazję Wam pisać daaawno temu, bo aż w 2021 roku. Gdybyście chcieli odświeżyć sobie temat zapraszam do lektury recenzji Królestwa Dusz i Żniwiarza Dusz. Trochę musieliśmy poczekać na finał tej emocjonującej historii, ale było warto! Myślałam, że po tak długim czasie ciężko będzie mi wejść z powrotem do tego świata, ale Rena Barron potrafi wciągnąć czytelnika w swoją historię od pierwszej strony. I nie można o tym zapominać ;-).



No i teraz dochodzimy do problemu, z którym borykam się odkąd skończyłam czytać Władcę Dusz - co mogę Wam zdradzić z emocjonującego finału? Może właśnie tylko to, że będzie emocjonująco ;-). A tak serio to trzeci tom bardzo fajnie dopełnia fabułę pozostałych części, ponieważ mamy tu sporo retrospekcji oraz sami bohaterowie dopowiadają swoją historię. Wyszło naprawdę niesamowicie. To Wam mogę powiedzieć. A jak doda się do tego zaskakujące zwroty akcji i wątek romantyczny (ale wcale różami nie usłany) to naprawdę nie można się oderwać.

Bałam się trochę, że bohaterowie stracą na żywiołowości, ponieważ sytuacja, w której znaleźli się na koniec Żniwiarza Dusz była naprawdę patowa, ale Rena Barron miała w zanadrzu parę sztuczek, które popchnęły fabułę do przodu.

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie i to polecam sięgnąć od razu po całą trylogię! Nie można się od niej oderwać, fabuła wymyka się dobrze znanym schematom, a kreacja świata i bohaterów jest po prostu genialna. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to totalne spełnienie czytelniczego apetytu. POLECAM!







Klątwa, która stworzyła całkiem niezłą historię. Klątwiarze. Holly Black Wydawinctwo Jaguar.

 Poniedziałek. Zaczyna się świąteczna gorączka i szał zakupów. Dlatego postanowiłam, że przez weekend odpocznę i w sumie nawet mi się to udało. A miałam przy czym odpoczywać, o czym zaraz Wam opowiem :-).


Klątwiarze Holly Black.

Autorkę kojarzę, wiele razy była mi polecana. Jednak opinie na temat jej twórczości są tak skrajne, że sama musiałam przekonać się, czy warto. Myślę, że Klątwiarze był dobrym tytułem na początek. Jest tu wszystko, co charakteryzuje twórczość tej autorki: magia, mrok, bunt i skomplikowane relacje. Niestety chociaż jestem już po lekturze, nadal nie wiem, czy mi się to podoba.

O czym są Klątwiarze?

On młody i przystojny. Ona... martwa. To nie może się udać. Może? A może mogło? Chyba że... coś tu nie pasuje. Niektóre elementy układanki zupełnie do siebie nie pasują. Co się wtedy stało, jak to się stało i co się teraz stanie, kiedy prawda wyjdzie na jaw?

Cassel Sharpe pochodzi z rodziny klątwiarzy. Ludzi obdarzonych mocą mogącą zmieniać rzeczywistość na własne potrzeby. Mogą np. połamać ci kości, zmusić do jakiegoś działania, stworzyć iluzję, czy grzebać w twoich myślach i snach. Nic przyjemnego, prawda? Tylko, że taka magia ma swoją cenę. Odrzut klątwy może być różny. W najlżejszym wypadku zgniją i odpadną palce, w najgorszym umrzesz. Więc czy rzucanie klątw to gra warta świeczki? Okazuje się, że tak. Wszystko zależy od tego o jaką świeczkę gramy.

Kiedy Cassel budzi się na dachu swojej szkoły, jego życie diametralnie się zmienia. Władze uczelni nie mogą tolerować takich zachowań (zwłaszcza, że doskonale wiedzą z jakiej rodziny wywodzi się chłopak) i tymczasowo wydalają go ze szkoły. Najbliżsi nie chcą włączyć Cassela do swoich działań i informować go o tym, co tak naprawdę się dzieje. Główny bohater zdany jest na samego siebie i koszmary, które nawiedzają go co noc.

Co z tego wyniknie? Na pewno będzie ciekawie.

Chłopaku!

Klątwiarze to powieść młodzieżowa składająca się z trzech tomów. W Polsce dzięki wydawnictwu Jaguar możemy przeczytać tę historię w jednym, dość opasłym (768 stron) tomie. Wydaje mi się, że wygodniej by się czytało, gdyby książka była podzielona przynajmniej na 2 części, ale z drugiej strony czekanie na kolejny tom byłoby po prostu katorgą.

Podoba mi się kreacja bohaterów. Są wyraziści, odpowiednio popychają fabułę do przodu i skrajnie różni. Dobrze się to wszystko czyta. Ale... denerwował mnie trochę sam Cassel. Z jednej strony był wyrachowanym oszustem bez skrupułów z drugiej zagubionym dzieciakiem potrzebującym pomocy i wsparcia. Były takie momenty, kiedy miałam ochotę powiedzieć: chłopaku, weź się w garść, za bardzo kręcisz się w kółko! Tylko że... to jest taki rodzaj postaci, który właśnie powinien irytować, ponieważ dobrze oddaje schemat zachowania młodych ludzi. To taki paradoks, w którym postać Cię wkurza, ale to dobrze, że Cię wkurza, bo od tego właśnie jest.

Marudzę.

Jak już Wam wcześniej wspominałam to moje pierwsze spotkanie z Holly Black. Podoba mi się kreacja świata pełna zła i mroku. Polubiłam bohaterów i z wypiekami na twarzy śledziłam dalsze rozwiązywanie zagadki i całej towarzyszącej jej otoczce. Dobrze się czytało o skomplikowanych relacjach rodzinnych, które często utrudniały odnalezienie odpowiedzi na ważne pytania. Nawet wątek miłosny mnie nie przytłaczał i dobrze komponował się z całością.

Co sprawia, że nadal nie jestem do końca przekonana do twórczości Holly Black? Chyba zbyt oczywiste rozwiązania i zbyt mało opisu świata. Autorka skupia się na bardzo wąskim wycinku rzeczywistości, a że świat wykreowała genialnie to chciałabym się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Po przeczytaniu całej trylogii bardzo żałowałam, że nie rozwinęła tego wątku.

Zgarnąć z półki?

Tak. Mogę marudzić i się czepiać, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że to słaba książka. Mnie wciągnęła i dobrze się przy niej bawiłam. Potrzebowałam takiej mrocznej i pokręconej historii przed świętami. Przy niej mogłam odetchnąć i się zrelaksować. Także bardzo polecam.

Tytuł:              Klątwiarze. Biały kot. Czerwona rękawiczka. Czarne serce
Autor:             Holly Black
Tłumaczenie:  Stanisław Kroszczyński i Zuzanna Byczek
Wydawnictwo:Jaguar
Premiera:       10.11.2021







Oculta. Maya Motayne. Wydawnictwo Jaguar - recenzja.

 Sobota. Miałam zdecydowanie inne plany. Chciałam posprzątać, uporządkować trochę gratów, wyjść na jakiś spacer... ale dzieciaki miały zupełnie inne plany i wiecie co, bardzo mi się podobało. Uwielbiam te momenty, kiedy po prostu jesteśmy razem, nawet obok siebie, ale wspólnie. Okazuje się, ze tak naprawdę niewiele potrzeba do szczęścia. Nam dzisiaj emocji i atrakcji dostarczyły dawno zapomniane puzzle, które odłożyłam do oddania. 

No, ale nie ważne. Po takich rozrywkach czas na chwilę wytchnienia. Janek śpi, Klara ogląda bajki, a ja, zasiadam do wpisu dla Was ;-). Dziś chciałabym Wam przedstawić dalsze losy Artiego i Finn, których mogliście poznać w Nocturnie. Tym razem Maya Notaune postawiła na zupełnie inny klimat, który bardzo mnie zaskoczył/ Ciekawi?


Oculta. Maya Motayne.

Miałam mieszane uczucia sięgając po kolejną część z tej serii. Z jednej strony kreacja świata, koncepcja magii i zarys fabuły, sprawiają, że naprawdę chętnie sięga się po książki tej autorki. Z drugiej kreacja postaci zgrzyta i trochę psuje odbiór całości. Jednak byłam bardzo ciekawa jak dalej potoczą się losy Artiego i Finn, dlatego mimo lekkich oporów, sięgnęłam po najnowszą część serii - Ocultę.

Jest lepiej.

Główni bohaterowie rozdzielili się. Każdy podążył własną ścieżką, próbując ułożyć swoje życie na nowo. Arti oswoił się z myślą objęcia tronu i przygotowuje się do tej roli. Natomiast Finn stała się królową złodziei, która oprócz opanowania chaosu w swojej organizacji, musi jeszcze pogodzić się z własną przeszłością. Niestety względny spokój zostaje zaburzony przez Los Toros/ Gangu, który próbuje mocno ingerować w pokojowe rozmowy z Anglezyjczykami. Sytuacji nie poprawia fakt, że wroga organizacja przyznała się również do zabójstwa księcia Deza, prawowitego spadkobiercę tronu Castalan. Czy Alfi i Finn znowu połączą siły? Czy uda im się pokonać Los Toros i uratować zawarcie pokoju między dwoma zwaśnionymi krajami? A może to nie jest główny problem? Co jeśli tajemnicze złe moce wróciły? Tego wszystkiego możecie dowiedzieć się w najnowszym tomie powieści Mayi Montayne - Oculta.

Przyjęło się, że młodzieżówki są naiwne i proste. Tymczasem autorka tej serii udawania, że wcale nie musi tak być. O ile narzekałam na Nocturnę, tak w Oculcie historia idzie w bardzo ciekawym kierunku. Jest mrocznie i niebezpiecznie, giną ludzie. Arti i Finn stają przed bardzo trudnym wyzwaniem, z którego wcale nie muszą wyjść cało. Podoba mi się to, że Maya Montayne wcale nie oszczędza swoich bohaterów. Wręcz przeciwnie - mają ciągle pod górkę.

Ale...

Jest lepiej to fakt, ale nie jest jeszcze idealnie. Autorka ma dość specyficzny, który wprowadza do fabuły wrażenie chaosu. Na końcu oczywiście wszystko się wyjaśnia, ale na początku trudno się odnaleźć i to naprawdę może zniechęcić. A szkoda by było porzucić tę historię na starcie, ponieważ jest naprawdę ciekawa. 

Zgarnąć z półki?

Tak. W tej części czeka nas niemałe zaskoczenie. Okazuje się bowiem, że zło też ma szansę wygrać (nawet spore szanse), jeśli dobrze się do tego przygotuje ;-).


Tytuł:              Oculta
Autor:             Maya Motayne
Tłumaczenie:  Joanna Krystyna Radosz
Wydawnictwo:Jaguar
Premiera:       03.11.2021



Nocturna. Maya Motayne. Wydawnictwo Jaguar - recenzja.

 Poniedziałek. Tydzień zaczął się bardzo obiecująco, pełen nowych wyzwań i większych oczekiwań. A już nie długo przyjdzie czas na dłuższy odpoczynek. Czy Wy też zaskoczył fakt, że za tydzień Wszystkich Świętych? Bo ja patrząc na kalendarz nie kryłam zdziwienia ;-).


Nocturna. Maya Motayane.

Dzisiaj mam dla Was książkę, którą przeczytałam dosłownie w parę dni! A byłoby pewnie jeszcze szybciej, gdyby nie obowiązki domowe. Jednak mam teraz straszny zgrzyt, bo...

Alfie... drugi w kolejne do tronu, nigdy nie był brany pod uwagę jako kandydat na króla. Nawet wyrocznia mu tego nie wróżyła. W zasadzie wyrocznia nie powiedziała mu nic, bo nie widziała jego przyszłości. Fin. Złodziejka, bez skrupułów, która wychowała się na ulicy. Co połączy tę dwójkę? W normalnych okolicznościach ta historia nie mogłaby mieć miejsca...

No i pięknie.

Ciekawie wykreowany świat, fajny koncept na magię, dobrze wykreowani bohaterowie. Zapowiadało się pięknie. Tak pochłonęła mnie lektura Nocturny, że niemal od razu przestałam dostrzegać pewne zgrzyty. Dodatkowo akcja jest tak szybka, że naprawdę nie ma czasu na zastanawianie się. Z ulicznej bijatyki przenosimy się na miejsce przywołania przedwiecznego boga. No jest co robić. Dlatego dopiero po lekturze mogłam tak naprawdę się zastanowić co mi nie pasowało...

Najciekawsze rzeczy dzieją się tam, gdzie nas nie ma.

Tak jak już Wam napisałam. Nocturna to naprawdę ciekawa i wciągająca książka, tylko że trochę źle napisana. Na samym początku nie pasowała mi narracja. Jakaś taka pocięta, wyrwana z kontekstu, ale kiedy już pochłonęła mnie akcja przestałam zwracać na to uwagę. 

Druga sprawa, która nie dawała mi spokoju to to, że ciągle wydawało mi się, że tak naprawdę nie jesteśmy w centrum wydarzeń. Owszem, towarzyszyliśmy głównym bohaterom, ale czy to były kluczowe momenty tej historii? Bo po przeanalizowaniu całości, tak naprawdę akcja rozwija się ok. 250 strony, czyli nie za szybko.

No i bohaterowie. Pamiętacie jak narzekałam na zbyt naiwne i słabe postaci kobiece? Jak mówiłam, że zniechęcają mnie do dalszego czytania? Na szczęście w Nocturnie takich nie ma, ale... męskich odpowiedników takich mimoz też nie lubię i tu niestety pojawia się książę Alfie...

Co jest ciekawego w Nocturnie?

Ponarzekałam to teraz mogę opowiedzieć co mnie zachwyciło w tej książce.

Magia. Podoba mi się koncepcja. Podział na magię arystokratów i plebsu. Podoba mi się dodatkowy podział na tych, którzy są obdarzeni propio i tych, którzy go nie mają (tu już nie ma znaczenie urodzenie). W końcu podoją mi się kolory magii, które dodatkowo emanują również naturą czarującego. Jest to naprawdę dobrze przemyślane i fajnie komponuje się z fabułą. 

Świat. Zarówno jego geografia, historia, jak i polityka są dobrze zaprojektowane. Wszystko się ze soba zazębia i działa jak w dobrze naoliwionej maszynie. Czytelnik od razu wrzucony jest w wir wydarzeń, ale bez obawy, wszystko zostało tak skonstruowane, że nie gubimy się w wydarzeniach i postaciach. 

Okładka. No nie mogłam tego pominąć, bo to ona najbardziej skusiła mnie do lektury. Jest cudowna. Zapowiada magię w starym stylu. Pełną wyniosłych prychnięć i zakazanych rytuałów obiecujących nieskończoną moc. Jak zobaczyłam okładkę od razu poczułam nagły przypływ chęci do czytania.

Zgarnąć z półki?

Nocturne to ten typ książki, do którego trzeba się przekonać samemu. Ja przyjemnie spędziłam czas z lekturą i pomimo paru zgrzytów nie uważam, że był to czas stracony. Jestem bardzo ciekawa, co pojawi się w najnowszej części Oculta, która swoją premierę będzie miała 3go listopada.

Jeśli miałabym jednoznacznie się określić, co do zgarnięcia z półki to tak. Polecam.
 
Tytuł:              Nocturna
Autor:             Maya Motayne
Tłumaczenie:  Joanna Krystyna Radosz
Wydawnictwo:Jaguar
Premiera:       12.02.2020



Czy warto czytam dzieciom smutne historie?

 Poniedziałek, ah! Czeka mnie tydzień pełen wyzwań, których już nie mogę się doczekać. Mam też zamiar wyskoczyć na jakieś jednodniowe wycieczki, ale zobaczymy, czy pogoda na to pozwoli. A Wy, jakie macie plany na końcówkę wakacji? 

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam FENOMENALNĄ książkę, która powaliła mnie na kolana. Myślałam, że dostanę coś na wzór Vaiany, a tymczasem...


Mała bezradna dziewczynka.

Lalani mieszka na wyspie Sanlagita. Nie ma zbyt wiele do roboty. W miejscu, w którym żyje kobiety mogą albo zostać szwaczkami jak jej mama, albo rolniczkami. Nie może się również uczyć, ponieważ ten przywilej przysługuje tylko chłopcom, którzy szkolą się na rybaków, czy budowniczych statków. Jedyne czego nikt jej nie może zabronić to słuchania opowieści...

Sanlagita to smutne miejsce. Ludzie tam mieszkający nie mają ambicji. A ich jedynym celem jest przetrwać kolejny dzień. Wszyscy mają jednak jedno wielkie marzenie. Dotrzeć do sąsiedniej wysypy - Isy, która (jeśli wierzyć legendom) jest krainą szczęścia i dobrobytu. Raz na jakiś czas urządzane są wyprawy na północ, gdzie znajduje się ten raj.  Niestety nikt jeszcze z tamtą nie wrócił.

Lalani przez różne zdarzenia musi samotnie wyruszyć w poszukiwaniu Isy. Bardzo szybko dowiaduje się, dlaczego ta droga nie została jeszcze przez nikogo zdobyta. Czy pomimo wszelkich przeciwności uda jej się dotrzeć do celu? Kto pomoże jej pokonać pojawiające się przeszkody. Czy nieoczekiwani sprzymierzeńcy naprawdę mają dobre zamiary? 

Labirynt Fauna.

Kojarzycie ten film Guillermo del Toro z 2006? Właśnie w takim klimacie jest Lalani z dalekich mórz. Smutna historia o poszukiwaniu, odwadze i sile jaka w nas drzemie. Główna bohaterka książki Erin Entrada Kelly jest zwykłą dwunastoletnią dziewczynką. Nie ma żadnych super mocy. Nawet nie jest bardzo odważna. A mimo to stawia czoła przeciwnościom, jakie stają jej na drodze. Nie poddaje się nawet wtedy kiedy sytuacja jest beznadziejna. Walczy, posuwa się na przód. Dąży do celu. Lalani z dalekich mórz to naprawdę niezwykła książka.

Egzotyczne stworzenia.

Tego w tej historii obawiałam się najbardziej. Czasami jest tak, że autor popłynie z wymyślaniem świata i w pewnym momencie, my jako czytelnicy nie możemy się w tym odnaleźć. Bałam się, że razem z Lalani trafię do świata, którego nie będę mogła sobie wyobrazić, ale na szczęście tak się nie stało. Da się wyczuć, że Erin Entrada Kelly inspirowała się różnymi mitologiami, ale nie wymusza to na nas w żaden sposób odbioru jej książki. Przykładem może być pahalusk. Bezużyteczne zwierze przypominające żółwia. Słowo bezużyteczny jest tutaj bardzo ważne. Ot, po prostu parę razy pojawia się w tej historii, by finalnie... pokazać na co go naprawdę stać.

Smutna historia.

Mało jest radości w tej historii. Raczej dominuje w niej smutek, tęsknota i strach. Jednak to jest właśnie piękne. Chyba każdy z nas bardziej świadomie lub nie, ma przesyt pozytywnych emocji wypływających z internetu. Idealny świat, gdzie nie ma negatywnych rzeczy. Raj, w który sami chcemy wierzyć. Lalani z dalekich mórz odbija od tego obrazu. Warto czytać dzieciom takie historie, ponieważ pozwalają odkryć wszystkie kolory rzeczywistości.

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Nie sądziłam, że jakakolwiek historia będzie mogła chociażby stanąć obok Labiryntu Fauna. Tymczasem dostałam opowieść, która całkowicie mnie zaczarowała. Nie mogłam, przepraszam, nie chciałam się od niej odrywać. Siedziałam do późnych godzin żeby móc dalej zagłębiać się w tę historię. Co to więcej mówić, jest fenomenalna!

Tytuł:              Lalani z dalekich mórz
Autor:             Erin Entrada Kelly
Tłumaczenie:  Maria Jaszczurowska
Wydawnictwo:Wydawnictwo Literackie
Premiera:       01.09.2021
 
Za książkę, która na długo zostanie w mojej pamięci, dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.
 

 

 

Co mogą księżniczki? Zefiryna i księga uroków. Wydawnictwo Literackie

Przyznaję, że w ostatnim tygodniu mało udzielałam się zarówno na blogu, jak i na pozostałych kanałach. Było to spowodowane obowiązkami zawodowymi. Na szczęście udało mi się wszystko ogarnąć i mogę wrócić do blogowania.

Dlatego dzisiaj mam dla Was książkę, która sprawiła, że pracowałam w pocie czoła, myśląc tylko o tym żeby szybciej skończyć obowiązki służbowe i móc do niej wrócić. To się nazywa właściwa motywacja do pracy ;-)


 

Księżniczka ściga złodzieja!

Zefiryna i księga uroków zaczyna się dość niespodziewanie. No bo kto to widział żeby księżniczka uganiała się za złodziejami. Kto to widział żeby księżniczka była nieustraszona i bez zastanowienia wskakiwała do szamba. przecież to nie wypada księżniczkom. Gdzie w tym czasie była straż?! Przecież ktoś musiał coś słyszeć, ktoś musiał stać na warcie... tylko że.. Zefiryna już tak ma i chociaż wszyscy słyszeli, co się dzieje. Nikt nie miał odwagi psuć jej zabawy.

Co może zrobić zbuntowana księżniczka w obcym kraju?

Wystarczy jedno słowo - rewolucję, ale zanim do tego dojdzie Zefiryna musi jeszcze trochę namieszać. Kiedy główna bohaterka przyjeżdża do swojej przyjaciółki z dawnych lat - Linnei, okazuje się, że cały dwór męczą jakieś dziwne dolegliwości. Zaniki pamięci, zmiany osobowości, czy zupełne ignorowanie rozkazów kapitana straży. No może to ostatnie akurat nie wynika z żadnych czarów i uroków, ale też jest bardzo ważne dla fabuły.

Lochy i smoki, czary i uroki.

Kiedy zasiadałam do Zefiryny i księgi uroków nie miałam konkretnych wymagań. Chciałam się rozerwać przy dobrej przygodzie w świecie fantasy. Dałam się porwać tej historii od pierwszych stron i to, co dostałam przeszło moje oczekiwania.  

Sasza Hady  ma doświadczenie w tworzeniu takich fabuł. Jest scenarzystką w CD PROJEKT RED, zajmowała się takimi tytułami jak Wiedźmin, czy Mroczna Wieża. Wie, co robi i robi to dobrze. Nie ma co ukrywać.

Bardzo podoba mi się kreacja świata jaki wymyśliła autorka. Mnogość i różnorodność magiczny elementów sprawia, że ta historia jest niesamowicie wciągająca. Mamy tu uroki, przemiany, magie dziedziczoną, nabytą, transformacje i magię snów. Moim zdaniem najciekawsza z nich to ta wymieniona przeze mnie na końcu. Chętnie poznałabym szczegóły z życia aislingów (magów snu).

Na pewno warto zwrócić uwagę na styl pisania jakim posługuje się Sasza Hady. Cała historia jest bardzo płynna i nie wymuszona. Od razu łapie się jej rytm, który sprawia, że nie można się oderwać od tej historii.

Ale...

Obiecuje, że już nie długo przedstawię Wam książkę, której nie będę się czepiać. Ale tym razem mam pewne zastrzeżenie. Świetnie mi się czytało Zefirynę i księgę uroków. Czekałam na odpowiedź, kto za tym wszystkim stoi i dlaczego. Jednak kiedy doszłam do rozwiązania tej zagadki poczułam się trochę spławiona. Nie zrozumcie mnie źle. Zakończenie jest dobre. Zaskakuje i rozwiewa wszelkie wątpliwości, ale jest niesatysfakcjonujące. Moim zdaniem Sasza Hady za mało je uzasadniła.

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie. Jak już Wam wspominałam na samym początku Zefiryna i księga uroków to książka, po którą sięgałam z przyjemnością. Po całym dniu spędzonym przed ekranem miło było zanurzyć się w tak porywającej, zabawnej i fantastycznej historii. Ta książka była formą nagrody po ciężkim dniu, na którą warto było zapracować.


Tytuł:              Zefiryna i księga uroków
Autor:             Sasza Hady
Wydawnictwo:Wydawnictwo Literackie
Premiera:       16.06.2021
 
Za Zefirynę i jej magię, dziękuję Wydawnictwu Literackiemu


A co jeśli ta miłość ma jednak szansę? (Żniwiarz Dusz. Wydawnictwo Jaguar)

 Poniedziałek. Mamy trochę wytchnienia od upałów. Można posiedzieć w domu, poczytać książki... Chociaż książki da się czytać wszędzie. Upał czy deszcz zupełnie nie przeszkadzają ;-). Dlatego mam dla Was dzisiaj kontynuację serii, która skradła moje serce i... chyba już pozostanie w tym miejscu.


Magia, bogowie i przeklęta miłość.

Pierwszym tomem zachwycałam się tutaj → Plemienna magia i panteon bogów. Totalnie pochłonęła mnie ta historia. Pomimo drobnych potknięć byłam po prostu oczarowana. Dlatego z wielkim zapałem zasiadłam do drugiej części.

Arrah pokonała swoją siostrę. Jednak zniszczenia jakich dokonała Efiya pozostawiają po sobie olbrzymie spustoszenie. Plemiona odeszły. Magia staje się zagrożeniem. Arrah staje się zagrożeniem, ponieważ pozostaje jedyną osobą zdolną uwolnić Króla Demonów. Dodatkowo dochodzą jeszcze niejasne wspomnienia i głos, który prowadzi do końca świata...

Bogowie to aroganckie dupki.

Obraz jaki przedstawia ta historia nie jest do końca jasny. Z jednej strony mamy bogów, którzy za wszelką cenę chcą powstrzymać swoją siostrę przed obdarowaniem demonów pewnym darem. Z drugiej mamy demony, które tak na prawdę nie są złe tylko walczą dla swojego króla. Wszystko sprowadza się do zakazanej miłości. Szkoda tylko, że bogów nie obchodzą takie małostkowe uczucia jak prawdziwa miłość i zrobią wszystko żeby usunąć zagrożenie.

Powtórka?

Pierwszym tomem byłam zachwycona. Były rzeczy, do których można było się przyczepić, ale sama historia była genialna. Miałam wielkie oczekiwania, co do Żniwiarza Dusz i chyba trochę się rozczarowałam.

Czytając drugi tom miałam wrażenie jakby to wszystko już było. Oczywiście fabuła jest bardziej rozbudowana, ale bardzo łatwo można znaleźć wątki i motywy, które pojawiły się w pierwszym tomie. Przykładem może być wędrówka na plemienne ziemie. Niby coś innego, a wydaje się jakby ta podróż już się odbyła. 

Chaos

Jest to kolejna rzecz, do której muszę się przyczepić. Czytając Żniwiarza Dusz w pewnym momencie czułam się zupełnie zdezorientowana. Wydaje mi się, że autorka chciała za dużo zmieścić w tym tomie i przez to powstał chaos. Wydarzenia, które po sobie następują sprawiają, że w końcu nie wiemy, kto jest kim, gdzie odbywa się dana scena i jak do tego wszystkiego doszło. Przykładem może być finalna bitwa, która jest bardzo spektakularna, ale... nie do końca rozumiem jak się skończyła.

Ale... 

Tak naprawdę więcej w tej historii pozytywów niż powodów do czepiania. Kląskanie na przykład występuje już tylko parę razy i nie razi tak w oczy ;-). A z rzeczy bardziej istotnych, w Żniwiarzu Dusz autorka skupiała się na przyczynach konfliktu między bogami (oriszami) i Daho (Królem Demonów). Dzięki temu mamy świadomość, że tę wojnę można zakończyć tylko w jeden sposób - unicestwieniem którejś ze stron.

Najważniejsza w tej historii jest miłość. Uczucie, które połączyło dwoje istot. Uczucie, które nie powinno mieć miejsca. Podoba mi się to jak bohaterowie walczą z tymi przeciwnościami. Jak miłość ich przyciąga, odpycha. Ciekawie czyta się o tym jakich wyborów dokonują zakochani żeby być razem. Kto wie jak skończy się ta historia. Może ta miłość ma jednak szansę?

Zgarnąć z półki?

Tak. To nadal świetna historia pełna niesamowitych zwrotów akcji, magii i płomiennego uczucia. Pomimo paru potknięć czyta się ją z zapartym tchem. To jedna z tych książek, którą chcesz skończyć czytać i nie chcesz kończyć czytać. Pozostaje tylko czekać na kolejny (ostatni?) tom tej historii, gdzie... bogowie będą mieli szanse pokazać bardziej ludzką stronę.


Tytuł:              Żniwiarz Dusz
Autor:             Rena Barron
Tłumaczenie:  Zuzanna Byczek
Wydawnictwo:Jaguar
Premiera:       21.07.2021
 
Za nieprzespane noce i piękne sny, dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
 

 


Plemienna magia i panteon bogów (Królestwo Dusz. Rena Barron. Wydawnictwo Jaguar)

Zatracam się w tych wakacjach. Nie wiem jakim mamy dzień tygodnia, ani jaka jest data. Łapie się na tym, że tylko wpisy blogowe pozwalają mi ogarnąć, co konkretnego mam do zrobienia na dany dzień. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z prawdziwą petardą. Książką, która od pierwszych stron zyskała miano jednej z moich ulubionych. 


 

Plemienna magia i panteon bogów.

Arrah jest córką Ka-Kapłanki i syna przywódczyni plemienia Aatiri. Zdolności magiczne jej rodziców sugerują, że powinna być obdarzona wielką mocą. Niestety do szesnastych urodzin bóg plemion - Heka, nie obdarzył jej swoją łaską. Na dodatek okazuje się, że dziewczyna jest w wielkim niebezpieczeństwie. Kiedy wraca do rodzinnego miasta wychodzą na jaw nowe, przerażające fakt. Ktoś porywa dzieci. Czy ta zbrodnia ma coś wspólnego z zagrożeniem czającym się na Arrah? A może to wszystko zaaranżowana akcja wezyra, który ma konflikt z jej matką? Prawda okaże się jeszcze bardziej zaskakująca, ponieważ problemy śmiertelników są nieistotne w sporze bogów...

Podoba mi się kreacja świata. Dawno nie spotkałam się z połączeniem plemiennych wierzeń i magii z panteonem bogów. Rena Barron doskonale to wszystko połączyła. Fabuła pozwala stopniowo odkryć historię tego świata. Na szczęście nie wpływa to w żaden sposób na dynamikę tej historii, dzięki czemu nie można się od niej oderwać. Już od pierwszych stron Królestwa Dusz zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to kolejna nudna historia o sprostaniu wymagań stawianych przez rodziców. W tej książce czai się o wiele więcej, a problemy, z którymi zmaga się główna bohaterka na początku okazują się tylko drobiną piasku na pustyni - są nieistotne wobec końca świata, który nadejdzie. Jeśli Arrah nie zacznie działać.

Młodzieżówka?

Chociaż kategoria wiekowa to 13+ uważam, że dojrzałemu czytelnikowi też spodoba się ta historia. Jak na młodzieżówkę jest dość brutalna. Nie ma tu co prawda opisu drastycznych scen, ale dzieją się one gdzieś w tle i mamy świadomości, że przez konflikt bogów i demonów umierają ludzie. 

Miłość.

Jest to wątek, który zawsze mnie denerwuje. Nie jestem zwolenniczką rozbudowanych opisów uczuć wewnętrznych głównego bohatera i po prostu staram się ich unikać. Kiedy na okładce zobaczyłam zakazaną miłość zaczęłam kręcić nosem. Od razu wyobraziłam sobie scenariusz - ona go kocha on jej nie albo coś w rodzaju - kochają się i nie mogą być razem. NUUUUDAAA. Nie tego oczekuję po dobrej fantastyce. W zasadze w tym gatunku można się nawet obejść bez takich wątków. Wracając do tematu. Arrah kocha Rudjeka syna Wezyra. Oczywiście ich związek nie ma szans, ale jak to w bajkach bywa, zupełnie ignorują ten fakt.

Po raz pierwszy od bardzo dawna wątek miłosny mi nie przeszkadza, a wręcz mam wrażenie, że popycha fabułę naprzód. Rena Barron umiejętnie wprowadza zakazane uczucie i tak kieruje historią aby miłość w pewnym sensie stała się główną osią fabuły, a mimo wszystko nie zdominowała całości.. To bardzo trudne zadanie, ale jak widać wykonalne.

Kląskanie.

Jedyne do czego muszę się przyczepić to kląskanie językiem. W całej książce ten zwrot występuje tak często, że to aż razi. Zazwyczaj bohaterowie kląskają kiedy nie mają nic więcej do powiedzenia. Być może to czepianie się szczegółów, ale taka reakcja jest dla mnie po prostu dziwna. Zwłaszcza, że często występuje podczas jakiś dialogów. Nie wiem po co bohaterowie tak często kląskają językiem, ale uważam że jest tyle innych reakcji, że mogli by czasami przestać ;-).

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie. Jeśli lubisz historie oparte na magii i politeizmie to Królestwo Dusz jest zdecydowanie dla Ciebie. Jeśli natomiast chcesz poczytać o niezłomnym uczuci dwojga bytów, które nie miały prawa się zakochać... też się nie zawiedziesz. 

Mam to szczęście, że od razu po Królestwie Dusz mogłam sięgnąć po drugi tom Żniwiarza Dusz. Cieszę się, że nie spotkała mnie męka czekania na dalsze losy Arrah. Ta historia jest jak pudełko czekoladek,  nie da się poprzestać na jednym tomie  ;-).

 

Tytuł:              Królestwo Dusz
Autor:             Rena Barron
Tłumaczenie:  Zuzanna Byczek
Wydawnictwo:Jaguar
Premiera:       01.07.2020
 
Za możliwość przekonania się, że miłość w książkach nie musi być zła, dziękuję Wydawnictwu Jaguar



 


Czas wyruszyć w kolejną bajkową podróż. (Wuj Krasnolud. Pani Strach i Pan Złość)

 Jak to miło usiąść w sobotnie popołudnie i pisać o przygodach, które ostatnio się przeżyło. Byłam w Puszczy Knyszyńskiej, spotkałam Bazyliszka, no i oczywiście uratowałam świat. Nie byłam sama, pomógł mi jeden wujek. Pewnie się już domyślacie, kim on jest ;-).

O Wuju Krasnoludzie pisałam już >>TUTAJ<<. Byłam zachwycona tą historią. Znane i lubiane wątki fantastyczne, połączone w spójną i porywająca opowieść. Nie mogłam się doczekać, kiedy sięgnę po dalsze losy Emki i jej Wuja Krasnoluda. Muszę przyznać, że Kuba Sosnowski po raz kolejny sprostał moim wymaganiom i sprawił, że świetnie się bawiłam czytając jego kolejną książkę. 

Pierwszy tom historii o Krasnoludzie Karol i jego siostrzenicy kończy się tak, że nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że głównych bohaterów czekają kolejne przygody. Tym razem Emka, jej wujek oraz Hubert (kolega z klasy), muszą uratować świat przed Panią Strach i Panem Złość. Zadanie nie jest proste, ponieważ emocje jakimi karmią się główni oportuniści, nie tylko dominują we współczesnym świecie, ale również bardzo łatwo je wywołać u ludzi. Główni bohaterowie wyruszają w podróż, podczas której spotkają mityczne postacie oraz odwiedzą legendarne miejsca. Oznacza to, że nikt nie będzie się nudzić. Zwłaszcza czytelnicy ;-).


Podoba mi się to, że autor skusił się na polskie podania i legendy. Zawsze dobrze mi się czyta historie inspirowane mitami (nie ważne z jakiego kraju), ale zdecydowanie przyjemniej te o naszych rodzimych wierzeniach. Złotogrzywy żubr, Bazyliszek, duchy, latające chmurki. Wszystko to sprawia, że historia jest niesamowicie wciągająca i bajkowa. Nie można się od niej oderwać, no chyba że doczytamy do końca, wtedy już nie ma wyboru i trzeba odłożyć książkę ;-).

Warto również zwrócić uwagę na ilustracje. W drugiej części przygód Emki i Wuja Krasnoluda grafiki są bardziej komiksowe i dopracowane. Aneta Krella-Moch skradła nimi moje serce. Oceniając po okładce... jak bierzemy do ręki Wuja Krasnoluda. Pani Strach i Pan Złość, wiemy, że czeka nas porywająca przygoda czytelnicza, a to przecież tylko okładka ;-).

Podoba mi się również to, jakich zagadnień dotyczy ta książka. Tolerancja, pomoc, przyjaźń, przygoda. Autor pokazuje, że odkładając telefon/tablet/czy odchodząc od ekranu komputera możemy przeżyć wiele ciekawych przygód. Jestem zwolenniczką takiego podejścia, ponieważ dzieciństwo i beztroska (a przy tym nieskończona kreatywność i śmiałość) kiedyś się skończą. Wtedy można zasiąść do bardziej racjonalnego świata i technologii, póki co... polatajmy trochę na smokach ;-).

Kuba Sosnowski napisał bardzo ciekawą i inspirującą historię dla dzieci. Jestem bardzo ciekawa jak przygody Emki i jej wuja wyglądały by w wersji dla dorosłych, ponieważ w tej brakuje mi trochę głębi. Postacie są skonstruowane prosto (jak to w książkach dla dzieci), mają jednoznaczne cechy i cele. Nie ma w tym nic złego, ale jest to tak wciągająca historia, że równie dobrze brzmiała by z zakrwawionym toporem i wielką bitwą w tle ;-).

Jestem bardzo zadowolona z możliwości poznania dalszych losów Wuja Krasnoluda i Emki. Chociaż na końcu nie ma CDN, myślę że Kuba Sosnowski pozwoli nam jeszcze odbyć niejedną bajkową (wręcz legendarną!) podroż ;-).

Bardzo dziękuję autorowi za tę niezwykłą przygodę :-).


 


ahoj przygodo! (Wuj Krasnolud i Brama Opowieści)

 Kolejny tydzień marca. Specjalnie nie wspominam o dzisiejszym święcie ;-). Uważam, że bycie kobietą powinno się celebrować cały czas, a że dzisiaj można bardziej... no można, ale przecież nie trzeba. Ja nadal robię swoje. A na ten tydzień mam bardzo ambitne plany i tylko mam nadzieję, że wystarczy mi czasu, chęci i motywacji.

Dzisiaj mam dla Was książkę, która totalnie trafia w mój gust i bardzo żałuję, że nie powstała w czasach kiedy byłam dzieckiem. Jest w niej wszystko. Akcja, przygoda, krasnoludy, epickie bitwy i wiele, WIELE innych!

Kiedy zobaczyłam, że Kuba Sosnowski szuka recenzentów swojej książki dla dzieci, wiedziałam, że musze się zgłosić. Moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że to książka dla mnie. To znaczy dla dzieci, alee najpierw dla mnie ;-). Dobrze, że się jej posłuchałam. Nie zawiodłam się wcale, a przygoda jaką oferuje ta historia jest... magicznie wciągająca!



Emka to zwykła dziesięcioletnia dziewczynka. Chodzi do szkoły, spędza czas z przyjaciółmi, nic szczególnego. Jednak pewnego dnia przyjeżdża wujek Karol i wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Emka odkrywa, że oprócz tego, co znała istnieje jeszcze inny świat, pełen fantastycznych stworzeń i magii. Czy dziewczynka zdoła uratować swoich rodziców, którzy zniknęli w tajemniczych okolicznościach? A może odkryje w sobie jakąś niesamowitą moc, która sprawi, że z każdej opresji wyjdzie cało? Aby się tego dowiedzieć musicie poznać tę fantastyczną historię.

Podobała mi się ta opowieść. Naprawdę się w nią wciągnęłam. Nie mogę powiedzieć, że jest to coś nowego. Literatura zna dużo takich historii. Jednak umiejętne połączenie wielu fantastycznych aspektów, sprawiło, że nie można się oderwać. 

Na samym początku Wuj Krasnolud i Brama Opowieści skojarzył mi się z Hellboyem. Dobrze znany świat ma drugie dno. Krasnoludy, Enty, Nimfy mieszkają tuż za rogiem, tylko my, aroganccy ludzie odwracamy wzrok i ignorujemy to wszystko. Kolejne skojarzenie to Percy Jackson. Zadania, które musi wykonać Emka i jej wujek może nie są ściśle związane z mitologią, ale moim zdaniem można wyczuć pewną inspirację. No i oczywiście Władca Pierścieni. Bitwa z Entami była naprawdę zaskakująca. Byłam pod dużym wrażeniem rozmachu (toporem ;-)). 

Jak widzicie skojarzeń jest sporo. Nie oznacza to jednak, że książka jest wtórna i nie zaskakująca. Wręcz przeciwnie. Dzięki odwołaniom do klasyki mamy pewność, że będziemy się świetnie bawić podczas lektury, a wykreowany świat nie sprawi nam problemów.

Totalnie pokonała mnie (w sensie rozbroiła na łopatki) bitwa z woźną w szkole. Szczerze, nie tylko jestem w stanie sobie to wyobrazić, ale uważam nawet, że tak mogło być! W końcu Panie Woźne mają w sobie niesamowitą siłę i upór. Każdy, kto choć raz został przypalany na niezmienieniu butów wie, o czym mówię ;-).

Czy jest coś, co mi się nie podobało? Owszem. Zmieniłabym trochę koncepcję moralizatorską tej książki. Zamiast mówienia, że segregacja śmieci pomaga światu, stworzyłabym Emce jakieś zadanie, które pokazuje jak ten świat się zmienia dzięki segregacji śmieci. Niby różnica nie duża, ale znacząca.

Cieszy mnie bardzo, że to nie koniec przygód Emki i jej wujka. To CDN na końcu jest bardzo obiecujące i już nie mogę się doczekać kiedy poznam kolejną część tej historii - Wuj Krasnolud Pan Strach i Pan Złość.

Wuj Krasnolud i Brama Opowieści to historia o tym dlaczego nie warto zbyt szybko dorastać. To opowieść o tym jaką siłę ma dziecięca wyobraźnia i kreatywność. To książka, którą po prostu trzeba przeczytać!

Za możliwość odkrycia porządnej fantastyki dla dzieci, dziękuję autorowi :-).





Klasyczna historia uciekająca schematom. (Ikabog. J. K Rowling Media rodzina)

Zaczynanie książek jest jak poniedziałek. Nigdy nie wiesz, co przyniesie reszta tygodnia lub, co przyniesie dalsza część historii. Dlatego dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę, która zaskakująco szybko mi się skończyła.


J.K. Rowling nikomu przedstawiać nie trzeba. Czy się lubi jej twórczość, czy nie, raczej każdy wie, co napisała. Niestety nie miałam okazji czytać Harrego Pottera, ale bardzo lubię ekranizację tej serii, dlatego skusiłam się na nową książkę tej autorki.

Ikabog miał swoją premierę pod koniec tamtego roku. O książę było dość głośno, ponieważ ogłoszono konkurs na ilustracje do niej, w którym każdy mógł wziąć udział. Każdy to znaczy młodzi czytelnicy, do których książka była skierowana.
Jeśli mam być szczera, nie do końca przekonały mnie te grafiki, chociaż muszę przyznać, że było parę ciekawych. Jednak różnorodność jakościowa jest bardzo widoczna i jak dla mnie niepotrzebna.

Ikabog to klasyczna historia uciekająca schematom. Opowiada o królestwie Coniemiarze, w której panuje miłościwy król Alfred Arcydzielny (który sam nadał sobie ten przydomek). Jest to kraina mlekiem i miodem płynąca. Wszyscy mieszkańcy są szczęśliwi. Ba! Nawet nie ma na co narzekać. Nie ma wojen, głodu, a jedyne, czym straszy się dzieci to Ikabog, stwór z dalekiej północy, który porywa tych, który nie słuchają się mamy. Jednak pewnego dnia stwór z bajek dla dzieci staje się przerażająco prawdziwy, przez co Coniemiara popada w totalny chaos i obłęd...

Nauczyłam się, że zawsze warto czytać wstęp od autora. Krótkie wyjaśnienie dlaczego, po co i jak. J.K.Rowling napisała, że tak naprawdę ta historia powstała jeszcze w czasach Harrego Pottera tylko, że pisarka nie widziała potrzeby publikowania jej. Jednak 2020 i wszechobecny lockdown zmotywował ją do skończenia tej historii i pokazania światu. Uważam, że wybrała doskonały moment na publikację Ikaboga. Ludzie popadli w stagnację, nie wspominając o innych negatywnych emocjach i stanach, a nowa książka tej od Harrego Pottera sprawiła, że w osoby czytające książki wstąpiła jakaś nadzieja i oczekiwanie na coś dobrego.

Przeczytałam Ikaboga jednym tchem. Dosłownie usiadłam wygodnie w fotelu, odtworzyłam na przedmowie i nagle książka mi się skończyła. Bardzo podobała mi się kreacja postaci. Główni bohaterowie są bardzo realni i nie pozbawieni wad. Ich postepowanie też różni się szablonowych bohaterów książek dla dzieci. Odczuwają takie emocje jak strach, wstyd, złość, a nawet niepoprawność polityczną. Wszystko to sprawia, że nie można oderwać się od tej historii.

Podobało mi się również to, że J. K. Rowling nie oszczędzała głównych bohaterów. Towarzyszy im śmierć bliskich osób, osamotnienie, niesprawiedliwość, czy mierzenie się z niesprzyjającymi warunkami. Nie jest to na pewno bajkowa sceneria. Autorka zadbała aby w tej historii nie zabrakło realizmu świata pogrążonego w strachu. Dlatego występuje tu sporo brutalności, smutku, złej konieczności i innych  zjawisk związanych z takim stanem rzeczy. Chociaż jeśli już miałabym się czepiać to końcówka mogłaby być bardziej rozbudowana i mniej bajkowo-naiwna, ale to tak jak mówię, czepianie się szczegółów. 

Jestem totalnie oczarowana ta książką, ponieważ to trochę tak, jakby wziąć klasyczne baśnie braci Grimm, czy Andersena i stworzyć je na współczesną miarę. Nie chodzi mi tu oczywiście o danie dziewczynce z zapałkami smartfona, czy nagranie filmiku na tiktoka z gadającym kotem w butach, ale  o pokazanie klasycznej historii o dobru i złu w świecie przystosowanym do tego, co znają współczesne dzieci. Ciężko mi to inaczej opisać. Na pewno jeśli zasiedlibyście do lektury Ikaboga zrozumielibyście o co mi chodzi ;-).

Tytuł:              Ikabog

Autor:             J.K. Rowling 

Wydawnictwo: Media Rodzina

Premiera:        25.11.2020





Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl