trochę dystansu

Witajcie Kochani, w ten cudowny, piękny, nastrajający optymizmem... poniedziałek ;-). Dzisiaj mam dla Was saaaaaame fajne rzeczy, dlatego od razu zabieram się do przedstawienia Wam tych perełek :-)<3

#recenzje

Po pierwsze Zmierzch Bogów Michała Gołkowskiego wydawnictwa Fabryka Słów. Obiecałam sobie, że najpierw doczytam Wilcze Gniazdo  Jacka Komudy, ale... no nie mogłam się oprzeć!. Finałowa część serii, pełny rozmach w opisywaniu ostatecznej bitwy, ulubieni bohaterowie, do których zdążyłam się  przyzwyczaić. Sami rozumiecie, że to było silniejsze ode mnie ;-). Zwłaszcza, że jest co czytać, bo ostatni tom ma prawie 800 stron! Na szczęście jestem tak wciągnięta w tę historię, że dosłownie połykam tę książkę. Nie pamiętam kiedy coś tak szybko mi wchodziło. Strony po prostu lecą jedna za drugą, a historia, która powinna się powoli kończyć, bardzo się rozkręca. Mam nadzieję (przy takim tempie czytania jest to możliwe ;-), że skończę do przyszłego tygodnia i będę mogła w pełni opisać Wam wrażenia. Już się boję, co to będzie jak skończę. Cóż ja ze sobą pocznę, co będę czytać... żartuje. Pomimo bólu związanego z końcem Bram ze złota. Czeka na mnie niezłe stosik ;-)

Dla dzieci mam coś, co zupełnie mnie zauroczyło. Dzięki uprzejmości Wydawnictwu AWM. W moje ręce wpadła książka Zwierzaki z abecadła cudaki. Na fali popularności słodziaków z biedronki, ta książka doskonale wpasowuje się w obecne standardy nazewnictwa. Mamy Pandę Paulę, Borsuka Benia itp. Jak dla mnie hit. Klara była zachwycona i jak tylko dostałyśmy tę książkę (w piątek) to przeczytałyśmy już ją niezliczoną ilość razy. Dodatkowo jest tam miejsce na ćwiczenia pisania liter, oczywiście odpowiednich do każdego zwierzątka i coś, co lubi chyba każde dziecko - zagadki. Niby jedna książka, a zabawy na wiele godzin :-). Oczywiście, nie można zapominać również o ilustracjach, które stworzył Adrian Macho. Oczywiście ukłony należą się też Katarzynie Vanevskiej, która włożyła dużo pracy w adaptację. Dzięki czemu książka prezentuje się nie tylko ładnie, ale i melodyjnie, No, ale sami zobaczcie :-). Ja na pewno gorąco polecam!
ps. Janek też jest bardzo zaaferowany tą książką, co widać na zdjęciu (ciężko mi było mu ją zabrać ;-))



No i na koniec kolejna perełka, z której jestem mega zadowolona, a dzieciakom to już brakuje skali ;-). Dzięki uprzejmości DUBI - personalizowana muzyka dla dzieci otrzymałam płytę z bardzo fajnymi piosenkami. Na moje szczęście w swoim asortymencie mają zestawy dla rodzeństwa (ale indywidualne też są ;-)), dzięki czemu nikt nie jest poszkodowany ;-). Płyta składa się z 12 piosenek, które opowiadają o różnych dźwiękach i czynnościach. Moja ulubiona to chyba o karetce, ale Klara przepada za utworem o zwierzętach. DUDU i BIBI prowadzą dzieciaki przez świat piosenek, zachęcając nasze pociechy do wspólnej zabawy. Wołają je po imieniu! O ile Klara była zachwycona i zaciekawiona, bo piosenka była skierowania do niej ("Klaruniu! zawołajmy razem..."), o tyle Janek był zawstydzony, bo ktoś go wołał ;-). Jest jeszcze książeczka, w której zamieszczone są obrazki, które pomagają w interpretacji piosenek. Zabawa po pachy! Jak dla mnie to super alternatywa dla piosenek, które wałkujemy cały czas ;-). Dlatego polecam wszystkim rodzicom! Zwłaszcza, że zbliża się okres...prezentowy :-)
ps. dodatkowym plusem jest ekspres w wysyłce (przesyłkę dostałam na drugi dzień!)
      i opakowanie... sami zobaczcie :-)





Widzicie sami...same perełki! Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że w pełni rekomenduję oba produktu i polecam, nie tylko jako prezent świąteczny, ale po prostu jako część wyposażenia dziecięcej biblioteczki. Za udostępnienie książki Zwierzaki z abecadła cudaki jeszcze raz dziękuję wydawnictwu AWM, a za płytę z muzyką twórcom z DUBI. Polecam sprawdzić co jeszcze ciekawego mają w swoich asortymentach :-)

#trochę dystansu

Jak już zapewne niektórzy wiedzą, dopadła nas ospa. Oznacza to, że siedzimy w domu. Czekam jeszcze co prawda, aż Janek zmieni się w biedronkę, ale myślę, ze to kwestia czasu. Nie do końca jestem zadowolona z tego powodu. Dzieciaki zamknięte w domu, w czterech ścianach przez dłuższy czas, dostają kręćka. Bo ile można robić to samo? Już ja jesteśmy w domu to przydałoby się coś porobić ciekawego. Jestem połowicznie przygotowana na taką sytuację. W pokoju na półce piętrzą się różne łamigłówki, gry, puzzle i tak dalej. Mam nadzieję, ze w momentach kryzysu zawsze znajdę coś nowego, czym zainteresuję dzieci. Nie mam problemu z Klarą, ponieważ jest na tyle duża (3 latka), że jestem w stanie zorganizować jej czas, ale Janek... gdyby nie był typowym bobasem, który lubi jeść wszystko, co zmieści mu się w buzi, to pewnie znalazłabym coś ciekawego, twórczego i kreatywnego. A tak... będzie "umilał" czas siostrze. Już słyszę to... "mamo, on mi zabrał", "ale ja miałam to pierwsza", "Jasiul mnie uderzył", ahhh... nie mogę się doczekać ;-). Chyba tylko dystans do tego wszystkiego pozwoli mi przetrwać te 2 tygodnie zamknięcia. Umówiłam się już z Kluskonem, że jak wróci z pracy to ja wychodzę ;-). Oczywiście żartuję. Siedzenie w domu z dziećmi nie jest takie złe. Odkąd Klara poszła do przedszkola straciłam podgląd na ważne i kluczowe momenty w jej życiu. Nauka kolorowania, pierwsze piosenki, zabawy, które sama wymyśla, a teraz dzięki temu, że na jakiś czas stała się biedronką ;-) mogę ją poobserwować. To na pewno nie będę łatwe chwile, bo każdy dzień będzie wyglądał podobnie, ale i tak się cieszę <3
W ten ponury czas, w którym ciężko znaleźć jakieś pozytywne aspekty, rozbawia mnie dystans do samej siebie. Po prostu sama uśmiecham sobie dzień ;-). Jak to robię? Jedząc ciastko ( no już nie ważne, które ;-)) myślę, o nie... będą gruba... zaraz przecież i tak jestem ;-). Oczywiście to tylko przykład, ale jest tego więcej. Ostatnio czułam się jak żółw przewrócony na skorupę, bo nie mogłam się wygramolić z pufki. Czy wyobrażaliście sobie kiedyś siebie jako żółwia? nie? polecam ;-). To samo robię z rzeczywistością. Pomimo szarugi, trochę ją ubarwiam :-). Dzięki temu moje nastawienie jest zazwyczaj pozytywne, a ja staram się nie poddawać :-)

To wszystko na dzisiaj. Za tydzień podzielę się moimi wzlotami i upadkami w opiece nad biedronkami ;-)



Jestem dumna

Witajcie Kochani! Dzięki pisaniu bloga, zaczynam lubić poniedziałki ;-). Cały tydzień szykuję się na napisanie kolejnego posta. Nie jest to już totalny chaos i dezorientacja. Dokładnie wiem, co chcę napisać i jakie tematy poruszyć. Dlatego z utęsknieniem wyglądam poniedziałku, kiedy Kluskon jedzie do pracy, Klara do przedszkola, a Janek zapada w poranną drzemkę :-). Dzisiaj mam dla Was coś naprawdę wyjątkowego!

#recenzje

Długo zastanawiałam się jaką książkę dzisiaj przedstawić. Nie skończyłam jeszcze Wilczego gniazda Jacka Komudy, a jak wiecie, wypowiadam się dopiero po skończonej lekturze. Na razie jest nie źle. Polska szlachecka w pełnej krasie. Lubię czasami poczytać takie powieści z historią w tle, zwłaszcza, że Jacek Komuda ma niesamowity dar opowiadania. Dla mnie, czyli osoby, która kojarzy daty i nazwiska, ale nie kojarzy szczegółów minionych wydarzeń, jego książki to swoista kronika czasów szlacheckich. Jacek Komuda opisuje wszystko z taką dbałością o szczegóły, ze ma się wrażenie, że nie wymyślił fabuły tylko ją przeżył. Uważam, że nie ma lepszej rekomendacji.
Jednak dzisiaj ma dla Was książkę, która zmieniła moje życie. Pojawiła się w odpowiednim momencie (chociaż to było dopiero na studiach) i odpowiedziała na pytania zadawane w skrytości ducha. Rozjaśniła mi trochę światopogląd i pokierowała na właściwe tory. Jesteście ciekawi ;-)?
Przedstawiam Wam... Sto lat samotności Gabriela Garcia Marqueza. Powiem Wam, że bardzo ciężko znaleźć odpowiedni opis tej książki. Sama nie podejmę się tego wyzwania, ponieważ nie jestem godna ;-). Odsyłam Was do Wikipedii, gdzie znalazłam materiał, który w dość przyzwoity sposób opisuje fabułę. Gdyby jednak nie chciało Wam się przedzierać przez te wszystkie informacje, na stronie Lubimyczytac.pl jest taka krótka esencja:
Miała to być pierwsza powieść Gabriela Garcíi Márqueza. Dzięki swym dziadkom znał od dziecka historię Macondo i dzieje rodziny Buendía, prześladowanej fatum kazirodztwa. Świat, w którym rzeczy nadzwyczajne miały wymiar szarej codzienności, zwyczajność zaś przyjmowana była jak zjawisko nadprzyrodzone; świat bez czasu, gdzie wiele rzeczy nie miało jeszcze nazw, był też jego światem. Potrzebował aż dwudziestu lat, by spisać te rodzinne opowieści z całym dobrodziejstwem i przekleństwem odniesień biblijnych, baśniowych, literackich, politycznych; uświadomił nam, że „plemiona skazane na sto lat samotności nie mają już drugiej szansy na ziemi”. (Chociaż moim zdaniem zupełnie nie oddaje fenomenu tego dzieła). 
Sto lat samotności to książka, do której ciągle wracam myślami, ciągle uświadamiam sobie, że Marquez miał rację. Rzeczywistość i czas to taki świński ogon (kto czytał ten wie, kto nie...czyżbym rozbudziła Waszą ciekawość ;-)?). Dzięki tej książce zaczęłam czytać. Przed nią oczywiście też mi się to zdarzało, jednak było to sporadyczne. Jest to powieść, którą traktuję z wyrazami największego szacunku, i która pozwoliła mi odkryć wiele ciekawych aspektów otaczającego mnie świata. Mam zapędy filozoficzne. Kluskon śmieje się, że mam za dużo czasu na myślenie, dlatego myślę o głupotach, ale przyznajcie sami... kiedy trafi się książka, która totalnie wpisuje się w waszą egzystencję, bylibyście w stanie przejść obok niej obojętnie i po prostu zapomnieć?

a teraz coś dla dzieci ;-). Co prawda u nas znowu królują retro bajki, o których pisałam TUTAJ, a Klara ma teraz fazę na Czerwonego Kapturka, to dzisiaj chciałabym Wam przedstawić bardzo którą, ale niesamowicie dźwięczną bajkę. Jedna bajka i do łóżka Didiera Zanona i Sebastiena Pelona wydawnictwa Olesiejuk to bardzo fajna opowieść o małym króliczku, który kładzie się do łóżka i słyszy różne odgłosy. Kiedy Klara poznała tę książkę, burza była głównym tematem w naszym domu. Bardzo mi się podoba to, jak autorzy porównują dźwięki za oknem, do tych znanych króliczkowi. Też zabawiliśmy się w takie skojarzenia, nie miałam pojęcia z czym może kojarzyć się stukanie gałęzi o okno (odpowiedź: z tłuczeniem kotletów ;-)). Gorąco Was zachęcam żebyście zapoznali się z tą książeczką :-)


#parenting

Dziecko ma różne etapy. Czasami jest fantastycznie, innym razem jest gorzej, potem jest najgorzej, a potem okazuje się, że może być gorzej ;-). To oczywiście żart, ale każdy wie, że z dziećmi bywa różnie. Klara ostatnio ma fazę na dramaty. Kiedy Kluskon wbiega do pokoju, chcąc ratować córkę (albo mnie), okazuje się, że dramat jest...zagrany. Gdybym mogła, dałabym Klarze oskara. Wiadomo owacje na stojąco, pełne wzruszenie, Klara ociera wymuszoną łezkę, ukłon, kurtyna. Znacie to? Jestem dumna z siebie jako rodzica, że nie popadłam w stan nerwowy i...to wytrzymuję ;-). Czasami opadają ręce, czasami brak już słów, ale wiem, że wszystko, co robią moje dzieci kształtuje ich osobowość i charakter. Nie chcę aby kiedykolwiek czuły się niewysłuchane lub ignorowane. Chcesz krzyczeć i wrzeszczeć (nawet bez powodu)? Proszę bardzo, w końcu Ci przejdzie ;-). Jako rodzic nie szukam poklasku, każdy wychowuje dziecko jak chce. Ja postawiłam na czytanie, zabawę i spędzanie czasu razem. Każdy, kto mnie śledzi w mediach społecznościowych wie, jak wygląda mój dzień i chociaż to nie było moim celem, często słyszę, że jestem fajną mamą, że moje dzieciaki mają fajne dzieciństwo. Bardzo długo nie planowałam być mamą, ale jak już się do tego zabrałam to pełną parą. To nie jest tak, że wszystko przychodzi samo, pracuje nad tym żeby moje dzieci były szczęśliwe i jestem dumna z odniesionych sukcesów i kolejnych dróg do celu. Wy też tak możecie ;-)

#fitgeekmama

Tutaj niestety wieści nie są za dobre. Zawieszam ten projekt. To nie jest tak, że nie będę dalej próbować. Po prostu nie chcę robić tego na pół gwizdka. Spadek wagi, wzrost, spadek, wzrost i tak w kółko. Kiedy mój ukochany synek zechce przesypiać noce, a ja nie będę padała o godzinie 20 ze zmęczenia, myślę, że uda mi się to ogarnąć. Oczywiście teraz nie zamierzam rzucić się w wir fast foodów i słodyczy, ale zracjonalizować jedzenie i (jak już kupię kropelki usypiające;-)) zacząć ćwiczyć. Na razie to drugie jest niewykonalne. Czas, który mam w ciągu doby dzielę na wiele rzeczy, macierzyństwo i obowiązki domowe są na pierwszym miejscu, potem książki ;-). Jak sami widzicie nie ma tu miejsca na dodatkową aktywność ;-). Projekt fitgeekmama zostaje zawieszony, ale... 



prawie zdrowa.

Witajcie moi Drodzy! Już po długim weekendzie, oznacza to, że w końcu mogę odpocząć ;-). Klara w przedszkolu, Kluskon w pracy, Janek śpi, czas na relaks <3 Muszę przyznać, ze pisanie idzie mi z coraz większą łatwością. Głowę mam pełną pomysłów, tematy też się same znajdują, a o książki to już w ogóle nie muszę się martwić ;-). Ponad rok prowadzę już tego bloga, chociaż tak na poważnie to wzięłam się za to od lutego. Miałam już chwilę zwątpienia, już myślałam żeby przestać, bo przecież blogów jest bardzo dużo, a ja z moimi przemyśleniami raczej się nie przebiję, ale... systematyczna praca pokazuje, że mój blog ciągle się rozwija, a ja tylko czasami zwalniam na chwilę i się nie zatrzymuję, a więc, do dzieła ;-)

#recenzje

Sporo udało mi się przeczytać, więc mam o czym opowiadać :-). Złote Miasto Michała Gołkowskiego... narzekałam, że za długo, narzekałam, że powiela schemat, ale końcówka... no nie mogłam się oderwać, a już ostatnie strony to przeczytałam w czasie zabawy z dziećmi. Muszę przyznać, że ma pomysł. O ile sama podróż do Złotego Miasta jest jak dla mnie trochę za długa, to już to, co dzieje się po dotarciu do celu, rozwija się gładko i szybko. Jestem bardzo ciekawa jak autor zakończy serię (premiera ostatniego tomu Zmierzch Bogów ma premierę 17.11), ponieważ drugi tom urwał się w bardzo dramatycznym momencie. Muszę przyznać, że przywiązałam się do postaci, które stworzył Gołkowski i ciężko mi było po skończeniu drugiego tomu przestawić się na kolejną książkę. Finalnie więc mogę powiedzieć, że gdyby autor trochę skrócił podróż do Złotego Miasta to nie miałabym się do czego przyczepić i bez jakichkolwiek wątpliwości poleciłabym wszystkim fanom fantastyki. Gdybym miała wybierać konkretną grupę docelową to wskazałabym bardziej na osoby, które lubią czytać o twardym i brutalnym świecie, w którym nie można za bardzo przywiązywać się do własnego życia.

Pustka jego oczu Mai Kurińskiej wyd. NowoCzesne. Noooo tu to się zaskoczyłam. Po przeczytaniu opisu, stwierdziłam okey. Bardzo lubię czytać historie z antybohaterami. Nie chodzi mi nawet o jakąkolwiek przemianę ze złego w dobrego, ale o to jak autor przedstawi negatywną postać. Dlatego wszelkie takie historie bardzo mnie interesują. Kiedy dostałam Pustkę jego oczu do rąk, stwierdziłam, że coś krótka będzie ta opowieść (pierwsza część ma 188 stron). Pierwsze strony mijały powoli, wiadomo, akcja musi się rozkręcić, trzeba poznać świat i bohaterów, ale Maja Kurińska bardzo szybko przeszła do rzeczy. Głowna bohaterka, księżniczka Ilma przeżywa bardzo dramatyczne chwile. Nie dość, że traci przyjaciół to dodatkowo musi przeżyć spotkanie z tajemniczym mieszkańcem kopalni. Pomimo strachu, odgórnego zakazu opuszczania bezpiecznego bastionu, Ilma wraca do kopalni, chcąc odkryć prawdziwą naturę swojego nowego towarzysza. Byłam bardzo ciekawa, co wymyśliła autorka, czym mnie zaskoczy i czy w ogóle będzie jakiś zwrot akcji i kiedy już, już myślałam "o jeeessssuuu...jaka mądra i dojrzała nastolatka", zdarzyło się coś, czego zupełnie nie oczekiwałam, chociaż bardzo mi się podobało. Mądra i dojrzała nastolatka bardzo się zdziwiła, a ja wciągnęłam się całkowicie. Trochę drażniła mnie niekonsekwencja w zachowaniu Ilmy, która jest z natury płaczliwa, a mimo to jest odważniejsza niż inni, ponieważ w obliczu zagrożenia potrafi sobie doskonale poradzić. Końcówka pierwszego tomu sprawiła, że mam niesamowitą chęć napisać do autorki żeby udostępniła chociaż fragment kolejnej części, bo jestem baaaardzo ciekawa jak to wszystko się potoczy, chociaż oczywiście mam swoje podejrzenia :-). Dlatego polecam Wam Pustkę jego oczu Mai Kurińskiej.

A teraz przed Wami, mój plan na ten tydzień Wilcze gniazdo Jacka Komudy wyd.Fabryka Słów. Kto zna tego autora ten wie, że przy nim nie można się nudzić. Całym sobą reprezentuje to o czym pisze, wygląda jak wyciągnięty z sejmiku szlacheckiego ;-). Kto Go nie zna, niech wie, że jest pisze o czasach, kiedy szabla ucinała wszelkie dyskusje. Nie jestem wielką fanką Jacka Komudy, ale od czasu do czasu lubię przeczytać coś, co wyszło spod jego rąk. Na razie mogę przedstawić Wam jedynie opis wydawcy:
Jest wiek XVII. Gedeon Siemieński, zubożały szlachcic, chcąc zająć dobra po swoim stryju, wyrusza na zieloną Ukrainę – dziki, nieokiełznany kraj na rubieżach Rzeczpospolitej szlacheckiej. Kraj bardzo piękny w swej bezwzględności. Siemieńskiemu nieustannie przytrafiają się liczne przygody i tarapaty – powstanie kozackie, wielka miłość, zajazdy i pojedynki. Jednakże polski szlachcic nawet z największych opresji wychodzi w sposób odważny i pomysłowy, doskonale się przy tym bawiąc.


A teraz coś dla dzieci. Na szczęście Janek jeszcze nie decyduje co mam mu czytać, dzięki czemu sama wybieram to, na co mam ochotę ;-). Dlatego aktualnie czytam mu pierwszą książkę z serii Cała Polska Czyta Dzieciom (wydanie drugie). Bardzo żałuję, że nie załapałam się na pierwsze, ale wtedy jeszcze o dzieciach nie myślałam ;-). Muszę przyznać, że jest to jedna z moich ulubionych książek i wracam do niech bardzo często. Dobór bajek i opowieści jest bardzo interesujący. Prawdę mówiąc o większości z nich nie słyszałam (wiadomo, dopóki nie przeczytałam ;-)). Rytm w tych historiach sprawia, że bardzo zapadają w pamięci, a treść jest ponadczasowa i uniwersalna. Dodatkowo ilustracje! Może nie jest ich dużo, ale są niesamowite <3. Sami zobaczcie ;-).Jeśli jeszcze nie macie, a będziecie mieli okazję gdzieś sobie kupić, to baaaaardzo polecam !



#parenting

Czy też macie taki stan, że jesteście prawie zdrowi? Katar, chrypka, ból głowy, ale gorączki brak. Brak tego punktu krytycznego po którym organizm się regeneruje. Przez to ten "prawie" stan wydłuża się i trwa w nieskończoność. Uważam, że jest to jedna z super mocy matek (specjalnie pomijam ojców, ponieważ wiadomo... mężczyzna nie choruje, mężczyzna walczy o życie ;-)). Wiedząc, że nie możesz się rozchorować, organizm rozkłada to w czasie, tak aby móc dość sprawnie funkcjonować. Są oczywiście choroby ekstremalne, które trzeba wyleżeć i przespać, ale ja mówię tu o tych "prawie". Nie lubię tego stanu, a przez długość jego trwania sama nie jestem pewna, czy to ciągle ta sama choroba, czy po prostu zaczęła się kolejna, ale... zdecydowanie wolę takie rozwiązanie niż leżenie w łóżku, a więc... dzięki mój organizmie za taką opcję ;-) No... z tym leżeniem... to jakbym miała tak poleżeć pod kocykiem... z książką... bez wyrzutów sumienia i obowiązków... to tak to mogę "prawie chorować" ;-)

To już wszystko na dzisiaj. Specjalnie pominęłam fitgeekmamę, ponieważ co tu dużo mówić był weekend, taki dość długi, byliśmy na chrzcinach, a dodatkowo jestem...prawie zdrowa. Pozbieram się i... no cóż. Zacznę od nowa.

mobilizująca złość.

Witam Was, w ten prawie piękny, poniedziałkowy poranek :-). Jak spędziliście długi weekend? Ja na szczęście musiałam odbyć tylko parę krótkich podróży samochodem, ale wszystkim tym, którzy wybrali się w dalekie trasy, szczerze współczuję! To jakieś szaleństwo! Nie dość, że ludzie dostają bzika kiedy sklepy są zamknięte na jeden dzień, to jeszcze to, co dzieje się na cmentarzach, a raczej przy nich... okey, każdy chce odwiedzić grób swoich najbliższych, zapalić świeczkę, taka jest tradycja, ale... czy każdy musi kupić świeczkę? Burmistrz Biłgoraja wystosował apel o ograniczenie zakupy świeczek i wieńców, ponieważ efektem tego są tony śmieci, które bardzo często nie poddają się recyklingowi. (SZCZEGÓŁY TUTAJ). Bardzo podoba mi się postawa tego Pana i mam nadzieję, że chociaż jakikolwiek odsetek ludzi odwiedzających gruby swoich bliskich się do niego zastosuje. Co prawda już po Wszystkich Świętych, ale to dobry apel na każdy rok! Ja w tym roku nie kupiłam ani jednej świeczki, czy wieńca, a mimo to (szok!) groby moich bliskich były "ozdobione". Uważam, że wystarczy umówić się z większą częścią rodziny na jakieś wspólne udekorowanie i nie dokupować nic więcej.

#fitgeekmama

eh i eh. Waga wróciła na miejsce. Nie ma na to wytłumaczenia, tzn. jest brak samokontroli i determinacji. Dodatkowo dochodzi do tego wiele innych czynników, które skutecznie mi to utrudniają, ale nie będę się ze sobą pieścić. Wiem, że jeśli się zmobilizuję to mi się uda, tylko gdzie znaleźć tą mobilizację? 
Ostatnio mój kochany syn przechodzi przez skok ewolucyjny. Niestety to się tylko tak ładnie nazywa, a wiąże się to z:
1. nieprzespanymi nocami.
2. nieprzespanymi dniami.
3. wielką ilością płaczu.
4. jeszcze większą ilością potrzeby przytulania i wsparcia.
5. największą ilością (mojej) cierpliwości.

Janek rośnie, rozwija się, super! Już nie jest bobasem, tylko staje się dzieckiem. Jest ciekawy świata, potrafi się zezłościć, roześmiać, no już jest z nim interakcja. Jednak w nocy z soboty na niedzielę doprowadził mnie do granic wytrzymałości. Frustracja sięgała zenitu. To, co myślałam sobie w głowie nie nadaje się do publikacji, ale... pomyślałam wtedy, że taką złość można wykorzystać. Gdybym w tamtym momencie siedziała na rowerku albo orbitreku, albo po prostu bym biegła, to taka złość dodałaby mi siły. Szkoda, że ten stan nie utrzymuje się w spokojnych stanach emocjonalnych, ale myślę, że warto go w jakiś sposób wykorzystywać, np. podczas ćwiczeń przypomnieć sobie te emocje, dołożyć siły kiedy już myślimy, że nie damy rady. Jest to rozwiązanie, które postaram się wykorzystać w nadchodzącym tygodniu i NA PEWNO podzielę się z Wami wynikami obserwacji :-)

#recenzje

Złote Miasto, o którym wspominałam Wam tydzień temu... no czytam, czytam i dojść do końca nie mogę :-(. Znacie to uczucie, kiedy zostaje Wam zaledwie 100 stron i wszystko jest przeciwko Wam. Dzieci nie chcą spać, zawsze jest coś pilnego do zrobienia, a jak już macie chwilę dla siebie to...zawsze jest coś do zrobienia ;-). Tak właśnie jest w moim przypadku. O ile 3/4 książki mi się dłużyło i widziałam tam tylko powielenie tematu wyprawy wikingów, tak końcówka jest bardzo interesująca. Bardzo podoba mi się to jak autor przedstawił postacie drugoplanowe, jak szczegółowo opisał kulturę wschodu, a sama akcja zaczęła znowu toczyć się w nie znanym mi kierunku. Bardzo chciałabym dokończyć, zwłaszcza, że już nie długo będzie miał swoją premierę ostatni tom przygód Zehreda, ale... no nie mam kiedy! Przecież 100 stron to jest chwila! Frustrujące, nie powiem, że nie ;-)

Dzisiaj mam dla Was dwie książki. Pierwsza czeka w kolejce, po Zehredzie. Drugą czytam w między czasie dzieciakom :-)


O pierwszej jeszcze nie mogę za wiele powiedzieć. Jednak zainteresował mnie opis i wydaje mi się, że nie stracę z nią czasu ;-)

Ilmateri – młodej córce władcy zmiennokształtnych – przyszło żyć w bardzo niespokojnych czasach. Odcięta od świata zewnętrznego, przebywa za murem, którym jej ojciec otoczył siebie i swoich ludzi. Poza granicami fortecy nie jest bowiem bezpiecznie. W mroku czają się bestie niemające nic wspólnego z ludźmi i pragnące jedynie rozlewu krwi – Lewiatany. Co gorsza, mimo wnikliwych badań w laboratoriach, trudno powiedzieć na ich temat coś konkretnego, co mogłoby pomóc je zwalczać. Ze względu na swoją pozycję, Ilmateri powinna na siebie uważać i unikać niebezpieczeństw. Sęk w tym, że uwielbia przygody i nie zamierza z nich rezygnować. Gdyby jednak wiedziała, co przyniesie kolejna z nich, nigdy nie przekroczyłaby progu opuszczonej kopalni. Wszędzie krew i trupy... Pokryte kurzem kości dawnych ofiar oraz świeże ciała jej przyjaciół. Echa krzyków i błagań o litość jeszcze nie wybrzmiały. A w mroku kryją się one: para najbardziej przerażających, a zarazem najbardziej intrygujących oczu, jakie widziała. Duże, srebrzyste, wypełnione pustką... Pustką, która zastanawia – wzbudza strach, ale i porusza.
Jest potworem. To nie ulega wątpliwości. Zabił ich, wszystkich. Czy przyjaźń z kimś takim ma sens? A jeśli nie przyjaźń, to co? I dlaczego oszczędził akurat ją?

Bardzo lubię takie trudne i nie oczywiste połączenia. Przyjaźni ze złem, skrajne emocje, nieracjonalne wybory. Jestem bardzo ciekawa :-)


Natomiast druga książka... mam do niej skrajne odczucia. O ile autorka znana i lubiana jest mi z Podróży na jednej nodze, o których pisałam TUTAJ. To Wiersze do Poduchy są dla mnie trochę... dziwne. W tym zbiorze wierszy są bardzo fajne rymowanki, które zaskakują mnie swoją treścią i niebanalnością oraz takie, które powodują, że odłożyłam tę książkę na półkę i...zapomniałam o niej na jakiś czas. Muszę przyznać, że kiedy ponownie odnalazłam tę książkę na półce i zaczęłam ją czytać dzieciakom, wrażenie było podobne. Zdałam się jednak na prostą matematykę i wierszy, które mi się podobają jest dużo więcej niż tych "gorszych". Dlatego postanowiłam polecić Wam tę książkę.




#parenting

Moje kochane dzieciaki postanowiły zadbać o mój odpoczynek od ekranu telefonu. W skrócie wyglądało to tak, że ładowarka od telefonu wylądowała w koszu, a nowej nie chciało mi się kupić, pomyślałam, że samochodowa w zupełności mi wystarczy. Nie wiedziałam jak bardzo energio żerne są różne aplikacje. Po paru dniach nauczyłam się korzystać z telefonu tak, aby baterii wystarczało mi od ładowania do ładowania (czyli ok. 24 godziny). To niewyobrażalne ile czasu spędzamy przed ekranem. Nie ukrywam, że mnie często można spotkać z telefonem w ręce, jednak kiedy przychodzi czas na zabawę z dziećmi, rzucam wszystko, no może czasami nagram jakieś instastory albo zrobię zdjęcie, ale dzieci są najważniejsze. Co tygodniowy raport pokazał mi, że spędziłam przed ekranem 38% mniej czasu, niż w poprzednim tygodniu. To... całkiem sporo. Kiedy pomyślę ile miałam czasu wolnego... najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie odczułam tego jakoś strasznie mocno, a siedzenie przed ekranem telefonu mogłam zamienić na bardziej pożyteczne rzeczy :-).

#udało mi się

- obejrzałam kolejny odcinek Watchmenów. Jestem zachwycona i bardzo zainteresowana. Bardzo mroczny klimat i futurystyczny świat to zdecydowanie coś dla mnie <3

- jako, że nowy odcinek Watchmenów pojawia się raz w tygodniu, zaczęłam oglądać Black Mirror na netflixie. Jestem zaintrygowana wizją takiego świata. Połączenie nowych technologii, mediów społecznościowych i różnych rzeczywistości bardzo mi odpowiada. Gdybym wcześniej wiedziała, że to nie horror, tylko tak przyjemnie popieprzony serial, myślę, że już dawno bym go obejrzała :-)
Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl