Przegląd prasy z Edipresse Kids II (dużo zdjęć)

Witam serdecznie w to środowe popołudnie :-). Jedno dziecko w przedszkolu, drugie śpi, więc matka ma czas na relaks. A nic nie relaksuje mnie bardziej niż dzielenie się opiniami fantastycznych rzeczy, tj. kolorowe gazetki <3 od Edipresse Kids. Mieliście okazję już zobaczyć parę ich perełek TUTAJ. Dzisiaj chcę Wam pokazać kolejne, ciekawe czasopisma :-).


Kraina Lodu. Kolekcja Marzeń.


No nie mogło być inaczej ;-). Kiedy Klara zobaczyła kolejne numery Krainy Lodu aż oczy jej się zaświeciły. Była najważniejsza postać! Olaf, oczywiście ;-). Muszę przyznać, że ciężko było jej zabrać na chwilę te czasopisma, bo nie mogła się od nich oderwać! Są jej ulubieni bohaterowie, są kolorowanki, no i oczywiście naklejki! Aktualnie mamy wszystko obklejone Krainą Lodu, przestałam już zwracać uwagę, że nawet na plakacie z Krainy Lodu II są naklejki Krainy Lodu (trochę taka Incepcja ;-)). Nawet na dzisiaj Klara zaplanowała już nam atrakcje wieczorne. No i nie zgadniecie... w planach gra planszowa Kraina Lodu (która była w drugim tomie magazynu Kraina Lodu) i gra karciana Piotruś, również z bohaterami Krainy Lodu. Chyba nie muszę dodawać nic więcej. Ta kolekcja zdominowała nasz dom i myślę, że szybko nie odejdzie na półkę ;-). Także zdecydowanie polecam!













 National Geographic Kids


Może to trochę dziecinne z mojej strony, ale uważam, że jest to magazyn...dla mnie. Nie dość, że świetnie się przy nim bawię, poznaję bardzo interesujące fakty, nie tylko dotyczące zwierząt, ale całego świata, to jeszcze te zdjęcia <3. Zdaje sobie sprawę, że taki sam efekt można osiągnąć dzięki programom graficznym, ale sami spójrzcie... natura jest zdumiewająca i wspaniała <3

Jakby ktoś, tak jak ja nie mógł się napatrzeć to TUTAJ link do fan page na Facebooku :-)

A dodatkowo jest też figurka dinozaura. Janek pochwycił ją od razu, jakby wiedział, że to dla Niego ;-), ale dość już pisania, sami zobaczcie :-)





Hatchimals



Te zwierzątka chyba zna każdy rodzic ;-). Nie wiem co mają w sobie takiego niezwykłego, ale dzieciaki za nimi szaleją. Myślałam, że tylko te starsze, ale Klara złapała bakcyla ;-). Dodatkowo, w tym numerze był pierścionki i naklejki. Naklejki okey, ale pierścionki... bolą jak się nadepnie, a jest ich aż 5. No, przynajmniej Klara była zadowolona i oczywiście nie chciała mi oddać magazynu żeby chociaż zdjęcie zrobić ;-)






Neonowe naklejki



Pamiętacie ten bum na kolorowanki dla dorosłych? To już przeżytek. Nie dawno na rynku pojawiły się Neonowe naklejki. Te kolory <3. To jest dopiero spektakularna praca! Siedzisz, dłubiesz, a efekt jest oszałamiający! Wygląda to tak jakby grafika była 3D, pełna żywych kolorów, no magia! Sami zobaczcie :-)




Nie ma się co oszukiwać, taka jedna grafika to praca na parę godzin, więc jak ktoś nie ma cierpliwości to raczej się nie odpręży przy takim "dłubaniu" ;-).

Jeśli jesteście ciekawi, co jeszcze przygotowało Edipresse Kids zajrzyjcie TUTAJ.

A na koniec standardowo, zdjęcia moich pomocników ;-)










Położna z Auschwitz Magdy Knedler wydawnictwa Mando

Witajcie w ten jakże piękny poniedziałek kiedy ferie na lubelskim dobiegły końca ;-). Nie żeby było mi strasznie źle z dwójką dzieci w domu, ale nawet Klara już nie mogła się doczekać kiedy wróci do przedszkola. Jednak kontakt z rówieśnikami i różne zajęcia są jej potrzebne. A ja będę miała chwile spokoju w ciągu dnia. Każdy zadowolony ;-).
Jak pewnie większość z Was wie, dzisiaj, tj. 27.01 obchodzimy Dzień Ofiar Holokaustu. Więc i u mnie nie może zabraknąć literatury obozowej. Jednak zanim do tego przejdę, chciałabym Wam przedstawić mój stosunek do tematu. To nie jest tak, że staram się go unikać, nie widzieć, czy zapomnieć, że coś takiego miało miejsce, ale ogrom zniszczeń i śmierci jest dla mnie przerażający. Bardzo przytłacza mnie to i dołuje. Studiowałam w Lublinie. Zrządzenie losu sprawiło, że mój wydział mieścił się na przeciwko Majdanka. Nic tak nie psuje humoru, jak wychodzenie z zajęć i patrzenie na obóz koncentracyjny. Człowieka od razu ogarniają ponure myśli. Wystarczył mi sam widok. Nigdy nie miałam dość siły żeby zwiedzić to miejsce. Za każdym razem kiedy myślę o takich obozach, pytam się w myślach JAK? Jak to możliwe, nie rozumiem tego i nie chcę wiedzieć za dużo. Jednak literaturę obozową od czasu do czasu czytam. TUTAJ na przykład macie moją recenzję Tatuażysty z Auschwitz. Dzisiaj mam dla Was historię bardziej tragiczną, szokującą i druzgoczącą, niż.. przejaskrawiona rzeczywistość obozu, która nie oddaje tego piekła...



Położna z Auschwitz

Bo o niej mowa, wstrząsnęła mną. Bardzo ciężko mi się ją czytało, robiłam przerwy, chodziłam po pokoju zatopiona w myślach, nie jest to literatura dla każdego, ale uważam, ze każdy powinien mieć siłę aby spojrzeć na to, co się wydarzyło. Zacznę jednak od krótkiego opisu.


Przejmująca opowieść o Stanisławie Leszczyńskiej.


W piekle obozu koncentracyjnego ocaliła tysiące dzieci.



Do KL Auschwitz trafia kolejny transport więźniarek. Wśród nich jest położna z Łodzi, która na własną prośbę zaczyna pracę w nieludzkich warunkach: bez wody, podstawowych narzędzi medycznych i leków. Porody przyjmuje na piecu przykrytym starą derką. Wielokrotnie ryzykuje życie, przeciwstawiając się rozkazom bezwzględnego Josepha Mengele. Robi wszystko, by chronić dzieci przed okrutnymi eksperymentami. Wspiera młode matki, którym siłą odebrano niemowlęta i wysłano je do Rzeszy. Albo na śmierć…



W Auschwitz nie była Stanisławą Leszczyńską. Była Mamą. Była nadzieją.



"Położna z Auschwitz" to dramatyczna opowieść inspirowana bohaterskim losem Stanisławy Leszczyńskiej. Polska położna odebrała w Auschwitz ponad 3 000 porodów, podczas których nie umarło żadne dziecko, żadna kobieta.


Jestem kobietą i matką. Odkąd urodziły się moje dzieci, nie mogę słuchać tak okrutnych historii. Jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuły te kobiety. Jednak jeśli dołożyć do tego obozową rzeczywistości... nieee... to chyba jakaś pomyłka. Nie można skumulować tyle zła w jednym miejscu, przecież to nierealne.

Nie mogę powiedzieć, że ta książka wnosi coś nowego do tematu. Jest obóz, tragiczne warunki i ludzie, którzy muszą tam żyć lub walczyć o przetrwanie kolejnego dnia. Tutaj nic się nie zmienia. Ale...sposób narracji, zwięzłe opisy i klimat jaki ma ta książka to zupełnie co innego. Bardzo podobała mi się postać mamy, ale nie jako położnej w Auschwitz, ale kobiety, która realizuje się na każdej płaszczyźnie - dom - rodzina - praca. Złapałam się na tym, że było dla mnie totalnym absurdem to, że Stanisława Leszczyńska ucząc się w Warszawie, nie odwiedzała rodziny w weekendy. Przecież to jest 140 km (najkrótszą trasą), moment! No tak, zapomniałam tylko, że to było przed II Wojną Światową, czyli ponad 80 lat temu...
Porażał mnie również spokój mamy, jej bierność w sytuacjach najwyższego okrucieństwa. W takich momentach człowiek zadanie sobie pytanie a co ja bym zrobiła w takiej sytuacji? Nie wiem jaka postawa byłaby lepsza, nigdy się nie dowiem, ale postać Stanisławy Leszczyńskiej zostanie w mojej pamięci na bardzo długo.

Magda Knedler dała się już poznać czytelniom do swojej najlepszej strony. Skrupulatnie zbiera materiał, potem go analizuje żeby wreszcie usiąść i napisać coś, co nie może przejść bez echa. Myślę, że jej najnowsza książka Położna z Auschwitz będzie jedną z najbardziej poczytnych w tym roku.

Nikogo oczywiście nie namawiam do przeczytania Położnej z Auschwitz. Bo nie każdy chce czytać tak dołujące historie. Jednak jeśli już zdobędziecie się na taką wewnętrzną siłę to polecam.

Super gry od Lacerta

Witajcie, drodzy czytelnicy mojego bloga ;-). Strasznie tu dużo ostatnio książek, dlatego dzisiaj postanowiłam napisać coś o czymś równie ciekawym :-). Uważam, że planszówki to doskonała forma nie tylko spędzania czasu, ale i relaksu. Zwłaszcza, że mamy czas ferii, kiedy dzieciaki mają wolę i trzeba im ten czas jakoś zorganizować. Mi się udało. Spacery, baseny, sale zabaw, książki no i oczywiście planszówki <3. Dzisiaj mam dla Was coś dla trochę starszej młodzieży, takiej wiecie, 30+ ;-). No dobra, dla tej młodszej też, ale nie ukrywam, że największą frajdę z grania miałam ja, więc gorąco polecam!
Chciałabym Wam przedstawić dwie gry od Wydawnictwa Lacerta, które działa już od 2006 roku - więc, znają się na rzeczy. Jako stary wyjadacz w kwestii planszówkowej, który nabawił się niemal skrzywienia kręgosłupa, siedząc przy stole, na którym była rozłożona planszówka, WIEM, na co zwrócić uwagę. Oczywiście, dzięki temu moje oczekiwania są większe, niż osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę. I od razu mogę powiedzieć: spełnili moje oczekiwania. Ale dość już gadania, czas przedstawić dzisiejsze gwiazdy ;-)



Kostaryka

Liczba graczy: 2-5
Wiek:               8+
Czas:                30 - 45 minut 
Autor:              Matthew Dunstan i Brett J. Gilbert
Ilustracje:        Klemens Franz

Wraz z grupą przyjaciół-odkrywców, podążacie śladami zwierząt, zamieszkujących las deszczowy Kostaryki! Przemierzacie rzeki, las i góry tej tropikalnej krainy i fotografujecie tyle zwierząt, ile tylko możecie. Jako szef wyprawy, wybierasz sam, w którą stronę idzie twoja grupa. Musisz jednak uważać. Jeśli będziesz mocno naciskać, aby iść naprzód, inni członkowie twojej grupy mogą wykorzystać to, co udało ci się znaleźć do tej pory. Jeśli, podczas wędrówki, natkniecie się na zbyt wiele zagrożeń, twoja wyprawa może się przedwcześnie skończyć. Rób zdjęcia napotkanym zwierzętom (im więcej, tym lepiej), ale pamiętaj również, że lepiej jest robić zdjęcia wielu gatunkom, niż jednemu. Wygra ten, kto zdobędzie największą liczbę punktów!

Zawartość pudełka:
  • 72 żetony
  • 30 drewnianych znaczników odkrywców
  • 1 drewniany znacznik szefa wyprawy
  • 5 kart pomocy
  • 1 instrukcja 




Jest to gra zdecydowanie dla starszych dzieci, ponieważ są tam elementy planowania i strategii, które maluchy po prostu nie ogarnął. Podoba mi się bardzo losowość i to, że każdy ma szansę wygrać ;-). I nie da się tu "dać komuś wygrać", o wszystkim decyduje szczęście. Dodatkowo sama tematyka <3 Odkrycia, zagrożone gatunki, ekspedycja <3 jak dla mnie SUPER! Kolejną rzeczą, która przekonuje mnie do tej gry jest kształt żetonów. Trochę przez sentyment do Neuroshimy Hex. Trochę przez zwykłą sympatię do sześcianów, ale jak widzę takie żetony to od razu gra wydaje mi się bardziej interesująca. Jakoś wykonania też nie pozostawia miejsca na negatywną ocenę, Wszystko prezentuje się ładnie i klarownie. 
Podsumowując:
Kostaryka to gra, która na pewno spodoba się każdemu miłośnikowi odkrywania i planowania. Proste do zrozumienia zasady i ładne wykonanie pozwalają spędzić z tą grą bardzo przyjemnie czas.


Patchwork Express

Liczba graczy: 2
Wiek:               6+
Czas:                10-15 minut
Autor:               Uwe Rosenberg
Ilustracje:         Klemens Franz


Patchwork to metoda szycia, w której łączy się małe kawałki materiału w większą całość, tworząc nowy wzór. W przeszłości wykorzystywano ją, żeby zagospodarować niechciane ścinki i skrawki. Dziś jest formą sztuki – z cennych tkanin projektanci wyczarowują cudowne włókiennicze kreacje. Największe arcydzieła powstają z nierównych kawałków materiału, dlatego tę właśnie technikę przyjęła większość artystycznego światka. Stworzenie pięknej kołdry nie jest jednak łatwe, wymaga wysiłku i czasu, a dostępne kawałki materiału nie zawsze chcą do siebie pasować. Musisz więc wybierać je bardzo uważnie i mieć solidny zapas guzików, który nie tylko pozwoli Ci zakończyć kołdrę, ale uczyni ją lepszą i ładniejszą od rękodzieł konkurencji.
Patchwork Express jest samodzielną grą, sprowadzającą oryginalną grę Patchwork do jej podstaw. Dzięki temu oraz z uwagi na większy rozmiar żetonów i niższe liczby, znakomicie nadaje się dla dzieci w wieku przedszkolnym oraz dla ludzi starszych. Jeśli wiesz, jak grać w Patchwork, nie musisz czytać większości instrukcji, ponieważ prawie wszystkie zasady są identyczne. Wystarczy więc, że zapoznasz się z opisem różnic, znajdującym się na ostatniej stronie.

Zawartość pudełka:
  • 1 główna plansza czasu
  • 2 plansze kołder
  • 2 znaczniki czasu
  • 1 pionek neutralny
  • 23 żetony skrawków materiału
  • 6 żetonów skórzanych łatek
  • 31 żetonów guzików
  • 1 instrukcja





Zacznijmy od końca. Nie grałam w oryginalnego Patchworka, więc musiałam przerobić całą instrukcję od początku. Na szczęście nie jest ona ani długa, anie trudna w zrozumieniu. Sama rozgrywka jest bardzo przyjemna i szybka. Dodatkowym plusem (jak dla mnie) jest to, że jest TYLKO dla dwóch osób. Czasami trudno znaleźć ludzi do grania, ale jedna (mąż ;-)) znajdzie się zawsze, więc mam z kim grać. Dodatkowo jakość wykonania. Noooo tutaj to nie żałowali tektury. Żetony są twarde i grube, nie ulegają łatwo zagięciom. Problemem mogą być tylko guziki, które łatwo mogą się pogubić. Nie będę rozwodzić się nad grafiką, bo jak widać na załączonym zdjęciu nie jest ona ani skomplikowana ani "trudna w interpretacji" ;-). 
Podsumowując:
Żałuję, że tak późno trafiłam na Patchwork Ekspress, tyle wieczorów zmarnowanych! A mogłam sobie zagrać szybką partyjkę w tak cudowną grę!. Polecam wszystkim bardzo gorąco, ponieważ nie można się przy niej nudzić!
Jak widać obie gry są bardzo grywalne. Nie ukrywam, ze moim faworytem stała się Patchwork Ekspress, ponieważ jest szybka i przyjemna. Do Kostaryki trzeba mieć więcej czasu i tylko dlatego jest u mnie na drugim miejscu. Zachęcam do zapoznania się z innymi grami Wydawnictwa Lacerta, ponieważ mają naprawdę same perełki <3. KAŻDY znajdzie coś dla siebie :-).

Dziękuję serdecznie Wydawnictwu Lacerta za możliwość wypróbowania tych dwóch fantastycznych gier planszowych <3. 




Zmiana Świateł

Dżeeeeeeem Dobry! Kolejny fantastyczny weekend przed nami :-) Jakie macie plany, bo... stanrad-dzik. Zorganizować czas do południa, byle do drzemki dzieciaków, a potem zorganizować czas do wieczora, byle dzieci poszły spać ;-). Oczywiście to w bardzo dużym skrócie i uproszczeniu, ale tak mniej więcej wygląda każdy mój dzień. Na szczęście mamy dużo książek i planszówek, więc raczej się nie nudzimy. Dodatkowo zawsze można wyjść na dwór, bo nie ma złej pogody na spacer ;-) Ostatnio trochę zaniedbałam swoje małe przyjemności czyli czytanie książek, ale miałam parę rzeczy do ogarnięcia i tak jakoś w swoim wolnym czasie robiłam milion rzeczy, rzadko związanych z czytaniem. Jednak udało mi się przeczytać Zmianę Świateł Marcina Popielarskiego od
Wydawnictwa AlterNatywne i śpieszę z recenzją :-)




opis wydawcy:

Oto trzy opowiadania, które zabiorą was w podróż po najciemniejszych zakamarkach ludzkiej duszy. Trzy różne gatunki, trzy różne historie. Przerażające, a jednocześnie pełne humoru. Czarnego humoru.
APTEKA: Świat po zagładzie, która nastąpiła z zupełnie innego powodu, niż przewidywano. Nie była to nuklearna apokalipsa, inwazja kosmitów, zmiana klimatu, pandemia, uderzenie meteorytu, odwrócenie biegunów, stopnienie lodowców ani na odwrót – powtórna epoka lodowcowa, wreszcie nie była to zombie apokalipsa, bunt maszyn, atak demonów czy inny fantastyczny kataklizm. Koniec świata spowodowała katastrofa bankowa. W takim świecie również trzeba jakoś żyć...
ZMIANA ŚWIATEŁ: Czasami zdarzają nam się bardzo złe dni. Jednak Adam wyciągnął zdecydowanie najgorszy los. Nikt nie spodziewałby się, że typowy poniedziałkowy ranek może zmienić się w coś o wiele gorszego. Codzienna walka o to, aby jakoś funkcjonować w indoktrynowanym społeczeństwie, może niepostrzeżenie przeistoczyć się w walkę o życie.
TROPICIELE: Geskaar po latach wraca do rodzinnej miejscowości, z której niegdyś musiał uciekać. Co sprawiło ze wrócił? Nie będzie ratowania świata przed demonami, wojny z orkami, walki ze smokiem i spisku arystokratów walczących o tron. Dobrego króla, pięknych księżniczek, szlachetnych rycerzy i uciemiężonych chłopów pańszczyźnianych też nie będzie. Bo ile razy można?
Posłuchajcie historii, które wywołają u Was i śmiech, i płacz.

moje zdanie:

Już od pierwszej strony Marcin Popielarski mnie całkowicie kupił. Po pierwsze: opis odpalania papierosa, który znajduje się w pierwszym akapicie opowiadania Apteka (czyli na pierwszej stronie!), po drugie: cytaty ze znanych polskich filmów. Sama tak robię, tzn. sama często cytuję kultowe fragmenty różnych filmów, zależnie od sytuacji ;-). Po trzecie: świat, jaki wykreował Marcin Popielarski. Mi najbardziej przypadł do gustu świat z drugiego opowiadania - tropiciele. Jest to całkowicie mój klimat. Takie trochę dark fantasty połączone z post apokalipsą, no przyznajcie sami, brzmi słodko ;-). Bardzo podobało mi się też to w jaki sposób autor opisywał świat. Jego porównania i epitety nierzadko sprawiały, że albo musiałam się nad nimi głębiej zastanowić i stwierdzić 'no, faktycznie można to tak opisać" albo od razu parskałam śmiechem 'no tak, fakt'. 
Kiedyś byłam straszną przeciwniczką opowiadań. Uważałam, że tylko powieści mają sens istnienia, tylko przy długich formach autor może się wykazać, ale... dzięki takim książkom jak Zmiana Świateł zmieniam zdanie. Historie jakie prezentują się w tej książce są zwarte, ciekawe i wciągające, no i oczywiście krótkie. Fajnie się je czyta, ponieważ nie nudzą. Akcja dzieje się wartko, a postacie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Mi to bardzo odpowiadało, dlatego czytałam tą książkę z największą przyjemnością. Na pewno sięgnę również po kolejne książki Marcina Popielarskiego (jak je wyda, oczywiście ;-)). W Zmiana Świateł odpowiadało mi wszystko. Mogłabym oczywiście przyczepić się do paru drobiazgów, ale po co? Skoro całokształt tak bardzo mi się podobał <3
Was również zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, na pewno się nie rozczarujecie :-)

Matematyka od Wydawnictwa Olesiejuk (dużo zdjęć)

Witajcie moi drodzy :-) Ferie mijają mi bardzo szybko, codziennie mamy jakieś atrakcje. W poniedziałek wizyta w bibliotece, Klara wypożyczyła aż 14 książek, biedna nie mogła się zdecydować, którą wybrać, więc pani pozwoliła jej wypożyczyć wszystkie, potem cały dzień je czytała dzień. Wczoraj wizyta w "mieście", mieszkamy na wsi, do najbliższego miasteczka mamy 14 km, więc taka wyprawa to zawsze przygoda ;-). A dzisiaj pogoda dopisała, więc cały ranek spędziliśmy na dworze. Uwielbiam mieszkać na wsi, nie boję się, że moje dziecko wyskoczy na ruchliwą ulicę, dzieciaki moją robić co chcą (oczywiście w granicach rozsądku...rodzica ;-)), a dodatkowo zawsze jest tu swojsko i przyjemnie, czego chcieć więcej :-).
Dzisiaj mam dla Was bardzo smutną historię. O dziewczynce, która zwątpiła w swoje umiejętności i zrezygnowała z rzeczy, które sprawiały jej przyjemność. 
Dziewczynka ta od małego lubiła matematykę, nie była może najlepsza, ale liczenie nie sprawiało jej żadnego problemu. Lubiła wzory, podstawianie pod nie liczb itd. Kiedy przyszedł czas wyboru profilu klasy licealnej, od razu zdecydowała się na matematyczno -informatyczną, jednak profilaktycznie złożyła dokumenty również do klasy o profilu humanistycznym. Dostała się do obu. Rodzina dziewczynki nie była zaskoczona, wszyscy od dawna wiedzieli, że bardzo lubi matematykę i naturalne będzie jeśli wybierze klasę o takim profilu. Jednak dziewczynka zaczęła wątpić, czy sobie poradzi. Matematyka w liceum nie jest już taka prosta, a dodatkowo, przecież jest dziewczyną, więc może lepiej iść do humana? Dziewczynką targały straszne wątpliwości. W końcu zdecydowała. Nie poradzi sobie w klasie matematycznej, pójdzie do humanistycznej. Koniec historii. Ta dziewczynka to oczywiście ja. Zabrakło mi odwagi żeby spróbować. Nie wiem, czy mam czego żałować, pewnie gdybym wybrała klasę matematyczno - informatyczną, teraz byłabym w innym miejscu, ale jestem tutaj i też nie narzekam :-). Jednak teraz jestem matką i jak każda matka chcę aby moje dzieci miały wszystko. Również wybór. Nie chcę żeby Klara myślała, że nie jest do czegoś dość dobra. Chcę żeby znała swoją wartość i swoje możliwości. Dlatego od początku staram się pomagać jej w budowaniu własnej samooceny. 
Często powtarzam jej, że coś jej nie wychodzi nie dlatego, że jest dziewczynką, tylko dlatego, że musi poćwiczyć.
Taka postawa zaczyna przynosić efekty. Klara próbuje, prosi o pomoc, często sama coś tłumaczy. Wracając jednak do matematyki. Znam bardzo dużo dziewczyn, które od samego początku zaniedbały naukę tej dziedziny. Ojjjj, bo one i tak nie zrozumieją to po co się uczyć. Uważam, że już od najmłodszych lat wprowadzanie elementów nauki jest bardzo dobre. Nie mówię tu oczywiście żeby zawalać dziecko zajęciami pozalekcyjnymi, czy korepetycjami. Jednak nauka przez zabawę zawsze jest u mnie mile widziana. 
Dlatego dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować serię Matematyka Katarzyny Trojanowskiej od Wydawnictwa Olesiejuk, która dzisiaj ma swoją premierę <3. Całość składa się z 9 książek o różnym poziomie trudności. Zaczynamy od 0 kończymy na 3 klasie szkoły podstawowej. Książki są bardzo fajnie wydane, ponieważ te dla najmłodszych są tekturowe i bobasy nie zniszczą ich od razu (sprawdziłam ;-)). 









Klara i Janek jako najlepsi recenzenci książek dla dzieci, oceniają tą serię jednoznacznie. Nie mogą się od niej oderwać! Bardzo ciekawe zadania, rozbudzające nie tylko wyobraźnię, ale i sprawność fizyczną. Bardzo podoba mi się książka dla 2-3 latków, w której dziecko ma powtórzyć ćwiczenie tyle razy ile będzie napisane na tabliczce. Wszystkie książki (oczywiście w granicach wieku), sprawdziliśmy i muszę przyznać, że bardzo mnie cieszy to, że dzieciaki tak chętnie do nich sięgają. Dodatkowo oprócz zadać dla dzieci, są wskazówki dla rodziców. Jak pomóc dziecku rozwijać kompetencje matematyczne. Na moim instagramie ostatnio bardzo często pojawia się Klara, która siedzi i robi zadania, które są w jednej z książek. To nie jest tak, że ja ją zmuszam żeby siadła i robiła te zadania, Ona sama nie może się doczekać i bardzo chętnie zasiada do matematyki! Żeby nie było, że rozwijam tylko umiejętności matematyczne Klary... Janek też jest bardzo zainteresowany, te tekturowe książeczki świetnie się nadają do zabawy z takim maluchem :-). Na razie jesteśmy na etapie kiedy Janek próbuje mi udowodnić, że 5 to 2 ;-), ale to już jakiś postęp <3


























A na koniec moi najlepsi recenzenci pochłonięci pracą ;-)














Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl