Legendy Warszawskie (Wydawnictwo RM)

Okazuje się, że jednak alergia mi nie przeszła. Teraz mam po prostu mocniejsze napady. Z wiekiem coraz gorzej  to przechodzę, dlatego zaczynam poważnie zastanawiać się nad odczulaniem, tylko... czy to coś da... Niestety przez to jestem totalnie nie zdolna do niczego. Wyjście na spacer kończy się zalaniem łzami i katarem, a przecież nie da się siedzieć w domu w tak piękną pogodę! Dochodzi jeszcze jeden problem robale. Nie wiem jak u Was, ale u mnie po godzinie 18, czyli mniej więcej kiedy całe podwórko jest już zacienione, trzeba uciekać do domu, bo nie można nawet chwili ustać nie odganiając się od komarów, much, czy jeszcze innych owadów. Masakra! Jadę dzisiaj po jakieś specyfiki, bo dzieciaki są już strasznie pogryzione.
Nic tylko siedzieć w domu i... czytać książki ;-). Pomyślcie o tym. Same korzyści. Siedzisz w domu, nic Cię nie gryzie, jak masz to włączasz sobie wiatraczek albo klimatyzację i czytasz książki. Ja nie widzę minusów takiego rozwiązania. Moje dzieciaki jednak nie akceptują tego genialnego pomysłu spędzania wolnego czasu i większość dnia spędzamy na dworze.


Jak już wiecie przepadam za mitologią. Nie mogę uznać się za wielką znawczynię, ale lubię. Kopalnia wiedzy o świecie i inspiracji. Jak już Wam wspominałam, interesują mnie różne gałęzie tego gatunku. Nie tylko narodowe, ale i te bardziej lokalne. Zwłaszcza jeśli chodzi o nasze, rodzime mity i legendy, bo to pokazuje jakimi drogami wędrowały te historie i czym inspirowali się ludzie aby wymyślić takie opowieści. Dlatego dzisiaj mam dla Was coś z naszego rodzinnego podwórka ;-)



Te legendy są mniej więcej wszystkim znane. Gdzieś te motywy ciągle pojawiają się w naszej kulturze. Przykładem może być seria Legendy Polskie od Allegro. Jeśli nie mieliście okazji jej poznać to bardzo polecam. Ja jestem jej wielką fanką. 
No, ale jak widać mity i legendy ciągle krążą w okół nas. Ludzie lubią opowiadać historie, dodawać elementy fantastyczne, umiejscawiać je w realnym świecie. Dlatego warto wiedzieć, co już zostało wymyślone ;-)



W tej książce zostały zaprezentowane 4 najpopularniejsze legendy. Znalazło by się jeszcze parę, np. czarna wołga ;-). Nieee no, żarcik. Skupmy się na konkretach. 

Podoba mi się to, jak zostały opisane te legendy. Wiadomo, są one skierowane do dzieci, dlatego nie ma bardzo drastycznych szczegółów, ale warto zauważyć, że mocniejsze momenty występują.
Podoba mi się też to, że nie jest to suchy tekst. Pani Marta Dobrowolska - Kierył zadbała o to żeby to była opowieść. Występują tu nie tylko opisy, ale i dialogi. Dzięki czemu akcja nie jest taka odrealniona.
Podobał mi się również dobór imion. Okey. może nie są jakieś wyszukane, czy starosłowiańskie, ale Miłka? Tak dawno nie słyszałam tego zdrobnienia, że jestem nim całkowicie zauroczona. Takie detale sprawiają, że przyjemniej się czyta takie historie.

Noooo, nie zapomnijmy o ilustracjach wykonanych przez Annę Batte. Dziwne, bo zawsze myślałam, że wolę bardziej komiksowe ilustracje, niż takie graficzne. Okazuje się jednak, że to zależny gdzie ;-). Złota Kaczka w wykonaniu Pani Ani jest po prostu genialna.


Hipnotajzing, czyż nie ;-)? Nic dziwnego, że zdobi ona okładkę Legend Warszawskich



Jeśli mogę być szczera (a z Wami przecież mogę :-)). Miałam mieszane uczucia, co do tej książki. Różnych wydań legend polskich jest u mnie naprawdę sporo. Po co więc kolejna? Okazuje się, że warto poznać różne wersje aby stwierdzić, która z nich jest najlepsza, ale nie najlepsza ogólnie, tylko najlepsza dla Nas. 
Legendy Warszawskie Wydawnictwa RM to jedno z lepszych wydań jakie miałam okazję czytać. Nie polecam ich jednak czytać maluchom. Uważam, że dzieciaki w wieku szkolnym lepiej sobie poradzą z tymi historiami :-).

Za możliwość odkrycia tajemnicy Warszawy ;-) Dziękuję Wydawnictwu RM


Chłopiec bez przeszłości (Wydawnictwo AlterNatywne)

Wakacje, ah, wakacje... sorry, już nie w tym życiu ;-). Ja już się nawakacjowałam, teraz czas na młodszych ;-). Co nie zmienia jednak faktu, że wakacyjny czas to coś, co naprawdę lubię. Wszelkie pyłki (niestety, dla mnie to jednak priorytet normalnego funkcjonowania) przekwitają, pogoda zachęca do wszelakich aktywności na świeżym powietrzu, choćby siedzeniu (bo tu też przecież trzeba napiąć i rozluźnić pośladki ;-)). Dzięki tak korzystnej aurze, czas jakby zwolnił. Okazuje się, że można znaleźć czas (w moim wypadku po prostu więcej czasu) na czytanie. Dlatego dzisiaj chciałabym Wam polecić książkę, która jest idealna na zabranie jej na wakacje :-)



Opis


Rok 2068.

Jaś budzi się w zrujnowanym mieście. Nie pamięta, skąd pochodzi ani kim jest. Nie wie nawet,ile ma lat. Jedyne, co ma, to zdjęcie przedstawiające najprawdopodobniej jego rodzinę. Zaczyna więc budować swoje życie na nowo.

Niestety nie wszyscy, których spotyka na swojej drodze, mają dobre zamiary. Wykorzystywany przez opiekuna, poniżany w szkole, musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Kiedy wszystko wali mu się na głowę, poznaje Miyamoto Musashi, mistrza sztuk walki, który bierze go pod swoją opiekę i oferuje nowe życie.

Tymczasem Ziemia staje w obliczu zagrożenia z kosmosu...

Wrażenia

No dobra, przyznaję, że nie jest to optymistyczna lektura, ale... fabuła jest intensywna, że na pewno nie można się z nią nudzić.
Na początku czułam się mocno zdezorientowana. No bo jak to, mały chłopiec, który nic nie pamięta, nie wie, gdzie jest jego rodzina, ani totalnie nic o otaczającym świecie? Żeby chociaż jakiś ślad, znak, gdzie szukać? Dlaczego ciągle trafia na złych ludzi, którzy chcą go tylko wykorzystać? Mało Go nieszczęść spotkało w życiu? Chyba, że...


Plusy

Podoba mi się to jak została zbudowana fabuła. Umiejscowienie akcji w zniszczonej Warszawie, która nie tylko przypomina o swojej dawnej przeszłości, ale ludziom nie zależy na tym, aby cokolwiek z tym zrobić.
Podoba mi się również ten ogólny pesymizm. Każdy dba tylko o siebie i chociaż obraz rzeczywistości jaki się przez to przedstawia jest drastyczny, to jednak ani trochę nie jest przesadzony. 

Minusy

Za dużo! W pewnym momencie jest tyle wątków, że trochę sobie nawzajem przeszkadzają. Okey, dzięki akcja toczy się naprawdę szybko, ale kiedy dochodzi do punktu kulminacyjnego, pojawia się chaos.

Ocena

Chłopiec bez przeszłości bardzo mnie wciągnął. Podobał mi się obraz przyszłości wykreowany przez Karola Lipińskiego. Jest w tym trochę ułańskiej fantazji i popularnych motywów, ale dzięki temu wiemy, że możemy się spodziewać dużej dawki akcji :-). 
Dlatego bardzo Wam polecam tę książkę, zwłaszcza, na ten wakacyjny, leniwy czas :-)

Za tą pesymistyczną wizję Naszej przyszłości ;-) dziękuję Wydawnictwu AlterNatywnemu


Ta historia, nie umie się znudzić ;-) (Haru Stories)

Oglądając memy o tym, że 2020 to nowy 2012, śmiałam się, śmiałam się w głos. To było takie zabawne... było, bo teraz już się nie śmieję. Apokalipsa to może za duże słowo, ale na pewno coś się zaczęło. Klęska za klęską. Co chwilę coś nowego. A przypominam, że mamy dopiero czerwiec, przed nami druga połowa roku! Mogłabym napisać, że męczy mnie już to wszystko, ale tu przecież nie chodzi o mnie, świat stanął na głowie i chyba mu tak wygodnie, bo przynajmniej ludzie mu tak nie dokuczają...nagle zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, że to, co robimy ma wpływ na to jak żyjemy. Nagle okazuje się, że nie my tu dyktujemy warunki. 
Nie staram się panikować, ani popadać w paranoję. Po prostu jestem świadoma tego, że na naszych oczach zachodzą wielkie zmiany i jestem ciekawa, co z tego wyniknie...

Fatalistycznie się zrobiło... czas zmienić temat na bardziej przyjemny. 


O puzzlach Haru Stories już Wam kiedyś pisałam. Dokładnie O TU. Pamiętacie mój zachwyt nimi ;-)? Bo ja pamiętam doskonale. Przepiękne grafiki, które całkowicie wpasowują się moją estetykę. Jakość wykonania, która pozwala, na pierwszy rzut oka stwierdzić, że mamy do czynienia z produktem wysokiej klasy. No i czas jaki się spędza, układając te puzzle należy zaliczyć do przyjemności i relaksu (jakby ktoś nie wiedział po co się układa puzzle ;-)). To tak oczywiście w skrócie. Bo wychwalać mogłabym cały dzień.



Kiedy dowiedziałam się, że pracują nad nowym projektem, tym razem skierowany do dzieci, aż skakałam z radości, bo oznacza to, że moje dzieciaki już nie długo też będą mogły zakochać się w tych puzzlowych historiach. Oczywiście jest to zupełnie nowy pomysł z zupełnie nowymi grafikami. Ja nie mogę się doczekać! Jest tylko jedno małe ale... 
Haru Stories potrzebują naszej pomocy!
Niestety pieniądze nie rosną na drzewie, a konta bankowe nie wypełniają się same (magicznymi liczbami). Dlatego twórcy tych przepięknych puzzli utworzyli zbiórkę na jednym z portali crowdfundingowym. Tam opisują wszystko. Od tego jak zaczynali, co stworzyli i do czego dążą, aż po konkrety, czyli tzn. "how much milion dolars" ;-). Szczegóły poniżej.



Aż serce ściska, że takie fajne inicjatywy muszą szukać wsparcia. Nie powinny szukać, powinny je mieć. Tak od razu i na starcie! Jednak osoby odpowiedzialne za stworzenie Haru Stories się nie poddają, działają, myślę, że nawet nie siedzą (bo nie mają czasu!) ;-). Dlatego z tak wielką determinacją staram się prezentować ich puzzle i bardzo kibicuję temu projektowi. Gdybyście byli zainteresowani tym, co jeszcze ciekawego tworzą zapraszam Was na Haru Stories, gdzie można kupić puzzle z kolekcji Festival.




Od mojego pierwszego spotkania z Haru Stories moje uczucie do ich puzzli się nie zmieniło. Uwielbiam przyglądać się tym grafikom i odkrywać nowe szczegóły. Chociaż udało mi się (co nie jest wcale takie łatwe i oczywiste ;-)) ułożyć parę razy Festival to mam w planach kolejne układania :-). Teraz przede mną Łódź Podwodna, a może (mam nadzieję!), że wkrótce całkowicie nowa seria, która już z samej wstępnej koncepcji już do mnie przemawia!

Wspierajmy, pomagajmy, ulepszajmy <3



Mity Greckie. Bogowie i Herosi (Wydawnictwo RM)

Powoli zaczynam dochodzić do siebie, chyba to, na co jestem uczulona (w skrócie jestem uczulona na życie na wsi;-)) już nie pyli. Zdarzają mi się jeszcze "ataki", ale najgorsze minęło. Wracam do żywych! Nadszedł też czas żeby zacząć traktować pandemię wakacyjnie. Wiadomo, wszystko się zmieniło. Musimy uważać, zachowywać odległości, przestrzegać zasad higieny! Ale Polacy powoli ruszają na wakacje. Mnie też trochę nosi. Z chęcią bym się gdzieś wybrała, ale wolę jeszcze trochę poczekać. I tak moim zdaniem na zakończenie pandemii będziemy musieli jeszcze długo poczekać. Na szczęście mogę sobie pozwolić na przydomowy basen. Jest woda, zabawa i blisko do domu. Kiedyś miałam nadzieję, że jak dzieciaki będą już na tyle duże żeby się sobą zająć, ja będę mogła usiąść i po prostu poczytać...ale nagle okazało się, ze im dzieci starsze tym więcej pomysłów mają i moje marzenia legły w gruzach. Dlatego staram się połączyć przyjemne z pożytecznym i czytam książki dla dzieci, w razie czego mogę przeczytać na głos i wszyscy zadowoleni. Dlatego dzisiaj mam dla Was klasykę. Mogę nawet stwierdzić, że jest to klasyka gatunku! Ciekawi ;-)?



Nie będę streszczać ani spoilerować, bo większość zna, a Ci, którzy nie znają na pewno czują w tym temacie wielką pustkę i raz dwa nadrobią zaległości ;-). Ja mitologię (nie tylko Grecką) przerabiałam nieskończoną ilość razy. pokochałam te historie,jak tylko pierwszy raz o nich usłyszałam (chyba w okolicach podstawówki), potem już poszło z górki. Mity są bardzo ważnym elementem kultury, więc siłą rzeczy na studiach też nie dały mi o sobie zapomnieć ;-). Mój egzemplarz mitologii (Parandowskiego) jest w opłakanym stanie, ale jeszcze na pewno mi posłuży. Mam nadzieję, że moje dzieci wypiły z mlekiem matki zamiłowanie do mitów. Jednak wolałam się zabezpieczyć i chcę zacząć je zapoznawać z tymi historiami już teraz (będziemy je katować tyle razy, aż polubią ;-)). Dlatego moją uwagę zwróciło wydanie napisane przez Joannę Zarębę, zilustrowane przez Grzegorza SobczakaWydawnictwa RM

Ilustracje

Zacznijmy od końca, bo jak wiadomo, na początku był Chaos ;-). W ilustracjach zastosowano tylko 3 kolory, co sprawia, że wszystko jest czytelne i dynamiczne. Kreska jest prosta i konkretna, dzięki czemu grafiki są klarowne. O ile znam naprawdę dużo opracowań tych mitów, tak z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ilustracje w tym wydaniu należą do jednych z lepszych jakie widziałam. 




Bardzo podoba mi się ten kontrast, to chyba właśnie on przyciągnął mnie do tej książki ;-)

Treść

Jak już wspominałam, nie będę pisać o czym są te mity. Wolę skupić się na tym jak zostały podane. Tekst ma formę trochę opowieści, trochę rozmowy. Autorka zadbała o to, aby tekst był przystępny dla dzieci. Tłumaczy wszystko, dzięki czemu nawet najmniejszy element historii jest zrozumiały. Związki przyczynowo-skutkowe są opisane bardzo konkretnie. Ubolewam trochę na tym, że pani Joanna nie wdała się w szczegóły, ale zdaje sobie również sprawę, że zbyt dużo wątków mogłoby zdezorientować młodego odbiorcę. Dlatego, nie czepiam się... szczegółów ;-). Podoba mi się również to, jak autorka wciąga czytelnika w dialog. Zadaje pytania, na które sami mamy odpowiedzieć, ale nie bójcie się, swoje opowiadanie kieruje w taki sposób, że odpowiedzi nadchodzą same.


Wrażenia

Dla mnie lektura mitów to zawsze przyjemność. Tym bardziej było mi miło przypomnieć sobie niektóre historie. No i te niesamowite ilustracje <3. Jak dla mnie totalny niezbędnik. Myślę, że ten egzemplarz będzie nam długo służył, zwłaszcza jako pomoc naukowa, ponieważ jest bardzo dobrze opracowany. 

Myślę, że moje dzieci będą zachwycone tym, że będą MUSIAŁY ;-) polubić mity. Dziękuję Wydawnictwu RM za to świetne wydanie <3


HoriMiya (Wydawnictwo Waneko)

Tak to ja jeszcze wpisu nie pisałam. Ganiam się z dzieciakami żeby wreszcie poszły spać. Ostatnio usypianie ich to katorga. Chociaż są zmęczone i marudne to samo uśnięcie sprawia im duży kłopot. Poddałam się, czekam po prostu aż padną. Nie wiem dlaczego łóżko działa na nich tak orzeźwiająco. Widocznie "taki okres". Chociaż z drugiej strony wstają później, dzięki czemu mogę wszystko sobie rano ogarnąć. Eh... takiej to nie dogodzisz ;-).
Alergia męczy, ostatnio myślałam, czy można umrzeć na alergię. Nie, nie mówię o uczuleniu na orzeszki (od którego wszystko puchnie i można się udusić), alergii na jad jakiegoś gada, czy innej mniej powszechnej. Chodzi mi o tą najzwyklejszą, kwitnącą w miesiącach wiosennych. No, bo (przynajmniej w moim wypadku tak jest) przez zapuchnięte i załzawione oczy można na coś wpaść albo się jakoś niefortunnie wywrócić... Wszystko może się zdarzyć przez alergię. Nawet można PODERWAĆ na alergię! Naprawdę ;-). Kiedyś (właśnie w okresie największego ataku alergii) pewien chłopak najpierw chciał mnie pocieszyć (myślał, że płaczę po rozstaniu), a potem zaproponował odprowadzenie do domu żeby mi się krzywda nie stała (bo przecież ledwo widziałam na oczy). Teraz trochę żałuję, że nie skorzystałam z propozycji, ale... słabo go widziałam ;-). 

I tym optymistycznym akcentem chciałam Was prowadzić w świat licealnej miłości, ale nie byle jakiej, ponieważ...



Fabuła

Manga opowiada o perypetiach pary (a w zasadzie grupy) licealistów. Główni bohaterowie to wzorowa uczennica Hori i klasowy dziwak Miyamura. Ich losy przez zupełny przypadek zostają połączone, zaczyna rozwijać się głębsze uczucie, ale jak tu u licealistów bywa...zanim do tego dojdzie musi upłynąć dużo czasu na zaprzeczenia i uniki ;-).

Bohaterowie

Ona - ładna, lubiana, popularna, obowiązkowa i odpowiedzialna. On - dziwak. Większość lubi takie pary ;-). Podoba mi się to jak została przedstawiona metamorfoza obu postaci. Szkoła i dom to dwie zupełnie inne rzeczywistości. Hori i Miyamura są nie do poznania. 


o reszcie bohaterów nie będę na razie wspominać, zapewniam Was, że fabuła jest tak przemyślana, że nie ma tu zbędnej postaci i każda dodaje historii nowych barw.

Licealna miłość

Starsi wiedzą jak to było, młodsi albo będą do tego dopiero dochodzić albo są świeżo po. Jak dla mnie licealną miłość można nazwać już dojrzałą. Intensywność uczucia jest do opanowania, ale więcej w tym wszystkim niepewności i ciągłych domysłów. "dlaczego to powiedział...". "czy, aby na pewno tylko...". Bardzo podoba mi się to jak to uczucie zostało przedstawione w tej mandze. Jest wszystko, co potrzeba - śmiech, złość, niepewność i nieśmiałe (ale silne) uczucie. 

Wrażenia

Zaskoczyła mnie ta przemiana głównych bohaterów, byłam bardziej przygotowana na takie coś, myślałam, że to będzie romans w stylu komedii pomyłek. Podoba mi się również to jak postacie ewoluują mentalnie. Kiedy akcja rozwija się już na dobre, sposób myślenia głównych bohaterów też się zmienia. Jest w tym oczywiście dużo nieporadności i braku pewności (i znajomości) siebie, to tylko dodaje uroku tej historii.

Dla kogo?

Dla wszystkich! Ja się bawiłam dobrze. Było parę momentów, w których pomyślałam "problemy młodzieży", ale poza tym bawiłaś się świetnie. Uważam, że zarówno starsza młodzież (kiedyś to się nazywało gimnazjum, teraz starsza podstawówka ;-)), jak i licealiści, no i ta starsza, starsza młodzież, w moim wieku. 

Za możliwość odkrycia tych niepewnych uczuć, dziękuję Wydawnictwu Waneko.


"Porwanie królewny" Witolda Wojtkiewicza (Wydawnictwo RM)

Ostatnio trafiłam na bardzo ciekawy artykuł na temat jakich kierunków studiów nie warto studiować. Dało mi to sporo do myślenia. Należałam do osób, które nie mają sprecyzowanych planów po maturze. Podziwiałam osoby, które wiedziały, co chcą w życiu robić. U mnie skończyło się kulturoznawstwie. Nie mogę powiedzieć, że te 5 lat były stracone. Rozbudziła się moja ciekawość otaczającym światem, uczyłam się o wielu ciekawych rzeczach (o tych nieciekawych też się uczyłam ;-)). Te studia (w większości) były przyjemnością. Jednak... nie powiodły mnie w żadne konkretne miejsce. Jestem po prostu kolejną osobą po studiach humanistycznych. Jakich wiele...Gdyby nie doświadczenia w zupełnie innych dziedzinach, zdobyte podczas różnych prac dorywczych,  pewnie musiałabym zaraz po studiach szukać jakiś kursów i się przebranżawiać. Studiowałam kulturoznawstwo, brzmi trochę jak wyrok ;-), ale jak już Wam wspominałam, były też ciekawe rzeczy, m. in. historia sztuki. I tutaj znowu muszę wyjaśnić jedną, bardzo ważną kwestię. Niektóre okresy w sztuce, a w zasadzie uczenie się o nich były katorgą. Już nie będę tu wymieniać z imienia i nazwiska, kto najbardziej zalazł mi za skórę ;-), ale trafiały się takie perełki, że nadal ciężko mi o nich zapomnieć. Po 5 latach uczenia się tego wszystkiego, wiem jak ważne jest uwrażliwienie na sztukę. Nie będę Was zanudzać serią wykładów dlaczego tak jest, po prostu mi uwierzcie. Znam się na tym ;-). Dlatego kiedy zobaczyłam tę książkę, wiedziałam, że to coś dla mnie.

"Porwanie królewny" Witolda Wojtkiewicza



Książka opowiada o tym, jak pewien chłopiec w dniu swoich urodzin zostaje zabrany przez ojca do Muzeum Narodowego. Straszna nuda prawda? przecież tam są same obrazy. Nic ciekawego się nie dzieje, marna rozrywka. Okazuje się jednak, że interpretacja obrazów już do nudnych nie należy. Myślicie, że trochę koloryzuję ;-)? Ta książka udowadnia, że mówię prawdę!



Jak już Wam obiecałam, nie będę przynudzać. Nie wszystkich musi interesować sztuka. Jednak zanim stwierdzicie, że definitywnie nie lubicie i nie rozumienie sztuki, warto ją jednak poznać. 

Porwanie królewny  to obraz namalowany w 1908. Poniżej prezentuje go Wam w całości.


I tu właśnie zaczyna się cała akcja. Żarcik ;-). Dzięki temu obrazowi główny bohater poznaje, co to jest interpretacja obrazu i na czym polega. Panie Justyna Mrowiec i Marta Dobrowolska-Kierył zadbały o to żeby w jasny i przystępny sposób przybliżyć tę tematykę dziecku. Aaaa, zapomniałam, bo to książka dla dzieci, jakby ktoś miał wątpliwości ;-).

Bardzo podoba mi się to, jak dochodzą do symbolizmu. Dziecko, nie jest wrzucone na głęboką wodę. Nie musi od razu poznawać zawiłości interpretacji, czy właśnie symboliki określonych elementów. Autorki łagodnie wprowadzają kolejne aspekty, tak aby na końcu spojrzeć na to wszystko z szerszej perspektywy. 

Gdyby kogoś jednak nudziła taka analiza to przy interpretacji zostały również przewidziane zadania, które również pozwolą rozbudzić ciekawość i zapewnią miło spędzony czas. Oczywiście tematyka tych zadań jest ściśle związana z tekstem, ale nie ma się co przejmować, ponieważ ani tekst, ani zadania nie są od siebie zależne. Możemy równie dobrze skupić się na samym tekście, pomijając zadania jak i odwrotnie. 

Nie można zapomnieć również o ilustracjach wykonanych przez Adama Śliwę, które doskonale wpasowują się w ogólną koncepcję książki. 



Muszę przyznać, że jestem pod olbrzymim wrażeniem. Sam obraz przewinął mi się już kiedyś przed oczami, jednak nie skupiałam się na jego analizie. Jednak dzięki tej książce mogłam nie tylko przypomnieć sobie samo dzieło Witolda Wojtkiewicza, ale również w przystępny sposób poznać je z moimi dziećmi. 

Wiadomo, moje dzieciaki są jeszcze za małe na tak abstrakcyjne pojęcia jak symbolizm, czy sama abstrakcja ;-), ale jak już Wam wspomniałam, warto pobudzać wrażliwość estetyczną u dzieci, aby mogła się w pełni wykształcić i w odpowiednim czasie rozwinąć.

Jak dla mnie książka "Porwanie Królewny" Witolda Wojtkiewicza autorstwa Justyny Mrowiec i Marty Dobrowolskiej-Kierył to NIEZBĘDNIK każdego rodzica!

Za możliwość zapoznania się (i moich dzieci ;-)) z prawdziwą sztuką, dziękuję Wydawnictwu RM



Rysuję i zgaduję z Kapitanem Nauką

Droga Młodzieży! Jako KaOwiec* z wykształcenia (no prawie  ;-)) przychodzę do Was dzisiaj z mega dawką tego, co najbardziej lubię - nauki przez zabawę. No, ale po kolei ;-). Jestem jeszcze na urlopie wychowawczym. Dzięki temu mogłam pozwolić sobie na to żeby Klara mogła zostać w domu, chociaż jej przedszkole zostało ponownie otwarte i funkcjonuje normalnie. Zdecydowałam się na to, bo po pierwsze mogłam, po drugie zaraz i tak normalne zajęcia się skończą i będą tylko takie wakacyjne, a że (póki mogę) robię dzieciom wakacje to nie widziałam sensu wysyłania Klary (Janek idzie od września) na te parę tygodni. No, ale coś z tym dzieckiem robić trzeba. Kwarantanna trwa tak długo, że naprawdę wszyscy są już tym znudzeni. Staram się śledzić bieżące informacje i wiem, że pandemia wcale nie minęła. Jednak ta dziwna sytuacja sprawia, że trwamy w takim jakby zawieszeniu. Niby wszystko zaczyna się otwierać, ale ludzie (ci trochę bardziej rozgarnięci) podchodzą do tego z rezerwą. Wirus nie przestał istnieć, ilość zachorowań ciągle rośnie. Musimy nauczyć się żyć w tych nowych okolicznościach, ale jak to zwykle bywa nauka chwilę potrwa.
Wracając jednak do dzieci. Staram się, naprawdę się staram żeby zapewnić im coś więcej niż oglądanie bajek. Czy poświęcam temu dużo energii? Najczęściej nie. Moje dzieciaki są ciekawe świata i zawsze znajdujemy sobie coś ciekawego, ale przychodzą dni, kiedy wszyscy jesteśmy tym zmęczeni. Jednak plan dnia mamy dość uporządkowany i często dni wyglądają bardzo podobnie. Dlatego tak bardzo ucieszyłam się kiedy w moje ręce trafiła seria Rysuję i zgaduję


Jak już zdążyłam Wam wspomnieć, po tak długim okresie edukacji domowej ciężko zaskoczyć czymś Klarę. Mamy sporo pomocy naukowych, z których często korzystamy. No właśnie i tu jest największy problem. Przez tak długi okres wiele rzeczy zdążyło się nam po prostu znudzić. Dlatego z tak wielką nadzieją czekałam na tę serię. 

Zawartość

W obu zestawach znajdziemy książkę z zadaniami, dwustronne karty wielorazowego użytku i flamaster. Na początku myślałam, że książka jest instrukcją korzystania z kart, ale szybko się przekonałam, że to kolejne zadania do wykonania. co oznacza dodatkową dawkę zabawy ;-).





 



 Karty

To one są gwiazdami tych zestawów. O ile książki mają masę fajnych zadań w stylu pokoloruj na odpowiedni kolor, połącz, czy w przypadku zestawu z Kangurem Arturem (dla starszych dzieci) policz i zapisz. Tak są one niestety jednorazowe. Natomiast karty można ścierać i rozwiązywać od nowa, w dodatku są dwustronne, więc na 60 kartach jest aż 120! zadań do wykonania. Jest co robić. Śmiało mogę powiedzieć (z doświadczenia), że nie jest to plan na jedno popołudnie. Żeby móc w pełni docenić tę niesamowitą serię trzeba jej poświęcić trochę więcej czasu. 

Jak to było u nas?

Na początku wzięliśmy się za Mewę Ewę. Bardzo podoba mi się to jak zostały dobrane zadania. Nie tylko ze względu na poziom trudności, ale i tematykę. Rysuję i zgaduję z Mewą Ewą to bardzo wakacyjna propozycja. Na kartach możemy znaleźć zadania z muszelkami, statkami, mewami itp. Przy deszczowej pogodzie to bardzo fajny umilacz czasu ;-). Natomiast Kangur Artur to już trochę wyższa szkoła jazdy. Były zadania, z którymi Klara (lat prawie 4) sobie poradziła. Jednak tu dochodzi już liczenie, rozpoznawanie kształtów i czytanie. Za to Janek był zadowolony z każdej karty, którą dostał, nie ważne jaki miała poziom trudności, ze wszystkim radził sobie perfekcyjnie ;-)



Ocena

Jak dla mnie totalny NIEZBĘDNIK kwarantannowej rutyny. Dzięki serii Rysuję i zgaduję dzieci mogą się uczyć i bawić. W bardzo przyjemny sposób można wspomóc rozwój dziecka i... nie ma przy tym ŻADNEJ PRESJI związanej z opanowaniem określonego tematu, czy ogólnie programu nauczania jest to po prostu super zabawa. Ja, polecam! Na pewno jeszcze wiele razy będę korzystała z pomocy Mewy Ewy i Kangura Artura ;-)

Prezentacja ta, Droga Młodzieży, nie odbyłaby się bez aprobaty i zgody pewnych Organów ;-) za co serdecznie im dziękuję :-)




*dla tych młodszych, którzy nie wiedzą kto to był KaOwiec - w czasach poprzedniego ustroju politycznego była to osoba odpowiedzialna za rozrywkę kulturalno-oświatową

Wierża Babilon (Studio Extra)

Przez kwarantannę zapomniałam o jednej bardzo ważnej rzeczy. Alergii. Maj i czerwiec to dla mnie najgorszy okres jeśli chodzi o alergię. Wyglądam jak sama nie wiem co, potwór z bagien. Oczy zapuchnięte i czerwone jakbym pływała w basenie ze stężeniem chloru razy milion, nic nie czuję bo nos mam totalnie zatkany i nawet wejście po schodach sprawia, że się strasznie zasapuję. Leki na alergie mnie przymulają i jedyne co bym robiła to spała. A niestety, tak się nie da, chociaż usypianie z dzieciakami w okolicach 21 jest naprawdę fajną opcją. Nie wiem, czy udało Wam się kiedyś tak  wcześnie usnąć i obudzić się rano, naprawdę człowiek zupełnie inaczej wstaje. To nie jest "o jessuuu (lub inny przymiotnik ;-)) trzeba wstać", tylko hop i jakoś lekko zaczyna się dzień. Chociaż wydaje mi się, że to działa tylko raz na jakiś czas i jakbym dzisiaj poszła spać razem z dzieciakami, jutro też wstałabym w z takim samym humorem jak zawsze, pełnym porannych epitetów ;-)

Dzisiaj mam dla Was książkę, do której będę się strasznie czepiać! Ona naprawdę była dobra, ale...


Opis

Zastanawiasz się czasem, skąd cały ten syf? Czemu jest tak źle, chociaż milionerzy i politycy powtarzają, że nigdy nie było tak dobrze? Czemu pracujesz coraz więcej, a Twoje szanse na sukces tylko maleją? Kto za tym stoi? Kto rządzi światem? Kto trzyma Cię za gardło? Może to spisek bogaczy? Może kontrolują nas kosmici? Co, jeśli wszystko w co wierzysz, to kłamstwo? M. A. Gister też się nad tym zastanawiał i napisał Wierżę Babilon. Tuż po podpisaniu umowy wydawniczej zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, więc opublikowanie jego najważniejszej powieści to jedyne, co możemy teraz dla niego zrobić. Niech świat pozna prawdę. Wiem, że Merlin marzył tylko o tym.

Wrażenia

Zapowiada się ciekawie, prawda? Jest wszystko i nic, tak naprawdę nie wiadomo czego można się spodziewać i to właśnie skusiło mnie do tej książki. Są raptilianie, smoki, żywe trupy, niewolnictwo, miłość, narkotyki, WSZYSTKO. No i cynizm, pojawiający się od pierwszych stron. Czasami lubię takie "zrzędliwe" książki, sprawiają, że sama przestaje być taką... zrzędą ;-).
Poznajemy historię Neki i Magistra, bohatera i narratora. Nie jest to historia, która sprawi, że się wzruszycie, nie jest to też historia, która zmieni świat, chociaż sama o takiej zmianie opowiada, to historia, którą można czytać na dwa sposoby:

Humorystyczny

Reptilianie zawsze mnie bawią. Słyszę Reptilianie i od razu wiem, że będzie grubo, bo ktoś, kto wierzy w te teorie spiskowe i dodatkowo je nagłaśnia, nie może być poważnym człowiekiem. Oczywiście nie obrażając nikogo. Jestem po prostu sceptycznie nastawiona i im większa gorliwość, w tłumaczeniu, ze Reptilianie istnieją, żyją, knują przeciwko ludzkości, mnie po prostu bawi. Nic więc dziwnego, ze kiedy zobaczyłam, że występują w tej historii i oni, uśmiechnęłam się pod nosem.

Realny

No tak, śmiejemy się, śmiejemy, ale z Einsteina też się śmiali. Na pewno coś w tym jest, że różne organizacje panują nad światem, wystarczy spojrzeć na Unię Europejską lub NATO, które skupiają wiele państw. Nie doszukuję się tutaj spisku, ale... pomimo zachowania suwerenności i kultury narodowej jesteśmy zobligowani do przestrzegania prawa europejskiego. Tu można by się zagłębić w niuanse, ale nie ma po co. Chodzi mi o to, że z patrzenie na coś z przymrużeniem oka wcale nie oznacza, że ignorujemy fakt istnienia tego czegoś.

Ocena

Zacznijmy od tego, co mi się podoba. Wierża Babilon jest naprawdę popieprzona. Lubię takie klimaty. Sama treść jest tak dziwna, ze nawet nie myślisz nad zakończeniem. Nie obchodzi Cię, co stanie się na końcu, tylko co w tym momencie wymyśli główny bohater lub narrator (o tym za chwilę). Podoba mi się też to, że po lekturze zaczęłam się zastanawiać. Nieee, nie nad treścią, tylko ogólnie, ale miała na to wpływ właśnie ta książka. A jeśli książka skłania do myślenia to już naprawdę dużo. Co mi się nie podobało? Narracja. Raz tak, raz tak, przechodzi od narratora do bohatera i odwrotnie, czasami można się pogubić, kto właściwie się wypowiada. Nie podoba mi się też ilość. Niecałe 80 stron. Okey, czyta się szybko, ale dla mnie to taki bardziej konspekt, niż cała historia. Baaardzo brakowało mi rozwinięcia, a nie tylko samych ogólników. 

Finalnie

Jestem zadowolona z faktu, ze mogłam przeczytać Wierżę Babilon. Nie do końca rozumiem postać Neki, ale to właśnie wynika z ZA KRÓTKIEJ treści. Ta książka to na pewno coś wyjątkowego, obok czego nie przejść obojętnie. Jest parę potknięć, zakończenie mogłoby byś trochę inne, ale wszystkim się nie dogodzi. A tajemniczy autor pewnie w Zaświatach już szykuje kolejne popieprzone dzieło ;-)

Za możliwość przeczytania Wierży Babilon dziękuję autorowi, który wysłał ją z... ;-)

A jeśli macie chęć zajrzyjcie również na Facebooka, tak jest prowadzona bardzo fajna akcja promocyjna :-)


Plunderer (tom 1-5) (Wydawnictwo Waneko)

Dzień dziecka minął, a więc koniec ten sielanki! Czas wracać do normalności! Taaaaaki żarcik na dobry początek ;-) Bo nie wiem jak u Was, ale u mnie dni wyglądają bardzo podobnie i nie ma różnicy czy jest to dzień dziecka, matki, ojca, czy słońca ;-). Sielanka trwa cały czas, no chyba, że się dzieci obudzą ;-). Nie no, nie mogę narzekać. Wiadomo, że nie zawsze jest łatwo, a słowa jakie cisnął się na usta do przyjemnych nie należą, ale nawet nie spodziewałam się, że będzie lekko, miło i przyjemnie. W końcu wychowanie małego człowieka to cały wachlarz możliwości (dziecka oczywiście), atrakcji (nigdy nie wiesz, co Cię spotka) oraz... uczuć (rodzice dzieci w każdym wieku wiedzą o co chodzi, a Ci którzy dzieci nie mają, na pewno zdają sobie sprawę jakie konsekwencje może wywołać zły kubek do kakao ;-)). Ogólnie, nie narzekam, mogło być gorzej,  mogłam np. nie mieć w ogóle czasu na czytanie, aż strach pomyśleć... na szczęście moje dzieciaki  rozumieją moje zamiłowanie do książek i czasami nawet śpią trochę dłużej żebym mogła poczytać ;-)

Chciałabym Wam przedstawić pewną mangę, do której mam tak mieszane uczucia, że sama nie wiem, czy jestem bardziej za, czy bardziej przeciw.


Plunderer

Na początku główną bohaterką jest Hina, dziewczyna znikąd. Ostatnim życzeniem jej matki przed śmiercią było aby Hina odnalazła czerwonego barona. Więc nie mając innej alternatywy, wyrusza na jego poszukiwania, tylko, że... nic nie wie o świecie, w którym żyje, nie zna panujących tu zasad ani podstawowych kryteriów przetrwania. Kiedy trafia na czerwonego barona, okazuje się, że nie jest on w stanie jej pomóc (na początku ;-)). Tak naprawdę to czerwony baron (Rihito Bach) jest głównym bohaterem tej mangi. Poznajemy jego zagmatwaną historię oraz motywy działania. Ogólnie bardzo fajnie nakreślona fabuła.

Świat (y)?

Tym światem rządzą liczby. Im wyższy wynik na liczniku tym większa władza. Licznik może wskazywać różne rzeczy. Ilość zabitych ludzi, ilość przebytych kilometrów, czy ilość dobrych uczynków, różnie. Fajne. Tylko tę regułę można ominąć. Posiadacze artefaktów (ogólnie są one zabronione, ale wiadomo, niektórzy mogą, a ci co nie mogą i tak korzystają, bo mają) mogą mieć więcej niż jeden licznik. Jednak kiedy licznik dojdzie do zera, wtedy pochłania cię otchłań. Czym jest otchłań? nikt do końca nie wie, jedni mówią, że to nicość, inni, ze to portal do innego świata. Ile jest w tym prawdy i kto ma rację? Trzeba dowiedzieć się samemu ;-)

Bohaterowie

Mamy młodą dziewczyną, która dopiero poznaje otaczający ją świat, tajemniczego czerwonego barona, który skrywa wiele tajemnic, panią sierżant, której głównym celem (licznik) jest niesienie pomocy oraz porucznika, który zawsze kieruje się swoimi wartościami, tj. łapanie złoczyńców. Mieszanka dość ciekawa, no i wybuchowa ;-) 

Zarzuty

Na pewno zżera Was ciekawość dlaczego mam tak mieszane uczucia ;-). Pierwszym zarzutem jest aspekt pornograficzny (hentai), rozumiem, że jest to (w większości wypadków) wątek humorystyczny, ale fabuła jest tak ciekawie zbudowana, że jest to zbędne. 
Plunderer ma w sobie też to, co zarzucają wszyscy przeciwnicy mangi. Kobiece proporcje nie są zachowane. Oznacza to drobne ciała z olbrzymimi piersiami. Jak dla mnie ok. Jestem przyzwyczajona do takiej estetyki, dlatego nie robi to na mnie wrażenia, ale wiem, że jest to jeden z podstawowych zarzutów wobec mang.




Atuty

Fabuła! Jeśli miałabym porównać Plunderer do czegoś innego to takie połaczenie Rurouni Kenshin z Full Metal Alchemist i tak troszeczkę The Slayers. Dobrze się to czyta, historia rozwija się na tylu płaszczyznach, że ciężko się nie wciągnąć. 

Kreska! Pomijając wyskakujące piersi ;-). Mi się podoba. Każda postać ma w sobie coś charakterystycznego, co dobrze pasuje do jej charakteru i łatwo ją dzięki temu odróżnić od innych. A to wbrew pozorom bardzo ważne, ponieważ przy takiej fabule postacie mogą zlewać się w jedno.

Humor!  Znowu pomijając cycki ;-). Okazuje się (eureka!), że nie tylko na nagości można zbudować fajne, humorystyczne sceny. Może nie śmiałam się w głos, ale heheszki były zacne ;-)


Podsumowanie

Jeśli przyzwyczaisz się do humoru często nawiązującego do podtekstów erotycznych oraz postaci z nieproporcjonalnie dużymi piersiami (jakby to powiedział mój mąż, do czego tu się przyzwyczajać ;-)), to czeka Cię niesamowita historia. Pełna walki, zrywów akcji i nietuzinkowych bohaterów. Tak jak to w dobrej mandze być powinno ;-)

Za odkrycie kolejnej (!) niesamowitej mangi dziękuję Wydawnictwu Waneko



A jakby ktoś był bardziej zainteresowany tematyką mangi i anime to zapraszam na Grupę ;-)

Kolorowa Edukacja (Wydawnictwo RM)

Nadszedł dzień, na który wszyscy czekali ;-) Nooo... może prawie wszyscy. Dzień Dziecka. Kupiłam drobne upominki, ale tylko dlatego, że dałam się skusić promocją w sklepie ;-). Jeśli jesteście ciekawi, co takiego, zapraszam na Facebooka. Jednak nie jest to punkt kulminacyjny w świętowaniu tego wyjątkowego dnia :-). Zaplanowałam.... a jakże naukę przez zabawę ;-). Dlatego dzisiaj chcę Wam przedstawić coś, co sprawi, ze żaden temat nie będzie trudny, czy nudny.

Kolorowa Edukacja



Mój blog powstał po co, aby dzielić się z Wami wartościowymi rzeczami. W skrócie - skarbami. Nie jest to łatwe, ponieważ jest tego naprawdę dużo. Jednak tym razem mi się udało. Mam!. Kolejny skarbKolorowa Edukacja to kolekcja, która zawiera  w sobie wszystko to, co powinna mieć ciekawa literatura dla dzieci. 

Interesujące treści

Ja na początek postawiłam na patriotyczną tematykę aby przybliżyć Klarze trochę temat, ale w kolekcji można znaleźć również dinozaury, pojazdy czy zwierzęta świata. Dodatkowo tekst jest krótki i zrozumiały. Parę zdań o każdym zagadnieniu aby nie pogubić się za bardzo.












Grafika

Jak widać powyżej  wszystko jest czytelne. Charakterystyczne elementy, np. określonych gatunków ptaków, są zachowane dzięki temu łatwo je rozróżnić i zapamiętać. Dodatkowo można je jeszcze pokolorować, to już całkiem pomaga utrwaleniu w pamięci :-).

Naklejki

Wiadomo, naklejki są najważniejsze, bez nic nic nie ma sensu ani prawa bytu. Otóż moi Drodzy, Wydawnictwo RM naprawdę się postarało. Naklejki są niesamowite. Wybrali piękne zdjęcia. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że takie grafiki nadawałyby się również na fototapetę ;-)




Jak Wam się podoba ta kolekcja? Bo mi bardzo. Przyznam szczerze, że przyroda, środowisko, biologia, czy geografia nigdy nie były moimi ulubionymi przedmiotami. Nie przyglądałam się za bardzo otaczającemu mnie światu. Aż pojawiły się dzieci. Dzieci, które są ciekawe i zadają pytania. Dlatego bardzo cieszę się, że trafiłam na tę kolekcję. 
Dzięki niej nie odpowiadam na każde pytanie "nie wiem" tylko "chodź, sprawdzimy" :-).

Za możliwość odkrycia piękna Naszej Polski, dziękuję Wydawnictwu RM.










Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl