Oko nie. Multigra

 Środa. A mnie dopada kryzys. Nie wiem, czy to ze względu na przedłużające się wakacje ;-). Czy może monotonny tryb dnia, ale zaczynam być zmęczona, poddenerwowana i po prostu znudzona tym wszystkim. Chyba czas najwyższy na jakąś wycieczkę :-).

Zanim jednak zdecyduję, gdzie pojedziemy chciałabym Wam opowiedzieć o pewnej grze. Idealnej na wakacyjną monotonię. Wszystko dzięki okoniom!


 Spostrzegawczość

Jak już wiecie, uwielbiam takie gry. Są bardzo dynamiczne i angażujące. Dlatego bardzo się ucieszyłam kiedy zobaczyłam, że Multigra wydała swoją wersję gry na spostrzegawczość i refleks.

gra grą, ale że ryby?!

Nie lubię ryb. Nie jem, nie hoduję, nie łowię. Nie moja bajka. Jednak Oko nie to zupełnie co innego. Sympatyczne pyszczki, śmieszne miny. To gra, w którą chce się grać. Dodatkowo, a może przede wszystkim. Ja nie muszę lubić ryb, wystarczy że dzieci je lubią i ryby w domu będą ;-). Wiadomo jak to jest. Na razie na szczęście na razie zatrzymaliśmy się na rysowanych okoniach.


  Sposoby gry.

Tak naprawdę ogranicza nas tylko wyobraźnia. W instrukcji podanych jest 6 wariantów jednak myślę, że spokojnie można by znaleźć jeszcze kilka. Dla nas jak na razie najlepszym sposobem na rozgrywkę w Oko nie jest klasyczne memo. 

Karty podzielone są na dwie talie, co daje nam dodatkowe możliwości. W prostszych wersjach możemy używać tylko jednej części. Aby sobie utrudnić, dwóch. Zdecydowani preferuję drugi wariant, ponieważ gra jest w tedy po prostu ciekawsza.


 Zgarnąć z półki?

Jak najbardziej. Oko nie to gra, która przypadnie do gustu zarówno dzieciom jak i dorosłym. Proste zasady, dobra dynamika i ciekawe ilustracje sprawiają, że cała rozgrywka jest bardzo przyjemna. Idealna na pożegnanie wakacyjnej nudy :-).


Za możliwość polubienia ryb, dziękuję Multigrze.




Wybuchowa rezgrywka. (Dekoder. Alexander)

 Kiedy otworzyłam rano oczy i spojrzałam przez okno nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Jakbym cofnęła się o parę miesięcy. Co to ma być?! Ja rozumiem, że woda jest potrzebna roślinom, ale śnieg... w połowie kwietnia?! Nie narzekam na brak zajęć. Codziennie, kiedy zasiadam do komputera myślę sobie, że dzień miną niesamowicie szybko. 

Dzisiaj mam dla Was grę, która bardzo wpisuję się w klimaty moich zainteresowań. W skrócie nazwijmy ją sudoku w wersji post apokaliptycznej lub tak jak nazwali ją jej twórcy - Dekoder.

Paradoksalnie, nigdy nie byłam dobra w Sudoku. Nie mogłam się wystarczająco skupić na wpisywaniu cyfr. Zawsze popełniałam gdzieś jakiś błąd, ale... lubiłam to. Czasami nie jest ważne jakie błędy popełniamy tylko to, że sprawia nam to przyjemność. Kto powiedział, że nie przestrzeganie zasad w Sudoku to coś złego lub nierozwijającego? Wiem, wiem zasady są potrzebne, bo każdy robił by co chciał, ale trochę anarchii jeszcze nikomu nie zaszkodziło ;-).

Wracając do Dekodera to tak jak już wspominałam, gra bardzo przypomina sudoku. Mamy planszę na której kładziemy cyferki lub symbole (w zależności, co wybierzemy na początku gry). Aby zdobyć punkty w swojej rundzie należy tak ustawić kafelek aby nie powtarzał się w żadnych rzędzie. Proste. Tylko, że... plansza jest zdecydowanie większa niż klasyczne sudoku, a dodatkowo są też inni gracze, którzy bacznie śledzą to gdzie i jak kładziemy naszą płytkę i nie da się im wmówić, że cyfry się nigdzie nie powtarzają ;-).


Wielki plus za planszę do gry. Bardzo podoba mi się taki klimat. Dodatkowo grafika sprawia, że grą w Dekoder nie powstydził by się żadnej fan post apokaliptycznych historii. Uwierzcie na słowo, sprawdziłam to na znajomych. Wszyscy bez wyjątki (czytelnicy literatury post apo) byli niezwykle zainteresowani tą grą.


Podoba mi się też to, że mamy wybór, co będziemy układać na planszy. Cyfry są okey, ale są dość zwyczajne. Natomiast symbole to zdecydowanie trudniejszy poziom. Do liczb jesteśmy w pewien sposób przyzwyczajeni. Patrząc na planszę od razu widzimy, gdzie co leży. Symbolom trzeba się przyjrzeć dokładniej, a i tak można się pomylić ;-)


Muszę przyznać, że czekałam na taką grę. Poziom trudności niby dla dzieci (i dla mnie ;-)), świetna grafika, angażująca rozgrywka. Dekoder to gra, przy której można spędzić przyjemnie czas. Dlatego gorąco polecam :-)

Zajrzyjcie również na Grajmy! tam znajdziecie więcej ciekawych propozycji gier planszowych dla całej rodziny :-)


 Za dalszą naukę układania Sudoku, dziękuję Alexandrowi.





owca, baran? To robi różnicę! (Czarna owca. Alexander)

 Poniedziałek! Czas się rozerwać ;-). Dzisiaj zacznę dość nietypowo, ponieważ chciałam przypomnieć Wam o pewnej inicjatywie, którą starałam się podjąć i prowadzić, ale wiadomo, z czasem zapał gasł. Ci, którzy są ze mną od początku, pamiętają #fitgeekmama. Nic nie mówiłam, bo nie chciałam zapeszać, ale od jakiegoś czasu mam pewne małe sukcesy w tej akcji. Nie wiem jak to się dzieje, ale zawsze kiedy nadchodzi jesienno-zimowy czas, mi zbierają się chęci na więcej ruchu. Od pewnego czasu ćwiczę codziennie, 7 dni w tygodniu i na prawdę jest coraz lepiej. Z dietą... no dzisiaj upiekłam browni, także tyle w tym temacie ;-), ale nie jem już takich ilości jak wcześniej, także wybaczam sobie ten mały grzeszek ;-).

Plan jest taki, że chcę urozmaicić trochę mojego bloga i postaram się publikować też wpisy związane z #fitgeekmama, czy to będzie jakiś przepis, ćwiczenia, czy film, który obejrzałam, jeszcze zobaczymy, ale wiadomo, nie samymi książkami człowiek żyje ;-).




Ale, ale dzisiaj poniedziałek, więc czas na grę od Alexandra. Tak jak Wam wspominałam, uważam, że narodowa kwarantanna to tylko kwestia czasu, dlatego warto zawczasu zadbać o zapas atrakcji dla dzieci. U nas jak wicie sprawdzają się planszówki i gry karciane, dlatego dzisiaj chciałabym Wam przedstawić grę, w której szuka się baranów!

No dobra, nie tylko baranów, ale przyznajcie, że to bardzo zachęcająca reklama ;-). Czarna owca to gra karciana, w której ważny jest refleks i spostrzegawczość. Gra polega na tym aby odnaleźć parę takich samych obrazków, owiec lub baranów, ale oczywiście, nie może być tak prosto, obrazki na kartach są do siebie bardzo podobne i łatwo się pomylić. Twórcy gry stworzyli również dodatkowe pułapki w postaci wilków. Kiedy wilk pojawia się wśród kart trzeba zakryć owcę. Baran wilków się nie boi ;-).






Oprócz tego, że musimy szybko patrzeć ;-) to musimy naszą spostrzegawczość zakomunikować. Służy do tego dzwonek, który wygląda jak wyjęty z jakiegoś filmu, w którym bohaterowie trafiają do hotelu i dzwonkiem przywołują recepcjonistkę. Niby to detal, ale za to jaki uroczy <3.

Chociaż gry karciane nie są naszymi ulubionymi. Dzieciakom podpasowało tylko parę tytułów, w których w rozgrywce używa się kart to Czarna owca przypadła nam do gustu, w końcu szukanie baranów to nie byle co ;-).

Za możliwość odkrycia, że owca do owcy nie podobna i ten uroczy dzwonek, dziękuję Alexandrowi. Zajrzyjcie do ich nowości, tam na pewno znajdziecie sposoby na nudę ;-).



moja spostrzegawczość jest niczym refleks szachisty ;-) (Potwory i Stwory. Alexander)

Nie zwalniam tępa! Za dużo rzeczy mam Wam do pokazania, zwłaszcza, że powoli, ale nieubłaganie zaczyna wchodzić druga narodowa kwarantanna. Może nie będzie tak restrykcyjnie jak podczas pierwszej, bo gospodarka na to nie pozwoli, ale na pewno odczujemy te wszystkie ograniczenia. Patrząc na to, co się dzieje, po prostu bałabym zachorować (na cokolwiek), spędzić nie wiadomo ile czasu w karetce albo optymistyczniejszy wariant - byłabym zostawiona sama sobie, aż do momentu krytycznego, gdzie mój los byłby jedną wielką niewiadomą... siedzę w domu, dla świętego spokoju i gram, czytam i co tam jeszcze wpadnie mi do głowy ;-).

Dlatego dzisiaj mam dla Was straaaaaasznie fajną grę, która ćwiczy refleks i spostrzegawczość, czyli dokładnie to nad czym ciągle muszę ciężko pracować ;-).



Zasady są strasznie proste ;-). Najstarszy gracz rzuca trzema kośćmi, które określają jakiego potwora szukamy. Ten, kto znajdzie go jako pierwszy przed upływem czasu, zdobywa punkt. Proste, prawda? Za proste ;-). Twórcy gry zadbali żeby gra nie była taka banalna. Każdy potwór występuje tylko raz, więc jeśli już ktoś go wylosował i znowu wypadnie taka konfiguracja to: gracz, który go posiada musi zakryć go ręką zanim inni gracze zauważą, że go ma, jeśli jednak tego nie zrobi to inny gracz może mu go odebrać i ten, kto ma potwora dostaje punkt, a ten kto go stracił, traci punkt. Wtedy już tak prosto nie jest ;-). Punkty podliczamy na koniec gry.


Gra nie jest trudna, ale jest przeznaczona dla dzieci powyżej 5 lat. Wcale mnie to nie dziwi, bo chociaż potwory nie są przerażające to młodszym dzieciom mogą wydać się straszne i wywołać jakieś lęki, czy koszmary. Chociaż tak naprawdę to zależy od dziecka, bo ani Klary, ani Jaśka te potwory nie wystraszyły tylko bardzo zaciekawiły ;-). Jednak warto mieć to na uwadze, ponieważ wiem, że niektóre dzieci nie przepadają za taką tematyką.

Fajnym rozwiązaniem jest aplikacja Alexandra, która odmierza czas. Wiadomo jak to jest z klepsydrami. Są, są, nagle ich nie ma i nie wiadomo, gdzie się podziały. Dzięki tej aplikacji nie trzeba się będzie zastanawiać ile czasu zostało i czy jest równo odmierzony, a telefon, wiadomo, zawsze ma się pod ręką ;-).

Przeczytałam instrukcję i zagrałam sama, myślałam, że da mi to większa szansę na wygraną. Dobrze, że tylko tak myślałam, a nie stawiałam zakładów, bo bym przegrała ;-). Dużo i często gramy w takie gry, więc Klara ma wprawę (a poza tym jest genialna, wiadomo!) tylko wiecie co... Janek też zaczyna powoli łapać zasady, a podwójnej porażki nie zniosę ;-).

O innych ciekawych grach możecie dowiedzieć się na stronie projektu Grajmy!




Za straaaaasznie fajną grę i jak zawsze miło spędzony czas, dziękuję Alexandrowi.




Puzzle magnetyczne (Alexander)

Znacie ten moment w ciągu dnia, że zaczyna być już trochę późno, ale nie na tyle żeby kłaść dzieciaki spać, wszyscy są już trochę zmęczeni, ale coś jeszcze można porobić. W wakacje ten moment jest szczególnie widoczny. Wszyscy są zmęczeni słońcem, zabawą, dziećmi... ale dzieci dziećmi nie są zmęczone, także... tu potrzebny jest jakiś bohater!  Moim od paru tygodni jest Alexander.


Po wielu aktywnościach, przyszedł czas na inny rodzaj zabawy. Po całym dniu przy basenie, zabawach z wodą i innych podobnych atrakcjach, w końcu, w okolicach godziny 18 usiedliśmy przy stole. Miałam akurat trójkę dzieci pod ręką, więc wyjęłam dwa pudełka i stała się magia! Dzieciaki przepadły, zaczęły przeglądać, układać, wymyślać. Jak dla mnie idealne zakończenie dnia.

Co jest w tych magicznych pudełkach?

Magnesy! Niby proste, oczywiste, a jednak. Są rzeczy, które się nie starzeją. Wystarczy odpowiednia oprawa i nadal doskonale się sprawdzają.
Samo wykonanie jest godne pochwały. Magnesy są solidne, wykonane z grubszego hm... materiału ;-). No i te grafiki! Sami spójrzcie:







Jak widzicie na przedstawionych ilustracjach, w Puzzle magnetyczne można bawić się według określonego szablonu. Dziecko ćwiczy dzięki temu spostrzegawczość i koncentrację. Można też zaszaleć i puścić wodzę fantazji. U mnie sprawdzonym sposobem jest stworzenie jakiejś historii za pomocą obrazów, w tym przypadku magnesów.  Jak widzicie możliwości jest wiele, a dzieciaki... no cóż... zachwycone!








Uwielbiam takie dni, kiedy możemy usiąść i jeszcze coś wspólnie porobić. Nie ma w tym ani pośpiechu, ani zbędnych technologii ;-). Okazuje się, że dzieciaki potrzebują tylko naszej uwagi i czasu spędzanego razem, reszta to tylko kwestia odpowiednich wyborów ;-).
 
Bardzo polecam Wam te puzzle. Można z nimi spędzić naprawdę miłe chwile. Alexander jak zawsze staną na wysokości zadania ;-)







Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl