Czy wiecie, że Smerfetka... (Smerfetka/Głód u Smerfów. Egmont)

 Ruszyłam z kopyta! Nie obiecywałam sobie żeby czytać więcej książek, ale udaje mi się to. Po prostu zrezygnowałam z innych form relaksu i tak oto stosik przeczytanych książek rośnie, a serial, który zaczęłam dwa tygodnie temu, leży nie ruszony. Przecież to nie moja wina, że ostatnio trafiam na same skarby, od których nie można się oderwać!


To nie jest moje pierwsze spotkanie ze Smerfami w formie komiksu. Miałam okazję pisać recenzję dla Nerdheimu, którą znajdziecie >TUTAJ<. Dlatego od razu wiedziałam, że dzieciaki będą zachwycone. Ku mojej wielkiej radości powoli zaczynają się interesować komiksami. A jak dochodzą do tego ich ulubione postacie z bajek to już całkiem ;-). 

Smerfy zna każdy. Małe, niebieskie stworki, które wiodą prawie beztroskie życie. Prawie, ponieważ zły czarnoksiężnik Gargamel wraz ze swoim kotem Klakierem próbują odnaleźć wioskę Smerfów, aby je schwytać i przerobić na eliksir mocy. To tak w skrócie ;-). 

Nie wszyscy wiedzą skąd wzięła się smerfetka. Otóż, stworzył ją Gargamel aby uprzykrzała życie Smerfom. Czy wiecie, że na początku Smerfetka była bardzo denerwująca? Ciągle musiała być w centrum uwagi, wtrącała się do rzeczy, o których nie miała pojęcia, ciągle wyręczała się innymi Smerfami, tłumacząc się słabością i bezbronnością. WSZYSTKIM działa na nerwy! Nie ma się jednak co dziwić, Gargamel stworzył ją z bardzo... bardzo stereotypowo kobiecych atrybutów ;-).




Jak widzicie autor albo wydawnictwo od razu zabezpieczyli się przed atakami feministek ;-). Jak dla mnie cała historia jest bardzo przyjemna i pokazuje smerfy z nieco innej, wredniejszej strony. Nie miałam pojęcia, że mogą być zdolne do takich... podłości, ponieważ kiedy mają już dość Smerfetki robią jej żarty, które bardzo mocno odbijają się na jej samoocenie. Finalnie wiadomo, wszystko dobrze się kończy, ale jak do tego dochodzi i co musi się stać żeby było dobrze, a w wiosce zapanował znowu spokój to już dłuższa historia.

Druga część komiksu to opowieść o tym jak smerfy straciły całe zapasy na zimę i wioskę nęka głód. Zmuszone do ostatecznych rozwiązań zaczynają zjadać się nawzajem. No dobra, trochę poniosła mnie wyobraźnia ;-). Tak serio to... Smerfy opuszczają wioskę aby znaleźć jakiekolwiek źródło pożywienia.  Trafiają do...

Głód u Smerfów jest zdecydowanie krótszy od Smerfetki, dlatego jeśli ktoś chce wiedzieć, co zrobiły smerfy żeby nie umrzeć z głodu zapraszam do samodzielnej lektury ;-).

Tak jak już Wam wspomniałam. Klara i Janek bardzo lubią komiksy. Sami siadają, oglądają, Klara zaczyna nawet opowiadać to, co dzieje się na obrazkach. Myślę, że to tylko kwestia czasu, a zakochają się w komiksach tak jak ja ;-). 

Dlatego polecam wszystkim i małym, i dużym, od czasu do czasu sięgnąć po taką ilustrowaną historię, ponieważ nic nie można stracić, a można sporo zyskać. Przecież mówimy o kultowych Smerfach!


Tytuł:              Smerfetka/Głód u Smerfów

Scenarzysta:    Peyo. Ivan Delporte

Ilustracje:         Peyo

Wydawnictwo:  Egmont

Premiera:         20.01.2021


Za możliwość przekonania się, że Smerfetki mogą być denerwujące (ale tylko na początku ;-)), dziękuję Wydawnictwu Egmont.




Proste historie na dobry początek. (Pierwsze bajeczki. AMD. Harperkids Polska)

 Dzisiaj będzie trochę narzekania. Przecież nie samą idyllą (i odyseją ;-)) człowiek żyje. Wspominałam Wam już parę razy, że sprzątanie z moimi dziećmi to nic przyjemnego. Ja ciągle staram się je nauczyć żeby odkładały zabawki na miejsce lub kiedy już wszystko zostało rozrzucone, żeby schowały zabawki do pudeł. One bardzo często znajdują sobie inne zajęcia, które totalnie nie pozwalają zająć się sprzątaniem i tak w kółko. Finalnie już u kresu sił i wytrzymałości WIECZOREM ogarniają te zabawki. A było tak fajnie jak byli mali. Nie dosięgali do większości półek i był względny porządek, ah... ;-)

Akademii Mądrego Dziecka już pisałam. Pisałam też, że ostatnio pojawiło się sporo fajnych nowości w tej serii i dzisiaj chciałabym Wam przedstawić (jak dla mnie) niezbędnik dla maluchów.


Pamiętam jak kiedyś rozmawiałam ze znajomym, który mówił mi o bajkach na dobranoc, które sam wymyśla dla swoich dzieci. Mówił, że to muszą być proste historie o kotkach, pieskach, myszkach, kurach, itd. Wtedy nie miałam jeszcze dzieci i nawet nie myślałam, że kiedyś będę je miała, ale ta rozmowa utkwiła mi w pamięci i przypomniała o sobie kiedy zobaczyłam Pierwsze bajeczki

Prosta fabuła, zwierzęta jako główni bohaterowie i ruchome elementy. To przepis na sukces. Myślę, że maluchy będą bardzo zainteresowane. Dlaczego tylko maluchy? Moje dzieciaki (lat 4 i 2) owszem przeczytały, przejrzały, poruszały, ale historie są dla nich zbyt proste. Bardzo żałuję, że ta seria nie pokazała się kiedy były młodsze, bo na pewno bardziej przypadłoby im do gustu.




Skąd wiem, że maluchom na pewno się spodoba? Bo to przetestowałam ;-). Na szczęście w mojej bliskiej okolicy są młodsze dzieci, więc wybrałam się do nich żeby sprawdzić, czy ta seria ma potencjał, czy tylko mi się tak wydaje. Okazało się, że jednak mam nosa. Dziewczynka (lat 1 i 3 miesiące) była bardzo zadowolona z przez dłuższy czas przeglądała obie książeczki i popiskiwała z zadowolenia. Uważam, że to najlepsza recenzja i nic więcej nie trzeba dodawać.






Tak jak widzicie tekstu jest mało. Każda strona to ruchomy element (oprócz ostatniej). W tej serii możemy jeszcze znaleźć bajeczkę o pingwinku i pandzie. Także każdy znajdzie cos dla siebie, nie musi być tak klasycznie jak u mnie ;-)

Tytuł:              Pierwsze bajeczki. Dzień dobry, szczeniaczku!/ Dzień dobry, kotku! 

Autor:             Nathalie Choux

Ilustracje:         Nathalie Choux

Tłumaczenie:    Katarzyna Grzyb

Wydawnictwo:  Harperkids Polska

Premiera:         27.01.2021


Za możliwość przekonania się, że książki dla maluszków są coraz lepsze, dziękuję Wydawnictwu Harperkids Polska.





Na czym polega dorastanie (Magi. The Labyrinth of magic. 16-20. Waneko)

Ostrzegałam Was, że mam zamiar podelektować się tą historią trochę dłużej ;-). Zwłaszcza, że totalnie się w nią wkręciłam i śledzę losy bohaterów w każdej wolnej chwili. Ostatnio chwaliłam się Wam, że mam jakąś dziwną silną motywację do działania. O dziwo ten stan nadal się utrzymuje, chociaż obowiązków tak jakby przybyło. Nie narzekam, lubię mieć dobrze zorganizowany dzień, ale czytanie po nocach jednak wykańcza ;-).


O Magi. The Labyrinth of magic. Pisałam już >Tutaj<>tutaj< i >tutaj<. Trzeba wiedzieć tylko tyle, że jest to historia inspirowana kulturą wschodu, gdzie główni bohaterowie zdobywają tajemnicze labirynty, a dzięki temu moc. Kluczowe postacie to: tytułowy Magi (Aladayn), istota magiczna, Alibaba Saluja, książe Balbadu i Morgiana, dziewczynka z plemienia Fanalisów, która jako dziecko została oderwana od swojej rodziny i sprzedana jako niewolnica. 

Tym razem,

bohaterowie postanawiają się rozdzielić. Każdy z nich wybiera inny kierunek żeby móc doskonalić swoje umiejętności. Aladyn udaje się do Kraju Magów, w którym będzie doskonalił swoje zdolności magiczne, Morgiana, postanawia wybrać się do swojego rodzinnego kraju i poszukać rodziny, a Alibaba, wyrusza w podróż do cesarstwa Rehmu żeby uczyć się panowania nad swoją wewnętrzną siłą - magoi. Czy przyjaciołom uda się osiągnąć zamierzone cele i czy jeszcze się spotkają? Jak wpłynie na nich taka podróż? Powiem wiem, że ja już wiem, ale jeśli miałabym przeczytać tę historię drugi raz, zrobiłabym to z największą przyjemnością ;-)

Jak już Wam wcześniej wspominałam, strasznie wkręciłam się w tę przygodę. Czasami jest zabawnie, innym razem poważnie, fabuła jest dobrze skonstruowana, a wątki poboczne fajnie zazębiają się z kreacją świata. Tym razem, podczas czytania kolejnych tomów Magi. The Labyrinth od magic. Naszła mnie refleksja.  To, że bohaterowie dorastają już pisałam, to, że zmienia się ich postrzeganie świata też już opisywałam. Zastanowiło mnie, co wpływa na to, że się dorasta?

Magi. The labyrinth of magic pokazuje bardzo smutną prawdę. Dorastamy kiedy opada klosz bezpieczeństwa. Na pewno to znacie. Rodzice zabraniają oglądania niektórych filmów lub scen, nie rozmawiają na niektóre tematy w waszej obecności. Kiedy jednak sami odkrywacie te aspekty życia (dotąd ukryte lub zakazane), stawiacie pierwszy krok do dorosłości. Często (niestety) przestajemy ekscytować się światem. Często mówi się, że im więcej się przeżyło tym szybciej się dorasta. Magi doskonale to obrazuje. Świat w tej mandze nie jest dobrym światem. Wojna, niewolnictwo, choroby, bieda. Z tym wszystkim mierzą się główni bohaterowie. Sprawia to, że się zmieniają. Jednak na szczęście Shinobu Ohtaka nie zapomina o empatii, dzięki temu Alibaba, Aladyn i Morgiana zachowują trochę dziecięcej naiwności. 

Cieszy mnie, że to dopiero połowa (no prawie, ponieważ wszystkich tomów jest 37) tej historii. Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się ta historia, chociaż widziałam już, że wiele osób psioczy na zakończenie. Na pewno jeszcze Was trochę pomęczę tą mangą, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie i rozumiecie moją ekscytację tę historią ;-).

Tytuł:              Magi: The Labyrinth od Magic
Autor:             Shiobu Ohtaka
Wydawnictwo: Waneko
Tłumaczenie:   Karolina Balcer 
Tomy:              16-20/ 37

Za możliwość zastania fanką historii o labiryntach, dziękuję Wydawnictwu Waneko.





Co by było gdyby (Cywilizacje. Laurent Binet)

 Naprawdę ten styczeń jest zdumiewający! Odkrywam w sobie takie pokłady energii i chęci działania, że aż się sobie dziwię, gdzie one się wcześniej ukrywały! Może to tylko chęci, bo jeszcze nie zaczęłam robić nic konkretnego, ale też się liczy ;-). Jakiś czas temu dzieciaki w przedszkolu miały robione zdjęcia, które zostały opatrzone hasłem 2021 najlepsze przed nami i postanowiłam sobie, że tak właśnie będzie ;-).

Dlatego dzisiaj mam dla Was książkę, która wykracza poza mój obszar zainteresowań, a mimo to  jestem zadowolona, że ją przeczytałam, chociaż...


Cywilizacje to historia o tym, co by było gdyby. Co by było gdyby Wikingowie odkryli Amerykę Północną? Co by było gdyby Inkowie najechali na Europę? Co by było gdyby ktoś przeprowadził by wielkie reformy, które uchroniłby świat przed wojnami religijnymi? Co by było gdyby... gdybać można jeszcze długo.

Szczerze powiedziawszy skusiła mnie okładka - reprodukcja obrazu Juana Pantojy de Cruza pt. Karol V. Alegoryczność tego dzieła sprawiła, że nastawiłam się na coś nieoczywistego, podanego w powszechnej formie. Zbyt tajemniczo? Chodzi o to, że czekałam na obraz alternatywnego świata, niby znanego, a jednak zupełnie innego niż to, co znamy, w którym wszystko dzieje się na opak. Dostałam to, ale...

Historii alternatywnych w swoim życiu naczytałam się wiele. Ba! Sama lubiłam snuć takie opowieści. Jednak to, co zaserwował nam Laurent Binet wywołuje u mnie ambiwalentne uczucia.

Z jednej strony takie przedstawienie historii świata jest bardzo ciekawe i niepokojąco możliwe. Na pewno w jednym z możliwych światów te wydarzenia miały miejsce, ale jak dla mnie autor trochę za bardzo zagalopował się w swoich rozważaniach i z alternatywnej historii zrobiła się fantastyka.

Forma, jaką Binet się posługiwał też nie do końca mi pasowała. Przy tego typu historiach czytelnik ma ochotę poznać szczegóły, dać tej opowieści trochę więcej życia, tętna. Tymczasem studiując dzienniki podróży, czy ogólne opisy wydarzeń, mamy przed sobą suchą, martwą historię, która minęła i tyle. Nie odbiera jej to interesujących wątków, ale nie sprawia też, że zostaje z nami na dłużej.

Laurent Binet ostatnio stał się pisarzem bardzo popularnym. Zdobywa wiele prestiżowych nagród, a krytycy cenią go za wnikliwość i umiejętny sposób pisania. Dodatkowo na podstawie jednej z jego książek HHhH , powstał serial, który cieszy się sporą popularnością i pozytywnymi ocenami widzów. Nie miałam przyjemności poznać wcześniej tego autora, ale kapryśny los sprawił, że zaczęłam od jego... najgorszej książki.

Tytuł:              Cywilizacje

Autor:             Laurent Binet

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Premiera:        21.10 2020


Za możliwość poznania co by było gdyby koleje losów inaczej by się potoczyły, dziękuję Sztukaterowi.




rol rol rol the boat (Niesamowite zwierzęta. Maszyny. AMD. Harperkids)

 Nie wiem, czy to nowy rok, czy odpowiedni wiek, a może jeszcze coś innego, ale coś się we mnie zmieniło. Do wielu rzeczy podchodzę bardziej zadaniowo, ogarniam wszystko na spokojnie, bo planuję swoje działania. Tak jak na przykład dzisiaj. Zaplanowałam sobie parę rzeczy i wszystko udało mi się zrealizować, aż dziwnie, że mogę wszystko odhaczyć i stwierdzić, że plan na dzisiaj został wykonany. Nie są to może jakieś kolosalne zmiany, ale nie oszukujmy się od czegoś trzeba zacząć.

Sporą część dnia zajęło nam dzisiaj oglądanie książek. Moje dzieci bardzo szybko zrozumiały, ze kiedy sięgają po książki nie każe im sprzątać w pokoju, więc... często szykują sobie całe stosy do czytania i oglądania. A że trafiły do nas nowości od Harperkids Polska  to już całkiem mieliśmy co robić ;-).


Akademię Mądrego Dziecka zdążyliśmy już trochę poznać, ale na szczęście ciągle pojawiają się jakieś nowości. Tym razem chciałam Wam zaprezentować Niesamowite Zwierzęta. Maszyny, ponieważ ostatnio z dzieciakami rozmawialiśmy o tym dlaczego maszyny jeżdżą na gąsienicach ;-). Pomyślałam, że to bardzo fajne dopełnienie tego tematu i wiecie co... bardzo się zaskoczyłam!

Jestem totalnie zachwycona tymi książkami! Nie dość, że mówią o naprawdę ciekawych rzeczach to jeszcze forma w jakiej je przedstawiają, magia! Już same okładki sprawiają, że jesteśmy zainteresowani tymi książkami. No bo latająca orka? Takie rzeczy tylko w filmach ;-). Powiem Wam tylko, że dalej jest jeszcze ciekawiej ;-).





A może chcecie mi powiedzieć, że gąsienica z misiem to też normalny widok ? Wiedziałam, że świat nauki inspiruje się przyrodą, ale nie miałam pojęcia, że fauna miała taki wpływ na wiele wynalazków!





W obu książkach z tej serii można znaleźć sporo ciekawostek. Dziecko (no nie tylko, bo i dorosły też ;-)) świetnie się przy nich bawi i odkrywa świat. Tak jak Wam wcześniej wspomniałam, moje dzieciaki były totalnie zachwycone. Nie tylko treścią, ale i formą. Co jest w niej takiego wyjątkowego? Sposób odkrywania obrazków.

Zapraszam na małą gimnastykę głowy, ponieważ mój sprzęt stwierdził, że tak to się będzie lepiej prezentować ;-).



Nie mam pojęcia czemu filmik tak się przekręcił, nie mam też pojęcia czemu telefon i komputer uparcie nie chciały go przekręcić, ale jedno wiem na pewno. Z taką formą odkrywania obrazków jeszcze się nie spotkałam. Dzieciaki były zachwycone odkrywaniem, jaka maszyna kryje się za danym zwierzęciem, potem Klara zaczęła wymyślać takie urządzenia, że aż strach pomyśleć, co jej przyjdzie do głowy jak będzie starsza ;-).

Tak jak już Wam wcześniej wspomniałam. Jestem totalnie zachwycona tą serią i cieszę się, że ktoś wpadł na pomysł stworzenia Akademii Mądrego Dziecka. Nauka przez zabawę to coś, co staram się ciągle popierać i promować, więc jeśli ktoś zapyta mnie o jakieś mądre książki dla dzieci, na pewno polecę właśnie te :-).

Tytuł:              Niesamowite zwierzęta. Maszyny.

Autor:             S&S Alliance

Ilustracje:         Miya Du

Tłumaczenie:    Katarzyna Grzyb

Wydawnictwo:  Harperkids Polska

Premiera:         27.01.2021


Za możliwość rozbudzenia kreatywnego konstruowania, dziękuję Harperkids Polska.


Mocniej, dojrzalej, szerzej. (Magi 11-15. Waneko)

 Tak się cieszyłam z powrotu dzieci do przedszkola, że jednak Janek postanowił zostać ze mną trochę dłużej. Postanowił to może za dużo powiedziane, ale przez pewne nieprzyjemne dolegliwości żołądkowe, siedzimy w domu. Trochę szkoda, bo miałam inne plany na ten tydzień, ale nie mogę też specjalnie narzekać, w końcu to mój synek ;-).

Czasami zdarza mi się skakać po różnych tytułach i gatunkach. Dlatego bez skrupułów postanowiłam odpocząć od książki, którą właśnie czytam - Cywilizacje Laurenta Bineta i wziąć się za coś innego. Nie oznacza to jednak, że książka mnie znudziła. Po prostu ogrom przedsięwzięć, postaci, historii połączonej z alternatywnymi faktami ;-), sprawił że musiałam chwycić za coś lżejszego. A co może być lepszą odskocznią niż kontynuacja dobrej mangi ? 

O Magim pisałam już >TUTAJ< i >TUTAJ<, więc nie będę się szczegółowo rozpisywać na temat postaci, czy kreski. W tym temacie nic się nie zmieniło. Jestem totalnie zachwycona, zauroczona i oczarowana. 



Jest jednak coś, co zmieniło moje postrzeganie tej historii. W wielu recenzjach, które czytałam o tej mandze ludzie piszą o tym, że jest to historia o dorastaniu. Nie do końca to rozumiałam, ponieważ pierwsze 10 tomów opowiada bardziej o przygodzie, przyjaźni, jakiejś ewolucji bohaterów niż o samym dorastaniu. Sytuacja zmienia się kiedy historia się rozwija, a przed Aladynem, Alibabą i Morgianą pojawiają się nowe trudności, nowi przeciwnicy i nowe wyzwania. Powoli zaczynamy mieć do czynienia z dojrzałymi postaciami, które poprzez bagaż swoich doświadczeń życiowych, inaczej postrzegają swoje możliwości, bariery i przeszkody. Przykład? Na początku, kiedy poznajemy tytułowego Magiego jest on niczym dziecko. Nie rozumie konwenansów rządzących tym światem, ale za to wie, że jeśli ktoś jest jego przyjacielem musi pomagać i bronić go za wszelką cenę. Kiedy czyta się kolejne tomy Aladyn już wie, że nie zawsze zdoła pomóc samą tylko chęcią niesienia pomocy i determinacją. Teraz (to znaczy w historii zawartej w tomach 11-15), chociaż ochrona przyjaciół jest najważniejsza, już nie robi tego na hura. 



Chyba najbardziej w tej historii podoba mi się to, że z każdym tomem, ba! Z każdą przekręconą stroną sytuacja się coraz bardziej komplikuje. Nie sprawia to, że fabuła staje się zawiła i niejasna. Shinobu Ohtaka umiejętnie dozuje napięcie, a przy tym powoli, z precyzją zegarmistrza, odsłania kolejne informacje dotyczące wykreowanego przez siebie świata. Tutaj każdy najmniejszy trybik ma ważną rolę do spełnienia i brak tego elementu sprawił by, że światem zapanowałby chaos ;-) Nooo okey, może trochę przesadzam, ale naprawdę jestem niesamowicie zachwycona w tę historię. 




Zaskoczyła mnie trochę zmiana języka jakim posługują się główni bohaterowie. Nie, nie martwcie się, nikt tam mięsem za bardzo nie rzuca, ale pojawia się sukinsyn


Dziwnie jest patrzeć jak bohaterowie dojrzewają, zmieniają swój sposób patrzenia na świat, studzą entuzjazm. W pierwotnym planie miałam Wam dzisiaj przedstawić trochę więcej tomów, ale postanowiłam trochę dłużej się podelektować tą historią ;-).

Tytuł:              Magi: The Labyrinth od Magic
Autor:             Shiobu Ohtaka
Wydawnictwo: Waneko
Tłumaczenie:   Karolina Balcer 
Tomy:              11-15/ 37

Za możliwość kontynuacji tej przygody, dziękuję Wydawnictwu Waneko.



plastyka dojrzewania. (Skok. Centrala)

 Powrót do codziennej rutyny bywa bardzo brutalny, zrywa się człowieka bladym świtem, każe mu się wyjść na mróz, odśnieżać samochód, przedzierać się przez zaspy i korki. A było tak przyjemnie. Komu szkodziła taka idylla - wstawanie o której się chce, śniadanie, sanki i dzień jakoś mijał. No dobra, trochę ironizuję, dzieci w końcu poszły do przedszkola, więc nie mam co narzekać na ciepłą kawę ;-).

Dlatego, w pełni odprężona mogę postarać się zaprezentować Wam coś niesamowicie niesamowitego. Coś, co wprawiło mnie w dziwny stan, który określam przyjemności estetycznej.



Długo zastanawiałam się jak przedstawić Wam ten komiks. O ile sama historia nie jest problemem. Da się ją opisać, określić, wymienić dobre i złe strony. Problem pojawia się kiedy chcę opisać ilustracje, które... są całkowicie hipnotyzujące!



Skok to historia o dojrzewaniu, miłości, samotności i przyjaźni.  Wyrostek,  który postanawia wyruszyć w nieznany świat. Ciekawość i brak wiedzy na temat otaczającego go świata, sprawiają, że jego podróż staje się nie tylko wielokierunkowa, ale również wielowymiarowa. Po drodze spotyka Kleska, który tak jak główny bohater chce znaleźć swoje miejsce na świecie. Czy tak dziwna i niejednoznaczna podróż sprawi, że lepiej poznają siebie i dotrą do celu, a może ta podróż sprawi, że wszystko się zmieni?


Jak widzicie sama historia jest okey. Podróż w celu odnalezienia siebie, swojego miejsca i dojrzewaniu do niektórych decyzji. Gdybym miała czytać... inaczej. Gdyby ktoś inny narysował tą historię mogłabym przejść obok niej bez takich emocji. Jednak Molly Mendoza to ilustratorka, obok której nie można przejść obojętnie. Jej prace charakteryzują się ekspresją, plastycznością i niebanalnym doborem kolorów. 





Kiedy zobaczyłam Skok wiedziałam, że to będzie niesamowite doświadczenie. Chyba pierwszy raz więcej czasu zajęło mi oglądanie ilustracji niż czytanie. Zazwyczaj jest tak, że kiedy biorę do ręki jakiś komiks po prostu przez niego przelatuję. Oglądam ilustracje, ale nie przyglądam się im. Akcja toczy się dalej, więc strona za stroną dochodzę do końca. Tymczasem Skok przeglądałam bardzo długo. Ilustracje sprawiają wrażenie jakby się ruszały. Za każdym razem możemy odnaleźć jakiś nowy szczegół. Płynność tych obrazów można porównać do plastra miodu, z którego spływają złote krople. Właśnie o taką lejącą dynamikę mi chodzi. Niestety nie umiem tego lepiej określić. To po prostu trzeba samemu poczuć.

Skok to jeden z tych komiksów, do których z przyjemnością się wraca. Podoba mi się ta estetyka, podoba mi się ta gama kolorów, podoba mi się to, że to komiks dla dzieci i za jakiś czas moje dzieci po niego sięgną. Już sięgają, ale na razie delektujemy się ilustracjami ;-).

Tytuł:              Skok

Autor:             Molly Mendoza

Ilustracje:        Molly  Mendoza

Wydawnictwo: Centrala. Mądre Komiksy

Premiera:        30.10 2020

Za możliwość zaspokojenia moich potrzeb estetycznych, dziękuję Portalowi Sztukater.




Zbyt wielkie piękno to ucieleśnienie zła (Doctor Mephistopheles. Waneko)

 Już miałam obawy, że dzisiejszy post nie powstanie na czas. Dlaczego? Każdy z nas ma okno (i facebooka ;-)) także na pewno wiecie, że spadł śnieg. Wczoraj stanęłam przed wielkim dylematem rodzicielskim - pozwolić dalej się bawić na śniegu, śniegiem, w śniegu, itd., czy zabrać (oczywiście z wielką rozpaczą i okrzykami niezadowolenia) towarzystwo do domu. Patrząc na Janka, musiałam wybrać tę mniej przyjemną opcję. Chociaż krzyku było co nie miara to potem spało mu się bardzo dobrze, a ja w tym czasie mogłam... tak, ogarnąć resztę i oczywiście chwilę, dosłownie momencik poczytać ;-). 

Tym razem skusiłam się na mangę o pewnym doktorze. Jednak nie jest to medyczna historia, pełna etycznych rozterek, czy rozmyślań na temat biologii człowieka. Doctor Mephistopheles to opowieść o tym, że nawet bóg może poczuć się niezwykle ludzko, w świecie zdominowanym przez...


Skusiła mnie już sama kreska. Tak coś czułam, że już gdzieś ją widziałam i nie myliłam się. Hideyuki Kikuchi to autor dobrze znany w świecie mangowym. Stworzył wiele bardzo popularnych serii opierających się na wampirach i demonach. Jedną z najpopularniejszych serii jest Vampire Hunter D.




Kiedy zasiadłam do lektury nie wiedziałam czego się spodziewać. Niby miałam jakiś obraz całości, ale co wyjdzie z połączenia historii Hideyuki Kikuchi z kreską Kairi Shimotsuki, kto to może wiedzieć ;-).

W 20XX (przypadek, nie sądzę ;-)) w jednej z dzielnic Tokio doszło do trzęsienia ziemi (nazwano je później Devil earthquake), po którym miasto zostało podzielone. Jedna jego część zupełnie się nie zmieniła, natomiast w drugiej pojawiła się dziura w ziemi, z której zaczęły wychodzić różne demony, potwory i wampiry. Miejsce to jest bardzo niebezpieczne dla zwykłych śmiertelników, a niepisanym władcą jest Doktor Mephistopheles, który pomimo anielskiego oblicza potrafi być bardzo bezwzględny. Pewnego dnia do głównego bohatera zgłasza się człowiek, który chce wskrzesić boga. Jednak Mephisto nie jest zainteresowany tą propozycją. Jakie to będzie miało konsekwencje dla całej demonicznej dzielnicy? No cóż na pewno człowiek, który chce wskrzesić boga dysponuje też odpowiednimi środkami na taką okoliczność.

Tyle słowem wstępu. Teraz trochę pomarudzę. Doctor Mephistopheles to historia, która składa się z 3 tomów. Już po lekturze pierwszego wiadomo, że to za mało aby zmieścić w trylogii taką fabułę. Szkoda, bo naprawdę ma potencjał, a tymczasem dostajemy tylko mały kawałeczek ciekawie wykreowanego świata. Po przeczytaniu całości czułam wielki niedosyt. Jest tyle postaci pobocznych, którym z powodzeniem można by było rozwinąć wątki. Jest tyle aspektów, które fajnie rozbudowałby fabułę. Szkoda, że potencjał tej historii nie został w pełni wykorzystany.




Jednak jeśli powiedziałabym, że mi się nie podobało to bym skłamała. Chyba najbardziej podobała mi się postać Soyogi Kazuyuki ( o której wcześniej specjalnie nie wspominałam, ponieważ ma ścisły związek z głównym wątkiem fabularnym, którego nie chcę rozwijać żeby nie spoilerować). Podoba mi się refleksja do jakiej dochodzi. Dzięki temu cała manga zyskuje zupełnie inny wydźwięk. Naprawdę jestem pod wrażeniem tego, jak to wszystko zaplanował autor scenariusza. Niestety przed to, że finałowa akcja zmienia znaczenie tej historii jestem jeszcze bardziej rozżalona, że nie mogę poznać jej kontynuacji.

Jeśli chodzi o kreskę to tu też muszę się trochę czepić. O ile podobają mi się bohaterowie - Mefisto wygląda jak upadły anioł, a Soyogi jak idol współczesnych nastolatek to przeszkadzało mi trochę kadrowanie poszczególnych obrazów. Czasami totalnie nie wiedziałam czemu miało służyć zbliżenie na... nawet nie wiedziałam na co. Wkradał się przez to pewien chaos, który nie pasował do fabuły.

No, ale marudzę i marudzę, a jednak wyszłam zadowolona z tego spotkania. Sama historia o wskrzeszaniu boga bardzo mi się podobała, ponieważ autor (pamiętajmy, że miejscem akcji jest Tokio) wykorzystał elementy kultury chrześcijańskiej i nordyckiej. Jak dla mnie wyszło naprawdę przyzwoicie. A dopełnienie tej historii takimi kuszącymi (mówię o ilustracjach) postaciami, sprawiło, że na pewno będę polecać tę mangę, ponieważ taka historia nie może zostać zignorowana.

Tytuł:              Doctor Mephistopheles
Autor:             Hideyuki Kikuchi
Ilustracje:       Kairi Shimotsuki 
Wydawnictwo: Waneko
Tłumaczenie:   Joanna Kaniewska 
Tomy:              3

Za możliwość poznania ucieleśnienia zła w piękniej postaci, dziękuję Wydawnictwu Waneko.



Kraina mlekiem i mądrością płynąca... (Kraina... Martyna Kwiatkowska)

 Śpieszę donieść, że kawa wypita, więc teraz czas na resztę przyjemności ;-). Poniedziałek. Został już tylko tydzień ferii. Myślałam, że z czwórką dzieci będzie mi się bardziej dłużyło, ale nie, czas leci tak szybko, że zaczynam się smucić na myśl, że zostanę tylko z moją dwójką ;-). Akurat tak się złożyło, że podczas pobytu moich (bo są bardziej moi niż męża, chociaż to dzieci Jego siostry ;-)) siostrzeńców miałam do przeczytania serię bardzo pouczających książek dla dzieci. Dlatego dzisiaj, chciałabym Wam ją zaprezentować.

Tak się szczęśliwie złożyło, że dzięki prowadzeniu własnego bloga, poznałam (wirtualnie) dwie bardzo fajne siostry - Martynę i Paulinę, które również mają swoje miejsce w sieci. Zaglądam do Nich bardzo chętnie, ponieważ dziewczyny mają wszechstronne zainteresowania i potrafią pisać o nich z wielką pasją. Są młode, ambitne, kreatywne i sumienne. Jak dla mnie to cechy dość niespotykane wśród dzisiejszej młodzieży. Dodatkowo są (nie wiem, czy to określenie pasuje, ale niech będzie) zawodowymi harcerkami i (co dla mnie najdziwniejsze i chyba najbardziej godne pochwały) są Turystkami, ale takimi przez duże T. Dlaczego? Dziewczyny pokazują, że w każdym miejscu w Polsce jest coś do zwiedzania. Jakby przyjechały do mnie w odwiedziny to pewnie pierwszą rzeczą jaką by zrobiły byłoby zwiedzanie muzeum parafialnego (bo tylko takie u mnie na wsi jest). Na swoim blogu zawsze pokazują tak niesamowite miejsca, że żałuję, że nie mogłam z nimi go zwiedzać. Dlatego bardzo zachęcam Was do odwiedzania Ich bloga - pojedztam.pl



Jak już wspominałam, dziewczyny są bardzo kreatywne. Jedna z sióstr - Martyna, napisała fajną serię dla dzieci. Całość składa się z czterech książek wydanych w formie papierowej, ebooka i kolorowanki. Każdą książkę można czytać oddzielnie, ale nie oszukujmy się, nie ma się co rozdrabniać i najlepiej od razu zasiąść do całości ;-).






Sama przeczytałam wszystkie książki w mgnieniu oka. Niesamowicie wciągnęły mnie te historie i tak strona po stronie, nagle skończyły mi się kartki do przewracania ;-). Nie są do długie historie, ale moim zdaniem to nawet lepiej, ponieważ dzieci mogą się skupić na przesłaniu. Zbyt długa fabuła jest czasami po prostu gubiąca i maluchy tracą zainteresowanie.

Tak jak Wam kiedyś wspominałam, czytam najpierw sama, potem czytam z dziećmi. Kiedy zasiedliśmy do lektury dzieciaki (wszystkie 4) były zafascynowane ilustracjami . Jak wyjaśnił mi to jeden z siostrzeńców, te książki wyglądają tak jakby ktoś młody do nich rysował. Zgodzę się z tym i muszę przyznać, że to dobry zabieg marketingowy, ponieważ takie grafiki są zdecydowanie bliższe dzieciom niż takie strasznie wymuskane. Dodatkowo dzięki tym ilustracjom po prostu przyjemniej się czyta całą książkę.





Jeśli chodzi o fabuły tych książek to muszę przyznać, że byłam zaskoczona. Spodziewałam się wznioślejszych idei, a dostałam... dostałam realne, bardzo ciepłe historie z morałem. Kiedy zaczęłam czytać Krainę zrealizowanych marzeń, myślałam że Tadek, Dorcia i Maciek będą mieli jakieś potężne marzenia w stylu "chcę pojechać nad morze/góry". Tymczasem Martyna Kwiatkowska serwuje nam historię o prostych planach i marzeniach, które nie tylko są do zrealizowania, ale również są niespotykane. Niespotykane dlatego, że właśnie nie są zbyt wyniosłe, czy kosztowne. Byłam tak miło zaskoczona tą historią, że od kolejnych części Krainy... po prostu nie mogłam się oderwać. 

Wracając do reakcji dzieci. Historie są tak napisane, że nie tracimy z oczu głównego wątku, dzięki czemu czytelnik (zwłaszcza ten młodszy) jest cały czas zainteresowany daną opowieścią. O ile ja byłam totalnie zachwycona Krainą zrealizowanych marzeń, tak wszystkie dzieciaki (jednogłośnie) stwierdziły, że najciekawsza była Kraina dzielnych obozowiczów. Oczywiście powstały już pewne plany na wakacyjny biwak i dzieciaki bardzo zainteresowały się harcerstwem



Wszystkie cztery książki są niezwykłe. Wszystkie są wspaniałe. Wszystkie niosą ze sobą morał i pozytywne wartości. Dlatego bardzo, ale to bardzo, bardzo zachęcam do zapoznania się z tą niesamowitą serią!

Szczegóły znajdziecie >>TUTAJ<<


Dziękuję Paulinie i Martynie za możliwość zapoznania się z tymi magicznymi historiami. Na pewno będę je polecać wszystkim, którzy tylko będą mieli ochotę poznać naprawdę wartościowe opowieści <3.

Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl