Seria Nieroftunych zdarzeń, czyli historie nieprawdopodobne!

 Poniedziałek. Czuć, ze coś zaczyna się zmieniać. Wstaję, a tu już zaczyna robić się jasno, wracamy do domu, słońce dopiero zachodzi. Niby to tylko drobne zmiany, ale człowiek od razu zaczyna mieć więcej energii, nie uważacie :-)?

Dzisiaj postanowiłam przybliżyć Wam kolejne dwa tomy niezwykłej historii o rodzeństwie Baudelaire, które... no nie ma w życiu lekko.


Seria niefortunnych zdarzeń.

Miałam już okazję pisać o tym cyklu. Uwielbiam jego mroczny, groteskowy klimat. A urocze rodzeństwo jest tak niebywałym kontrapunktem dla tej historii, że po prostu nie można się oderwać od lektury.

Nie mogę powiedzieć, że historia się rozkręca, bo to by było trochę... niefortunne określenie ;-) ale musze przyznać, że wypoczynek u cioci Józefiny przysporzą rodzeństwu wiele akcji mrożących krew w żyłach. Nie zabraknie oczywiście humoru, rodzinnego ciepła i szczypty makabry ;-).

Nie chcę Wam za dużo zdradzać, bo Seria Niefortunnych Zdarzeń, wciąga od pierwszej strony i szkoda by było stracić taką przygodę!





Zgarnąć z półki?

O tak! A jeśli mi nie wierzycie to sami spróbujcie ;-)





Wypukła Malowanka - recenzja.

 Poniedziałek. Tydzień zaczęliśmy wizytą u alergologa. Niestety Janek ma częsty (jak nie ciągły) katar, który bardzo utrudnia mu funkcjonowanie. Dlatego zawczasu wolę przygotować się na nadchodzącą wiosnę. A Wy, jak zaczęliście ten tydzień?

Jako, że na lubelskim zaczął się właśnie drugi tydzień ferii, a pogoda absolutnie nie zachęca do spacerów, postanowiłam przedstawić Wam dzisiaj Wypukłą Malowankę, która już od jakiegoś czasu zajmuje szczególne miejsce w naszych kreatywnych formach spędzania czasu. Zapraszam na recenzję.


Wypukła Malowanka - recenzja.

Poznałam Wypukłą Malowankę bardzo dawno temu, kiedy Klara miała około (a może nawet nie) 2 lat. Spodobał mi się pomysł malowania po wypukłej powierzchni oraz to, że taki zestaw kreatywny jest przeznaczony do wielorazowego użytku. Klara już wtedy była zachwycona możliwością takiej zabawy i gdyby nie koleje losu zwane młodszym bratem, na pewno do tej pory używałaby swojego pierwszego zestawu.





Zestaw kreatywny Wypukła Malowanka.

W zestawie mamy wypukłą malowankę z odpowiednim wzorem. Ja wybrałam teraz dziecięce, ale naprawdę jest w czym wybierać. zestaw farb z pędzelkiem, paletę kolorów (przydatną dla bardziej zaawansowanych malarzy) oraz ramkę na nasze dzieło. 




Fajne jest też to, że Wypukłą Malowankę wystarczy umyć wodą z mydłem aby móc zacząć zabawę od nowa. 

Jeśli mogę dać jakąś radę to z własnego doświadczenie wiem, że trzeba pilnować prawidłowego zamknięcia farb (wtedy nie dość, że posłużą dłużej to jeszcze się... nie wyleją ;-)).

A druga sprawdzona rada to taka żeby ramkę odłożyć gdzieś na bok. Młodsze dzieci cenią sobie możliwość tworzenia, a nie podziwiania ;-).





Konik póki co ma być podziwiany takim jakim jest, więc nie miałam okazji sprawdzić, czy zmywa się tak samo dobrze jak pingwinek ;-).

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie tak! Wypukła Malowanka to bardzo fajny pomysł na spędzenie wolnego czasu. A to, ze jest wielokrotnego użytku sprawia, że będzie służyć naprawdę długo. Dlatego moim zdaniem warto sprawić dziecku taką "zabawkę" :-).




Nikt nie widzi słoni. Recenzja książki Katarzyny Wierzbickiej.

 Poniedziałek. Myślałam, ze powrót po tak długim (prawie 3 tygodnie) okresie leniuchowania będzie trudny, ale okazało się, że wszyscy byliśmy już spragnieni powrotu do naszej rutyny i dzieciaki nawet ochoczo pojechały do przedszkola.

Dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam kolejną książkę Kasi Wierzbickiej. Darzę wielką sympatią jej twórczość i bardzo chętnie sięgam po wszystko, co wychodzi z pod jej pióra. Dlatego byłam bardzo ciekawa, co też kryje się za tajemniczym tytułem Nikt nie widzi słoni.



Nikt nie widzi słoni.

To historia o... słoniach, których nikt nie widzi. Jest sobie słoń, który mieszka w kawalerce w centrum miasta. Codziennie wstaje, myje się, wychodzi do pracy. Jednak nikt go nie widzi! Ani mieszkańcy jego kamienicy, ani współpracownicy. Nikt! Pewnego dnia postanowił wybrać się na spacer do ZOO. Spotkał tam słonicę, w której od razu się zakochał. Po jakimś czasie na świecie pojawiła się ich córeczka. Słoniczka była bardzo ciekawa świata, ale rodzice z obawy o to jak potraktują ją inne dzieci, zabraniali małej wychodzić na dwór. Niestety kiedy tylko córka wyszła na dwór, spotkało ją dokładnie to, czego bali się jej rodzice - rówieśnicy ją odrzucili. Biedna Słoniczka samotna i smutna siedziała na ławce i płakała. Wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Przysiadła się do niej dziewczynka, która nie miała nic przeciwko słoniom i nagle okazało się, że każdy, bez względu na to jak wygląda może mieć przyjaciela.





Odrzucenie przez rówieśników.

Kasia podjęła się opisania naprawdę trudnego i ciężkiego tematu. Sumiennie się do tego przygotowała prowadząc rozmowy z rodzicami i dziećmi, które dotknęła jakaś przypadłość. Kiedy po raz pierwszy czytałam tę historię nie wiedziałam, co o niej myśleć. Była dla mnie trochę zbyt absurdalna, niepojęta. Z pomocą przyszła Klara, która nie dość, że chciała posłuchać tej historii to dodatkowo, chciała o niej rozmawiać.

Bardzo cenię książki, które rozbudzają ciekawość dzieci i chęć zagłębienia się w temat. Dlatego Nikt nie widzi słoni przeczytaliśmy tego dnia dwa razy, następnego też i tak przez kilka kolejnych dni. To właśnie takie historie mają moc zmieniania świata. Im więcej będziemy o tym rozmawiać, a nawet dyskutować tym szybciej zrozumiemy, o co tak naprawdę chodzi. 

Odrzucenie przez rówieśników to bardzo bolesny temat. Dzieci potrafią być okrutne i chociaż my, jako rodzice staramy się ochronić nasze pociechy przez wszelkim złem, nie możemy być z nimi zawsze i wszędzie. Dlatego tak ważne jest uświadamianie jak radzić sobie w różnych, często trudnych sytuacjach.

Zgarnąć z półki?

Tak. To nie jest kolejna urocza książka o słodkich słonikach. To prawdziwa historia o tym, że prawdziwą moc zmieniania świata ma odwaga i tolerancja. Bardzo wszystkim polecam tę książkę.

Za możliwość poznania tej niezwykłej historii, dziękuję autorce - Kasi Wierzbickiej :-).


Czym zająć chore dziecko?

 Wtorek, a my mamy bardzo intensywne przygotowania do świat. Wszystko dlatego, że dzieciaki zostały w domu zamiast iść do przedszkola. Niestety Klarę dopadł jakiś wstrętny wirus i wczoraj była praktycznie nieobecna. Na szczęście już jej przeszło i dzisiaj mogliśmy zająć się różnymi fajnymi rzeczami, a zainspirował Nas do tego... Magazyn Kraina Lodu.


Kraina Lodu. Oficjalny magazyn. Wydawnictwo Egmont.

Chyba nie znam dziewczynki, która nie lubiłaby Krainy Lodu. Z Klarą nie jest inaczej. Janek obejrzy, ale Jego miłością jest nieustannie Psi Patrol. Więc od razu było wiadomo, kto przejmie to czasopismo ;-). W tym magazynie można znaleźć wiele ciekawych rzeczy. Są historie, łamigłówki, wycinaki. Każdy znajdzie coś dla siebie i na pewno nie można się nudzić.





Dodatek.

To zawsze najważniejszy aspekt każdej gazetki. Tym razem dodatkiem jest zestaw do ciastek. Jak dla mnie strzał w dziesiątkę. Klara aż piszczała z radości (zwłaszcza przez cukrową różdżkę). Nie było innego wyjścia, trzeba było wypróbować ten zestaw i upiec ciastka :-).

Zabawy było co nie miara. Okazało się, ze pieczenie ciastek maślanych do świetny pomysł na spędzenie wolnego czasu. A dodatkowo doskonale absorbuje znudzone dzieci ;-).




Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Można spędzić miło czas nie tylko podczas czytania i rozwiązywania zadań, ale również pieczenia pysznych ciastek. A wiecie co jest najlepsze w pieczeniu pysznych ciastek? To że potem można je zjeść ;-).








gazetka lekiem na całe zło (Hello Kitty. Egmont)

 Kolorowe czasopisma to coś, co zawsze przyciąga uwagę, wydawcy prześcigają się żeby skusić nas do zakupu swojego tytuły, a już takie dla dzieci to całkiem. Jak wybrać coś wartościowego? Cóż, ostatnio pojawił się pewien ciekawy tytuł ;-)

Chociaż Hello Kitty została stworzona w 1974 przez japońską spółkę Sanrio to mnie totalnie ominął szał na tę postać. Oczywiście, gdzieś mi migała, ale nie zwracałam na nią szczególnej uwagi. Teraz kiedy mam dzieci, staram się śledzić ciekawe nowości wydawnicze żeby wiedzieć, co warto zaproponować dzieciakom w ramach relaksu i rozrywki. 26go lutego miała miejsce premiera nowego magazynu o Hello Kitty od Egmontu i wiecie co? Jest to czasopismo, na które warto zwrócić uwagę.


Treść

Magazyn nie jest kierowany wyłącznie do dziewczynek, ale nie oszukujmy się różowy kolor raczej chłopców nie przyciąga (chociaż Janek bardzo lubi chodzić w różowych spinkach ;-)). Za to w środku znajdziemy bardzo uniwersalne treści. Historie o przygodach małej białej kotki i jej przyjaciół obfitują w aspekty takie jak przyjaźń, czy pomaganie. Historie nie są skomplikowane, ponieważ ten magazyn jest skierowany do dzieci w wieku 3-5. Dodatkowo mamy też różne ciekawe informacje, zagadki, miejsce na bazgrołki, czy przepisy kulinarne.




Dla mnie jest to czasopismo, które na pewno będzie gościło w moim domu regularnie. Nie dość, że podczas lektury dzieciaki dobrze się bawią to jeszcze cena jest równie zachęcająca - 11,99 zł. Żałuję tylko, że jest to  dwumiesięcznik i długo trzeba będzie czekać na kolejny numer.

Hello Kitty to propozycja idealna dla trochę większych maluchów. Jest kolorowo, prosto i przyjaźnie. Zdecydowanie polecam ją wszystkim rodzicom, ponieważ możecie mieć pewność, że dzieciaki chwile zajmą się lekturą ;-).

Tytuł:              Hello Kitty 1/2021

Wydawnictwo:  Egmont

Premiera:         26.02.2021


Za możliwość poznania tej słynnej Kici z najlepszej strony, dziękuję Egmontowi.




Astrologowie ogłaszają tydzień zbiorów. (Folwark Marzeń. Alexander)

 Sporo ostatnio u mnie książek, ale mówiłam, że tak będzie ;-). Kiedy mam czas na czytanie? No cóż, nie oglądam telewizji, mój plan dnia zakłada również czas na czytanie, a poza tym wykorzystuję na to każdą wolną chwilę - dzieciaki się kąpią - czytam, dzieciaki oglądają bajki - czytam, gotuję obiad - czytam. To już nałóg, ale uwielbiam zagłębiać się w fabułę, przekręcać kolejną stronę i robić wow, ale seeerio, albo co? Nie rozumiem. Każdy, kto czyta, wie o czym mówię ;-). Jednak muszę się Wam poskarżyć. O ile mam nosa do książek dla dzieci, tak ostatnio książki dla dorosłych (czyli takie bez obrazków) to same... niewypały. Dlatego dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam moją wymarzoną grę.


Usiądź wygodnie na ganku swojego domu. Odetchnij świeżym, wiejskim powietrzem. Spójrz na swoje podwórko. Dorodne kury wydziobują z ziemi złocistą kukurydzę. Krowy porykują wesołe z obory. Czas je wydoić, pewnie znowu dadzą 4x więcej mleka niż powinny. A co tak błyszczy w garażu, no tak to przecież Twój nowiutki ciągnik. Ah, chwilo trwaj!

Jak już wiecie albo zaraz się dowiecie ;-). Mamy z mężem gospodarstwo. Jest ciągnik, różne maszyny rolnicze,  pole do obrobienia. Nie jestem może ekspertką, ale jakąś wiedzę na temat prowadzenia gospodarstwa mam ;-). Jak zobaczyłam Folwark Marzeń, wiedziałam, że to gra dla mojej rodziny.

Niestety na wspólną rozgrywkę z dziećmi będę musiała jeszcze trochę poczekać (8+), ale nie długo odwiedzą mnie starsze dzieciaki, które lubią przyjeżdżać do cioci i grać w planszówki ;-). Nieskromnie powiem, że ze mną po prostu nie można się nudzić, zawsze znajdę coś, co zainteresuje wszystkie dzieciaki znajdujące się pod moją opieką.

W Folwarku Marzeń podoba mi się to, że musisz zaplanować swoje działania, rozważyć różne taktyki. Dochodzi też czynnik losowy (losujemy specjalizację, którą będzie zajmowało się nasze gospodarstwo) oraz klimatyczny (pory roku, a nawet określone miesiące mają duży wpływ na rozgrywkę). Każdy uczestnik rozgrywki, w swojej turze, musi wykonać czynności na 4 etapach: rozwój, los, handel, wyścig. Taki podział sprawia, że gra jest bardzo emocjonująca. O ile w fazie rozwoju wszystko jest do przewidzenia, tak w pozostałych już nie. Nigdy nie wiadomo, czy twój ciągnik się nie zepsuje, twoich pól nie nawiedzi susza albo wygrasz na loterii alpakę, z którą zupełnie nie będziesz wiedzieć, co zrobić ;-). Handel wiadomo, możesz coś kupić lub sprzedać, ale to nie musi być tak, że to się będzie opłacało. A wyścig, no cóż, tu też decyduje losowość. W tej grze jest trochę jak w życiu. Coś sobie zaplanujesz, idziesz małymi kroczkami, nabierasz szybkości i jeb. Kury przestały znosić jajka. Musisz nie tylko zmniejszać swoje straty, ale i wymyślić inny plan działania.










Jeśli mam być szczera jest to jedna z moich ulubionych gier. Moich, bo dzieciaki na razie szaleją za grami zręcznościowymi ;-). Uwielbiam takie planowanie, komplikacje, niespodziewane szczęście, z którym nie wiadomo, co zrobić, zmianę koncepcji i oczywiście dużą dawkę humoru. 

Folwark Marzeń to taki planszówkowy odpowiednik gry Heroes might & magic. No może z inną fabułą, ale równie zacny ;-). Chyba właśnie dlatego tak bardzo mi się podoba. Jest w niej wszystko, co potrzebne do dobrej rozgrywki, a nawet trochę więcej ;-).

Jeśli chcecie poczytać o innych zacnych grach, polecam zajrzeć na stronę grajmy!


A za wymarzoną rozgrywkę, dziękuję Alexandrowi.







Magnesiaki (Alexander)

Lato! odczuwam pełną piersią (a uwierzcie mi, że jest czym ;-)). Tak mało czasu spędzamy w domu, że jest prawie czysto ;-). Dzieciaki nie mają kiedy nabrudzić.. Basen (najlepiej wydane 40 zł w te wakacje) i zjeżdżalnia ustawiona obok to godziny zabawy, zapewniam!
Wiadomo, że bywają dni, kiedy trzeba posiedzieć w domu, ale nie martwię się tym, ponieważ zawsze znajdę coś do zabawy.
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić Magnesiaki od Alexandra.


Muszę przyznać, że jest to jedno z wydawnictw, które nie przestają mnie zaskakiwać. Nie tylko mają spory zasób gier planszowych, ale cały czas wymyślają coś nowego. Wychodzą na przeciw oczekiwaniom, które jeszcze nawet nie zostały wypowiedziane, a w niektórych przypadkach nawet pomyślane ;-).

No bo powiedzcie sami, czy znacie dziecko, które nie lubi magnesów, bo ja nie ;-). A jeśli magnesy przedstawiają coś, co dziecko naprawdę lubi to ja nie mam pytań. W Aleksandrze pracują po prostu geniusze ;-).



Wybór Magnesiaków jest duży. Są owoce, zwierzęta, maszyny, zawody. Każdy znajdzie coś dla siebie. Ja jak zobaczyłam, że są maszyny rolnicze wiedziałam, że Janek będzie piszczał z radości.  Mieszkamy na wsi, mamy gospodarstwo i ciągnik, więc zainteresowania mojego syna są do przewidzenia ;-). Co prawda na opakowaniu jest napisane, że najlepiej dla dzieci powyżej 3 roku życia, ale to chyba zależy od tego jak kto chce się bawić ;-).
Dla Klary wybrałam Straż pożarną. Staram się być otwarta na Jej zainteresowania, a że na razie padło na strażaków to bardzo się ucieszyłam, że i o tym pomyśleli ludzie z Alexandra.



Bardzo podoba mi się to, co przedstawiają ilustracje na magnesach. Byłam zaskoczona, że aż tyle jest sytuacji, maszyn, czy czynności, które są związane z rolnictwem i strażą pożarną. 
Jakość też jest bez zarzutów.  Magnesy są twarde i grube. Dobrze przyklejają się zarówno do lodówki jak i do ściany pomalowanej farbą magnetyczną. 

Jeśli chodzi o same zabawy z magnesiakami to tu już jest pełna dowolność. Dla Janka zabawą jest po prostu przyklejanie magnesów, mówienie o tym, co się na nich znajduje, czy po prostu wkładanie do pudełka. Klarze trzeba było jednak wymyślić coś więcej, więc zaproponowałam całej historii z magnesów. Posiłkowałam się trochę maszynami rolniczymi, ale z samej Straży Pożarnej też da się tworzyć fajne historie.







Uwierzcie mi na słowo. To się da połączyć. Wychodzi nawet w miarę logiczna historia. No... prawie ;-).

Jak dla mnie magnesiaki to (kolejny!) strzał w dziesiątkę. Bardzo dobrze oddane są wszelkie szczegóły i dziecko (chociaż ja też dowiedziałam się paru rzeczy, np. jak wygląda kombajn do kukurydzy) może poznać tajniki różnych zawodów (strażak, policjant), miejsc (budowa, zoo, gospodarstwo rolne), czy zwierząt. 
Więc, jeśli macie w domu małego człowieka, który interesuje się otaczającym go światem, to te Magnesiaki są właśnie dla niego ;-).

Za doskonałą alternatywę edukacji domowej, dziękuję Alexandrowi ;-)





Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl