Najnowsza powieść Jacka Piekary doczekała się premiery. Czy warto po nią sięgnąć?

 Dzień dobry w poniedziałek. Przed nami kolejny obiecujący tydzień. Jakie macie plany? Bo ja korzystając z jesiennej aury, nadrabiam książkowe zaległości.

Dlatego dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam najnowszą powieść Jacka Piekary "Miasto słowa bożego"



Ja, inkwizytor. Miasto Słowa Bożego

Jacek Piekara obiecywał, wysoką jakość swoich dzieł (po zmianie wydawnictwa). Obiecywał, ze jego fani nie będą zawiedzeni nowymi przygodami Mordimera Madderdina. Więc ja albo nie jestem fanką, albo to coś z nowym inkwizytorem jest nie tak...

Pamiętam, jak zaczytywałam się w tej serii. Mroczny, okrutny świat, w którym główny bohater stale narażony jest na niebezpieczeństwo. Jeśli nie ze strony demonów, czy magów to tuż za rogiem czaił się szpieg, który jeśli sam nie chciał zabić inkwizytora (no bo kto by się na to odważył) to uprzejmie donosił komu trzeba. Tymczasem... mam  wrażenie, że Jacek Piekara bardzo stara się udowodnić, że jest pisarzem wybitnym i poczytnym. Owszem... był, ale teraz? Jego książki są dla mnie po prostu nijakie i totalnie odtwórcze.

W najnowszej części serii o inkwizytorze Mordimerze główny bohater wyrusza z misją do Włoch. Jego celem jest pewien artefakt. Po przybyciu na miejsce szybko okazuje się, że nie tylko on jest zainteresowany tym niezwykłym przedmiotem, a odebranie go z rąk preora nie będzie wcale łatwe ani przyjemne. Zapowiada się ciekawie, prawda? I niestety to by było na tyle. Tylko się zapowiada, bo chociaż historia ma potencjał to nie został on wykorzystany. Czasami miałam wrażenie, że Piekara wręcz kopiuje jakieś stare elementy fabuły, robiąc z nich nieco niesmaczną zupe.

Dlaczego tak krytycznie podchodzę do tej książki? Bo wydaje mi się, że dość dobrze znam twórczość Jacka Piekary i wiem, ze potrafi pisać niesamowite książki, pełne porywającej akcji, niesamowitych detali i nietuzinkowych bohaterów. Zabrakło mi tego wszystkiego tutaj.

Zgarnąć z półki?

Mam naprawdę mieszane uczucia. Nie mogę z czystym sumieniem polecić tej książki, a z drugiej strony widziałam bardzo pozytywne opinie. Dlatego najlepiej samemu wyrobić sobie zdanie.

Ja, inkwizytor. Dziennik czasu zarazy. Jacek Piekara - udany powrót Mordimera?

 Sobota. Ależ miałam pracowity dzień. Niby to zwykłe obowiązki domowe, ale czuję się ja po 8 godzinach w pracy. A jeszcze kiedy moje dzieciaki wyciągnęły pudełko kreatywności i wyciągnęły z niego różne dziwne rzeczy, które "zaraz miały posprzątać"... Co tu dużo mówić to był trudny, ale udany dzień ;-).

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam książkę, która miała być dobra, ale....


Ja, inkwizytor. Dziennik czasu zarazy.

Mordimera Madderdina zna chyba każdy miłośnik polskiej fantastyki. Wielokrotnie ogłaszany LEPSZYM od wiedźmina. Czytelnicy jednak przyjęli wieść o nowym tomie przygód tego bohatera z pewną rezerwą, dlaczego?

Ja akurat należę do grona, które ucieszyło się na wieść o nowej części tej serii. Dawno nie czytałam nic o Mordimerze i czekałam na tę premierę. Kiedy zobaczyłam okładkę, byłam jeszcze bardziej podekscytowana, jednak kiedy wzięłam książkę do rąk i zaczęłam czytać... emocje opadły.

Miasto Weilburg dopadła zaraza - kaszlica. Bramy zostają zamknięte, ludzie umierają w zastraszającym tempie, rokowania też nie są najlepsze. Tymczasem Mordimer stara się ogarnąć ten chaos. Jak mój wyszło i co zdarzyło się po drodze? O tym właśnie opowiada najnowszy tom serii Ja, inkwizytor.

Specjalnie umieszczam Wam tu tak krótkie streszczenie fabuły - zawiera się w nim wszystko, co powinniście wiedzieć o tej części. A to, że książka ma ponad 600 stron, no cóż. Jest parę dłużyzn...

Wydaje mi się, że ten dość negatywny odbiór Dziennika czasu zarazy był spowodowany wieloma odwołaniami do pandemii z 2020. Ten temat po prostu był tyle razy wałkowany, że teraz raczej nikt już nie ma ochoty o nim słuchać. Być może, gdyby pojawił się przed tymi wydarzeniami, zostałby zupełnie inaczej odebrany, ale są to tylko moje spekulacje. Poza tym...

Książka jest po prostu nuda. Nie wnosi nic ciekawego do całej historii. Miałam wrażenie, że Jacek Piekara wziął swojego, emerytowanego już, bohatera i kazał mu "coś zrobić" żeby o sobie przypomnieć. Niby fajnie, ale czy było to warte świeczki? Wydaje mi się, że nie.


Zgarnąć z półki?

Fani Mordimera i tak sięgnąć, więc tutaj nie mam co namawiać. Jeśli ktoś chciałby się zapoznać z tym bohaterem to zdecydowanie polecam pierwsze tomy - Sługa Boży, Młot na czarownice. A nie to...

Tytuł:               Dziennik czasu zarazy

Seria:               Ja, inkwizytor

Autor:               Jacek Piekara

Tom:                  16

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          28.02.2023 





Idealny prezent dla miłośnika fantastyki!

 Sobota. Czas trochę ogarnąć i zabrać się za świąteczne przygotowania. W ten weekend zaplanowałam sobie, że ubierzemy filcowe choinki (których na pewno opowiem Wam więcej na instagramie) i obejrzymy film od Świętego Mikołaja, o którym też na pewno usłyszycie ;-),

Dlatego dzisiaj, pozostając w świątecznym klimacie, postanowiłam zaprezentować Wam (moim zdaniem) jeden z najlepszych prezentów, jakie można sprawić fanowi fantastyki. Ciekawi ?


Opowieści z Meekańskiego pogranicza.

Tu zaskoczenia nie będzie. Pamiętacie, jak zachwycałam się pierwszym tomem tej serii? Nie, >>TUTAJ<< macie przypominajkę ;-). Planowałam przedstawić Wam każdy tom po kolei, ale finalnie chciałabym przedstawić Wam całą serię i powiedzieć, dlaczego warto po nią sięgnąć i co sprawia, że jest taka genialna.

Dlaczego akurat Opowieści z Meekańskiego pogranicza?

Pamiętacie bum na Grę o tron? Coś sprawiło, że ludzie przekazywali sobie wieści na temat rewelacyjnej serii fantasy. Moim zdaniem - spektakularność fabuła i genialna kreacja bohaterów. Niby niewiele, ale te czynniki dały zrobić z tego cyklu prawdziwy bestseller. 

Nie inaczej jest w przypadku Opowieści z Meekańskiego pogranicza. Autor nie oszczędza bohaterów na żadnym kroku. Kreacja świata i postaci sprawia, że ta historia wciąga nas od pierwszych stron. Nic nie jest na siłę, nic nie jest nachalne, bohaterowie buntują się na zastany stan rzeczy, tak naprawdę nie mogąc nic z tym zrobić. W tej serii ważne jest też to, że Robert M. Wegner stworzył bardzo różnorodny świat. Mamy tu zarówno surowe, zimne i nieprzystępne krainy, jak i piękne, kwitnące miasta. Autor rzuca swoich bohaterów w bardzo różne miejsca, nie oszczędzając im niczego, ani przyjemności ani kłopotów. 

Najbardziej nagradzają częścią tej serii jest Niebo ze stali. Czyli tak jakby środkowy tom cyklu i powiem Wam, że wcale mnie to nie dziwi. Miałam możliwość poznania tej historii chronologicznie i sięgając po ten konkretny tom, zauważyłam że przeczytałam go najszybciej (chociaż do najkrótszych nie należy). Akcja pędzi tu jak szalona, ale autor zadbał o to aby oprawić ją w odpowiednie detale. Nie pędzi po łebkach, sygnalizując nam tylko jakiś wątek, czy problem do rozwiązania. Wszystko jest odpowiednio wyważone.

Oczywiście reszta cyklu też jest rewelacyjna. Pierwszy tom powalił mnie na kolana i uznałam, że to będzie jedna z lepszych serii, jaką miałam okazję kiedykolwiek czytać. Nie pomyliłam się. Nie pomylili się też Ci, którzy od wielu lat polecali mi Opowieści z Meekańskiego pogranicza. Dlatego, aby tradycji stało się zadość, teraz ja Wam polecam tę serię ;-).







Zgarnąć z półki?

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Moje dzieci codziennie pytają mnie, co chciałabym dostać na prezent i powiem Wam, że jeszcze w tamtym roku myślałam właśnie, czy by nie sprawić sobie tej serii pod choinkę. Teraz wiem, że to byłaby dobra decyzja. Dlatego jak najbardziej polecam. Nie tylko na prezent gwiazdkowy, ale na każdy inny też ;-). 


Seria:               Opowieści z meekhańskiego pogranicza

Autor:               Robert M. Wegner

Wydawnictwo:   Powergraph





Najlepsza polska fantastyka! Recenzja pierwszego tomu Opowieści z meekańskiego pogranicza.

 Poniedziałek. Śmiało mogę uznać, że był to dzień bardzo produktywny i jestem zadowolona z rezultatów. Oznacza to ni mniej nic więcej, tylko tyle, że zderzyłam zaplanować sobie pracę na resztę tygodnia ;-). A tak serio to udało mi się ogarnąć parę rzeczy i wieczór spędzę na relaksie z książką. A jeśli już o książkach mowa... Chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć o najlepszej polskiej fantastyce, jaką miałam ostatnio okazję czytać.


Opowieści z meekhańskiego pogranicza.

Opowieści z meekhańskiego pogranicza, bo o nich mowa. To seria, która już od wielu lat króluje we wszelkich rankingach na najlepsze książki fantastyczne. Wiele o niej słyszałam. Moi znajomi zachwalali ja tak jakby to był ósmy cud świata. Ja jednak z jakiegoś dziwnego powodu (znanemu tylko wszechświatowi) sięgnęłam po nie dopiero nie dawno. I wiecie co, to faktycznie rewelacyjna seria!

66.

Ostatnio wszelkie tematy jakie podejmowałam dotyczyły tylko historii z Meekhenu. W innych przypadkach wolałam się w ogóle nie odzywać. Po co, skoro jest tyle do omówienia na temat tego, co aktualnie przeżywają bohaterowie na północy lub południu ;-). Tak, zdecydowanie oczarował mnie świat stworzony przez Roberta M. Wagnera.

Serio, dawno nie czytałam tak dobrze skonstruowanej historii. Akcja goni akcje. Nawet jeśli bohaterowie aktualnie nie biorą udziału w wielkiej bitwie to opowiadają o niej. Robert M. Wagner naprawdę potrafi snuć opowieść z każdą stroną odsłaniając nam tajemnice świata, który stworzył. A że ma ich całkiem sporo to nie da się od tego oderwać. 

Konkrety.

Nie lubię, wręcz nie cierpię kiedy w fajnej historii występują głupie, niemądre i naiwne postaci. Na szczęście bohaterowie Wagnera wiedzą co to prawdziwe życie i ze w domu nie czeka na nich księżniczka z bajki tylko żona z krwi i kości 😉. Nie ma tu miejsca na zbędne dywagacje. Jest decyzja, jest akcja. Teraz już rozumiem zachwyt nad opowieściami z meekhańskiego pogranicza. To kawał naprawdę dobrego fantasy!

Zgarnąć z półki?

Myślałam, ze moi znajomi przesadzają. No bo jak można się tak zachwycać książką? Teraz już w pełni rozumiem, jak można zachwycać się ta książką. Rewelacyjna! Niesamowita! Napisana z rozmachem Gry o Tron (a nawet jeszcze większym!) KONIECZNIE sięgnijcie i nie czekajcie tyle czasu, co ja, bo może Wam umknąć pełen zachwyt nad tą historią ;-).

Tytuł:               Północ-Południe

Seria:               Opowieści z meekhańskiego pogranicza

Autor:               Robert M. Wagner

Wydawnictwo:   Powergraph

Premiera:          01.01.2010




Nikita, to imię przejdzie do legendy.

 Sobota. Dzisiaj mieliśmy dzień pełen atrakcji, najpierw poranek z Disney+, potem biegi maluchów. Było super, chociaż moje dzieciaki chyba zaczynają przechodzić na kolejny etap dorastania i dawały mi dzisiaj w kość. Dlatego jedyne o czym marzyłam wieczorem to to żeby szybko poszły spać. Jednak mimo bardzo intensywnego dnia, nie była to tak szybka akcja na jaką liczyłam ;-).

Dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam odświeżoną serię  o pewnej...niesamowitej kobiecie. Fani Anety Jadowskiej na pewno od razu skojarzyli o kim mowa, dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą o kogo chodzi, przedstawiam Wam, Nikitę.


Nikita.

O Nikicie miałam okazję już pisać przy okazji premiery nowej serii o tej bohaterce pt. Kroniki sąsiedzkie. Na pewno pamiętacie, były tam rysie, to znaczy wilkołaki, to znaczy elitarna jednostka żołnierzy, to znaczy... no chyba już Wam przypomniałam, prawda ;-).

Od momentu kiedy przeczytałam Cud, miód, malina bardzo polubiłam Anetę Jadowską. Podoba mi się klimat urban fantasy, które tworzy. Jest zabawnie, czasami poważnie, innym razem makabrycznie, a wszystko to przedstawione w dość komiksowym stylu. Świetnie się to czyta, nie ważne, o której serii mówimy.

Głównej serii o Nikicie nie miałam okazji czytać, dlatego kiedy dowiedziałam się, ze wychodzi nowa, odświeżona wersja tej sagi, wiedziałam że to odpowiedni czas żeby się w końcu na nią skusić.



No i ?

Sporo słyszałam o tej serii. Sporo dobrego. Dlatego zasiadłam do lektury z wielkimi oczekiwaniami. No i... Jadowska sprostała im w 100%. Niczego mi nie zabrakło. Była akcja, przygoda, mityczne stworzenia i potwory, dobrze wykreowani bohaterowie, no i genialnie stworzony świat (sama chciałabym w takim żyć! chociaż wiem, że to nie byłoby ani łatwe, ani przyjemne ;-)). Już dawno nie przeczytałam całej serii tak szybko. Nie mogłam się po prostu oderwać. To już nie było "Jeszcze jeden rozdział i idę spać", to było coś na zasadzie "tylko się dowiem, czy im się uda". A jak się pewnie domyślacie "udawało" się im dość długo ;-).

Po co nowe wydanie?

Ja wiem, ze stare wydanie miało swój urok i klimat, ale jednak jestem zdania, że dobre rzeczy można odświeżać (choćby graficznie). Oczywiście nie mówię tu o tym wszystkich re-make'ach disneyowskich filmów, których nie akceptuję i świadomie bojkotuję ;-). Ale jeśli chodzi o odświeżenie serii o Nikicie było moim zdaniem dobrym pomysłem. Dlaczego, no sami spójrzcie na te cudeńka.





O samej fabule można by mówić godzinami. Można by nawet nakręcić z tego parę fajny seriali. Można by napisać jeszcze parę fajnych książek (i mam nadzieję, ze autorka ma tego świadomość), ale jeśli miałabym wybierać, który tom podobał mi się najbardziej to bez zastanowienia wybrała bym pierwszy, a zaraz po nim drugi, na końcu zaś (to ci zaskoczenie) trzeci. Najlepiej bawiłam się podczas wprowadzania do magicznego świata Warsa i Sawy. Było jakoś tak znajomo, ale z pazurem. No i magią oczywiście! Genialne połączenie, przyznajcie sami :-).

Zgarnąć z półki?

Jest ostatnio taki viral popularny ta tik-toku, który idealnie pasuje jako odpowiedź na to pytanie. Czy wiecie, o którym mówię? Jeśli nie, podpowiem Wam, "k*rwa, oczywiście, ze tak" ;-).


Seria:              Nikita

Autor:             Aneta Jadowska

Wydawnictwo: SQN





Fantastyka od Pilipiuka?

 Poniedziałek. Wczoraj totalnie pokonało mnie zatrucie pokarmowe i cały dzień spędziłam w łóżku. Dzieciaki od rana do wieczora mogły oglądać bajki, jak nigdy. Wykorzystały to ile mogły, ale już po południu dreptały do mnie żeby w coś zagrać albo pójść na spacer. Niestety wymiotło mnie na cały dzień. Dzisiaj jest jutro lepiej, ale nie mogę powiedzieć, że jest super. A jak Wam minął weekend? Mam nadzieję, że bez takich przykrych niespodzianek jak u mnie.

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam najnowsza powieść Andrzeja Pilipiuka - Przetaina. Mam bardzo mieszane uczucia, co do tej książki, dlaczego? Zapraszam do recenzji.


 Przetaina. Andrzej Pilipiuk.

Bardzo lubię tego autora. Dlatego kiedy dowiedziałam się, że Fabryka Słów ma w planach wydanie stricte fantastycznej powieści tego autora, wiedziałam że na pewno po nią sięgnę.  I wcale nie żałuję czasu spędzonego z tą książką, ale...

Nie oceniaj po okładce.

Sądząc po okładce, wyobrażałam sobie ciężki, wręcz mroczny klimat i masę akcji. Tymczasem dostałam książkę o podróży małej grupy z punktu a do punktu b. Pilipiuk bardzo fajnie wykreował świat w Przetainie. Cykliczne katastrofy i ludzie próbujący znaleźć sobie w tym miejsce do życia. Wyłania się z tego naprawdę ciekawy obraz rzeczywistości. Jak się pewnie domyślacie, w takich warunkach ciężko jest egzystować. Kiedy więc główny kapłan postanawia wysłać ekspedycje w celu zbadania możliwości przeprowadzki, przed bohaterami nieoczekiwanie pojawia się szansa pomocy całej społeczności. Jednak czy dadzą sobie radę z tak poważnym zadaniem?  A może coś pójdzie nie tak? Wśród zapomnianych szlaków Przodków czają się różne niebezpieczeństwa. A kiedy dodamy do tego typowo ludzki czynnik, prosta misja może okazać się niemożliwa do wykonania. Chyba że... Ktoś jeszcze czuwa nad powodzeniem tej wyprawy...

Nie było źle, ale...

Jak już Wam wspominałam bardzo lubię twórczość Andrzeja Pilipiuka. Podoba mi się to w jaki sposób prowadzi fabule i to jak kreuje bohaterów. Chętnie sięgam po jego twórczość. Tam samo było i tym razem, ale...

Pierwszym i chyba najmocniejszym zarzutem jest to, że moim zdaniem autor nie wykorzystał w pełni ani świata, który stworzył ani bohaterów. Chętnie poznałabym lepiej historię bohaterów (zwłaszcza Tyry). Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o konflikcie z Wężami, czy o samych wężach. Niestety wszystkie te wątki potraktowane były bardzo powierzchownie. Bardziej na zasadzie krótkiej anegdoty mającej rozbudzić naszą ciekawość niż rozbudowanej historii, która by ją (ciekawość) zaspokoiła. A szkoda, ponieważ ta historia ma naprawdę duży potencjał.

Po drugie. Za mało walki. Okey, bohaterowie wyruszają w podróż na drugi koniec świata, ale przecież ktoś im jednak po drodze zagraża. Ba, nawet ich atakują! Ale akcja kończy się tak szybko jak się zaczyna. Dosłownie jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wrogowie zostają pokonani.

Po trzecie za dużo happy endów. No dobra, ekspedycja nie dociera w całości na miejsce, ale po drodze jest tyle szczęśliwych zakończeń różnych wątków, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że czytam bajkę dla dzieci, a nie powieść fantasy dla dorosłych.

No i na koniec, ucięcie. Przetaina kończy się w dobrym momencie. Dobrym dla pierwszego tomu a nie dla całej powieści. Pilipiuk zostawia tyle otwartych wątków, że to aż się prosi o dalszą część. Niestety z tego co wiem póki co kontynuacja nie jest przewidziana. Szkoda, bo chętnie bym zajrzała jeszcze do tego świata i jej bohaterów.

Zgarnąć z półki?

Jak już Wam wspominałam na samym początku to nie żałuję czasu spędzonego z ta książką. Każdego dnia, kiedy do niej zasiadałam czułam przymość z czytania. A to, że było trochę za mało tego, czy tamtego, no cóż. Zdarza się. Mimo wszystko polecam. 

Tytuł:               Przetaina

Autor:               Andrzej Pilipiuk

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          15.06.2022



Komornik. Arena dłużników #2. Michał Gołkowski - recenzja.

 Poniedziałek. Zapowiada się kolejny pracowity tydzień. Niby są wakacje a jakoś nie czuć tej letniej aury. Tyle dobrego, bo przynajmniej są większe chęci do pracy 😉. A jak Wam mija lipiec? Urlopy, wyjazdy, praca?

Dzisiaj przygotowałam dla Wam recenzje książki, która miała strasznego pecha. Dlaczego? Zaraz sami się przekonacie.


Komornik. Arena dłużników #2.

O tej serii już pisałam na blogu. Zek, p.o Boga musi jeszcze raz przeżyć apokalipsę. Niby nic nowego, w końcu raz już mu się udało, ale wtedy... A zresztą sami się przekonajcie, co Wam będę zdradzać, jak wyglądała Apokalipsa 😉.

Tym razem Ezekiel stanie się gladiatorem. Pomyślicie, nic prostszego, kiedy przeżyło się Apokalipsę. Ale... Co innego jest zabijać żeby przetrwać, a co innego walczyć ku uciesze tłumów. Ezekiel da sobie radę z tym zadaniem. Wiadomo. Ale jak to zrobi to już zupełnie inna historia.

Ta książka miała pecha.

Zabrałam się za nią zaraz po Agli Radka Raka. Z jednej strony oczekiwałam właśnie takiej, niezobowiązujące lektury, która po prostu dostarczy mi rozrywki. I nie mogę powiedzieć, dokładnie to dostałam, ale po tak wymagającej i niesamowitej lekturze jaką jest najnowsza powieść Radka Raka, trudno nie odnieść wrażenia, że Arena dłużników jest po prostu powieścią nastawioną na masową rozrywkę.

Gołkowski bardzo fajnie bawi się motywami popkulturowo-religijnymi. Sprowadzenie świętokradztwa do wymiarów ulicznego wandalizmu jest naprawdę zabawne. Dlatego nie mogę uznać czasu, który spędziłam z tą książką za stracony. Było porywająco, drwiąco i ekscytująco, ale to jedna z tych historii, które niewiele wnoszą do naszego życia. Ot przyjemne oderwanie od rzeczywistości.

Czy to, że Arena dłużników jest niewymagająca oznacza, że jest zła?

Absolutnie nie. Głogowski ma talent do przeplatania dobrej akcji z niewyszukanym (ale za to śmiesznym) humorem i trolingiem (bez  Internetu). Dlatego Arena Dłużników to historia, z którą można naprawdę fajnie spędzić czas.

Zgarnąć z półki?

To zależy czego oczekujecie od książki. Jeśli ma Was porwać, rozśmieszyć i zrelaksować. To Arena Dłużników jest idealną książką do tego zadania. Jeśli jednak oczekujecie czegoś więcej, czegoś co ruszy wrażliwe struny waszej duszy to... nie wiem, czy żarty z Apokalipsy i świński humor dadzą radę to zrobić. 

Ja jednak bawiłam się dobrze, dlatego jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego na wieczór to bardzo polecam.

Tytuł:               Komornik. Arena Dłużników #2     

Autor:               Michał Gołkowski

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          30.06.2022




Więcej niz zło. Ewelina Stefańska - recenzja.

 Sobota. Dzisiaj mieliśmy bardzo intensywny dzień. Jako, że pracuję od poniedziałku do piątku, wakacjami możemy się cieszyć tylko w weekendy. Dlatego z wakacji możemy cieszyć się tylko w weekendy i chociaż dzisiaj pogoda nie była zachęcająca to udało nam sie wypluskać nad jeziorem. A jak Wam mija ten wakacyjny czas ?

Dzisiaj chciałam zaprezentować Wam książkę, która namieszała mi w głowie, a wszystko dlatego, że... zapraszam na recenzję :-).


Więcej niż zło.

Genialna okładka, prawda? Przywodzi na myśl dawne słowiańskie wierzenia, magię i pierwotny mrok. Opis też bardzo enigmatyczny - 4 bohaterów. Każdy z własnym bagażem doświadczeń. Tajemnicze morderstwa, brutalne obrzędy, wojna. Nooo, zapowiada się ciekawie.

 Zapowiadało się, ale...

Niestety muszę to napisać. Ta książka jest po prostu źle napisana. Sam pomysł na fabułę jak widzicie ma duży potencjał, ale już tekst napisany przez Ewelinę Stefańską... no tu jest trochę gorzej.

Dlaczego?

Autorka gubi nas w fabule. Tak naprawdę nie wiadomo o co w niej chodzi. Główni bohaterowie wcale nie są drużyną (co sugeruje opis). Raczej krążą wokół swoich orbit czasami się spotykając. Dodatkowo fabuła jest bardzo porwana i często trzeba się domyślać, co też autorka miała na myśli, ponieważ bohaterowie raczej nam tego nie powiedzą.

No i muszę też czepić się przestarzałego, ale utartego schematu postaci kobiecych w tej książce. Nie uważam się za feministkę, ale jak już wcześniej Wam wspominałam (choćby na przykładzie Rezkina) nie lubię bohaterek które są głupie. A w Więcej niż zło mamy no cóż... złą wiedźmę (dlaczego złą? bo tak), dziewczynę, której jedyną rolą jest zaspokajanie potrzeb seksualnych jednego z bohaterów i staruszkę, która umarła. 

Czytając tę książkę miałam wrażenie, że główny wątek dzieje się gdzieś daleko, a nam został przedstawiony obraz, który ma nas zmylić i zdezorientować. I to się udało... ponieważ nie jestem w stanie nawet dobrze streścić tej historii...

Zgarnąć z półki?

Powiem Wam szczerze, że nie wiem. Dałam szansę tej książce, ponieważ jest to debiut tej autorki i byłam ciekawa, co też ciekawego tam znajdę. Niestety nie mogę powiedzieć, że była to lektura, która sprawiła mi czytelniczą przyjemność. Przeczytałam ją i tak jak Wam wspominałam, sama historia ma potencjał i mam nadzieję, że Ewelina Stefańska przyjmie krytykę na klatę, poprawi co nie grało i kolejne jej książki będą na poziomie innych książek Fabryki Słów ;-).

Tytuł:               Więcej niż zło      

Autor:               Ewelina Stefańska

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          06.05.2022




Sługa honoru

 Poniedziałek przywitał nas zimno i deszczowo. Dałam dzisiaj pospać dzieciakom, bo po wczorajszych atrakcjach nie miały siły ani ochoty wstawać skoro świt. Jak wykorzystałam ten czas? No cóż, ja zawsze mam co robić 😉.

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować kontynuację serii, o której mogliście już czytać na moim blogu. Gdybyście jednak chcieli odświeżyć sobie pierwszy tom zapraszam >>TU<<.


Sługa honoru. Adam Przechrzta.

Pierwszy tom totalnie mną zawładną. Wykorzystałam każdą okazję do czytania, choćby to miało być nawet pół strony! W tej historii jest wszystko, co lubię. Fabuła porywa od pierwszych stron, nie ma czasu na nudę. Akcja, magia, demony i dramatyczne zwroty akcji. 

Co nowego w drugim tomie?

Ojjjj dzieje się! Olaf Rudnicki nadal pozostaje w innej rzeczywistości, ale żeby mu się nie nudziło  cesarstwo Han zostaje zaatakowane przez Biały Hanat, który ma tylko jeden cel - totalne zniszczenie wrogiego imperium. A że Rudnicki wykazał się wielką odwagą i umiejętnościami podczas walki w Strażnicy Mgieł, cesarz mianował go gubernatorem czasu wojny i dowódcą ponad 10 tysięcznej armii. Jak sobie poradzi podczas oblężenia miasta granicznego? Będzie się działo!

Tymczasem w świecie rzeczywistym enklawy są atakowane. Nie odbywa się to jednak jak dotychczas. Są to bardzo przemyślane i zorganizowane działania. Czy ludzie dadzą sobie radę? Jaka rolę odegrają w tym wszystkim córki Rudnickiego? I dlaczego kobiety same złapią za broń? Adam Przechrzta na pewno nie pozwoli nam się nudzić.

Warto sięgnąć po drugi tom?

To jedna z tych serii, od której nie można się oderwać. Trup ścielę się gęsto, a bohaterowie nigdy nie wiedzą, czy za ścianą nie czai się wróg. No i te ilustracje! Idealnie oddają klimat, nie można się na nie napatrzeć. Całość to po prostu idealna kompozycja dająca wysoki poziom rozrywki czytelniczej.




Zgarnąć z półki? 

Tak! To fantastyka na najwyższym poziomie. Pełna wszystkiego, co najlepsze w tym gatunku, także jak najbardziej polecam!

Tytuł:               Sługa Krwi

Seria:               Materia Secunda

Autor:               Adam Przechrzta

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          27.04.2022



Jak zacząć przygodę z science-fiction?

Wszystkiego dobrego w nowym roku, tak wiem, że już prawie słowa stycznia, ale na dobre słowa nigdy nie jest za późno :-). Wracam do Was pełna energii i nowych pomysłów. Czasami warto spojrzeć na wszystko z dystansem. W ten nowy rok wchodzę z paroma ważnymi postanowieniami, o których opowiem Wam niebawem, tymczasem chcę Was zabrać w niezwykłą podróż.

Jak zacząć przygodę z science-fiction?

Kto czyta mojego bloga regularnie ten wie, że nie przepadam za tym gatunkiem. Przepraszam, nie przepadałam, bo nagle, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę lubię s-f, ale... raczej w formie filmowej. Obcy, Gwiezdne Wojny, Diuna, Avatar, Moon, obejrzałam naprawdę sporo tytułów z tej kategorii. Dlaczego więc tak bardzo się zapierałam żeby nie czytać przyszłościówek? Nie wiem. Na szczęście trafiłam na książkę, która pomogła mi przełamać niechęć i przybliżyła mnie do tego gatunku mocniej niż myślałam.




Zły człowiek. Bruno Grigori.

Jak się ze złym nastawieniem zasiada do książki to wszystko przeszkadza. Zdenerwowało mnie na początku to, że jeszcze dobrze nie zaczęłam, a już się zgubiłam. Autor od razu wrzuca nas w wir wydarzeń. Tu myśliwce F-16 przelatują nad Morzem Czarnym, nagle przenosimy się na pokład statku kosmicznego żeby zaraz trafić na dziwną wyspę otoczoną trującym morzem. Co to ma być? I jeszcze te oczywiste nawiązania do Biblii - Samael, Uriel, Lilith. 

I nagle... BUM. Otworzyła się przede mną galaktyka wrażeń. Metafizycznych doznań i drogi pędzących myśli. Pojęłam, że Bruno Grigori przeniósł historię o stworzeniu świata (przez Boga) w kosmos... Genialne! Niesamowicie się to wszystko czytało. O ile na początku byłam zła, że kiedy już dałam się skusić na science fiction to trafiłam na grafomańską historię o niczym, tak z każdą strona czułam, że to właśnie taką przyszłościową fantastykę chciałam przeczytać. Nie będę Wam tu zdradzać tajemnic związanych z tą historia, ale musze przyznać, że autor naprawdę dobrze to wszystko przemyślał.

Fala Sinusoidalna.

Zachwycił mnie pomysł. Polubiłam bohaterów. Zaciekawiły statki kosmiczne, ale... jak już się nastawiłam na kosmiczne tematy to wolałabym nie zatrzymywać się na wątkach miłosno-erotycznych. Jeśli miałabym to podzielić to same romantyczne sceny są opisane dobrze, pikantnie i ogniście, ale jak dla mnie wyhamowały główną fabułę, co niestety trochę zaburzało płynność tej historii.

Zaćmienie Gwiazd. Bruno Grigori.

Po lekturze Złego człowieka zasiadłam do tej nowelki z wielką ciekawością. Spodobał mi się styl autora, a alternatywna historia, alternatywnej historii to właśnie coś, co lubię najbardziej. 

To był nowy rok. Trochę zmęczona świętowaniem chciałam się odprężyć. Zagłębić w lekturę i nie myśleć o nadchodzących wyzwaniach, po prostu chciałam odpocząć. Zaćmienie Gwiazd skończyłam szybciej niż myślałam, jeszcze tego samego dnia. Nie mogłam się oderwać od tej historii. Znani bohaterowie, znana historia, ale wszystko jakieś inne, odległe, alternatywne. Magia. To tak jakby czytać Pana Tadeusza napisanego przez Juliusza Słowackiego - kosmos! Byłam szczerze zawiedziona, że całość liczy tylko 66 stron, ponieważ mój czytelniczy apetyt został dopiero co obudzony, a już nie miał się czym karmić. 

Zacznij od...

Zastanawiałam się jak sensownie ująć w słowa moje przemyślenia na ten temat. Ja, jak widzicie długo przekonywałam się do science-fiction i nagle po prostu postanowiłam spróbować. Jednak myślę, że warto zacząć swoją przygodę z tym gatunkiem od rzeczy, które nas interesują. Interesuje Cię inżynieria, zacznij od książek z dużą ilością statków kosmicznych. Interesuje Cię budowa kosmosu, szukaj książek o podróżach międzygwiezdnych. Jeśli jednak, tak jak i mnie, interesuje Cię alternatywna historia świata połączona z religią, filozofią i kosmosem, zacznij od książek Bruno Grigoriego





Zgarnąć z półki?

Tak. Uważam, że nic więcej dodawać tu nie trzeba, bo same okładki obiecują niezwykłą przygodę czytelniczą :-).





Za możliwość rozpoczęcia roku z dozą nadziei i wielką chęcią na nowe doświadczenia czytelnicze, dziękuję autorowi.


Słowiańscy bogowie wcale nie odeszli. Recenzja książki Nawia wydawnictwa Uroboros.

 Wtorek. Trochę mnie tu nie było, ale postanowiłam odpocząć w święta od wszystkiego. Powiem Wam, było warto. Odpuściłam cały ten pęd i pośpiech i teraz mogę na spokojnie zająć się tym, co lubię - czytaniem książek (no i recenzowaniem oczywiście ;-)).

Po świątecznej gorączce postanowiłam przejrzeć promocje w księgarniach. Przeglądając nowości Taniej Książki trafiłam ta tytuł, który już wcześniej wpadł mi w oko i postanowiłam dać mu szansę. 



Nawia, bo o niej mowa to zbiór 8 opowiadań o tematyce mitologii słowiańskiej. Teksty są różne, niektóre nawiązują do jakiś starych podań i legend, inne łączą współczesność z dawnymi wierzeniami. Każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ poziom jest naprawdę wyrównany.

Zbiór opowiadań.

Często przy tego typu pracach zbiorowych jest tak, że opowiadania mają różny poziom. Jedne wciągają nas bez reszty, inne czytamy, bo szkoda omijać, skoro i tak są krótkie. Przeczytałam od deski do deski i niestety ten zbiór opowiadań ma jedną, najgorszą wadę - jest ZA KRÓTKI!

Ledwo człowiek wczuje się w klimat, a tu historia dobiega końca. Z jednej strony ciekawie było poznać twórczość autorów, o których tylko słyszałam, z drugiej te historie same proszę się o kontynuację. To znaczy nie zrozumcie mnie źle, wszystkie historie tworzą zamkniętą całość, która nie wymaga kontynuacji. To ja jej wymagam ;-) 

Szeptucha.

W każdym takim zbiorze musi być jakieś opowiadanie, które szczególnie zapada w pamięci. W tym przypadku była to Szptucha Jagny Rolskiej. Historia o tym jak silny wpływ może mieć na naszą rzeczywistość dawna wiara i bogowie. Bardzo podobało mi się połączenie starej wiejskiej chaty i podziemnego kompleksu basenów, chociaż skansen zamiast Biedronki też był fajny. A co ja Wam będę zdradzać szczegóły, sami sprawdźcie co tam się działo ;-).

Zgarnąć z półki?

Tak! Chociaż nie, bo tak jak ja będziecie czuli mega niedosyt historii o szeptuchach, demonach innych niesamowitych rzeczach. A tak serio to naprawdę bardzo polecam tę książkę. Dawno nie miałam okazji całkowicie zatracić się w tak dobrze wykreowanych historiach o mitologii słowiańskiej.


Tytuł:              Nawia. Szamanki. Szeptuchy. Demony

Wydawnictwo: Uroboros

Premiera:        27.10.2021



Nowoczesne Urban fantasy to takie, które dzieje się w... BookTour z Tajne przez Magiczne Kasi Wierzbickiej

 Poniedziałek. Dzieci wesoło poszły do przedszkola. To znaczy, ja ich zaprowadziłam bardzo wesoło, Oni poszli z mniejszym entuzjazmem. A jeśli już o przedszkolu mówimy... mam nadzieję, że Klara z Jankiem nie chodzą do takiego, które opisała w swojej książce Kasia Wierzbicka, bo...


Tajne przez magiczne Kasia Wierzbicka.

Fantasy lubię bardzo. Dobrze to wiecie. Lubię kiedy jest krwawo, trudno i epicko. Dlaczego więc sięgnęłam po książkę, której akcja dzieje się w przedszkolu... no cóż, byłam ciekawa co tam straszy ;-).

Agata Filipiak postanawia zacząć nowe życie. Po nieudanym romansie i kolejnym załamaniu nerwowym, rzuca pracę w wydawnictwie i zatrudnia się jako pomoc w przedszkolu. Co może być trudnego w sprzątaniu po dzieciach? Niby nic, chyba że mają magiczne moce, którymi mogą przywoływać demony...

Urban fantasy.

To podgatunek fantasy, którego akcja rozkrywa się w miastach, a jego bohaterami są wszelkie demony, diabły, wampiry, krasnoludy, elfy, orki itd. Ostatnio stał się bardzo popularny. W tym stylu pisze Aneta Jadowska (seria o Dorze Wilki, szamanie Witkacym, czy moje ulubione Koźlaczki), Jakub Ćwiek (Grimm City), no i teraz Kasia Wierzbicka. Miałam przyjemność poznać jej twórczość w Królewiczu, który się odważył i Educzytajkach, ale to przecież książki dla dzieci. Jak poradziła sobie z historią dla dojrzałych odbiorców? Odpowiedź brzmi: rewelacyjnie!

To co się dzieje w przedszkolu, zostaje w przedszkolu.

Najlepsze książki to takie, w których autor czerpie pomysły na fabułę z własnych doświadczeń życiowych, ponieważ je po prostu dobrze zna. Myślę, że Kasia jako nauczycielka przedszkolna musiała dużo przeżyć, dużo...traumatycznych wspomnień ;-). A tak serio to podoba mi się to, jak oddała codzienną rutynę tej placówki. Nie raz i nie dwa zastanawiałam się jak Panie - Ciocie wytrzymują dzień w dzień z brygadą rozwrzeszczanych, rozemocjonowanych, całkowicie różnych i oczywiście uroczych i najmądrzejszych dzieci. Tu musiała kryć się jakaś magia ;-).

Wampiry, krasnoludy, bogowie i demony.

Noo fajnie to sobie Kasia wymyśliła. Są tu wszyscy, śmietanka i to z całego świata. Podoba mi się koncepcja, ze zwykli ludzie nie widzą ile fantastycznych rzeczy dzieje się dookoła, a jak już widzą to nie wierzą ;-).

Zgarnąć z półki?

Powiem Wam, że ciężko nie zacząć się rozpływać nad tą książką. Kasia dobrze to wszystko przemyślała. Dzięki czemu fabuła jest spójna i dynamiczna a bohaterowie niezwykle wyraźni (chociaż przecież magiczni i niewidzialni!). No i te zwroty akcji...

Czy polecam? BARDZO. Ja nie mogłam się oderwać!

Za możliwość wzięcia udziału w BookTourze, dziękuje autorce Tajne przez magiczne - Kasi Wierzbickiej.

Fantastyka, która się nie nudzi. Głodna Puszcza Marcin Mortka.

 Sobota. Jednak przesiedziana w domu. Pogoda za oknem jakaś nie pewna, a że dzieciaki są po chorobie... wolałam nie kusić losu. Może jutro będzie lepiej? Oby!

Dziś mam dla Was kontynuację serii, o której mogliście już przeczytać na moim blogu. Po dobrze zapowiadającym się początku jakim było Nie ma tego złego, czas na Głodną Puszczę.


Głodna Puszcza Marcin Mortka.

Kociołek powraca! Chociaż tak w sumie to posiedział by w domu, z żoną, dziećmi, nawet teściową! A tu trzeba łazić po lasach, pilnować niedojdów i jeszcze nie dać się zabić. Na co mu to przyszło na stare lata. Dobrze, że chociaż trafiła się prosta misja...

Kawał dobrego fantasy.

Tak samo jak w poprzednim tomie, tak i w Głodnej Puszczy dużo się dzieje. Marcin Mortka nie oszczędza bohaterów. Akcja goni przygodę. Nawet zjeść w spokoju nie można! W najnowszym tomie serii Drużyna do zadań specjalnych jest wszystko, czego potrzeba do dobrego fantasy. Oprócz tego, że podczas lektury nie można usiedzieć w miejscu od nadmiaru wrażeń i emocji, dochodzą jeszcze nie mniej fantastycznie postaci. Ekipę Kociołka zdążyliśmy już poznać - elf, rycerz SOL, krasnolud, goblina i guślarza. A co powiecie, kiedy pojawią się jeszcze wampiry, trolle i inne humanoidalne stwory?  Powiem Wam, będzie się działo :-).

Ale...

Jest epicko. Żywo, wciągająco, przyjemnie, ale... jak dla mnie nadal za grzecznie. Krwi mi brakuje, mięsa, napięcia i takiej zwykłej... zawiści? Jest dobrze, dostajemy fajną fantastyczną bajkę dla dorosłych. Tylko tyle i aż tyle.

Dodatkowo czepię się też humoru. W pierwszym tomie bawiłam się dobrze. Rozbawiały mnie żarty i zaskakujące porównania. Tymczasem w Głodnej Puszczy zaczęło mnie to trochę irytować. Jest to spowodowane klimatem drugiej części. Więcej szczegółów dotyczących głównych bohaterów.  Zwłaszcza aspekt rozumienia wiary przez Urgo dodaje do tej historii cięższego, poważniejszego klimatu, do którego zupełnie nie pasują niewyszukane żarty. 

Zgarnąć z półki?

Tak. To dobre fantasy, przy którym można się odprężyć i dobrze bawić. Sympatia jaką wzbudzają bohaterowie oraz przygody w jakich uczestniczą, sprawia że nie można się oderwać od Głodnej Puszczy, a że jest parę rzeczy, których się można czepić... cóż zawsze się coś znajdzie ;-). Mimo wszystko polecam tę serię, ja już zacieram ręce na 3 tom, który pojawi się w przyszłym roku.

Tytuł:              Głodna Puszcza

Seria:              Drużyna do zadań specjalnych

Autor:             Marcin Mortka

Ilustracje:       Piotr Sokołowski

Wydawnictwo: SQN

Premiera:        29.09.2021


A jeśli szukacie więcej fantastycznych książek, sprawdźcie, jakie nowości przygotowała dla Was Tania Książka



Czy Andrzej Pilipiuk lubi Fabrykę Słów?

 Sobota. Uffff... czas na sprzątanie i krzyczenie na dzieci żeby sprzątały ;-). Nie no, żartuję, nie krzyczę na dzieci, sama sprzątam, bo już dawno stwierdziłam, że szkoda nerwów, chociaż ostatnio i tak jest lepiej, bo zabawki do pudełek pochowają. Jak już się na sprzątałam, na męczyłam, czas... zabrać się za obiad. Coś czuję, że jakieś mrożonki będą idealne ;-).

Dzisiaj mam dla Was wyjątkową książkę, przy której świetnie się bawiłam. Poznałam tajemnice alchemii, podróży w czasie i paru innych niewyjaśnionych zagadek ludzkości, a ponad to opowiada o człowieku, dzięki któremu powstało moje ulubione wydawnictwo - Fabryka Słów.


Andrzej Pilipiuk. Po drugiej stronie książki.

Być może troooszeczkę przesadziłam. Fabryka Słów powstałaby mimo wszystko, aleee... nie zmienia to faktu, że pierwszą książką, która wydali były Kroniki Jakuba Wędrowycza Andrzeja Pilipiuka. Oczywiście pociągnęło to za sobą lawinę konsekwencji, np. dzięki temu Fabryka Słów stała się jednym z czołowych wydawnictw fantastyki w Polsce, seria o Jakubie Wędrowyczu zyskała olbrzymią popularność (słyszałam coś o planach ekranizacji), a Andrzej Pilipiuk za serię o Kuzynkach dostał Literacką Nagrodę Nobla. No dobra, może znowu trochę przesadziłam, ale to wszystko dlatego, że udziela mi się klimat książki.

Po drugiej drugiej stronie książki to bardzo specyficzna rozmowa między Andrzejem Pilipiukiem a Jackiem Skrzypaczem. Wyobraźcie sobie dialog dwóch dobrych przyjaciół, którzy znajął się na wylot i swobodnie rozmawiają na każdy temat. Tak właśnie wygląda to w tym przypadku tej książki. To nie jest sztywny wywiad z (często) nieadekwatnymi pytaniami. Po drugiej stronie książki to ciekawa eozmowa, która odkrywa przed nami jaki jest autor Oka Jelenia, Kuzynek, czy wspomnianego wcześniej Jakuba Wedrowycza (i wielu innych powieści, oczywiście!).

Kupujesz w Biedrze?

Bardzo lubię dystans z jakim opowiada o sobie Andrzej Pilipiuk. Czy to na spotkaniach autorskich, czy właśnie podczas wywiadów. Dlatego chętnie sięgnęłam po tę książkę. Możemy się z niej dowiedzieć wielu ciekawych rzecz, np. tego skąd w ogóle pomysł na postać Jakuba Wędrowycza i jakie przywileje mieli studenci archeologii w... prehistorycznych czasach (tych bez internetu) ;-). Baaaardzo przyjemnie czytało mi się te książkę, ale najbardziej urzekło mnie: "Idziemy do Biedry". Jedno krótkie zdanie, a oznacza tak wiele. Między innymi to, że Andrzej Pilipiuk to normalny człowiek (nie jakiś wampir!), który robi zakupy, życie wśród nas i zna polskie realia. Dziwne uczucia, zawsze mi się wydaje, że autor to jednak ktoś z zupełnie innych sfer oderwany od rzeczywistości ;-).

Można powtórzyć?

Nawet nie chcę wiedzieć ile razy Andrzej Pilipiuk musiał odpowiadać na te same pytania. Skąd pomysł, dlaczego tak, co dalej? Myślę, że Po drugiej stronie książki to wywiad, który raz na zawsze powinien zamknąć niektóre tematy. Niektóre pytania w książce są dość oklepane i znane fanom autora. Rozumiem jednak, że ta publikacja NIE JEST skierowana wyłącznie do osób znających twórczość Andrzeja Pilipiuka, ale do szerszego grona odbiorców. Dlatego warto się z nią zapoznać, przemyśleć i nad nowymi pytaniami do autora ;-).


Z buciorami w prywatność.

Po drugiej stronie książki zawiera mnóstwo zdjęć i anegdot z życia prywatnego Andrzeja Pilipiuka. Jednak wszystkie mają związek z jego twórczością, dzięki czemu nie mamy wrażenia, że naruszamy prywatność tego autora, tylko układamy puzzle, które pokażą nam co kształtowało jego pomysły na książki.

Zgarnąć z półki?

Kiedy moi znajomi dowiedzieli się, że mam już tę książkę w swojej biblioteczce, ustawili się w kolejce do pożyczenia jej. Jednak nie mogę z czystym sumieniem wszystkim polecić tej książki, ani tego autora. Andrzej Pilipiuk jest specyficznym twórcą i albo się go kocha, albo nienawidzi. Ja bawiłam się wybornie podczas lektury, dlatego zachęcam do zapoznania się z nią :-).

Tytuł:               Po drugiej stronie książki

Autor:               Andrzej Pilipiuk i Jacek Skrzypacz

Wydanie:           2

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          30.11.2021






Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl