Witajcie w moim piekle. Czyli Piekara w starym stylu!

Witajcie w poniedziałek. Jak Wam minął dzień? Bo mi deszczowo i ponuro, przez co jestem dwa razy bardziej zmęczona. Jakieś to lato kapryśne w tym roku, prawda? Przynajmniej jest więcej czasu na czytanie.

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć Wam o najnowszej antologii Jacka Piekary, chociaż słowo najnowsza nie do końca tu pasuje...


 

 

Witajcie w moim piekle.

Ostatnimi czasy przestalam lubić twórczość Jacka Piekary. Jego najnowsze książki opowiadające o Mordimierze nie przypadły mi do gustu. Ciągle jednak (chyba bardziej z sentymentu niż nadziei na lepsze), daje mu szansę. i oto pojawia się antologia. Zbór opowiadać z zamierzchłych czasów. Kiedy jeszcze książki Jacka Piekary można było brać w ciemno...

Zasiadłam, przeczytałam i... zatęskniłam. To było naprawdę dobre. Walka jednostki z systemem. Samotność, bezsilność i wola walki. Historie, które przez pryzmat czasów, w których powstały ( lata 80 i 90) stają się jeszcze silniejsze i wyraziste. Obok których nie można przejśc obojętnie.

Zgarnąć z półki?

Wahałam się długo, zanim zabrałam się za lekturę. Teraz moge powiedzieć, że nie żałuję czasu spędzonego z tą książka. Wręcz przeciwnie. Chcę więcej!

Gra o tron. Fantasy wszechczasów!

Dzień dobry w środę! Dziś nietypowo witam Was książkami, które swoją premierę miały już dawno temu, aleeeee dzięki nowemu wydaniu zyskały na wartości. Dlaczego? Bo tę serię powinien znać (a najlepiej mieć) każdy fan fantastyki. Mowa oczywiście o Grze o Tron G.R.R. Martina.



Gra o tron.

Samej serii nie muszę Wam chyba przedstawiać? Dzięki serialowi od HBO każdy chociaż słyszał o tej historii. Dworskie intrygi, ciężkie warunki i niesamowicie wykreowane postaci sprawiają, że nie można się oderwać od tego świata. G. R.R Martin wiedział jak poruszyć czytelników na całym świecie. Sama pamiętam ile ekscytacji i spekulacji przynosiły mi kolejne tomy tej sagi. Czekam też cierpliwie na finał, bo jak powszechnie wiadomo autorowi jeszcze nie udało się tego zakończyć.

Tymczasem chciałam Wam pokazać jak pięknie prezentuje się najnowsze wydanie od Zysk i Ska. Przyznajcie, że tak pięknych cegiełek dawno nie widzieliście ;-)?



Zgarnąć z półki?

Moim zdaniem będzie to fantasy wszechczasów i długo nic go nie pobije. Dlatego warto znać, warto mieć na półce. Warto wszystko. Warto też czekać na finał, bo kto wie, może się doczekamy ;-).                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      

Najnowsza powieść Jacka Piekary doczekała się premiery. Czy warto po nią sięgnąć?

 Dzień dobry w poniedziałek. Przed nami kolejny obiecujący tydzień. Jakie macie plany? Bo ja korzystając z jesiennej aury, nadrabiam książkowe zaległości.

Dlatego dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam najnowszą powieść Jacka Piekary "Miasto słowa bożego"



Ja, inkwizytor. Miasto Słowa Bożego

Jacek Piekara obiecywał, wysoką jakość swoich dzieł (po zmianie wydawnictwa). Obiecywał, ze jego fani nie będą zawiedzeni nowymi przygodami Mordimera Madderdina. Więc ja albo nie jestem fanką, albo to coś z nowym inkwizytorem jest nie tak...

Pamiętam, jak zaczytywałam się w tej serii. Mroczny, okrutny świat, w którym główny bohater stale narażony jest na niebezpieczeństwo. Jeśli nie ze strony demonów, czy magów to tuż za rogiem czaił się szpieg, który jeśli sam nie chciał zabić inkwizytora (no bo kto by się na to odważył) to uprzejmie donosił komu trzeba. Tymczasem... mam  wrażenie, że Jacek Piekara bardzo stara się udowodnić, że jest pisarzem wybitnym i poczytnym. Owszem... był, ale teraz? Jego książki są dla mnie po prostu nijakie i totalnie odtwórcze.

W najnowszej części serii o inkwizytorze Mordimerze główny bohater wyrusza z misją do Włoch. Jego celem jest pewien artefakt. Po przybyciu na miejsce szybko okazuje się, że nie tylko on jest zainteresowany tym niezwykłym przedmiotem, a odebranie go z rąk preora nie będzie wcale łatwe ani przyjemne. Zapowiada się ciekawie, prawda? I niestety to by było na tyle. Tylko się zapowiada, bo chociaż historia ma potencjał to nie został on wykorzystany. Czasami miałam wrażenie, że Piekara wręcz kopiuje jakieś stare elementy fabuły, robiąc z nich nieco niesmaczną zupe.

Dlaczego tak krytycznie podchodzę do tej książki? Bo wydaje mi się, że dość dobrze znam twórczość Jacka Piekary i wiem, ze potrafi pisać niesamowite książki, pełne porywającej akcji, niesamowitych detali i nietuzinkowych bohaterów. Zabrakło mi tego wszystkiego tutaj.

Zgarnąć z półki?

Mam naprawdę mieszane uczucia. Nie mogę z czystym sumieniem polecić tej książki, a z drugiej strony widziałam bardzo pozytywne opinie. Dlatego najlepiej samemu wyrobić sobie zdanie.

Musisz to przeczytać jeszcze w tym roku! Porywająca historia dziewczyny ze Starego Świata.

 Dzień dobry w poniedziałek! Trochę mnie tu nie było, ale potrzebowałam odpoczynku i przemyślenia dalszych działań. Wracam do Was z nową energią i paroma nowymi pomysłami. Jesteście ciekawi, co dla Was zaplanowałam?

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować drugi tom powieści Marty Mrozińskiej, która podbiła polski rynek fantastyki. Wszystko za sprawą Bory, głównej bohaterki, która wyrusza ratować świat. Przed czym? To się jeszcze okaże, bo zagrożeń jest wiele.




Bursztynowy miecz.

Po przeczytaniu pierwszego tomu - Jeleni Sztylet byłam totalnie oczarowana historią jaką stworzyła autorka. Bora nie ma lekko, zaczynając od trudnego dzieciństwa, ojca tyrana i braku akceptacji społeczności, postanawia zostać najemniczką. Ten proces nie zależy do łatwych. Mordercze szkolenie pełne wyrzeczeń oraz dodatkowe nieoczywiste zagrożenia, sprawiają że nieliczni decydują się na taką ścieżkę kariery. Jednak Bora nie widzi innego wyboru. Sytuacja jednak zmienia się, kiedy w kraju wybucha wojna, a jej trening zostaje przerwany. Główna bohaterka nie należy do osób, które łatwo poddają. Dlatego postanawia wstąpić do armii i walczyć. Gdzie poniosą ją koleje losu? Czy uda jej się uratować kraj, a może ta historia potoczy się zupełnie inaczej? Jedno jest pewne. Na pewno nikt się nie będzie nudzić.

 Drugi tom opowiada o tym, jak Bora trafia do Radogi, gdzie spotyka swoją babkę od strony matki - Tareninę. Piastunka rodu okazuje się bardzo władcza i jeszcze bardziej despotyczna. Ma plan, w którym dzięki swojej jedynej wnuczce odzyskuje dawną światłość i pozycję. A czy to będzie moralne, czy nie schodzi na dalszy plan. Co zrobi Bora? Czy uwolni się z rąk despotycznej babki? Przecież ma misję do wykonania... Kolejny raz Marta Mrozińska udowadnia, że słowiańskie fantasy może być mega wciągające i zaskakujące. Zarówno pierwszy, jak i drugi tom czyta się mega szybko, a dochodząc do ostatnich stron już czujemy tęsknotę za dobrze znanymi bohaterami. 

Zgarnąć z półki?


Doskonale pamiętam, jak bardzo byłam zachwycona pierwszym tomem. I chociaż autorka zostawia nas w bardzo emocjonującym momencie, obawiałam się, że drugi tom nie będzie już taki dynamiczny. Tymczasem... NO JEST MOC! Także z czystym sumieniem mogę polecić!

Restauracja na końcu wszechświata, czyli gdzie doleciał autostop galaktyczny.

 Dzień dobry w poniedziałek! Przed nami kolejny emocjonujący tydzień. Co macie w planach. Bo ja z braku zajęć 😉 zagoniłam męża do poważniejszego remontu. A co tam 😉.

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować kolejna część rewelacyjnej serii Douglasa Adamsa. Niektórzy pewnie już wiedzą o co konkretnie chodzi, prawda?


Restauracja na końcu wszechświata.

Kojarzycie Autostopem przez galaktykę? Historia o tym, jak to zniszczono ziemię, a ostatni ocalały człowiek zaczyna podróżować po galaktyce i odkrywać różne cywilizacje obcych i sens życia? Więc wyobraźcie sobie, że ta historia nie kończy się na jednej książce! Jest to trylogia. W pięciu częściach! Cudownie, prawda? Zwłaszcza że tom, o którym chce Wam opowiedzieć prezentuje nam tym razem wątki z zakresu kulinarnych. A że wszechświat jest całkiem spory, jest co próbować.

Aby za wiele Wam nie zdradzać powiem tylko, że Restauracja na końcu Wszechświata trzyma poziom i na pewno nikt nie będzie się nudził. Są też bohaterowie z poprzedniej części, więc można być pewnym, że nie zabraknie nihilizmu Martvina, czy pewnej bardzo... wyszukanej poezji ;-).

Zabawna, inteligentna i oczywiście porywająca lektura! Pełna nieoczekiwanego. No chyba, że mówimy o wątkach naukowych, w nich można się było tego spodziewać. Czytając ją od razu podłapiemy humor i sposób rozumowania, przez co wszystko w pewnym stopniu może się wydać po prostu absurdalne 😉.

Zgarnąć z półki?

Tak! Nie! Nie wiem! Może? Chyba... Wszystkie odpowiedzi są dobre. Zależy jak na nie spojrzeć 😉


Jeleni sztylet. Słowiaństwie fantasy roku!

 Dzień dobry w poniedziałek. Dzisiaj miałam dzień wolny i naprawdę totalnie się leniłam. Było super 😉. Dlatego nie mogę narzekać na początek tygodnia. A Wam jak się zaczął?

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę, która uważam za jedną z lepszych jaką miałam okazję czytać w tym roku. Jest w niej wszystko, co lubię - mitologia, magia i źli (ale dobrze wykreowani) bohaterowie. Zapraszam na recenzcje Jeleniego sztyletu.


Jeleni sztylet.

W tym roku widzę u siebie wyraźną tendencję sięgania po książki z motywami słowiańskimi. Dlatego, kiedy usłyszałam o Jelenim sztylecie, wiedziałam że po niego sięgnę. 

Bora, dziewczyna która od początku swojego życia nie ma lekko musi zawalczyć o swój upadający świat. Kiedy trafia do elitarnej jednostki poznaje jednak czym jest prawdziwy, wręcz zwierzęcy strach. Czy uda jej się przetrwać kolejna próbę? I co będzie musiała poświęcić? Na pewno warto się przekonać sięgając po książkę Marty Mrozińskiej.

Jeleni sztylet to książka osadzona w słowiańskiej mitologii. Możemy spotkać tu zarówno istoty z ludowych wierzeń, jak ich obrzędy. A Bora jest idealna reprezentantka starego świata i jego wierzeń. 

Jest mrocznie i źle. Bohaterka od początku nie ma lekko, a każdy kolejny krok na przód sprawia, że jest coraz gorzej. Chyba dlatego książkę czyta się tak szybko. Chcemy wiedzieć do jakiej granicy dojdzie Bora i jak to wszystko się skończy.

Zgarnąć z półki?

Jak dla mnie to książka zasługująca na nagrodę przynajmniej w kategorii debiut, jak nie paru innych, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ja Wam polecić  


Ani słowa o rodzinie. Recenzja najnowszej powieści Alicji Filipowskiej

 Dzień dobry w poniedziałek, ale ten czas zasuwa, za nami już połowa lutego, a ja jeszcze nie ruszyłam z postanowieniami noworocznymi 😉. No nic może w przyszłym roku uda się je zrealizować. A jak Wam mija luty, szykujecie się już na nadchodzącą wiosnę?

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę autorki bliskiej memu sercu, ponieważ mam przyjemność znać ja osobiście, a jej dar do snucia historii zawsze sprawia, że nie można się od nich oderwać. Poznajcie Ani Słowa o Rodzinie Alicji Filipowskiej.



Ani słowa o rodzinie

Do książek Alicji zasiadam z wielką ciekawością. Jak już Wam wspominałam, ma ona swoisty dar snucia opowieści i czytając jej książki ma się wrażenie, że autorka przygotowała dla nas wygodny fotel i pozwala nam zasłuchać się w swoich historiach. 

Tym razem poznajemy historię Kai Wesołowskiej, która po śmierci matki postanawia odwiedzić swoich krewnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że będzie to jej pierwsze spotkanie z najbliższą żyjąca rodzina. Jej rodzicielka zerwała wszelkie kontakty z krewnymi zanim Kaja przyszła na świat i wyjechała do Niemiec. Główna bohaterka nie wie czego się spodziewać po tym spotkaniu. Jedno jest pewne, dla wszystkich będzie to zupełnie nowa sytuacja.


Co spotka Kaję w Polsce i czy poradzi sobie z ciężarem przeszłości? Na te pytania znajdziecie odpowiedź podczas lektury najnowszej książki Alicji Filipowskiej. Nie Wam nic nie zdradzę.

Muszę przyznać, że za każdym razem kiedy zasiadam do lektury książek tej autorki (to jej druga powieść), myślę sobie, przeczytam, ale to nie moja bajka. Ja wolę fantastykę, historię magiczne, nierealne, zaskakujące. Tymczasem (już drugi raz) okazuje się, że Alicja idealnie trafia w moją bajkę. Skomplikowane historię życiowe przynoszące zaskakujące, czasami wręcz nierealne fabuły. Czyta się to niewyobrażalnie szybko. Autorka snuje swoją opowieści dodając skrupulatnie kolejne kawałki układanki, dzięki czemu fabuła po prostu płynie.



Zgarnąć z półki?

Oczywiście, mogłabym Wam opowiedzieć o zgryźliwym dziadku Kai, o jej ciotkach, czy Leonie, który stracił rozum przez... Ale zostawię Was z tą tajemnica i liczę, że sami będziecie chcieli ją rozwiązać. Warto.





Korona z kości. Nowa odsłona kobiecej fantastyki.

 Dzień dobry w poniedziałek. Zaczęliśmy już kalendarzową jesień, więc pomimo sprzyjającej aury, wyciągnęłam już kurtki, kocyki i duże kubki na herbatę. A Wy przygotowujecie się już do ochłodzenia?

Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję książki, która bardzo mnie zaskoczyła. Zaskoczyła mnie swoją przewrotnością i nieszablonowością. A wszystko przez pewną królową i jej córki...




Korona z kości.

Historia o władzy. Tak w zaledwie paru słowach można opisać te książkę i pewnie zastanawiacie się, dlaczego tak popularny i często wałkowany temat może być jeszcze ciekawy. Też się zastanawiałam zasiadając do tej książki i szczerze Wam powiem, że nie miałam wielkich nadziei na jakąś rewelację. jednak szybko się okazało, że w tym temacie można jeszcze całkiem sporo wymyślić. Tak jak zrobiła to Laura Sebastian.

Królowa Margaraux ma trzy córki, które postanawia wydać za mąż. Dziewczyny całe życie uczone posłuszeństwa i etykiety wyruszają do swoich mężów. Wszyscy myślą, że sielanka beztroskiego życia księżniczek będzie po prostu toczyć się dalej. Nikt nie podejrzewa, że królowa wiele lat wcześniej wyczytała w gwiazdach zupełnie inną przyszłość. Przyszłość, w której to ona będzie rządzić całym królestwem. A wszystko dzięki odpowiedniemu przygotowaniu królewskich córek... Co z tego wyniknie? Na pewno będzie ciekawie.

Tak jak Wam już wspominałam, zaskoczyła mnie ta książka. Dawno nie czytałam o tak ciekawie wykreowanych kobiecych postaciach. Mocnych, konkretnych i odważnych. Brakuje takich kobiet nie tylko w literaturze fantasty, ale w ogóle nie uważacie? Tymczasem Laura Sebastian serwuje nam niesamowicie wciągającą i angażującą historię o tym, jak zdobywa się władzę i ile czasu trzeba na to poświęcić no i co najważniejsze, kogo trzeba poświęcić. Czytałam i czytałam, a strony mijały mi z zawrotną prędkością. Autorka naprawdę przemyślała sobię kreację świata i bohaterów dzięki czemu Koronę z kości czyta się z największą przyjemnością. Cieszy mnie, że to dopiero pierwszy tom, bo historia jest na tyle rozbudowana, że szkoda byłoby ją szybko kończyć.

Zgarnąć z półki?

Jak dla mnie jedna z lepszych propozycji na jesień. Trzeba ją przeczytać żeby się nie nudzić w długie wieczory spędzone pod ciepłym kocykiem. POLECAM.




Dzieci starych bogów. Recenzja rewelacyjnej serii Agnieszki Mieli.

 Dzień dobry w poniedziałek. Długo zbierałam żeby wrócić do wpisów i gdzieś cały czas chodzi mi po głowie, że jednak ta forma recenzji jest już trochę przestarzała i lepiej poświęcić więcej czasu chociażby na instagrama. Z drugiej strony mam taki sentyment do tego bloga, że nie mogłabym go porzucić. Co finalnie postanowię... na pewno się dowiecie ;-).

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam rewelacyjną serię (ma być trylogia, ale na razie ukazały się dwa tomy) Dzieci starych bogów, która totalnie wbiła mnie w fotel i pochłonęła w całości. Dawno nie miałam takie przyjemności z czytania, dlatego z niecierpliwością czekam na finałowy tom!


Dzieci starych bogów.

Już dawno czaiłam się na tę serię, ale jakoś nie było czasu. Dlatego kiedy nadarzyła się okazja poznać od razu dwa tomy wiedziałam, że nie mogę przegapić takiej okazji. Zaczęłam, jak tylko kurier przyniósł wyczekiwaną paczkę i... przepadłam. Nie mogłam się oderwać!

Ta seria ma w sobie wszystko to, co lubię. Przede wszystkim nie ma tu za dużo wątków miłosnych, a bohaterowie nie skupiają się na swoich uczuciach, czy emocjach, a na działaniu. A jeśli już mówimy o postaciach występujących w tej historii to trzeba też pochwalić ich kreację. Mamy Aine (Wilgę) córkę przywódcy, która walczy o miłość, akceptację i uwagę ojca. Mamy Bertrama, który na początku stara się wykonać powierzoną mu misję, by finalnie odrzucić przynależność do swojej rodziny i dołączyć do Wartów, innego starego rodu. Mamy też bogów, którzy rozgrywają swoje gierki kosztem ludzi, ale... w tym wypadku ludzie mogą się bronić, ponieważ starzy bogowie są zbyt słabi aby w pełni kierować losami tego świata. Dzieje się, tyle Wam powiem.

Mało magii to nie grzech!

No chciałabym ponarzekać. Fantasy zawsze kojarzy się z magią, a już bogowie tym bardziej, ale w tej kwestii autorka jest bardzo oszczędna. Nikt tu co chwilę nie strzela z fireballa, czy nie podnosi magicznie żadnych przedmiotów. No strasznie chciałam na to narzekać, bo jednak to bardzo ważny element powieści fantasy, ale doszłam do wniosku, że zrobiłby się z tej historii po prostu śmietnik, do którego wrzuca się wszystkie motywy. Nie ma takiej potrzeby. Fabuła jest tak dobrze poprowadzona, że nic nie trzeba dokładać. Bogowie istnieją w tej historii, a czy ludzie zdają sobie sprawę z tego, jak mocno ingerują w ich rzeczywistość... zależy jak uważnie się jej przyglądają.

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Nie żałuję ani sekundy spędzonej z tą serią. Jest porywająco, zaskakująco i emocjonująco. Moim zdaniem to seria, którą każdy powinien przeczytać. Ja chociaż jestem po lekturze, nie mogę przestać się nią zachwycać. Bardzo polecam!

Tytuł:              Dzieci starych bogów

Autor                Agnieszka Miela

Wydawnictwo:  Zysk i S-ka







Sydonia. Słowo się rzekło. Elżbieta Cherezińska. Recenzja.

 Dzień dobry w poniedziałek! W końcu pogoda się unormowała i patrząc za okno nie zaskakuje mnie kolejna śnieżyca lub nie rażą promienie słońca. Czekam już tej wiosny, chyba jak każdy 😉.

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić wyjątkowa książkę, z którą ostatnio przyszło mi się zmierzyć. Dlaczego piszę tak tajemniczo? Ponieważ ta potężna cegła (prawie 600 stron) to kawał historii i to nie byle jakiej.


Sydonia. Słowo się rzekło.

XVI wiek, Pomorze, rody szlacheckie. Kto dobrze orientuje się w historii, wie że w tym okresie sporo się działo, kto tak jak ja ma tylko ogólny zarys wydarzeń z tamtych czasów na pewno jest świadomy tego, że w opowieściach o polskich panach zawsze się coś dzieje 😉.

Sporo słyszałam o Elżbiecie Cherezińskiej, ale jakoś wcześniej nie znalazłam czasu na jej twórczość. Jednak nie żałuję tego, że dopiero teraz spotkałam się z jej książkami. Dlatego? Ponieważ do pewnego rodzaju literatury trzeba być odpowiednio dojrzałym. Autorka zadbała o każdy detal, dlatego szkoda było by tego nie potrafić docenić.

Historia rodu Borków.

Jedna z najstarszych rodzin Pomorza. Kiedyś bardzo wpływowa, teraz zapomniana i zubożała. Tak niestety toczą się koleje losu. Dlatego kiedy Sydonia von Bork zostaje oskarżona o zabicie księcia, sprawy zaczynają mieć totalnie zwariowany obrót. Jak do tego doszło? Kto skorzysta na tym skandalu? Czy Sydonii uda się udowodnić swoją niewinność? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w najnowszej książce Elżbiety Cherezińskiej.

Uwielbiam czytać takie historie. Dopowiadające i porządkujące o postaciach ważnych i często nieznanych. Nie słyszałam wcześniej o Sydonii von Bork. Cieszę się, że mogłam poznać jej historię. To naprawdę wyjątkowa kobieta, a Elżbieta Cherezińska potrafiła pokazać jej niezwykłe losy.

Koronkowa robota.

Długo zastanawiałam się, co sprawia, że tak chętnie zaczytuję się w powieściach historycznych, chociaż nigdy wielką fanką nauki tego przedmiotu w szkole nie byłam. Ale kiedy ktoś potrafi umiejętnie połączyć wydarzenia historyczne z obyczajowością i dawnymi wierzeniami... to wtedy nie można oderwać się od lektury. Taką historię chce się poznawać - żywą, z realnymi postaciami, z prawdziwymi emocjami, a nie suche fakty i połączone z nimi daty. Autorka Sydonii na pewno poświęciła masę czasu na poznanie dokumentacji związanej z Sydonią von Bork. Jednak dzięki temu wysnuła niesamowitą opowieść godną hollywodzkiej ekranizacji.

 Zgarnąć z półki?

Totalnie pochłonęła mnie ta książka. Nie mogłam się od niej oderwać i choć czasami postać Sydonii irytowała mnie swoją postawą to właśnie to sprawiało, że jeszcze bardziej wydawała się prawdziwa. Bardzo polecam Wam lekturę Sydonia. Słowo się rzekło. 


Tytuł:              Sydonia. Słowo się rzekło.

Autor                Elżbieta Cherezińska

Wydawnictwo:  Zysk i S-ka

Premiera:         21.02.2023

Czysty absurd! (Autostopem przez Galaktykę. Douglas Adams)

 Poniedziałek. Jak to miło z jego strony, że nadszedł i wygospodarował mi trochę więcej czasu. A może to ta pobudka po 5... Ważne, ze jest chwila na przyjemności. A co może być lepszego od zaserwowania Wam recenzji książki, która bardzo wpłynęła na moje życie? Nic.


Stara-nowa fantastyka

Są książki, które się nie starzeją. Lata mijają, a one dalej są bardzo popularne. Dlatego przeglądając fantastykę w Taniej Książce, wcale mnie ta pozycja nie zaskoczyła. No może trochę, bo zupełnie przegapiłam jej zapowiedź, ale spodziewałam się tego. Zbyt pokrętnie? To wszystko przez tę książkę! Nieprawdopodobne!

Autostopem przez galaktykę

To nie jest moje pierwsze spotkanie z tą historią. Miałam szczęście, zupełnym przypadkiem wypożyczyć ją bardzo dawno temu z biblioteki. Przyciągnęły mnie tam, co prawda zupełnie inne powody (internet), ale finalnie wypożyczyłam książkę, zaskakujące prawda ;-).  

Książka, którą trzeba mieć na półce.

To właśnie ten typ! Znamy go dobrze. Niby przeczytany, zapamiętany, lubiany, (już) niepotrzebny..., ale jak ktoś przychodzi i pyta o książkę godną polecenia dla osoby, która nie czyta książek, wyciągasz i masz jak znalazł. To jest właśnie cały urok Autostopem przez galaktykę. Nada się dla każdego!

Po co podróżować po galaktyce?

Powodów może być parę, a nawet mogą się od siebie różnić, ale Artura Denta to prawdopodobnie brak innego wyjścia. Ziemia została zniszczona pod budowę hiperprzestrzennej trasy szybkiego ruchu. Plany oczywiście były udostępnione, ale ludzie musieli to przeoczyć. Nie było już czasu na skargi i zażalenia. Nasza planeta po prostu przestała istnieć. Na szczęście Artur miał przyjaciela, bezrobotnego aktora, ups, przepraszam, to znaczy galaktycznego autostopowicza, który zatrzymał się na Ziemi, na jakieś 15 lat. To właśnie dzięki niemu ocalał ostatni ziemianom (przynajmniej w założeniu ostatni). Co się działo potem i jaka jest odpowiedź o sens życia, na pewno Wam nie powiem. Sami musicie odbyć tę podróż!

Angielski humor nie zawsze bawi

Sekretem tej książki jest kipiący absurd. Kiedy mózg jest na granicy szaleństwa, bo dostaje informacje o rzeczach tak sprzecznych, że aż możliwych, przewracasz stronę i...nieprawdopodobieństwo zostaje osiągnięte, jesteś w każdym miejscu we wszechświecie. Tak, tak, naprawdę to się da zrobić.

Cwaniakuję, bo znam już tą historię. Jednak pamiętam moje pierwsze spotkanie z nią. Byłam bardzo zagubiona i z wielką niepewnością śledziłam dalsze losy bohaterów. Teraz po latach świetlnych od tego wydarzenia wiem, że po prostu zbyt mocno trzymałam hamulec bezpieczeństwa zwany racjonalnym myśleniem.

Cytat dnia

Długo myślałam nad odpowiednią sentencją, w końcu postawiłam na zupełny przypadek. W innym wypadku musiałabym przepisać całą książkę! Teraz już nie jestem pewna, czy był to przypadek, czy może coś nieprawdopodobnego.  

"- Ten człowiek chce zburzyć mój dom!

Ford spojrzał na Artura zdziwiony.

- Przecież może to zrobić, jak ciebie nie będzie."

 

A to dopiero początek tej historii...

Kosmiczne ilustracje

Do tej konkretnej wersji skusiły mnie ilustracje. Po ekranizacji Autostopem przez galaktykę w 2005 roku miałam narzucony pewien obraz. Dlatego kiedy na okładce zobaczyłam Marvina w zupełnie innej wersji, byłam bardzo ciekawa tego, jakie jeszcze ilustracje kryją się w środku. Nie zawiodłam się. Chris Riddell niejednokrotnie pokazał, że umie tworzyć doskonałe ilustracje.


 

Tytuł:              Autostopem przez galaktykę

Autor:             Douglas Adams

Ilustracje:       Chris Riddell

Wydawnictwo: Zysk i S-Ka

Premiera:        05.05.2021

 

Za możliwość odwiedzenia starych kątów dziękuję Taniej Księżce.


 

Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl