Mesjasz Diuny. Frank Herbert - recenzja.

 Dzień dobry w poniedziałek, co z tego, że już bliżej wieczoru ;-). Dopiero udało mi się usiąść, wcześniej raczej leżałam ;-). Dzisiaj można, po coś są te święta ;-).

Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję kolejnego tomu historii obsadzonej w Uniwersum Diuny Franka Herberta, co do której miałam wielkie oczekiwania, ale...


Mesjasz Diuny.

Diunie mieliście ostatnio okazję przeczytać na moim blogu. Byłam całkowicie oczarowana tą historię. Świat, kreacja postaci, sama historia, no genialne. Niestety drugi tom nie był już taki rewelacyjny.

Paul Artyda dokonał niemożliwego. Pokonał Harkonnenów, poślubił księżniczkę Irulanę i zasiadł na tronie Imperium. Czy ktoś kiedykolwiek osiągnął więcej? Niestety im większa władza tym większe niebezpieczeństwo spisków wokół. Czy Imperator poradzi sobie z każdym zagrożeniem? A może wizja własnego końca zdeterminowała jego działania? Kto w ogóle chce stanąć przeciwko władcy, który stawiany jest na równi z Bogiem? 


Byłoby ciekawie, ale...

Byłoby, gdyby nie przerost formy nad treścią. Diuna jest teraz w centrum wszechświata. Imperator z wielkimi sukcesami podbija najdalsze zakątki kosmosu, ale zamiast odczuwać tę wielkość, zostajemy uwięzieni w spiskach, wizjach i filozoficznych treściach. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że jest tego po prostu za dużo. Kroniki Diuny były bardziej wyważone. Przyjemniej się je czytało. Jeśli chodzi o Mesjasza Diuny to jest to książka do przebrnięcia, studząca entuzjazm i chęć sięgnięcia po kolejny tom, ale to nie znaczy, że nie do przeczytania.

Zgarnąć z półki?

Niestety muszę przyznać, że męczył mnie ten tom. Nie było już tego klimatu, co w pierwszej części. Jednak brnęłam dalej i finalnie cieszę się, że nie zrezygnowałam z lektury, ponieważ mam spore oczekiwania, co do kolejnego tomu - Dzieci Diuny.

Tytuł:              Diuna t.2
Autor:             Frank Herbert
Ilustracje:       Wojciech Siudmak
Tłumaczenie:   Marek Marszał
Wydawnictwo: Rebis
Premiera:        15.05.2007

A jeśli chcecie poznać więcej kultowych serii, zapraszam do nowości Taniej Książki.





Jak zacząć przygodę z science-fiction?

Wszystkiego dobrego w nowym roku, tak wiem, że już prawie słowa stycznia, ale na dobre słowa nigdy nie jest za późno :-). Wracam do Was pełna energii i nowych pomysłów. Czasami warto spojrzeć na wszystko z dystansem. W ten nowy rok wchodzę z paroma ważnymi postanowieniami, o których opowiem Wam niebawem, tymczasem chcę Was zabrać w niezwykłą podróż.

Jak zacząć przygodę z science-fiction?

Kto czyta mojego bloga regularnie ten wie, że nie przepadam za tym gatunkiem. Przepraszam, nie przepadałam, bo nagle, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę lubię s-f, ale... raczej w formie filmowej. Obcy, Gwiezdne Wojny, Diuna, Avatar, Moon, obejrzałam naprawdę sporo tytułów z tej kategorii. Dlaczego więc tak bardzo się zapierałam żeby nie czytać przyszłościówek? Nie wiem. Na szczęście trafiłam na książkę, która pomogła mi przełamać niechęć i przybliżyła mnie do tego gatunku mocniej niż myślałam.




Zły człowiek. Bruno Grigori.

Jak się ze złym nastawieniem zasiada do książki to wszystko przeszkadza. Zdenerwowało mnie na początku to, że jeszcze dobrze nie zaczęłam, a już się zgubiłam. Autor od razu wrzuca nas w wir wydarzeń. Tu myśliwce F-16 przelatują nad Morzem Czarnym, nagle przenosimy się na pokład statku kosmicznego żeby zaraz trafić na dziwną wyspę otoczoną trującym morzem. Co to ma być? I jeszcze te oczywiste nawiązania do Biblii - Samael, Uriel, Lilith. 

I nagle... BUM. Otworzyła się przede mną galaktyka wrażeń. Metafizycznych doznań i drogi pędzących myśli. Pojęłam, że Bruno Grigori przeniósł historię o stworzeniu świata (przez Boga) w kosmos... Genialne! Niesamowicie się to wszystko czytało. O ile na początku byłam zła, że kiedy już dałam się skusić na science fiction to trafiłam na grafomańską historię o niczym, tak z każdą strona czułam, że to właśnie taką przyszłościową fantastykę chciałam przeczytać. Nie będę Wam tu zdradzać tajemnic związanych z tą historia, ale musze przyznać, że autor naprawdę dobrze to wszystko przemyślał.

Fala Sinusoidalna.

Zachwycił mnie pomysł. Polubiłam bohaterów. Zaciekawiły statki kosmiczne, ale... jak już się nastawiłam na kosmiczne tematy to wolałabym nie zatrzymywać się na wątkach miłosno-erotycznych. Jeśli miałabym to podzielić to same romantyczne sceny są opisane dobrze, pikantnie i ogniście, ale jak dla mnie wyhamowały główną fabułę, co niestety trochę zaburzało płynność tej historii.

Zaćmienie Gwiazd. Bruno Grigori.

Po lekturze Złego człowieka zasiadłam do tej nowelki z wielką ciekawością. Spodobał mi się styl autora, a alternatywna historia, alternatywnej historii to właśnie coś, co lubię najbardziej. 

To był nowy rok. Trochę zmęczona świętowaniem chciałam się odprężyć. Zagłębić w lekturę i nie myśleć o nadchodzących wyzwaniach, po prostu chciałam odpocząć. Zaćmienie Gwiazd skończyłam szybciej niż myślałam, jeszcze tego samego dnia. Nie mogłam się oderwać od tej historii. Znani bohaterowie, znana historia, ale wszystko jakieś inne, odległe, alternatywne. Magia. To tak jakby czytać Pana Tadeusza napisanego przez Juliusza Słowackiego - kosmos! Byłam szczerze zawiedziona, że całość liczy tylko 66 stron, ponieważ mój czytelniczy apetyt został dopiero co obudzony, a już nie miał się czym karmić. 

Zacznij od...

Zastanawiałam się jak sensownie ująć w słowa moje przemyślenia na ten temat. Ja, jak widzicie długo przekonywałam się do science-fiction i nagle po prostu postanowiłam spróbować. Jednak myślę, że warto zacząć swoją przygodę z tym gatunkiem od rzeczy, które nas interesują. Interesuje Cię inżynieria, zacznij od książek z dużą ilością statków kosmicznych. Interesuje Cię budowa kosmosu, szukaj książek o podróżach międzygwiezdnych. Jeśli jednak, tak jak i mnie, interesuje Cię alternatywna historia świata połączona z religią, filozofią i kosmosem, zacznij od książek Bruno Grigoriego





Zgarnąć z półki?

Tak. Uważam, że nic więcej dodawać tu nie trzeba, bo same okładki obiecują niezwykłą przygodę czytelniczą :-).





Za możliwość rozpoczęcia roku z dozą nadziei i wielką chęcią na nowe doświadczenia czytelnicze, dziękuję autorowi.


Skaza na niebie. Fabryka Słów - recenzja.

 Poniedziałek. Po bardzo fajnym weekendzie czas wrócić do obowiązków. Rok przedszkolny/szkolny rozkręca się na dobre i już powoli klaruje się nam plan tygodnia. Powiem Wam, że nie chcę przeciążać dzieciaków zajęciami dodatkowymi, ale same się tam pchają ;-).

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę, która wzbudziła we mnie wiele skrajnych emocji, a najmocniej to mnie... zaskoczyła.


Przerażająca science-fiction.

To moje pierwsze spotkanie z Tomaszem Kołodziejczakiem i tak naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać. Skusiła mnie ciekawa okładka wykonana przez Pawła Zarębę no i oczywiście opis.  

Zatrważające scenariusze wyzutej z uczuć przyszłości.

Nie jestem wielką fanką tego typu historii, ale coś mi mówiło, że tym razem powinnam dać jej szansę i...

Sinusoida.

Tak to jest niestety ze zbiorem opowiadań. Niektóre historie są niesamowite, innej mniej, a przez jeszcze inne nie da się przebrnąć. Skaza na niebie to zbiór 9 opowiadań i pozostając w terminologii matematycznej - mniejsza połowa (przepraszam, musiałam ;-)) mi się podobała. Wiadomo, to kwestia gustu. Jak dla mnie niektóre są po prostu trochę przekombinowane stąd taki bilans końcowy. 

Najbardziej podobało mi się opowiadanie Spróbuj przekonać "Kolumba". Opowiada ono o pracownikach stacji kosmicznej, których codzienne obowiązki zakłóca pojawienie się dawno zaginionej sondy nazwanej na cześć włoskiego odkrywcy.  Czytając historie w klimacie science-fiction zawsze jestem przygotowana na ciężki klimat. Wiecie, wielkie konflikty, zatracenie się człowieczeństwa, obce, wrogie cywilizacje. Tymczasem w Spróbuj przekonać "Kolumba" mamy fajny, lekki humor oraz podgląd życia pracowników stacji kosmicznej. Świetnie się przy nim bawiłam i nabrałam ochotę na coś w podobnym klimacie.

Kolejnym ciekawym opowiadaniem jest Zero Weste (H 2.0), w którym autor opisuje specyficzne, kręte drogi naszej historii, które doprowadzą nas... Jest to jedno z krótszych opowiadań, ale jego specyficzny klimat, dwuznaczność i refleksja nad naszą przyszłością, sprawiają, ze jest to jedno z lepszych opowiadań jakie czytałam.

Nie jest źle.

To nie jest tak, że większość opowiadań w zbiorze Skaza na niebie jest zła. One po prostu do mnie nie trafiły. Być może fani science - fiction odnaleźli by więcej historii, które by do nich przemówiły. Niemniej podoba mi się styl pisania Tomasza Kołodziejczaka który w bardzo wnikliwy sposób przeanalizował to, co może (a może nawet może naprawdę ;-)) się zdarzyć.

Zgarnąć z półki?

Tak. Chociaż nie jest to książka, która wszystkim przypadnie do gustu. Jednak jeśli szukacie ciekawej, czasami wręcz brutalnej analizy tego, w którym kierunku zmierzamy jako ludzkość Skaza na niebie na pewno Wam się spodoba.

Tytuł:               Skaza na niebie

Autor:               Tomasz Kołodziejczak

Ilustracje:         Paweł Zaręba

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          27.08.2021

 

Za tę ciekawą podróż w czasie, dziękuję Fabryce Słów.


 

 

 

Czy Wenus to przyjazna planeta?

 Czwartek wyjątkowo nie mangowy, ale to dlatego, że mam dla Was dzisiaj niesamowity komiks. Nie co dzień przecież można wyruszyć do kolonii na Wenus...


 

Kolonizacja Układu Słonecznego.

Kiedyś to pewnie będzie możliwe. Na razie jednak możemy odwiedzać obce planety jedynie dzięki własnej wyobraźni i odpowiedniej literaturze. Moim zdaniem jedną z lepszych form takich podróży jest właśnie komiks. 

Chimery Wenus to historia, która toczy się równolegle do wydarzeń z Gwiezdnego Zamku. Niestety nie znam (jeszcze) pierwszej części tej serii, ale mam nadzieję, że szybko nadrobię, ponieważ totalnie zachwyciła mnie kreacja świata i bohaterów. Helena Martin wyrusza na Wenus w poszukiwaniu ukochanego, który został wysłany do kolonii karnej. 

Od razu rodzi się pytanie, dlaczego na tej planecie powstało miejsce do zsyłki więźniów. Otóż...  są tam odpowiednie warunki, ponieważ nawet jeśli komuś uda się uciec z kolonii, na pewno nie przeżyje spotkania z krwiożerczymi dinozaurami. Sytuacja jest tak niebezpieczna, że więźniowie sami pilnują aby nie oddalać się zbyt daleko od strażników. Aż w końcu pojawia się ktoś na tyle szalony, że ucieka i...




 

Chimery Wenus to komiks dla młodzieży. Dlatego fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Mimo to kreacja świata i bohaterów jest fenomenalna. Z jednej strony mamy Helene, która za wszelką cenę chce uratować ukochanego Aureliena. Z drugiej poetę skazanego na kolonie karną, który chce wrócić do narzeczonej... Cel niby ten sam, ale perspektywy zupełnie inne. Jak dodać do tego obcą planetę pełną dinozaurów. To sami przyznacie, że historia musi być ciekawa.

Kulturalna oprawa.

Komiks może być najciekawszy na świecie, ale jeśli jest źle wydany to przejdzie bez echa. Na szczęście nie grozi to Chimerom Wenus. Twarda okładka, spójny (z Gwiezdnym Zamkiem) front oraz niesamowite ilustracje sprawiają, że nie da się przejść obok tego komiksu obojętnie. Sam klimat komiksu jest nieziemski. Niby XIX wiek, a jakiś taki... kosmiczny. Połączenie kultury tamtych czasów z kosmicznymi podróżami robi naprawdę niesamowite wrażenie.


 

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie. Nie wiem, co prawda jak duży wpływ ma Gwiezdny Zamek na Chimery Wenus, ale ja nie znając tego pierwszego, bawiłam się rewelacyjne podczas lektury. Także jak najbardziej polecam i z niecierpliwością czekam na kontynuację.

Tytuł:              Chimery Wenus
Autor:             Alex Alice/ Alain Ayroles
Ilustracje:       Etienne Jung
Tłumaczenie:  Paweł Łapiński
Wydawnictwo:Egmont
Premiera:       28.07.2021
 
Za niesamowitą podróż i kosmiczne przygody, dziękuję Egmontowi.

 
 

Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl