Maleficjum, czyli magia, religia i krew. Nowa powieść Marcina Mortki.

 Dzień dobry w sobotę. Dzisiaj pogoda zdecydowanie zatrzymuje nas w domu, ale nie ma tego złego. W domu też nie ma nudy ;-). A Wy jakie macie plany na sobotę?

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować najnowszą powieść Marcina Mortki, która totalnie mnie zaskoczyła. Dlaczego? Zaraz Wam wszystko opowiem.


Maleficjum.

Lubię twórczość Marcina Mortki. Szybka akcja, fajni bohaterowie i fantastyczne światy. Zasiadasz do takiej książki i nagle się kończy. Wiecie, o co chodzi. Dobrze się czyta, można się pośmiać, akcja toczy się wartko. Fajnie, ale... brakowało mi pewnego rodzaju mroku. Cięższego klimatu. No i pojawiło się Maleficjum i...

To znaczy Maleficjum dopiero się pojawi, bo swoją premierę ma 28 czerwca, ale ja już Wam mogę powiedzieć, że jest na co czekać.

Zacznijmy od tego, co to w ogóle jest Maleficjum, bo to bardzo ważne dla tej historii. A jest to akt czarów dokonany z zamiarem wyrządzenia szkody lub zranienia; wynikająca z tego szkoda, czyli mówiąc w skrócie wszelkiego rodzaju uroki, klątwy i złe czary mające wyrządzić krzywdę. 

Znając już znaczenie tytułu i wiedząc, że głównego bohatera dręczą koszmary o kobiecie płonącej na stosie, możemy się spodziewać, że będzie ciekawie, prawda?

Sam opis możecie sobie przeczytać na lubimyczytać.pl więc nie będę Was tym zanudzać. Jakbym miała napisać w skrócie to historia dzieje się na Malcie w XVI wieku, kiedy zderzają się ze sobą kultura chrześcijańska i islamska. Mortka zachowuje ogólny obraz tamtych czasów, ale podkręca go dodatkowo magią, demonami i fantastycznymi istotami. Dzieje się!

Jak wspomniałam Wam na początku, twórczość Marcina Mortki była dla mnie ciekawa, ale jakaś mało angażująca. Przyjemna w odbiorze, ale nie zostawiająca po sobie zbyt wiele (chociaż Kociołka wspominam do tej pory ;-). Fajnie, przaśnie i wesoło. Marvelowsko bym powiedziała. I to jest okey, ale autor z jego umiejętnościami i doświadczeniem mógłby pokusić się o coś trudniejszego, prawda?

I myślę, że Maleficjum jest właśnie odpowiedzią na te moje oczekiwania. Marcin Mortka udowodnił, że nie mylę się, co do jego osoby i potrafi napisać histotrię fantastyczną w cięższym klimacie.

Zgarnąć z półki?

Nie jestem obiektywna, bo ja po prostu lubię twórczość tego autora, ale wiele razy widziałam właśnie, że zarzucano mu banalność i prostotę. Dlatego, jeśli ktoś chciałby przekonać się, że Marcin Mortka potrafi pisać też w mrocznym i cięższym klimacie, powinien sięgnąć po Maleficjum. A jeśli ktoś po prostu szuka fajnej fantastycznej przygody z historię w tle to myślę, że będzie zadowolony z lektury tej książki. POLECAM.






Czy warto wyruszyć na nową przygodę z Marcinem Mortką?

 Sobota. Połowa weekendu za nami. Co zrobić, taki mamy klimat ;-) A tak serio to miałam dzisiaj bardzo pracowity dzień, ponieważ wielkimi krokami zbliżają się urodziny Klary. Dzisiaj na przykład uznałam, ze zrobimy zaproszenia. Przeliczyłam się trochę z siłą przerobową (moją i dzieci), ale finalnie wyszło całkiem nieźle. A Wam jak minęła sobota? Koniecznie dajcie znać :-).

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić najnowszą serię od Marcina Mortki, o którym mogliście już czytać na moim blogu w związku z cyklem fantasy Nie ma tego złego. Na pewno pamiętacie ;-).


Straceńcy Madsa Voortena

Miałam pewne obawy, co do tej serii, ponieważ poprzednia wydawała mi się (jak na fantasy) za bardzo ugrzeczniona. I niby nic w tym złego, historie lekkie, zabawne i przyjemne, ale po lekturze miałam niedosyt brutalnej (czasami nieuzasadnionej) przemocy ;-). Mimo to bardzo polubiłam styl pisania Mortki, więc (z pewnym kredytem zaufania) dałam mu szansę.

O czym jest seria? Nie trudno się domyślić. Typowy fantaziak z motywem drogi, doskonalenia bohaterów, epickich starć, dworskich intryg, politycznych zawirowań i... odrobiną humoru. Słowem wszystko to, co być powinno. Ale... czy warto sięgnąć po Straceńców Madsa Voortena?

Jest tylko jedna odpowiedź na to pytanie. TAK! Ta seria podoba mi się o wiele bardziej niż Nie ma tego złego. Owszem, razem z Kociołkiem dobrze się bawiłam. Jego drużyna swoimi absurdalnymi pomysłami potrafiła mnie rozbroić i poprawić humor, ale tak jak już wcześniej Wam wspominałam, czegoś tam zabrakło (nie będę mówić już czego żebym nie wyszła na jakąś psychopatkę ;-)).

Tym razem jest inaczej. Marcin Mortka dobrze to sobie wszystko zaplanował. Postacie są bardziej złożone a dzięki temu bardziej tajemnicze i intrygujące. Sama historia ma dobre tempo, które w odpowiednich momentach przyśpiesza. Nie ma dłużyzn, czy nudnych dialogów. Po raz kolejny przyznaję, że podoba mi się ta konkretność i konsekwencja w prowadzeniu fabuły. Nie musiałam czekać aż coś się wydarzy, ponieważ przekręcając kolejną na kolejną stronę, wiedziałam że akcja zaraz się zacznie. 

Zgarnąć z półki?

Nie będę Was zanudzać streszczeniami fabuły, bo to nie ma sensu (moim zdaniem). Jedyne, co mam jeszcze do dodania to to, że wcale nie żałuję czasu spędzonego z tą serią. Więc jeśli macie ochotę na kawał naprawdę dobrego epic fantasy, to jak najbardziej polecam!


Seria:              Straceńcy Madsa Voortena

Autor:             Marcin Mortka

Wydawnictwo: SQN





Fantastyka, która się nie nudzi. Głodna Puszcza Marcin Mortka.

 Sobota. Jednak przesiedziana w domu. Pogoda za oknem jakaś nie pewna, a że dzieciaki są po chorobie... wolałam nie kusić losu. Może jutro będzie lepiej? Oby!

Dziś mam dla Was kontynuację serii, o której mogliście już przeczytać na moim blogu. Po dobrze zapowiadającym się początku jakim było Nie ma tego złego, czas na Głodną Puszczę.


Głodna Puszcza Marcin Mortka.

Kociołek powraca! Chociaż tak w sumie to posiedział by w domu, z żoną, dziećmi, nawet teściową! A tu trzeba łazić po lasach, pilnować niedojdów i jeszcze nie dać się zabić. Na co mu to przyszło na stare lata. Dobrze, że chociaż trafiła się prosta misja...

Kawał dobrego fantasy.

Tak samo jak w poprzednim tomie, tak i w Głodnej Puszczy dużo się dzieje. Marcin Mortka nie oszczędza bohaterów. Akcja goni przygodę. Nawet zjeść w spokoju nie można! W najnowszym tomie serii Drużyna do zadań specjalnych jest wszystko, czego potrzeba do dobrego fantasy. Oprócz tego, że podczas lektury nie można usiedzieć w miejscu od nadmiaru wrażeń i emocji, dochodzą jeszcze nie mniej fantastycznie postaci. Ekipę Kociołka zdążyliśmy już poznać - elf, rycerz SOL, krasnolud, goblina i guślarza. A co powiecie, kiedy pojawią się jeszcze wampiry, trolle i inne humanoidalne stwory?  Powiem Wam, będzie się działo :-).

Ale...

Jest epicko. Żywo, wciągająco, przyjemnie, ale... jak dla mnie nadal za grzecznie. Krwi mi brakuje, mięsa, napięcia i takiej zwykłej... zawiści? Jest dobrze, dostajemy fajną fantastyczną bajkę dla dorosłych. Tylko tyle i aż tyle.

Dodatkowo czepię się też humoru. W pierwszym tomie bawiłam się dobrze. Rozbawiały mnie żarty i zaskakujące porównania. Tymczasem w Głodnej Puszczy zaczęło mnie to trochę irytować. Jest to spowodowane klimatem drugiej części. Więcej szczegółów dotyczących głównych bohaterów.  Zwłaszcza aspekt rozumienia wiary przez Urgo dodaje do tej historii cięższego, poważniejszego klimatu, do którego zupełnie nie pasują niewyszukane żarty. 

Zgarnąć z półki?

Tak. To dobre fantasy, przy którym można się odprężyć i dobrze bawić. Sympatia jaką wzbudzają bohaterowie oraz przygody w jakich uczestniczą, sprawia że nie można się oderwać od Głodnej Puszczy, a że jest parę rzeczy, których się można czepić... cóż zawsze się coś znajdzie ;-). Mimo wszystko polecam tę serię, ja już zacieram ręce na 3 tom, który pojawi się w przyszłym roku.

Tytuł:              Głodna Puszcza

Seria:              Drużyna do zadań specjalnych

Autor:             Marcin Mortka

Ilustracje:       Piotr Sokołowski

Wydawnictwo: SQN

Premiera:        29.09.2021


A jeśli szukacie więcej fantastycznych książek, sprawdźcie, jakie nowości przygotowała dla Was Tania Książka



Kończę z tym, powiedział bohater zaczynając epicką przygodę. (Nie ma tego złego. Marcin Mortka. SQN)

Niedziela. Dzień odpoczynku i relaksu. Dzieciaki oglądają bajki, a ja mogę zagłębić się w lekturze. Nic mi więcej do szczęścia nie trzeba. Dzisiaj mam dla Was książkę, z którą bardzo przyjemnie spędziłam czas. Jest to ten rodzaj literatury fantasy, który cenie sobie za dostarczenie porządnej dawki przygody i niezobowiązującej historii. Zapraszam.


 

Nie ma tego złego to typowa historia fantasy. Mamy drużynę indywidualistów, którzy połączyli swoje siły aby realizować zadania. Niby nic nadzwyczajnego, ale to właśnie takie utarte schematy sprawdzają się najlepiej.

Kociołek jest obiecującym kucharzem. No... może nie tylko, ponieważ mieczem też potrafi machać, ale gotowanie to jego główna profesja. Razem z żoną prowadzi karczmę, którą odziedziczył po ojcu. Jednak chęć przygody (i zarobku) jest silniejsza. Pewnego dnia wyrusza szukać przygód. Po drodze tworzy drużynę, która dzięki szerokiemu zakresowi umiejętności, podejmie się każdego zadania.  Nawet walki ze Złem!

 

Gdzie ci herosi?

Historie o niezniszczalnych i nieśmiertelnych bohaterach nie biorą się znikąd. Trzeba sobie na to miano zasłużyć. Czasami to prawdziwe wydarzenia, jeszcze częściej koloryzowane ;-).

Tak właśnie jest z Kociołkiem i jego drużyną. Człowiek, goblin, krasnolud, rycerz, druid i elf. Nie powiem żeby to było coś nowego i odkrywczego w świecie fantasy, ale właśnie takie połączenia sprawdzają się najlepiej. Jest zabawnie, pomysłowo i ciekawie. Wszystko dlatego, że każdy członek drużyny ma zupełnie inny pomysł na wykonanie zadania, zgodny z własnym charakterem i postrzeganiem świata, np. elf Eliah jest jak kot, chodzi własnymi drogami, nie lubi kontaktu z ludźmi, ale mimo to pomaga drużynie jak umie, np. zabawiając porwaną królową i tak właśnie rodzi się legenda drużyny Kociołka. Mimo chodem.

Nie ma tego złego?

Podoba mi się ta gra słów. Marcin Mortka nie kombinował z nadaniem złu bardziej mrocznego imienia, czy nazwy. Zło to zło, nie ważne pod jaką postacią. Dodatkowo drugi człon tego przysłowia idealnie sprawdza się w tej historii. Na dobre im to wyszło, ale wcale łatwo nie było.

Epicka przygoda?

Nie do końca. Owszem drużyna walczy ze Złem, czasami musi wydostać się z nie lada opresji, rozwiązać zagadkę zaginionej karawany, czy odkryć dworską intrygę, ale... nie jest to spektakularne raczej użyłabym stwierdzenia naturalna kolej rzeczy.

Nie miałam do tej pory okazji poznać twórczości Marcina Mortki. Jest to moje pierwsze spotkanie z nim. Przejrzałam książki, które stworzył i przetłumaczył i jest w nich bardzo dużo literatury dziecięcej. Myślę, że może być to jedyny zarzut do Nie ma tego złego. Patrząc przez pryzmat jego twórczości. Jego najnowsza książka fantasy jest zbyt łagodna, a postacie nie mają takich problemów, jakie powinny mieć, czyli większych, dużych, przeje... bardzo trudnych ;-). 

Zagarnąć z półki?

Oczywiście! To naprawdę kawał dobrego fantasy, przy którym każdy będzie się dobrze bawił. Chociaż historia mnie nie zaskoczyła, czytałam ją z wielką przyjemnością. Wszystko przez...

"...cycki - powiedział bard z pewnym żalem i pyknął z fajki. - Cycki, Kociołek, tyle spraw załatwiają, że głowa mała."

Tytuł:              Nie ma tego złego

Autor:             Marcin Mortka

Ilustracje:       Piotr Sokołowski

Wydawnictwo: SQN

Premiera:        24.02.2021

 

Za fantastyczną przygodę z Kociołkiem i jego drużyną, dziękuję Taniej Książce.


 

 

 

Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl