Ubongo Shimo, nowe rozgrywka.

 Dzień dobry w środę. Wczesnojesienna aura zachwyca i aż przyjemnie spojrzeć na krajobraz za oknem, nie uważacie? Dlatego postanowiłam, ze dzisiaj zaprezentuje Wam kolejną odsłonę jednej z moich ulubionych gier od Egmontu. Mowa oczywiście o Ubongo.


Ubongo. Shimo.

O Ubongo miałam okazję pisać już parę razy. Połączenie tetrisa i gier logicznych sprawia, że ta gra się nie nudzi. A że Grzegorz Rejchtman ma jeszcze parę pomysłów jak urozmaicić rozgrywkę to co jakiś czas możemy cieszyć się nowymi wyzwaniami. Nie inaczej jest tym razem. W Ubongo Shimo musimy zakryć wszystkie wyznaczone kwadraty tak aby pasowały do otworów w klockach. Sprawa niby prosta, ale... czy próbowaliście kiedyś dopasować element żeby równocześnie zakrywał i odkrywał planszę? Nie to koniecznie spróbujcie!




 
Niestety nie mogę jeszcze pochwalić się Wam jakąś ułożoną układanką, bo... nie udało mi się to zrobić (nawet na najłatwiejszym poziomie!) Może jestem za bardzo rozkojarzona, a może póki co pokonuje mnie to wyzwanie. Nie wiem, ale nie poddam się dopóki mi się nie uda ;-).

Zgarnąć z półki?

Jak dla mnie to gra, w którą trzeba chociaż spróbować zagrać. Jak widzicie na moim przykładzie, jest ona wymagająca, ale dzięki temu udana rozgrywka przynosi dodatkową satysfakcję. Dlatego jak najbardziej polecam!


Ekstremalne Pędzące żółwie czas zaczać!

 Środa, jak ten czas leci. Chociaż mi wydaje się, że czas nie rusza się z miejsca. Tak jakbym trwała w jakiejś próżni. Nie polecam.

Zmieniając temat na bardziej przyjemny i emocjonujący, chciałabym Wam dzisiaj przedstawić  najnowszą odsłonę kultowej gry planszowej Pędzące żółwie


Pędzące żółwie. Turbowyścig do sałaty! Extreme.

Pamiętam, jak moje dzieciaki w prezencie dostały grę Pędzące żółwie. Graliśmy w nią tak często, ze już na pierwszy rzut oka widać ślady użytkowania. Ta gra się nie nudzi. Jest dynamiczna, zabawna i wciągająca. Dlatego kiedy zobaczyłam nową wersję tej gry, wiedziałam, że to będzie super zabawa.


W skrócie.

Jakby ktoś nie miał jeszcze okazji grać w Pędzące żółwie, wyjaśniam. Gra polega na doprowadzeniu swojego żółwia do sałaty. Zapytacie, i tyle? Tak, tylko że nie jest to takie proste jak się wydaje. Każdy gracz dostaje karty z różnymi kolorami żółwi i tak możemy pośpieszyć swojego żółwia (jeśli mamy odpowiedni kolor na karcie) lub spowolnić (lub przyspieszyć - wariant dla rodziców ;-)) konkurencję. Karty są tasowane, więc nigdy nie wiadomo co się trafi. I tyle trzeba wiedzieć na początek.

Co nowego?

Jak już zapoznaliśmy się z ogólnymi zasadami warto wspomnieć, co nowego czeka nas w najnowszej odsłonie gry. Tym razem twórcy pomyśleli o tym jak (jeszcze bardziej) utrudnić nam wyścig do sałaty i wprowadzili:

Kruka, którego boją się żółwie i kiedy stoi obok nich zastygają bez ruchu (tracisz kolejkę)



Czarnego żółwia, który nie ma właściciela i blisko mety odpycha inne żółwie od siebie (cofasz się)




Przeprawę przez rzekę, którą trzeba pokonać jednym ruchem (jeśli staniesz w rzece, cofasz się)

I kopce kreta, które mogą ułatwić, jak i utrudnić wyścig, zależy co się trafi. 



Jak widzicie gra jest jeszcze bardziej emocjonująca. Nie da się przewidzieć, jak ten wyścig się skończy!

Zgarnąć z półki?

Jak dla mnie Pędzące żółwie to pozycja obowiązkowa. A już jej najnowsze wydanie szczególnie. Rozbudowane zasady dają więcej możliwości zabawy. POLECAM!




Najlepsza gra planszowa tej jesieni. Recenzja gry Dinoland. Kupowanie.Gotowanie od Alexandra.

 Środa. Intensywny tydzień ma się ku końcowi. Jeszcze tylko chwila i będzie można się cieszyć długim weekendem. Macie jakieś plany, czy może błogie lenistwo i czas zadumy? Koniecznie dajcie znać :-)

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować super grę od Alexandra, która na pewno dostarczy mase rozrywki w nadchodzących długich wieczorów a że występują w niej dinozaury i różne przysmaki, to na pewno każdy znajdzie coś dla siebie ciekawi jak można połączyć te dwie rzeczy, już Wam wszystko powiem.


Dinoland. Kupowanie, gotowanie.

Przepis jest prosty, trzeba stworzyć dwie gry 😉, a najlepiej na jednej planszy, ale... z dwóch stron.

Gry są bardzo proste, jednak wymagają nieco sprawności. Dlatego skierowane są dla dzieci powyżej 7 lat. A na czym polegają? Obie gry łączą ze sobą elementy klasycznego grzybobrania połączonego z grą zręcznościowa. Obawiałam się trochę tej rozgrywki, ale szybko okazało się, że wszystko się ze sobą fajnie komponuje.


Dinoland.

W grze w dinozaury stajemy się fotografami, którzy zbierają zdjęcia tych starożytnych gadów. Naszym zadaniem jest znalezienie dinozaura i zrobienie mu zdjęcia. Jednak aby to zrobić musimy trafić "pchełka" w jego oblicze. Proste, łatwe i przyjemne, ale... Mamy też pola specjalne , dzięki którym możemy zyskać lub stracić zdjęcie (czyli nasza pchełkę), wygrywa osoba, która dotrze na metr z największą ilością trofeów. 


Analogiczne zasady są w gotowaniu, tylko tutaj zbieramy składniki na danie. Więc jeśli ktoś nie lubi dinozaurów to i tak znajdzie coś dla siebie ;-).


Nie są to super trudne gry, ale na pewno bardzo angażują wszystkich zawodników. To szukanie, rzucanie kością, chęć zdobycia odpowiedniej rzeczy potrzebnej do naszej kolekcji, sprawia że jest to naprawdę super zabawa dla całej rodziny. A możliwość szybkiej zmiany gry nie pozwala na nudę :-).


Zgarnąć z półki?

Tak, jest to zdecydowanie propozycja godna lepszego poznania. Idealna na nadchodzące długie jesienne wieczory. Dlatego gorąco polecam :-),




Nowa Gwinea. Chatka do chatki - recenzja gry planszowej

 Planszówkowa środa. Bardzo się cieszę, że to już połowa tygodnia i za chwilę będzie można cieszyć się długim weekendem. Postanowiłam w tym roku jednak nigdzie nie jechać (może tylko wycieczka po najbliższej okolicy), ale nie zamierzam tez leniuchować, czas wyciągnąć rowery 😉.

Dzisiaj mam dla Was recenzje gry Nowa Gwinea. Tym razem wcielamy się w plemię, które musi zbudować swoją nową wioskę w tajemniczej i egzotycznej Nowej Gwinei. Brzmi ciekawie? Bo tak właśnie jest!


Nowa Gwinea. Chatka do chatki.

To gra przeznaczona dla maksymalnie 4 graczy. Podczas rozgrywki mamy do dyspozycji plansze z zadaniami, geometryczne kafelki, kostkę do rzucania i plansze z punktacja. Tylko tyle u aż tyle żeby fajnie spędzić czas. 

Naszym zadaniem jest  zbudowanie wioski tak aby zakryła oczka wodne i krzaki owocowe. Im więcej takich miejsc zakryjemy tym lepiej, ponieważ dzięki temu zdobędziemy więcej punktów. Nasze kafelki mogą stykać się tylko narożnikami w innym przypadku punkty nie mogą być liczone. Proste prawda? Niby proste, a trzeba się dobrze nakombinować żeby zdobyć punkty i wygrać rozgrywkę. 




Zgarnąć z półki?

Gry z tej serii można brać w ciemno. Gwarantują fajną zabawę i miło spędzony czas. Więc tak, jak najbardziej zgarniać z półki póki są, bo z tego co wiem Nowa Gwinea rozchodzi się jak ciepłe bułeczki ;-).



Zakręcona kolejka. Rodzinna gra planszowa - recenzja.

 Środa. Obudziłam się w miarę dobrym humorze i wyjrzałam przez okno. Co to jest ja się pytam! Śnieg?! W marcu?! No dobra, może tak być, ale czy Pani Zima nie mogła się wcześniej zdecydować? Na przykład jak były ferie? Niech już przyjdzie Wiosna, pliiis!

Dzisiaj mam dla Was recenzję super gry rodzinnej, która spodoba się graczom w każdym wieku, zaczynając od lat 5 ;-). Zapraszam na recenzję Zakręconej kolejki od Multigry.


Zakręcona kolejka - recenzja.

Jak zapewne wiecie, bardzo lubię grać w gry planszowe. Każda rozgrywka daje mi mnóstwo radości i chcę się w Wami tym dzielić. Staram się wybierać tytuły, które mogą Was zainteresować. Tym razem postanowiłam sprawdzić Zakręconą kolejkę, ponieważ gry związane z pociągami zawsze są fajne w odbiorze.



Ticket to ride dla najmłodszych.

Jedną z moich ulubionych gier jest Ticket to ride albo jak brzmi spolszczona wersja (do której nie mogę się przyzwyczaić) Wsiąść do pociągu. Niestety moje dzieciaki są jeszcze za małe na taką rozgrywkę, więc szukałam jakiejś alternatywy. W ten sposób trafiłam na Zakręconą kolejkę i...ruszyła maszyna po szynach powoli ;-).

Zasady gry w Zakręconą Kolejkę.

Gra przeznaczona jest dla max. 4 osób. Najpierw musimy rozstawić planszę, zwrotnicę, pionki i karty. Następnie zaczyna się gra. Naszym zadaniem jest przeprowadzenie naszych pionków (lokomotyw) przez planszę, zbierając karty, które decydują o wygranej.
Niby wszystko jest proste, ale...tylko jeden z naszych pionków może się ruszyć bezpośrednio po rzucie kostką, reszta jest na bocznych torach i aby ruszyć się z miejsca, musimy użyć zwrotnicy. A o tym, czy i jak możemy się ruszyć decyduje już rzut kostką.
Rozgrywka jest naprawdę dynamiczna i zmienna. Autorka Zakręconej Kolejki wymyśliła parę fajnych akcji, które mogą totalnie zmienić przebieg gry, np. spychanie pionków przeciwników. Brzmi jak niezła przeszkadzajka, prawda? Tylko, że w pewnych sytuacjach takie spychanie może okazać się szkodliwe dla nas samych ;-).






Zgarnąć z półki?

Tak. Zakręcona Kolejka oparta jest na prostych zasadach i dynamicznej rozgrywce. Ta gra idealna propozycja na spędzenie ostatnich (mam nadzieję) dni zimy w domu ;-).




Piraci. Edukacyjna gra strategiczna - recenzja gry.

 Środa. Dzisiejszy dzień (póki co) jakoś specjalnie się nie wyróżnił. Praca, obowiązki domowe, wieczorny odpoczynek. Nic specjalnego, ale i tak cieszę się, że był właśnie taki. Czasami po prostu potrzebujemy dobrze znanej rutyny, która potrafi dodać siły i energii. A Wy, lubicie takie rutynowe dni?

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić super planszówkę, w której możemy zatopić piracji statek! Zapraszam na recenzję gry Piraci.



Piraci. Edukacyjna gra strategiczna - recenzja.

No dobra, może trochę przesadziłam z tym zatapianiem, ale na pewno możemy strzelać z armaty! Już pewnie domyślacie się na czym polega ta gra? Musimy pierwsi dopłynąć do miejsca, w którym został zakopany skarb, no i po drodze musimy utrudniać podróż naszym przeciwnikom. Niby wszystko wydaje się proste, ale kiedy to my jesteśmy ostrzeliwani, dopłynięcie do celu już takie proste nie jest ;-).

Zasady.

Plansza dla maksymalnie 4 graczy, pionki, kule i przeszkody oraz karty do gry. Tyle potrzebujemy do emocjonującej rozgrywki. Każdy gracz wybiera sobie jeden statek oraz odpowiadającą mu figurkę. Następnie ustawia ją na linii startowej i otrzymuje 3 karty z talii. Kiedy wszyscy zawodnicy mają już komplet potrzebnych atrybutów, możemy zaczynać.

Runda.

Podczas naszej rundy możemy (jeśli nie jesteśmy w żaden sposób zablokowani) zrobić dwie akcje.

1. ruszyć się o jedno pole i zagrać jedną kartę (ważne jest aby na ręce zawsze mieć 3 karty, więc po każdym zagraniu dobieramy z talii)
2. nie ruszać się w ogóle i zagrać dwie karty.








No i tu wchodzą przeszkadzajki. Kart w talii są bardzo różne. Jedne pomagają w naprawie naszego statku, inne szkodzą przeciwnikom. To od nas zależy jaką kartę zagramy. Jednak kiedy nasz statek otrzyma 5 trafień jest unieruchomiony przez 2 tury, podczas których musimy przymusowo naprawić chociaż jedną dziurę (nawet jeśli naprawimy ją szybciej to i tak musimy odczekać 2 rundy aby się ponownie ruszyć).
 
 


Cała rozgrywka jest naprawdę przyjemna i dynamiczna. Dzięki losowości kart nigdy nie wiadomo, kto co zagra i komu zaszkodzi. 

Zgarnąć z półki?

Tak. To naprawdę bardzo fajna gra planszowa pełna planowania i dobrej zabawy. Nie jest bardzo skomplikowana, dlatego można w nią grać z dziećmi nawet od 3 roku życia. Chyba że tak jak w moim przypadku pewien mały chłopczyk nie chce zrozumieć, że przeszkadzanie to element gry, a nie złośliwość ;-). Dlatego z własnego doświadczenia radzę żeby zacząć grać z nieco starszymi dziećmi.





 

Recto Verso - recenzja gry.

 Środa. Kolejny dzień, który minął nie wiadomo kiedy, ale właśnie takie dni lubię najbardziej. Czuję, że każda godzina, a nawet każda minuta jest odpowiednio wypełniona. Dzisiaj chociaż byłam bardzo zajęta, tak naprawdę znalazłam czas na wszystko. A myśl o tym, że jutro tłusty czwartek napawa mnie jeszcze większym optymizmem. A jak Wasza środa? 

Dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam jedną z fajniejszych gier planszowych, w jaką miałam ostatnio okazję zagrać. Zapraszam na recenzję Recto Verso.


Recto Verso. Buduj imprezowo - recenzja.

Jak już zapewne wiecie, bardzo lubię gry planszowe. Zwłaszcza takie, w których trzeba się nieźle nagłówkować. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Recto Verso, wiedziałam że to gra w sam raz dla mnie. Dlaczego? Ponieważ to gra zespołowa, w której buduje się trójwymiarowe budowle!

Zasady.

Naszym zadaniem jest zbudowanie budowli z kloców, ale... to nie jest takie o, że bierzemy klocki i budujemy. Musimy zbudować budowlę razem ze swoim partnerem, która będzie zgodna z wylosowaną kartę. Brzmi skomplikowanie? Już tłumaczę.



Najpierw wybieramy sobie nasz żeton gracza (duży sześciokąt z oknem). Jest to ważne podczas losowania partnerów w rundzie. Potem bierzemy po małym żetonie zgodnie z kolorami pozostałych graczy oraz ilością. Przykładowo:

mamy czterech graczy, więc bierzemy jeden duży żeton gracza oraz 3 małe w kolorach, które wybrali pozostali. Podczas naszej rundy wybieramy jeden mały żeton, który wskaże naszego partnera.



No i zaczyna się gra. Opowiem Wam o łatwiejszym wariancie, ponieważ póki co tylko w ten gramy. Losujemy kartę i wkładamy ją w odpowiednie miejsce na planszy. Naszym zadaniem jest ułożenie klocków zgodnie z tym, co widzimy na karcie. Podczas naszej rundy możemy komunikować się z naszym partnerem omawiając naszą wspólną budowlę. Kto skończy pierwszy krzyczy Recto, druga osoba po ukończeniu swojej części budowli krzyczy Verso. Potem następuje sprawdzenie zgodności budowli z kartą i odpowiedni przydział punktów. Wygrywa osoba, która zdobędzie ich najwięcej.






Gra drużynowa.

Dawno nie spotkałam się z tego typu rozgrywką. Samemu jest jednak łatwiej, ponieważ wiemy, co konkretnie chcemy zrobić. Problem pojawia się wtedy, kiedy nie wiemy jak dograć się z partnerem, który zmienia się co rundę. Muszę przyznać, że to naprawdę emocjonująca rozgrywka, która zapewni dobrą zabawę na długi czas. 

Zgarnąć z półki?

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 lat i wydaje mi się, że jest to odpowiedni wiek, ponieważ moje dzieciaki jeszcze nie rozumieją planowania przestrzennego i nie czuły się komfortowo podczas rozgrywki, za to dzieciaki w wieku szkolnym na pewno odnajdą w Recto Verso dużo zabawy i przyjemności.



Sposób na szybkie ogarnięcie nudy. Recenzja gry Wooolniej!

Środa. Ten okres po świętach przed nowym rokiem jest jakiś dziwny. Tak jakbyśmy trwali w jakimś zawieszeniu, jakbyśmy na coś czekali. Macie już jakieś postanowienia noworoczne, bo ja tak i tym razem postaram się do nich dobrze przygotować, tak żeby realne było ich spełnienie, a nie jak zwykle, miesiąc motywacji i tyle ;-).

Nie samymi postanowieniami jednak człowiek żyje. Muszę przyznać, że Klara w tym roku była niesamowicie pomocna i zaczynam się zastanawiać, jak wcześniej radziłam sobie bez jej pomocy ;-). Dlatego dzisiaj mam dla Was doskonała propozycję na wspólne spędzenie czasu i zrelaksowanie się. Mam dla Was super planszówkę :-).

Wolniej!




Kolejna prosta i przyjemna gra od Ping Frog. Ja nie wiem, jak oni to robią, ze każda ich produkcja jest kolejnymi strzałem w dziesiątkę. Tym razem musimy jak najwolniej dojść do końca drogi, a jak to zwykle bywa, nie jest to takie proste ;-).

Zasady.

Najbardziej lubię gry, w których są krótkie instrukcje, a zadania do wykonania są wręcz instynktowne. Właśnie tak jest w Wooolniej! Tym razem wcielamy się w ślimaki, które buszują sobie po grządce z warzywami. Do dyspozycji mamy trójwymiarową planszę, cztery figurki ślimaków i talię kart. Tylko tyle i aż tyle. Naszym celem jest NIE DOTARCIE DO METY. Gracz, który będzie najdalej od ostatniego pola wygrywa.



Poruszamy się dzięki kartom. Każdy gracz dostaje po dwie karty na start, a potem dobiera co turę kolejną kartę, tak aby na ręce zawsze mieć dwie. Ślimaki poruszają się tylko do przodu i w każdej turze trzeba zagrać jakąś kartę. Kto dotrze do końca grządki, spada z niej. To tyle jeśli chodzi o ogólne zasady. Proste prawda, ale...

Oprócz kart z warzywami istnieją jeszcze specjalne karty, które mogą przyśpieszyć lub spowolnić graczy. Najlepszą kartą jest drzemka, ponieważ wtedy nasz ślimak się po prostu nie rusza. Jednak w talii pojawiają się jeszcze inne karty, jedna przymusowo przesuwa nas o określoną ilość pól (oraz graczy, którzy stoją nam na drodze), a dodatkowo jest jeszcze karta, która przyśpiesza gracza, który zostaje na końcu, tak dokładnie tego, który wygrywa. Musze przyznać, że rozgrywka jest bardzo emocjonująca i zmienna, dzięki czemu to po prostu świetna zabawa :-).




Zgarnąć z półki?

Markę Pink Frog można brać w ciemno. Nie zawiodłam się jeszcze na żadnej ich grze. Wolniej to kolejna propozycja, która umili zimowy wieczór i pozwoli przyjemnie spędzić czas w gronie najblższych, nie tylko tych najmłodszych. Także z czystym sumieniem polecam grę Wolniej.



Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl