Ciekawe jak to jest zobaczyć coś naprawdę magicznego (Oczy Michaliny. Latarnik)

Totalny szok i zaskoczenie. To właśnie lubię w proponowanych przede mnie książkach Nie zdarzyło mi się pisać recenzji przed przeczytaniem w całości wybranej książki. Czasami jest tak, że czytanie się przedłuża, czasami jest zdecydowanie za krótkie. Jednak najbardziej lubię takie, które mnie totalnie zaskakują. Długo myślałam jak zaprezentować Wam tę książkę i szczerze, nadal mam z tym pewien problem, ponieważ... zaskoczyła mnie... Nie wiedziałam, że fantastyka dla młodzieży może być taka przejmująca.


Michalina widzi różne rzeczy. Wie, że nie są prawdziwe, chociaż czasami zaczyna w to wątpić. Jest mądrą dziewczynką i wie, że nie powinna się chwalić taką umiejętnością. Niestety nieodpowiedni ludzie dowiadują się o jej zdolnościach. Michalina jest w wielkim niebezpieczeństwie. Czy dzięki dodatkowemu widzeniu uda się jej wyjść cało z opresji?

No i co myślicie o zarysie fabuły? Zapowiada się ciekawie. Chyba najbardziej byłam ciekawa tego, co widzi Michalina, a nie skąd ma tę moc. Jednak Marcin Szczygielski bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i umiejętnie połączył zagadkę dodatkowej umiejętności głównej bohaterki z tajemnicą pochodzenia tej mocy. 

Samego autorka kojarzyłam. Widziałam parę razy zapowiedzi jego książek, czytałam parę recenzji, ale nigdy nie miałam okazji nic czytać. Myślałam zawsze, o literatura dla dzieci (tych starszych), będę miała jeszcze na nią czas. Jednak opis Oczu Michaliny tak mnie zaciekawił, że stwierdziłam, ze dam tej książce szansę już teraz, nie będę czekać aż dzieciaki podrosną ;-)

Zaczęłam czytać. jedna strona, druga, rozdział, kolejny, połowa książki, koniec. Jestem w tak totalnym szoku, że ciężko mi się pozbierać. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie literaturę dla dzieci. Bardziej naiwną, mniej fantastyczną. Teraz już wiem, że nie mam co czekać, ponieważ ominie mnie dużo dobrych historii. To nic, że na razie takie książki czytam sama dla siebie. Za jakiś czas będę mogła czytać je z dziećmi, rozmawiać o nich, dyskutować, kreować alternatywne zakończenia... już nie mogę się doczekać. Żałuję, że wydawało mi się, że z takimi książkami warto jeszcze poczekać, aż boję się pomyśleć ile dobrych historii ominęłam, bo były "za duże". Dobrze, że teraz już wiem, że historie takie jak Oczy Michaliny są dla dzieci, ale mogą podobać się też dorosłym :-).

Tytuł:              Oczy Michaliny 

Autor:             Marcin Szczygielski

Ilustracje:        Emilia Dziubak

Wydawnictwo:  Latarnik

Premiera:         26.10 2020


Za totalne oczarowanie mnie literaturą dla starszych dzieci, dziękuję Taniej Książce.





Bycie przedszkolakiem wymaga wielu... wielości. (Basia. Wielka Księga przedszkolaka. Harperkids)

 Prawie udało nam się zjeść wszystkie potrawy świąteczne. Zostało tylko trochę ciasta i wędliny. Jednak przed takie jedzenie człowiek jest bardzo ociężały, senny, bez siły i motywacji do czegokolwiek. Dzisiaj jedliśmy już normalny obiad, daaaawno nie widziałam żeby dzieciaki jadły z takim smakiem i apetytem ;-). Jeśli chodzi o normalność, to tak jak wczoraj Wam wspominałam, wróciliśmy do normalnego trybu dnia. Oznacza to, że rano dzieciaki budzą mnie książką (w twarz, w brzuch, nie ważne, bylebym się obudziła), w ciągu dnia czytamy i na noc też czytamy. Różni się do od świątecznego czasu, że po prostu czytamy więcej ;-).

Dlatego dzisiaj mam dla Was książkę, która do tej normalności pozwala wrócić. O Basi już kiedyś pisałam. Polubiłyśmy się. Bardzo kojarzy mi się z Bolkiem i Lolkiem. Jej przygody są interesujące, wciągające i zabawne , dlatego często sięgamy po książki z tej serii, a Klara, inspiruje się Basią tak bardzo, że często cytuje jej teksty. Muszę przyznać, że jest to dość zabawne, ponieważ ja również znam te historie (przecież je czytam) i wiem, do czego zmierza, cytując tę postać ;-).


Tym razem możemy zapoznać się z kompendium wiedzy na temat przedszkolaków. Każdy wie, jak trudno dopasować się do różnych norm społecznych. Samo życie między innymi ludźmi czasami jest trudne i problematyczne. A kiedy dziecko, które cały swój czas spędzało z rodzicami (którzy najczęściej na wszystko pozwalają, gotują to, co się lubi, oddają zabawki, którymi się bawią), idzie do przedszkola... Nie jest to łatwa sytuacja. Taki przedszkolak musi nagle zacząć przestrzegać określonych zasad, jeśli nie zje obiadu to będzie głodny, bo nikt nie ugotuje mu porcji ulubionej zupki z makaronem w kształcie literek, jeśli uderzy kogoś to spotka go kara, itd.

Basia. Wielka księga przedszkolaka, pokazuje różne tematy związane z tym etapem rozwoju. Pozwala poznać i bardzo często zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w przedszkolu i dlaczego obowiązują takie, a nie inne zasady. Kiedy czytałam ją dzieciom, Klara zaczęła mi opowiadać o swoich przygodach i różnych perypetiach. Muszę przyznać, że fajnie było poznać takie szczegóły, bo na co dzień albo o tym zapominała albo opowiadała w wielki skrócie. 






Tak po cichu Wam powiem, że Basia bardzo kojarzy mi się z Klarą. Może dlatego i ja i moja córka bardzo lubimy tę bohaterkę ;-). Przez ten świąteczny czas nie było czasu, ani ochoty na normalne rzeczy, wiadomo, jak to w święta. Dlatego cieszę się, że pierwszy dzień po świętach zaczęliśmy właśnie od Basi, ponieważ jest to sygnał dla mojej podświadomości, że koniec z obżarstwem i lenistwem, czas wrócić do normalności. I wiecie co, dzisiaj już darowałam sobie porcję ciasta do kawy ;-).

Tytuł:              Basia. Wielka księga przedszkolaka

Autor:             Zofia Stanecka

Ilustracje:        Marianna Oklejak

Wydawnictwo:  Harperkids Polska

Premiera:         18 listopada 2020


Za to kompendium wiedzy i możliwość poznania przygód mojej prywatnej Basi, dziękuję Wydawnictwu Harperkids Polska




A ku ku ;-) (Masza i Niedźwiedź. Książka z okienkami. Harperkids)

 Czy Wy też chodzicie i ziewacie. Co bym nie robiła, ile kawy bym nie wypiła, chodzą i ziewam. Ah, święta. Było dobrze, rodzinnie i spokojnie. Chociaż cieszę się, że są tylko raz w roku ;-). Dzisiaj weszłam na wagę żeby zmotywować się do ruszenia tyłka i wiecie co, nic, zero, ani trochę mnie to nie zmotywowało ;-). Ogólnie czuję się przeżarta, ale nie jadłam jakoś specjalnie dużo, to chyba magia świąt. Czas wrócić do względnej normalności. Dzieciaki chyba też czują, że święta się skończyły i dzisiaj już zrobiły pobudkę o 6 rano. Więc dzisiejszy poranek zaczęliśmy normalnie, od książek.


Nie przepadam za Maszą. Jakoś ta bajka mnie drażni, ale nie mi ma się podobać. Klara i Janek lubią od czas do czasu. Dlatego jak zobaczyłam, że Harperkids wydali książkę Maszę i Niedźwiedzia jako książkę z okienkami, wiedziałam, że spodoba się moim dzieciakom. Miałam nosa ;-).

Klara była ogólnie zadowolona. Zobaczyła postacie, które lubi, przejrzała okienka, ogólnie na plus, ale to Janek zakochał się w tej książce totalnie. Jak Wam już wcześniej wspomniałam, dzisiaj rano dostałam książką w głowę (w celu obudzenia mnie) i musiałam czytać. Odkąd Masza i Niedźwiedź. Książeczka z Okienkami pojawiła się w naszym domu, czytamy codziennie. Wspominałam Wam ostatnio, że istnieje taki rodzaj książek, po które dzieci sięgają same. To zdecydowanie jedna z nich.






Nie wiem ile jeszcze razy ta książka mnie obudzi. Książki z okienkami mają to do siebie, że dzieciaki je uwielbiają. Rozbudzają ciekawość, pomagają w odkrywaniu tajemnic i rozwiązywaniu zagadek. Nie lubię Maszy, ale lubię kiedy moje dzieci same z przyjemnością i satysfakcją sięgają po książki. Dlatego Masza i Niedźwiedź. Książeczka z okienkami to książka nie tylko dla fanów, ale dla wszystkich małych odkrywców :-).

Tytuł:              Masza i Niedźwiedź. Książeczka z okienkami.

Tłumaczenie:    Karolina Marcinkowska

Wydawnictwo:  Harperkids Polska 

Premiera:         05 stycznia 2021


Za możliwość zakolegowania się z Maszą, dziękuję Harperkids Polska.




Znowu ten lew! (Jak schować lwa w święta. Amber)

 Ah, jaki piękny mamy dzisiaj dzień, nic nie trzeba robić, nigdzie nie trzeba się śpieszyć. Wystarczy usiąść i się relaksować... żartuję ;-). Chociaż w tym roku Święta nie są tak huczne to pewne przygotowania należało poczynić. U mnie w tym roku wyjątkowo wszystko jest na ostatnią chwilę. Nie mam pojęcia jak to zrobiliśmy. Chociaż muszę szczerze powiedzieć, że nie narzekam z tego powodu. Nie było świątecznej gorączki i stresu z nią związanego. Po prostu dzisiaj okazało się, że jest 24 grudnia, a my nie mamy nawet zakupów. Nie mówię tu o wielkich świątecznych zakupach, ale o takich podstawowych. Wiadomo, sklepy przez 3 dni będą zamknięte, więc przydałoby się kupić chociaż mleko. Zanim pojedziemy na zakupy, chciałabym Was opowiedzieć historię pewnej serii książek o chowaniu lwa



Macie takie książki, które leżą na półce i się kurzą. A kiedy już myślicie o tym żeby je sprzedać lub oddać okazuje się, że są rewelacyjne i Wy (lub tak jak w tym przypadku Wasze dziecko) sięga po nie bardzo często? U mnie było tak właśnie z tą serią. Kupiłam bardzo dawno temu Jak schować lwa w szkole. Przejrzałyśmy (wtedy była jeszcze tylko Klara), ale jakoś nie było szału. Książka przeleżała na półce bardzo długo. Nawet zapomniałam o tym, że ją mamy. Pewnego dnia Klara szukając czegoś do czytania, wyciągnęła ją. Przeczytałam razu, drugi, trzeci, potem Klara sama po nią zaczęła sięgać i tym sposobem bardzo się z tą serią zaprzyjaźniliśmy. Potem okazyjnie kupiłam Jak schować lwa przed babcią.  A kiedy przeglądałam nowości dla dzieci od Taniej Książki, wiedziałam że najnowsza część przygód lwa i Martynki  również spodoba się moim dzieciom.

Jak już wiecie, bo bardzo lubię to podkreślać, jestem Grinchem. Nie lubię magii świąt. Drażni mnie to sztuczne szczęście w filmach, reklamach, książkach. Nie oznacza to jednak, że chcę aby moje dzieci też były Grinchami. Staram się aby czuły, że ten czas jest wyjątkowy. Może nie tak magicznie jak się to wszystko przedstawia, ale podczas przygotowań do świąt w naszym domu nie brakuje śmiechu, wspólnych chwil przy świątecznych obowiązkach (ubieranie choinki, pieczenie ciast), czy kolęd. 

Każdy ma swój sposób na spędzanie świąt. Jedni bardziej, drudzy mniej. Ważne jest tylko to, jak i czy w ogóle, chcemy celebrować ten czas. Sam świąteczny klimat nie jest dla mnie, ale tak jak Wam wspominałam, dzieciom tego nie żałuję. Dlatego dzisiaj chciałabym Wam przedstawić bardzo świąteczną historię.

Seria o lwie i Martynce to historia, która opowiada o przyjaźni i... kłopotach z nią związanych. No bo nie wszyscy muszą przyjaźnić się z lwem. A co gorsze, niektórzy mogą się go bać, chociaż zupełnie nie wiem dlaczego ;-). W najnowszej części lew i Martynka muszą się rozstać. Dziewczynka wyjeżdża na święta do swojej cioci i nie może zabrać ze sobą swojego przyjaciela. Jest z tego powodu bardzo smutna, a lew jako jej najlepszy przyjaciel nie może pozwolić na to żeby jego przyjaciółka się smuciła. Jak skończyła się ta historia? Ciepło i... śnieżnie ;-).



Jak schować lwa w Święta to kolejna część serii, którą po prostu trzeba mieć. Bardzo się cieszę, że Klara na nowo odkryła tę serię, ponieważ sama bardzo ja lubię. Ma w sobie wszystko, co potrzeba do dobrej opowieści. Przyjaźń, trochę magii no i prawdziwego lwa! No może trochę bardziej salonowego, ale lew to lew ;-).

Tytuł:              Jak schować lwa w święta

Autor:             Helen Stephens

Tłumaczenie:    Małgorzata Cebo - Foniok

Wydawnictwo:  Amber

Premiera:         13 listopada 2020

Za możliwość poznania lwa w świątecznym nastroju, dziękuję Taniej Książce.



Najważniejsza książka roku! (Dlaczego nosimy maseczki? HarperKids)

 Ostatnie dni względnej wolności. Dzieciaki w przedszkolu, można bez wyrzutów sumienia, w końcu coś ogarnąć ;-). Chociaż trochę mi to zajęło, nauczyłam się już, że wielkie sprzątania, segregacja zabawek, wycieranie każdej brudnej lub pomazanej zabawki, mija się z celem, bo ile taki stan będzie się utrzymywał. U mnie, nie długo. A jak coś jest już raz pomalowane to mam prawie pewność, że dzieciaki drugi raz tego nie ruszą ;-). Wiadomo, nie można też totalnie olewać porządków, ale trzeba to robić w granicach zdrowego rozsądku ;-).  

Skąd taki temat do rozważań? Dzisiaj będzie trochę o czystości, ale przede wszystkim będzie o zrozumieniu. Czy rozumienie o co chodzi z Covid -19? Czy jesteście pewni, że ogarniacie to, co się dzieje? Czy jesteście w stanie wytłumaczyć to komuś, kto zupełnie nie ma pojęcia jak to wszystko pojąć. A może, tak jak ja, wiecie co się dzieje, ale zupełnie tego nie ogarniacie? Tylko, że My jesteśmy dorośli, więc wiele rzeczy jesteśmy w stanie sobie wytłumaczyć odwołując się do naszej wiedzy i doświadczenia życiowego. A dzieci? Nie są w tak komfortowej sytuacji. Ich świat się zmienił i zupełnie nie wiedzą dlaczego. Na szczęście w tych szalonych czasach okazuje się, że wychodzą nam (ludziom) całkiem fajne inicjatywy. A jedną z takich akcji jest książka Dlaczego nosimy maseczki.







Kaja ogląda telewizję, nie rozumie dlaczego wszyscy wyglądają jak lekarze i noszą maseczki, nie rozumie, co do za dziwne kolejki do sklepów. Pyta mamę, a ona zaczyna opowiadać coś o jakiś wirusach, które są, ale ich nie widać. Dziewczynka nic z tego nie rozumie. Z wyjaśnieniem całej tej sytuacji przychodzi sam wirus, który przedstawia sytuację z własnej perspektywy. 

Nie wiem jak u Was, ale mnie Klara często pyta o koronawirusa. Niestety, nie oszukujmy się, ale wiele rzeczy jest zależnych od sytuacji pandemicznej, a w chwili obecnej najczęściej wstrzymanych. Tak jak wspominałam wcześniej, my jako dorośli jesteśmy w stanie to zrozumieć, ale dzieciom jest bardzo trudno odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Książka, którą Wam dzisiaj prezentuje doskonale nadaje się właśnie do tego, aby pomóc zrozumieć to co się dzieje. Wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje i wytłumaczyć, co robić aby było lepiej i bezpieczniej. 






Szczerze? Nie wiedziałam, czy to będzie odpowiednia książka dla Klary i Janka. Dla mnie to ciągle maluchy, które nie wiele rozumieją z otaczającego ich świata. Zupełnie zapominam o tym, że dzieci to doskonali obserwatorzy i może nie rozumieją, ale doskonale wiedzą, co się dzieje. Klara od samego początku byłą zachwycona tą książką. Tak bardzo jej się podobała, że chciała zabrać ją ze sobą do przedszkola. Sama muszę przyznać, że byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Zero naukowej gadki, zero przekazywania ideologii. KONKRETY. Janek też bym zainteresowany, pokazywał obrazki, które najbardziej go ciekawiły, słuchał, przytakiwał, pokazywał. 

Jak wiecie mamy dużo ciekawych książek. Tak naprawdę moglibyśmy siedzieć i czytać całymi dniami. Jednak ta książka jest szczególna. Dlaczego nosimy maseczki? To niezbędnik roku 2020. Pozwala nie tylko wyjaśnić dlaczego wirus jest taki niebezpieczny, ale i tłumaczy to, co dzieje się dookoła. Maseczki, dezynfekcja, #zostańwdomu, pomoc seniorom. Jestem autentycznie szczęśliwa, że taka książka powstała i na pewno będę ją nie tylko polecać każdemu, ale i czytać wszystkim dzieciom, które nas odwiedzą (mam nadzieję w niedalekiej przyszłości).

Tytuł:              Dlaczego nosimy maseczki?

Autor:             Ilaria Capua

Ilustracje:        Ilaria Faccioli

Tłumaczenie:    Katarzyna Skórska

Wydawnictwo:  HarperKids Polska 

Premiera:         09 grudnia 2020


Za możliwość edukacji i rozprzestrzeżania wiedzy ;-), dziękuję Wydawnictwu HarperKids Polska.






Kocham Cię tak... Jak? (Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham. Harperkids)

Nie uwierzycie! Pisząc dla Was wczorajszy post nie wiedziałam, że tak potoczy się moja sobota.  Posprzątałam jeden pokój! Jeden, ale ten najważniejszy, ten w którym stoi choinka. Choinka też już ubrana! Widzicie, jak motywująco na mnie działacie ;-). Dzisiaj basta! Czas się trochę polenić, zrelaksować, poczytać. Czy co kto tam chce. U mnie wybór jest prosty, zawsze znajdzie się coś do czytania ;-).

Dlatego dzisiaj mam dla Was książkę, która jest przeznaczona tylko i wyłącznie do czytania z dziećmi. Czytanie jej gwarantuje pełne wzruszenie i niesamowicie miło spędzony czas. To książka, która pozwoli odkryć jaką miarą możemy zmierzyć miłość.



Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham to historia o tym jak Duży brązowy królik kładzie spać swojego synka i zaczynają się przekomarzać kto kogo kocha bardziej. Wiadomo, dziecko chce udowodnić, że kocha rodzica bardziej, rodzic (jako istota myśląca bardziej racjonalnie) potrafi zawsze przewyższyć tę skalę. Mały króliczek jednak nie daje za wygraną i finalnie... wygrywa to może za duże słowo, ale kładzie się spać z przekonaniem, że jego miłość jest większa od tej, którą darzy go tata.

Ile razy dawaliście za wygraną? Nie tylko w kwestii uczuć, ale ogólnie. Zawsze staracie się sprawić aby dziecko wygrało w takim sporze? U mnie to bardzo zróżnicowana kwestia. Kiedy chodzi o uczucia, okey. Niech kocha mnie bardziej jeśli po prostu chce być lepsza "bo tak" na to już zgody nie ma. Wracając jednak do tematu. Jaka była najbardziej abstrakcyjna miara wasze miłości? Mi ostatnio Klara powiedziała, że kocha mnie tak bardzo, że ela. Nie wiem, co to za miara, ale rozumiem, że jest w niej wszystko zawarte ;-). 





Takie książki jak Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham, wyzwalają w dzieciach pomysły na przedstawienie własnych uczuć. Uwielbiam czytać z dzieciakami takie historie. Śmiać się, porównywać, wymyślać własne miary. Takie książki jak ta o Brązowych królikach sprawia, że cieplej się robi na sercu. Najlepiej czyta się ją właśnie w niedzielę. Kiedy nigdzie się nie śpieszymy, kiedy możemy cały dzień spędzić w pidżamach. Kiedy możemy rozmawiać o czym tylko chcemy, a nie o obowiązkach domowych i pracy. Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham to książka, która można powiedzieć, uosabia niedzielę. Jest ciepła, kochająca i bardzo rodzinna. 

No i te ilustracje, ah. Chyba właśnie za nie na samym początku pokochałam tę książkę. Charakterystyczne ilustracje Anity Jeram sprawiają, że od samej okładki nie możemy się oderwać, nie mówiąc już o tym, co się kryje dalej.

Tytuł:              Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham

Autor:             Sam McBratney

Ilustracje:         Anita Jeram

Tłumaczenie:    Jarosław Mikołajewski

Wydawnictwo:  HarperKids Polska 

Premiera:         25 listopada 2020

Za możliwość przeskalowania matczynej miłości, dziękuję Wydawnictwu HarperKidsPolska




 

Kto nie miał ochoty strzelić laserem z oczu w rodzeństwo, niech pierwszy rzuci kamieniem! (Supersistars. Egmont)

 Zaczyna dopadać mnie świąteczna gorączka. Porządki, zakupy, prezenty. Wiadomo. Tylko, że... z porządkiem tak już jest, że się długo nie utrzymuje, także nie ma co za wcześnie zaczynać. Zakupów nie można zrobić za wcześnie, bo jedzenie się zepsuje. Prezenty... kupione już dawno i schowane żeby dzieci nie znalazły. Więc o co mi chodzi? Chodzi mi o to, że czuję jak zbliża się atmosfera świąt. Człowiek staje się bardziej nerwowy - nie zdążę ze wszystkim na czas! Nie ogarnę tego, nie... coś tam, coś tam. Mam uczucie, że powinnam sprzątnąć przed świętami (chociaż nie spodziewamy się żadnych gości), ale jakoś nie mogę zacząć i co... olewam sprzątanie, czytam książki ;-).

A jest co czytać, ponieważ ostatnio moje dzieci zakochały się w komiksach. Jak już wcześniej Wam wspominałam, staram się kontrolować to, co czytają i oglądają moje dzieci, więc siłą rzeczy czytam wszystkie komiksy przed nimi (oh, jaka mnie kara spotkała, muszę czytać komiksy ;-)). Dlatego dzisiaj mam dla Was historię, które jest mi szczególnie bliska. 


Super Sistars to rodzeństwo jak każde inne. Kłócą się i kochają na zmianę. Jest jeden mały szczegół, który odróżnia je od zwykłych rodzin. Mają super moce. Potrafią prawie wszystko, a jak czegoś nie potrafią to się nauczą. Tylko, czy to wystarczy do pokonania... samych siebie?

Tak, wiem, trochę to zawiłe. Wendy (Super W) i Marine (Super M) są bohaterkami wszechświata. Potrafią poradzić sobie z każdym problemem. Czasami tylko staje im na drodze ich siostrzana miłość, która utrudnia pokojowe rozwiązanie. Dlaczego? Wyobraźcie sobie, że toczycie walkę z armią najeźdźcy. Przewaga liczebna wroga miażdżąca, obcy teren, a jedna z głównych sił broniących nagle się obraża i sobie idzie. Bitwę musi wygrać tylko jedna Super Sistars, ale czy da sobie radę?

Widzicie tego krwiożerczego tyranozaura na okładce? Wyobrażacie sobie jak bardzo musi być wściekły? Tylko na co? Może jest taki z natury, a co jeśli nie? Może coś doprowadza go do szału? Super Sisters jako kosmiczne bohaterki na pewno odkryją prawdę, a może i uspokoją tego dinozaura?





Sami widzicie, Super Sisters nie mają lekko, ani z ratowaniem wszechświata, ani ze sobą. Chyba nie jestem w stanie wybrać, która przygoda podobała mi się najbardziej. Superklony były ciekawe. Jako dorosła chciałam zobaczyć Super W i Super M jako dojrzałe kobiety, ale historia o zdobywaniu super mocy też była fajna (gdyby to było takie proste!). Jedno wiem na pewno. Bawiłam się z nimi wyśmienicie, a Klara i Jasiek bardzo chętnie sięgają po ten komiks aby oglądać ilustracje. Próbowałam im czytać Super Sisters jednak czytanie na głos komiksu zaburza trochę jego dynamikę. Dlatego na razie zostajemy przy oglądaniu ;-).

Żałuję, że wcześniej nie sięgnęłam po ten komiks (oprócz super mocy dziewczyny mają też całkiem zwyczajne życie, w którym nie brakuje radości i dramatów). Sama mam młodszą siostrę i naprawdę wiele razy (teraz już nie, ale miło powspominać ;-)) strzeliłabym jej z lasera, tak tylko dla ostrzeżenia ;-). Uwielbiam takie historie. Są zabawne, wciągające i ponadczasowe (w moich czasach nie można było mieć lasera w oczach, a i tak myślałam o takim rodzaju kary ;-)) . Dlatego polecam wszystkim, nie tylko siostrom, ale i braciom, mamom, tatom, babciom, itd. Jest to komiks, który zapewnia dobrą zabawę wszystkim, bez wyjątku :-).

Tytuł:              Supersisters

Scenarzysta:    Christophe Cazenove, William Maury

Ilustracje:         William Maury

Wydawnictwo:  Egmont

Premiera:         25 listopada 2020


Za tę kosmiczną podróż pełną siostrzanych uczuć, dziękuję Wydawnictwu Egmont



Astrologowie ogłaszają tydzień zbiorów. (Folwark Marzeń. Alexander)

 Sporo ostatnio u mnie książek, ale mówiłam, że tak będzie ;-). Kiedy mam czas na czytanie? No cóż, nie oglądam telewizji, mój plan dnia zakłada również czas na czytanie, a poza tym wykorzystuję na to każdą wolną chwilę - dzieciaki się kąpią - czytam, dzieciaki oglądają bajki - czytam, gotuję obiad - czytam. To już nałóg, ale uwielbiam zagłębiać się w fabułę, przekręcać kolejną stronę i robić wow, ale seeerio, albo co? Nie rozumiem. Każdy, kto czyta, wie o czym mówię ;-). Jednak muszę się Wam poskarżyć. O ile mam nosa do książek dla dzieci, tak ostatnio książki dla dorosłych (czyli takie bez obrazków) to same... niewypały. Dlatego dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam moją wymarzoną grę.


Usiądź wygodnie na ganku swojego domu. Odetchnij świeżym, wiejskim powietrzem. Spójrz na swoje podwórko. Dorodne kury wydziobują z ziemi złocistą kukurydzę. Krowy porykują wesołe z obory. Czas je wydoić, pewnie znowu dadzą 4x więcej mleka niż powinny. A co tak błyszczy w garażu, no tak to przecież Twój nowiutki ciągnik. Ah, chwilo trwaj!

Jak już wiecie albo zaraz się dowiecie ;-). Mamy z mężem gospodarstwo. Jest ciągnik, różne maszyny rolnicze,  pole do obrobienia. Nie jestem może ekspertką, ale jakąś wiedzę na temat prowadzenia gospodarstwa mam ;-). Jak zobaczyłam Folwark Marzeń, wiedziałam, że to gra dla mojej rodziny.

Niestety na wspólną rozgrywkę z dziećmi będę musiała jeszcze trochę poczekać (8+), ale nie długo odwiedzą mnie starsze dzieciaki, które lubią przyjeżdżać do cioci i grać w planszówki ;-). Nieskromnie powiem, że ze mną po prostu nie można się nudzić, zawsze znajdę coś, co zainteresuje wszystkie dzieciaki znajdujące się pod moją opieką.

W Folwarku Marzeń podoba mi się to, że musisz zaplanować swoje działania, rozważyć różne taktyki. Dochodzi też czynnik losowy (losujemy specjalizację, którą będzie zajmowało się nasze gospodarstwo) oraz klimatyczny (pory roku, a nawet określone miesiące mają duży wpływ na rozgrywkę). Każdy uczestnik rozgrywki, w swojej turze, musi wykonać czynności na 4 etapach: rozwój, los, handel, wyścig. Taki podział sprawia, że gra jest bardzo emocjonująca. O ile w fazie rozwoju wszystko jest do przewidzenia, tak w pozostałych już nie. Nigdy nie wiadomo, czy twój ciągnik się nie zepsuje, twoich pól nie nawiedzi susza albo wygrasz na loterii alpakę, z którą zupełnie nie będziesz wiedzieć, co zrobić ;-). Handel wiadomo, możesz coś kupić lub sprzedać, ale to nie musi być tak, że to się będzie opłacało. A wyścig, no cóż, tu też decyduje losowość. W tej grze jest trochę jak w życiu. Coś sobie zaplanujesz, idziesz małymi kroczkami, nabierasz szybkości i jeb. Kury przestały znosić jajka. Musisz nie tylko zmniejszać swoje straty, ale i wymyślić inny plan działania.










Jeśli mam być szczera jest to jedna z moich ulubionych gier. Moich, bo dzieciaki na razie szaleją za grami zręcznościowymi ;-). Uwielbiam takie planowanie, komplikacje, niespodziewane szczęście, z którym nie wiadomo, co zrobić, zmianę koncepcji i oczywiście dużą dawkę humoru. 

Folwark Marzeń to taki planszówkowy odpowiednik gry Heroes might & magic. No może z inną fabułą, ale równie zacny ;-). Chyba właśnie dlatego tak bardzo mi się podoba. Jest w niej wszystko, co potrzebne do dobrej rozgrywki, a nawet trochę więcej ;-).

Jeśli chcecie poczytać o innych zacnych grach, polecam zajrzeć na stronę grajmy!


A za wymarzoną rozgrywkę, dziękuję Alexandrowi.







Najważniejszy składnik świąt? MAGIA! (Puzzle Haru Stories)

 Zaskoczeni ;-)? Już wyjaśniam. Dzisiaj jest szczególny dzień. Szczególny ponieważ mam zaszczyt promować, popularyzować i rozsławiać pewne puzzle. Dlaczego piszę o tym akurat dzisiaj? Niejednokrotnie przekonałam się, że prowadzenie bloga ma pewną moc. Czasami jest to moc reklamy, innym razem moc poznania nowych możliwości, ale (bardzo często) jest to też moc czynienia dobra. 

Grudzień to czas świąteczny (ale odkrycie ;-)). Już od początku miesiąca zaczynamy szukać prezentów. Chociaż jestem zdeklarowanym Grinchem to jednak lubię sprawiać prezenty. Lubię szukać inspiracji, lubię znajdować nietuzinkowe, fajne prezenty, które będą długo wspominane, a jeszcze lepiej jak będą długo korzystane ;-). Dlatego nie mogę sobie pozwolić na to żeby te puzzle w tym świątecznym czasie przeszły zapomniane! Pisałam już o nich >>TUTAJ<< i >>TUTAJ<<, Już wtedy byłam nimi zachwycona. Już wtedy nie mogłam się oderwać. Już wtedy samo patrzenie na ilustrację sprawiało mi przyjemność!

No dobra, ale co mają puzzle Haru Stories czego nie mają inne puzzle? Już na pierwszy rzut oka widać unikalne ilustracje, które (i to chyba najważniejsze i najbardziej innowacyjne) tworzą jedną wspólną historię opowiedzianą w czterech różnych perspektywach. Naprawdę ciężko jest streścić to, co dzieje się na tych grafikach. Trudno też w nie-refleksyjny sposób opisać to jakie emocje towarzyszą tym ilustracjom. Po prostu patrzysz na nie i chcesz poznać tę historię. Chcesz dowiedzieć się, co zdarzyło się później, chcesz poznać ten świat. Świat Haru jest piękny, delikatny i subtelny. Jednak kryje się w nim kamienna siła, która nie pozwala mu się zachwiać. Widzicie? No nie da się bez filozofowania.



Spójrzcie na tego wieloryba. To Kei, ostatnia ze swojego gatunku, pozostawiona po wielkiej wojnie ludzi i morskich stworzeń. Ten konflikt zabrał jej wszystko, dlatego postanawia stworzyć na swoich plecach miasto, jako hołd dla utraconego domu.

A to tylko jedna z czterech historia Świata Haru!

Sami już rozumiecie, dlaczego MUSIAŁAM Wam przypomnieć o tych niesamowitych puzzlach. Na pewno macie wśród bliskich osoby, które uwielbiają układać puzzle lub, które kiedyś układały, ale po prostu teraz siedzą w domu i szukają kreatywnego zajęcia ;-). Warto pomyśleć nad taką formą świątecznego podarunku, ponieważ taki prezent się nie zastarzeje i będzie można do niego wracać :-). 

Za możliwość przypomnienia Wam o tych wspaniałych historiach zaklętych w puzzlach, dziękuję Haru Stories.




Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl