Niezbędnik Polskiej Fantastyki (Pan Lodowego Ogrodu. Księga Druga. Fabryka Słów)

 Sobota. Czas na chwilę refleksji. Ostatnio miałam okazję znowu sięgnąć po klasykę polskiej fantastyki w odnowionej wersji i nadal nie mogę wyjść z podziwu jak genialna jest ta historia!


Pan Lodowego Ogrodu

Pisałam już o tej serii tutaj → Na pierwszym miejscu. Jest to dla mnie jedna z najważniejszych sag jakie czytałam. To właśnie dzięki niej rozbudziło się moje zamiłowanie do fantastyki i choć nie jestem fanką sf to tę historię szczerze pokochałam.

Dlaczego Pan Lodowego Ogrodu to taka dobra historia?

Wydaje mi się, że chodzi o różnorodność. Z jednej strony jest to typowa fantastyka, w której główny bohater musi zrealizować swoją misję, z drugiej dochodzą elementy since-fiction, tj. nadnaturalne moce Vuko. Jest jeszcze wątek socjologiczny, w którym przedstawione są różne ustroje społeczno-polityczne. Wszystko to sprawia, że czujemy się trochę jak na jarmarku (w pozytywnym znaczeniu). Tu nas coś zainteresuje. Tu spojrzymy z ciekawości. Tam się zatrzymamy żeby popatrzeć. Finalnie czując wiele pobudzających bodźców i dając się porwać tej niesamowitej atmosferze.

Czy warto kupić nowe wydanie Pana Lodowego Ogrodu?

Zdecydowanie tak. Wiadomo nie od dziś, że perfekcja przychodzi z wiekiem i doświadczeniem. Fabryka Słów ma na swoim koncie mnóstwo rewelacyjnych tytułów. Ale... kiedyś była zaledwie raczkującym wydawnictwem, które miało nosa do dobrych historii. Nie do końca szło to w parze z umiejętnościami drukarskimi. Sama pamiętam jak parę razy pisałam do nich maile z uwagami dotyczącymi błędów w określonym wydaniu. Tymczasem kiedy dostaje się do rąk nowe wydanie Pana Lodowego Ogrodu mamy tutaj, gotowy, dopracowany produkt.

Bardzo podobają mi się nowe ilustracje autorstwa Jana J. Marka. Doskonale oddają klimat Pana Lodowego Ogrodu. Dosłownie czuć, w którym miejscu Amitraju jesteśmy. Czy to gorąca pustynia, czy lodowe królestwo. Wszystko zamknięte w czerni i bieli. MAGIA!

Zgarnąć z półki?

Osobom, które nie poznały jeszcze Pana Lodowego Ogrodu mogę powiedzieć tylko tyle, że szkoda byłoby go nie poznać. Natomiast jeśli ktoś waha się, czy zakupić nowe wydania to powiem Wam, że warto. Prezentuje się pięknie!


Tytuł:               Pan Lodowego Ogrodu. Tom1

Autor:               Jarosław Grzędowicz

Ilustracje:         Jan J. Marek

Wydawnictwo:   Fabryka Słów

Premiera:          09.07.2021

 

Za dążenie do perfekcji i odnawianie ponadczasowych serii, dziękuję Fabryce Słów.


 



Hazardowa gorączka. (Kakegurui 1-5. Waneko)

 Mangowy czwartek! Sama się cieszę na myśl o tym, że mogę przedstawiać Wam kolejne ciekawe tytuły. Tym razem chciałabym zaprezentować bardzo pokręconą historię, która całkowicie pochłania czytelnika, chociaż z drugiej strony jest to bardzo niepokojące. Zupełni jak hazard...


Hazardowa gorączka.

Prywatna akademia Hyakkao to bardzo prestiżowa szkoła. Uczęszczają do niej dzieci polityków, właścicieli dużych firm i innych wpływowych ludzi. Z pozoru placówka jak każda inna. Wyróżnia ją jedynie... brak nacisku na edukację. W Hyakkao stawia się na intuicję, przewidywanie, psychologię i szczęście. Tak, dobrze zgadujecie. W tej szkole liczą się umiejętności hazardowe. Zasady jakie panują w tej placówce są bezwzględne. Jeśli spadniesz poniżej określonego wyniku stajesz się zwierzątkiem. Osobą, którą inni mogą pomiatać bez żadnych konsekwencji. Oczywiście polepszenie swojego statusu jest możliwe, jednak prawie niewykonalne. 

Pewnego dnia do Hyakkao trafia nowa uczennica Yumeko Jabami, która nie zamierza poddawać się panującym zasadom. Jej umiejętności hazardowe są na bardzo wysokim poziomie. Dlatego od razu bez wahania przyjmuje wyzwanie popularnej uczennicy Mary Saotome, która chce upodlić nową dziewczynę. Jednak okazuje się, że nie doceniła Yumeko i przegrywa 10 milionów jenów (ok. 350 tys. zł), tracąc równocześnie swój status popularności. A to dopiero początek tej opowieści...


 

Nie chcę streszczać Wam całej tej historii, ponieważ jest tak ekscytująca, że szkoda byłoby skrócić to wszystko do paru zdań. Wspomnę jeszcze tylko o samorządzie uczniowskim, który jest na szczycie hierarchii i ma nieograniczaną władzę. To właśnie on najczęściej przejmuje długi uczniów i zarządza sposób spłaty długu. Czasami wystarczy tradycyjny sposób - gotówka. Jednak samorząd woli zupełnie inne rozwiązania, tj. plany na życie, które dłużnik musi zrealizować. Przykładem może być zobowiązanie Saotome, która w ramach spłaty ma poślubić wpływowego polityka. 

Manga w stylu Tarantino. 

W zasadzie od razu nasuwa się takie porównanie. Jak dla mnie niektóre postaci są żywcem wyciągnięte z Kill Billa. Dzięki temu łatwo wyobrazić sobie klimat jaki panuje w tej mandze. Również kreacja postaci jest bardzo interesująca. Mamy tu do czynienia zarówno z zimną analizą jak i maniakalną obsesją na punkcie hazardu. Taka mieszanka sprawia, że nie można się oderwać od tej historii, a wyjątkowego klimatu Kakegurui nie da się zapomnieć.




Klasyczne gry w zupełnie innych odsłonach.

Bardzo ciekawym elementem tej mangi jest prezentacja różnych gier. Od kamień-papier-nożyce, przez pokera aż do bardziej tradycyjnych, japońskich rozrywek. Okazuje się, że nawet w najprostszej formie hazardu może kryć się skomplikowana strategia. To trochę tak jakby magik zdradzał nam sztuczkę. Niby nic trudnego, a na pierwszy rzut oka nie jesteśmy w stanie odkryć oszustwa.

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie tak. Kiedy sięgnęłam po pierwszy tom wydawało mi się, że szybko się znudzę. Nie mam zamiłowania do tego typu rozrywek. Tymczasem okazało się, ze to bardzo emocjonująca, trzymająca w napięciu oraz nieprzewidywalna historia, od której nie można się oderwać!

Tytuł:              Kakegurui
Autor:             Homura Kawamoto 
Ilustracje:       Toru Naomura
Wydawnictwo: Waneko
Tłumaczenie:   Karolina Dwornik
Tom:                1-5
 
Za tę niesamowitą historię pełną ryzyka i chłodnej kalkulacji, dziękuję Waneko.  
 

 


szyte na miarę. (Moja torebka. Sowa. Multigra)

Okazuje się, że te wakacje są dla mnie czasem bardzo wymagającym. Kiedy już, już myślę, że wygrzebałam się z wszystkich zadań, okazuje się, że komputer odmawia współpracy, a dzieci bardzo mocno i dokładnie w tej chwili muszą  pokazać jak pięknie wycinają. Finalnie poświęcam czas na milion różnych rzeczy, nie robiąc nic, co zaplanowałam. Cóż, przynajmniej książki czytam po kolei ;-).

Dzisiaj mam dla Was coś wyjątkowego. Zabawę dla dzieci, która nie tylko pozwala rozwinąć kreatywne myślenie, ale także umiejętność szycia bardzo fajnych rzeczy.


 Torebka z filcu

Ten materiał to hit ostatnich lat. Miękki, łatwy w przyszywaniu, obróbce i sklejaniu, efektowny. Przy odrobinie kreatywności możemy uszyć naprawdę fajne rzeczy. Przykładem może być właśnie torebka sowa

Szycie dla dzieci

Nie umiem szyć. Nigdy nie potrafiłam i tak naprawdę nie chcę się nauczyć. Co innego moje dzieci. Klara bardzo lubi prace plastyczne i gdyby tylko mogła tworzyłaby całymi dniami. Dlatego jak zobaczyła torebkę sowę to aż skakała z radości. Co prawda jest to zabawa skierowana do dzieci 5+, ale uważam, że dzieci powyżej 4 roku życia również dadzą sobie radę. 


 Ostrzeżenie

Co prawda na opakowaniu widnieją odpowiednie uwagi, ale warto przypomnieć. Używanie jakichkolwiek ostrych przedmiotów (w tym przypadku plastikowej igły) powinno być zawsze nadzorowane przed osoby dorosłe. Ja wiem, że to tylko plastikowa igła, ale... używając wyobraźni (którą dzieci mają przecież nieograniczoną) trzeba mieć na uwadze to, że każdy przedmiot może służyć na różne sposoby, nie zawsze zgodnie ze swoim przeznaczeniem.


Zgarnąć z półki?

Jak najbardziej. Moja torebka. Sowa to bardzo fajny pomysł na spędzenie czasu z dzieckiem. Jest to zabawa skierowana raczej dla dziewczynek, ale myślę że znalazłoby się sporo podobnych zestawów dla chłopców, jakieś traktory, czy inne maszyny. 

Moja torebka. Sowa to coś, czego bardzo nam w tych czasach brakuje. To zabawa, która wymaga czasu i cierpliwości. I właśnie dlatego jest taka ciekawa.


Za możliwość przekonania się, że nie takie szycie straszne i trudne (nawet dziecko może się nauczyć ;-), dziękuję Multigrze.





Plemienna magia i panteon bogów (Królestwo Dusz. Rena Barron. Wydawnictwo Jaguar)

Zatracam się w tych wakacjach. Nie wiem jakim mamy dzień tygodnia, ani jaka jest data. Łapie się na tym, że tylko wpisy blogowe pozwalają mi ogarnąć, co konkretnego mam do zrobienia na dany dzień. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z prawdziwą petardą. Książką, która od pierwszych stron zyskała miano jednej z moich ulubionych. 


 

Plemienna magia i panteon bogów.

Arrah jest córką Ka-Kapłanki i syna przywódczyni plemienia Aatiri. Zdolności magiczne jej rodziców sugerują, że powinna być obdarzona wielką mocą. Niestety do szesnastych urodzin bóg plemion - Heka, nie obdarzył jej swoją łaską. Na dodatek okazuje się, że dziewczyna jest w wielkim niebezpieczeństwie. Kiedy wraca do rodzinnego miasta wychodzą na jaw nowe, przerażające fakt. Ktoś porywa dzieci. Czy ta zbrodnia ma coś wspólnego z zagrożeniem czającym się na Arrah? A może to wszystko zaaranżowana akcja wezyra, który ma konflikt z jej matką? Prawda okaże się jeszcze bardziej zaskakująca, ponieważ problemy śmiertelników są nieistotne w sporze bogów...

Podoba mi się kreacja świata. Dawno nie spotkałam się z połączeniem plemiennych wierzeń i magii z panteonem bogów. Rena Barron doskonale to wszystko połączyła. Fabuła pozwala stopniowo odkryć historię tego świata. Na szczęście nie wpływa to w żaden sposób na dynamikę tej historii, dzięki czemu nie można się od niej oderwać. Już od pierwszych stron Królestwa Dusz zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to kolejna nudna historia o sprostaniu wymagań stawianych przez rodziców. W tej książce czai się o wiele więcej, a problemy, z którymi zmaga się główna bohaterka na początku okazują się tylko drobiną piasku na pustyni - są nieistotne wobec końca świata, który nadejdzie. Jeśli Arrah nie zacznie działać.

Młodzieżówka?

Chociaż kategoria wiekowa to 13+ uważam, że dojrzałemu czytelnikowi też spodoba się ta historia. Jak na młodzieżówkę jest dość brutalna. Nie ma tu co prawda opisu drastycznych scen, ale dzieją się one gdzieś w tle i mamy świadomości, że przez konflikt bogów i demonów umierają ludzie. 

Miłość.

Jest to wątek, który zawsze mnie denerwuje. Nie jestem zwolenniczką rozbudowanych opisów uczuć wewnętrznych głównego bohatera i po prostu staram się ich unikać. Kiedy na okładce zobaczyłam zakazaną miłość zaczęłam kręcić nosem. Od razu wyobraziłam sobie scenariusz - ona go kocha on jej nie albo coś w rodzaju - kochają się i nie mogą być razem. NUUUUDAAA. Nie tego oczekuję po dobrej fantastyce. W zasadze w tym gatunku można się nawet obejść bez takich wątków. Wracając do tematu. Arrah kocha Rudjeka syna Wezyra. Oczywiście ich związek nie ma szans, ale jak to w bajkach bywa, zupełnie ignorują ten fakt.

Po raz pierwszy od bardzo dawna wątek miłosny mi nie przeszkadza, a wręcz mam wrażenie, że popycha fabułę naprzód. Rena Barron umiejętnie wprowadza zakazane uczucie i tak kieruje historią aby miłość w pewnym sensie stała się główną osią fabuły, a mimo wszystko nie zdominowała całości.. To bardzo trudne zadanie, ale jak widać wykonalne.

Kląskanie.

Jedyne do czego muszę się przyczepić to kląskanie językiem. W całej książce ten zwrot występuje tak często, że to aż razi. Zazwyczaj bohaterowie kląskają kiedy nie mają nic więcej do powiedzenia. Być może to czepianie się szczegółów, ale taka reakcja jest dla mnie po prostu dziwna. Zwłaszcza, że często występuje podczas jakiś dialogów. Nie wiem po co bohaterowie tak często kląskają językiem, ale uważam że jest tyle innych reakcji, że mogli by czasami przestać ;-).

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie. Jeśli lubisz historie oparte na magii i politeizmie to Królestwo Dusz jest zdecydowanie dla Ciebie. Jeśli natomiast chcesz poczytać o niezłomnym uczuci dwojga bytów, które nie miały prawa się zakochać... też się nie zawiedziesz. 

Mam to szczęście, że od razu po Królestwie Dusz mogłam sięgnąć po drugi tom Żniwiarza Dusz. Cieszę się, że nie spotkała mnie męka czekania na dalsze losy Arrah. Ta historia jest jak pudełko czekoladek,  nie da się poprzestać na jednym tomie  ;-).

 

Tytuł:              Królestwo Dusz
Autor:             Rena Barron
Tłumaczenie:  Zuzanna Byczek
Wydawnictwo:Jaguar
Premiera:       01.07.2020
 
Za możliwość przekonania się, że miłość w książkach nie musi być zła, dziękuję Wydawnictwu Jaguar



 


silne emocje. (Opowieść Podręcznej. Margaret Atwood. Powieść graficzna. Wydawnictwo Jaguar)

 Sobota. Błogie weekendowe lenistwo, a pewnie u niektórych z Was i urlopowe. Dlatego dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam bardzo mocną i wyrazistą historię. Historię, która stała się symbolem...

Opowieść Podręcznej.

Nie znam osoby, która chociaż nie kojarzyłaby tego tytułu. Antyutopia w której posiadanie dziecka graniczyło z cudem. Pewne państwo - Gilead postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i powstaje miejsce, gdzie każda kobieta ma przypisaną rolę. Jeśli dobrze trafiła jest żoną, jeśli jest zdolna do rodzenia zostaje podręczną. Gilead wprowadza przepisy i normy, które określają jak to wszystko ma funkcjonować, powołują się oczywiście na religię, bo jest to najsilniejszy (słuszny) argument. Jednak kobiety nie pozostają bierne i chociaż sprzeciw nie ma sensu, próbują odmienić swój los. 

 

Powieść graficzna.

To moje trzecie spotkanie z Opowieścią Podręcznej i muszę przyznać, że bardzo mi się podobało. Renee Nault bardzo dobrze oddała klimat tej historii. Wszystko tu jest właściwie  na swoim miejscu, a jednak mamy wrażenie, że wkradł się jakiś błąd. Dokładnie takie wrażenia ma się podczas czytania tej historii. Logiczny, nowoczesny, poukładany świat, w którym kobiety zostają zmuszona do rodzenia dzieci. Absurd, prawda?

Serial vs komiks

Chociaż najpierw czytałam książkę nie będę ukrywać, że serial Bruca Millera zdominował moje wyobrażenie o tej historii. June jako blondynka, Moira jako czarnoskóra, Serena Joy jako piękna kobieta w sile wieku. Tymczasem sięgając po Opowieść Podręcznej ilustrowanej przez Renee Nault dostajemy coś zupełnie innego. Szczerze Wam powiem, że chyba nawet bardziej podoba mi się to, co zobaczyłam w powieści graficznej. Po prostu bardziej to do mnie przemawia.



Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Opowieść Podręcznej to trudna książka. Nie ma tu dużo krwi. Jednak brutalność tej historii odbiera nadzieję na lepszy los bohaterek. Niestety (niestety ponieważ w naszych czasach musiałyśmy znaleźć sobie taki symbol...) Podręczna stała się metaforą uciemiężenia kobiet w imię wyższych wartości. Jej postać jest często wykorzystywana w różnego rodzaju happeningach. Dlatego warto poznać jej historię. Zwłaszcza w tak ujmującej oprawie graficznej.


Tytuł:              Opowieść Podręcznej
Autor:             Margaret Atwood
Ilustracje:       Renee Nault
Tłumaczenie:  Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo:Jaguar
Premiera:       14.04.2021
 
Za niesamowite emocje oraz możliwość zobaczenia tej historii z zupełnie innej perspektywy, dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
 

 

Finał Bakuman. (Bakuman 16-20. Waneko)

 Dzięki krótkiej przerwie mogłam nabrać dystansu do tego, co robię. Spojrzałam na to z zupełnie innej perspektywy i doszłam do wniosku, że czas dojrzeć blogowo. Mija mi powoli zachwyt wszystkim, co wpadnie mi w ręce. Zaczynam dostrzegać wady i niedociągnięcia, a na dodatek nie zamierzam o nich milczeć. Wydaje mi się, że to jest właśnie odpowiedni kierunek, a nie takie... ohy i ahy jak były wcześniej ;-).

Dlatego dzisiaj mam dla Was finał mangi, która wywoływała we mnie bardzo skrajne emocje. Niestety finalnie... po prostu się skończyła bez żadnych zachwytów, czy rozczarowań.


 

Od początku było wiadomo.

Już na początku Bakuman wiemy jak skończy się ta historia. Jednak mając na uwadze to, że całość obejmuje 20 tomów, ciekawi nas jak to wszystko się potoczy. 

Na szczęście Tsugumi Oba i Takeshi Obata mieli fajny pomysł na tę mangę. Nie obyło się co prawda bez dłużyzn, które najbardziej doskwierały w tomach 11-15, i o których pisałam we wpisie Never ending story, ale jeśli brać pod uwagę całokształt to uważam, że jest to naprawdę wartościowa manga.

Przewidywalny finał.

Tak jak już wcześniej pisałam, końcówka nie zaskakuje. Powiem nawet więcej, uważam że pomimo wybuchów nie ma fajerwerków. Myślałam, że po całym tym napięciu, które towarzyszyło Muto Ashirogiemu w wspinaniu się na szczyt, finał będzie bardziej spektakularny. 

Jeśli miałabym z czymś porównać Bakumana to chyba najbliżej przypomina mi to jakieś szkolne opowiadanie. Na początku jest fajnie, jest pomysł, energia, wkręcamy się w tę historię. Następnie tempo trochę spada, ale próbuje ratować się ostatnimi podrygami weny. Później przeciąga się historię żeby była odpowiednia ilość znaków. W końcu zakończenie, bo już możesz.

Jak stworzyć dobrą mangę.

Po lekturze całości mogę stwierdzić jedno. Nie ma jednoznacznego przepisu na dobrą mangę, ale... autorzy Bakuman podają tyle ciekawych rozwiązań i pomysłów, że każdy, kto chciałby zacząć tworzyć własne komiksy na pewno znajdzie inspirację.

Zgarnąć z półki?

Tak. Zdecydowanie. Jest to jedna z tych historii, która moim zdaniem powinna trafić (o ile jeszcze nie trafiła) do mangowego kanonu. Co tu dużo mówić. Po prostu nie wypada jej nie znać. Dlatego uważam, że każdy miłości tego typu komiksów  powinien sięgnąć po Bakumana. Jeśli chodzi o początkujących fanów to raczej bym nie polecała. Fabuła jest (nie licząc kadrów z rysowania mang) przegadana, a ilość tekstu może odstraszyć osoby zaczynające swoją przygodę z japońskimi komiksami.

Co do początkujących zaś to zapraszam Was na grupę Polscy Otaku :3 gdzie całkiem spora (prawie 15 tys członków) grupa prężnie omawia różne tematy związane z mangą i anime.


Tytuł:              Bakuman
Autor:             Tsugumi Oba i Takeshi Obata
Wydawnictwo: Waneko
Tłumaczenie:   Aleksandra Kulińska
Tom:                16-20
 
Za możliwość poznania tajników tworzenia mang, dziękuję Waneko.
 

 


Plac zabaw z Bingiem (Magazyn Bing 4/2021. Egmont)

 Powoli zaczynam łapać rytm. Dzieciaki oczywiście dodają do tego swoje pauzy, ale nie jest źle. Najważniejsze, że znowu mam czas na blogowanie. Bardzo mi tego brakowało, jest to swojego rodzaju uzależnienie ;-).

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować koleiny numer magazynu Bing, który pomógł mi w ogarnięciu chaosu. Tak, to była nieoceniona pomoc ;-).

Wiadomo jak to jest w wakacje. Leniwy czas, zupełnie inna organizacja dnia. Dzieciaki są już trochę znudzone tym powolnym trybem. Dlatego bardzo się ucieszyłam, że przybył mi na pomoc Bing. Nie jestem jego wielką fanką, ale bardzo się ostatnio polubiliśmy. Zwłaszcza, że w tym numerze... 


 Magazyn dla dzieci.

Choćbyście nie wiem jak szukali, nie znajdziecie tu ani horoskopów, ani dobrych rad. To po prostu magazyn dla dzieci. Pełno tu zadań, zagadek, kolorowanek, no i ulubionych bohaterów. Dzięki temu, kiedy dziecko dostaje takie czasopismo od razu oddaje się zabawie (sprawdzone ;-)).




Własny plac zabaw

Magazyn to nie wszystko. Najważniejsze są dodatki. A tych w tym numerze jest całkiem sporo. Tym razem możemy stworzyć własny plac zabaw i pobawić się z Bingiem. Niestety w ferworze zabawy miałam tą wątpliwą przyjemność nadepnięcia na karuzelę... solidna konstrukcja, wytrzymała ;-).



Zgarnąć z półki?

Tak. Jest to na pewno magazyn, który odpowie na wszystkie dziecięce oczekiwania i sprawi, że miło spędzicie czas z Bingiem. Z czystym sumieniem polecamy :-).


Za zmianę w wakacyjnej rutynie, dziękuję Egmontowi.




Kwiecista łąka pełna magii. (Jano i Wito uczą mówić K. Kamień na pikniku. Mamania)

 Niespodzianka. Pojawiam się tam samo nieoczekiwanie jak znikam ;-). Niestety okazało się, że wakacje, sprawy rodzinne, remontowe oraz zawodowe sprawiły, że zabrakło miejsca (i czasu) na blogowanie. Nie oznacza to jednak, że próżnowałam w tej sferze i mogę obiecać, że już nie długo pojawi się parę zmian. Wracam do Was z nową siłą do działania oraz (jakżeby inaczej) masą fantastycznych rzeczy do zrecenzowania. Zacznę od książki, która ostatnio uprzykrza mi życie. Ja już nawet nie odkładam jej na półkę, bo wiem że zaraz będziemy po nią sięgać ponownie. Ciekawi?

Jak już Wam wspominałam, serię Jano i Wito poznaliśmy dość późno, ale jak to się mówi lepiej późno niż wcale.  Żałuję, że nie odważyłam się trochę wcześniej po nią sięgnąć, bo miałabym alternatywę dla Pucia, którego do tej pory znam na pamięć. Nie ma co płakać. Dobrze, że w końcu poznaliśmy się bliżej ;-). Dlatego przeglądając nowości dla dzieci Taniej Książki bardzo ucieszyłam się na wieść o nowym tomie serii Jano i Wito uczą mówić...


 

Kamień na pikniku

Tym razem Jano i Wito wybierają się na piknik z babcią. Chłopcy wymyślają potrawy, które wezmą ze sobą. Są tak podekscytowani, że... Wito przenosi się na piknik trochę szybciej niż inni. Na miejscu poznaje Kajtka, krasnoludka, który zaprasza chłopca na pokaz talentów. Razem z głównym bohaterem możemy zobaczyć w czym specjalizują się mieszkańcy łąki, np. budowanie mrowiska, czy kopanie podziemnych tuneli. Finalnie okazuje się, że to tylko sen, a prawdziwy piknik ma dopiero się rozpocząć. Jednak cała przygoda bardzo pozytywnie nastraja Wito do nadchodzącego dnia.

Każde dziecko samo przeczyta Jano i Wito.

Tak jak w poprzednich częściach, w tekście pojawiają się ilustracje zamiast słów. W tym tomie (jak łatwo się domyślić) obrazki zastępują słowa na literę K. Dzięki temu dziecko zachęcane jest to samodzielnego poznawania tej historii i analizy (jeśli tak górnolotnie to można nazwać) "przeczytanego obrazka" z tym, co dzieje się na większej ilustracji. Jak dla mnie bomba. Chyba właśnie to najbardziej lubię w tej serii ;-).




 K lepsze od S.

Pierwszą częścią o literze R byłam zachwycona. Mądra, pouczająca historia.  Niestety kolejna część była trochę rozczarowująca. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co mi nie pasowało zapraszam do wpisu Dzieci najlepiej uczą się od rówieśników. Natomiast jeśli chodzi o najnowszą część to... znowu jestem zachwycona. W Kamieniu na pikniku możemy nie tylko lepiej poznać literę K, ale również najbliższą florę i faunę. Dziecko podczas czytania może się dowiedzieć, że krety chociaż są prawie ślepe, mają doskonały słuch lub że pająki nie wiążą sznurowadeł. No dobra... może ta ostatnia informacja nie jest do końca sprawdzona i użyteczna, ale temat do rozmowy jak znalazł ;-).

Na koniec mamy również bardzo wartościowy morał, który pokazuje, że pomaganie innym to bardzo wielki talent. Cudownie prawda?

Zgarnąć z półki?

Zauważyliście może ten mały, uroczy kwiatuszek na ostatni zdjęciu? Otóż kiedy fotografowałam Jano i Wito uczą mówić K. Kamień na pikniku, obok mnie stała pewna kręciloczka (Klara) i tuptając w miejscu (nie)cierpliwie czekała aż w końcu oddam jej książkę. Myślę, że to właściwa rekomendacja ;-).


Tytuł:              Jano i Wito uczą mówić S. Ekspres na stacji

Autor:             Wiola Wołoszyn

Ilustracje:         Przemek Liput

Wydawnictwo:  Mamania

Premiera:      19.05.2021

 

Za rewelacyjny pomysł zorganizowania pikniku, dziękuję Taniej Książce.


 

 

Dialog mistrzów (Dwie samotności. Dialog Mistrzów. Muza)

 Wracam do Was po krótkiej przerwie. Miło było po odpoczywać, ale brakowało mi dzielenia się z Wami moimi spostrzeżeniami. Dlatego na dzisiaj wybrałam bardzo specjalną książkę. Dialog o tym, co ważne. Rozmowa dwóch mistrzów.


 

100 lat samotności.

Bez wątpienia to książka mojego życia. To od niej zaczęło się moje zamiłowanie do czytania. To właśnie 100 lat samotności sprawiło, że poczułam magię literatury. Często wracam do niej myślami. Analizuje i porównuje sobie wszystko, co mnie spotyka. Jest to książka ponadczasowa, jak dla mnie... wręcz nieśmiertelna.

Dwie samotności.

Bardzo czekałam na publikację dialogu mistrzów. Uważam, że zarówno Gabriel Garcia Marques jak i Mario Vargas Llosa mieli wiele do powiedzenia na temat literatury latynoamerykańskiej. Dlatego, kiedy zobaczyłam w nowościach Taniej Książki ten tytuł, wiedziałam że muszę po niego sięgnąć. 

Przyznam szczerze, że nie była to dla mnie łatwa lektura. Literatura iberoamerykańska jest piękna, ale i specyficzna. Zasiadłam do Dwóch samotności pełna obaw, czy uda mi się uchwycić ten wyjątkowy klimat i zrozumieć, o czym tak naprawdę rozmawiali mistrzowie.

Nagle skończyła mi się książka. Byłam tak pochłonięta lekturą, że strony po prostu mijały. Marquez i Llosa rozwijali na tak ciekawe tematy, że nie można było się od oderwać. Warto zauważyć, że sama rozmowa odbyła się we wrześniu 1967 roku, nie długo po wydaniu 100 lat samotności. To właśnie wtedy zaczął się boom na literaturę latynoamerykańską. Dlatego Dwie samotności jest takie świeże i zupełnie nowe.

Dwie samotności daje początek rozważaniom na temat tego, dlaczego ten typ prozy czekał tak długo na uznanie. Co skłoniło świat do otworzenia się na realizm magiczny tak charakterystyczny dla latynoamerykańskich powieści. Marquez i Llosa nie wiedzieli, że przez swoją rozmowę wytyczą drogę, którą będą podążać inni - pisarze szukając inspiracji, czytelnicy szukając zrozumienia.

Dialog mistrzów.

Uwielbiam taki rodzaj literatury. Realizm magiczny to mój ulubiony typ powieści. Często sięgam po autorów tego gatunku i za każdym razem przeżywam niesamowite doznania estetyczno-filozoficzne. W Dwóch samotnościach podoba mi się wiele rzeczy. Na pewno sposób w jaki rozmawiają ze sobą Marquez i Llosa sprawia, że nie można oderwać się od tej książki. Dwóch starych przyjaciół, którzy próbują wytłumaczyć na czym polega brak magii w realizmie magicznym. Rzeczywistość prawdziwa do bólu, miejscami wydaje się zupełną fantastyką. Coś pięknego.

Dodatkowo świetnie jest też uchwycony charakter obu pisarzy. Z jednej strony analityczny i doświadczony Llosa, z drugiej Marquez, lubiący przesadę i sentymentalizm. Dzięki temu w Dwóch samotnościach możemy odkryć nie tylko przepis na to jak stworzyć świetną historię, ale również dowiedzieć się jakim można być pisarzem.

Zgarnąć z półki?

To nie jest książka dla wszystkich. Osoby, które nie znają twórczości tych autorów będą czuły się zagubione, nie wiedząc o czym jest ta książka. Natomiast dla sympatyków tego rodzaju literatury będzie to prawdziwa uczta czytelnicza. Ja jestem zachwycona. Tak zachwycona, że zrobię sobie kolejny maraton z literaturą latynoamerykańską ;-)

Tytuł:              Dwie samotności. Dialog Mistrzów
Autor:             Gabriel Garcia Marquez i Mario Vargas Llosa
Wydawnictwo: Muza SA
Premiera:        21.04.2021
 
Za ucztę czytelniczą, dziękuję Taniej Książce




Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl