Warcaby i chińczyk w wersji eko (Alexander)

 Wróciłaaaaaaam! Cieszycie się, bo ja bardzo! Na początku chciałabym się Wam jednak wytłumaczyć z tak nagłej i dłużej przerwy. Jak każdy z Was mam też swoje życie prywatne. Pomimo dobrej organizacji, czasami po prostu "robi się" (nie samo, ale nikt nie wie jak i dlaczego ;-)). sporo rzeczy, które trzeba ogarnąć. Właśnie to mnie spotkało, a że nie chciałam prezentować Wam byle jakich wpisów, pisanych na szybko, późną nocą, wolałam dać sobie czas. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę przerwę, bo już do Was wracam! Pełna energii, gotowa do działania i nowych wyzwań! Zatem... zapraszam na nowy wpis :-).

Czasy, w których żyjemy pozwalają nam szeroko spojrzeć na to, co dzieje się ze środowiskiem. Nie zagłębiając się poważnie w temat, chodzi mi o to, że zaczynamy odczuwać skutki degradacji środowiska na własnej skórze. Zima bez śniegu, potem powodzie, teraz silne burze z gradem... Nie jestem jedną z tych osób, które muszą na facebooku napisać to, co inni widzą, np. "pada deszcz", ale widzę co się dzieję i staram się zmieniać swoje nawyki, tak aby jak najmniej marnować. Oczywiście mam swoje małe grzeszki, nad którymi pracuje, ale przynajmniej zaczęłam coś z tym robić. Dlatego, kiedy dowiedziałam się, że Alexander stworzył serię ekologicznych gier, musiałam się przekonać, co konkretnie oferują.



Wybrałam najbardziej klasyczne gry jakie znam. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, ponieważ zawsze się sprawdzają i każdy lubi w nie grać. Dodatkowo warcaby, są pewnym wstępem (moim zdaniem) do gry w szachy, co jest dla mnie ważne, ponieważ mam nadzieję, że moje dzieciaki odziedziczyły zamiłowanie do tej gry od dziadków i rodziców ;-). Nie jestem może mistrzynią, dawno też nie miałam okazji zagrać partyjki, ale bardzo to lubiłam.



Zanim otworzymy pudełka chciałabym zwrócić uwagę na samo opakowanie. Po pierwsze nie jest owinięte folią. Po drugie różni się w dotyku, od tych, które miałam okazję trzymać w rękach. Alexander zadbał o takie detale, co mnie bardzo cieszy, ponieważ jakiś czas temu miałam okazję poznać super ekologiczny produkt w bardzo nieekologicznym opakowaniu. Wracając jednak do tematu. W środku wiadomo, plansza, pionki, kostka, pionki. Standard. Tyle, że mamy do czynienia z grą ekologiczną, więc o żadnym plastiku nie może być mowy. Wszystko jest drewniane lub tekturowe, a farby którymi zostały pomalowane elementy również nie wpływają negatywnie na środowisko.

Jest też coś, co totalnie rozłożyło mnie na łopatki. Niby drobiazg, detal w zasadzie, ale jest tak oczywisty i uroczy, że byłam w totalnym szoku, że jest. Chodzi o...papierową torebkę na elementy gry. Niby nic takiego, ale jak otworzyłam pudełko, pomyślałam "oooo, jaka słodka". Wiem, że teraz większość firm stara się być eko i wprowadza papierowe torby, ale taka malutka torebeczka bardzo mnie rozczuliła ;-).




Jeśli mam być szczera to Alexander zaskoczył mnie dbałością o szczegóły. Myślałam, okey, zero plastiku to oznacza drewniane elementy, nie spodziewałam się tak miło zaskoczyć. Brawo Alexandrze, Matka Ziemia na pewno jest Ci wdzięczna, a nam maluczkim też sprawiłeś wiele radości ;-).

Serdecznie dziękuję za możliwość poznania perfekcjonizmu w wykonaniu ekologicznych gier, Alexandrowi ;-)




Badaczka mitycznych bestii (Wydawnictwo Waneko)

 Jak to mówią, środa minie, tydzień zginie, czyli... mamy już czwartek. A to oznacza, że... Tak! Dzisiaj będzie mangowo, ale oprócz tego będzie jeszcze magicznie! Prawie jak w Harrym Potterze ;-). Zresztą, sami się przekonajcie.



Opis


Ferry Ehhena jest wędrowną badaczką mistycznych bestii. Podczas swojej wędrówki próbuje zgromadzić i zapisać informację o różnych stworzeniach. Przedmiotem jej zainteresowań są mistyczne bestie, czyli takie, które często można spotkać w bajkach i legendach. 

Towarzyszy jej Kuushuna. Olbrzymi, humanoidalny królik oraz mały uroczy nietoperz o imieniu Toro. Razem starają się odkryć tajemnice, jakie skrywają w sobie te niesamowite zwierzęta.

To oczywiście wielki skrót tego, co dzieje się w tej historii. Jest ona zdecydowanie bardziej zawiła i skomplikowana, ale żebyście mieli jakikolwiek pogląd o tym, o czym będę pisać, tyle wiedzy Wam wystarczy ;-).


Plusy

Podoba mi się to, że te zwierzęta zostały konkretnie opisane i skatalogowane. Jest mityczna bestia i jest konkretny opis. Nawet wyjątki są opisane. To coś w stylu wademekum. To jest fajne, ponieważ nie spotkałam się nigdy z czymś takim. Zazwyczaj ten temat jest albo omijany, albo zupełnie nie przemyślany.

Podoba mi się postać Kushuuna. Od pierwszego spojrzenia widać, że to nie jest jakiś zwykły demon. Jego historia jest naprawdę ciekawa i fajnie komponuje się z całą fabułą.

Podoba mi się również świat, w którym dzieje się cała akcja. Nazwałabym to typowym światem fantasy z elementami realizmu. Co to konkretnie znaczy? Mamy tu do czynienia z mistycznymi bestiami, które jednak nie są ani czymś niezwykłym ani rzadkim. W zależności od tego, w jakim rejonie się znajdziemy, na pewno mieszka tam jakaś mistyczna bestia. A dodatkowo, dochodzi tutaj element ludzki...


Podobał mi się też element humorystyczny. Na szczęście nie dominował on całej fabuły, był raczej łagodną wstawką. Jest to ważne, ponieważ jest to historia nie tylko o poszukiwaniu mistycznych bestii, ale również o tym jakim potworem jest człowiek... 


Minusy

Drażniła mnie trochę główna postać - Ferry Ehhena. Jest zbyt delikatna i cicha. Dodałabym jej więcej energii. 

Nie do końca przekonało mnie to, że historia jest tak pocięta. Liczyłam na jedną spójną historię, a nie jakieś jej fragmenty.

Szkoda, ze to tylko jeden (dwa, ale połączone w jeden) tom, bo ta manga ma potencjał na stanie się ciekawą sagą. Trzeba by tylko konkretnie określić w jakim kierunku ma iść ta historia.


Wrażenia

Jeśli miałabym jednoznacznie odpowiedzieć, czy podobała mi się ta manga, to odpowiem, że tak.  Kushuuna całkowicie skradł moje serce i bardzo cieszyłabym się gdyby dostał oddzielną serię ;-). Kreska też jest przyjemna dla oka i dobrze się na nią patrzy. Fabuła, tak jak mówiłam. Gdyby historia była ciągła, a nie pokrojona na fragmenty, bardziej by mi się podobała, ale nie jest to minus, którzy zniechęciłby mnie to tej mangi.


Za możliwość poznania tego wademekum wiedzy o mitycznych bestiach (i ludziach ;-) dziękuję Wydawnictwu Waneko



Kobietą być Eliza Żywicka

 Przy poniedziałku, chciałabym się z Wami podzielić pewną refleksją. Na temat próbowania nowych rzeczy. Nie czytałam książek od zawsze, musiałam do tego dorosnąć i zaczęłam dopiero w wieku nastoletnim. Wtedy nie wiele moich znajomych czytało, a perspektywa chodzenia do biblioteki była mi bardzo odległa. Dlatego czytałam książki na ekranie monitora. Pasjami pochłaniałam Kinga, nawet Coelho (chociaż jakoś mnie nie zachwycił). Przeczytałam ich tak dużo, że mnie odrzuciło. Potem długo nie czytałam w ogóle. Kiedy wróciłam do tej formy relaksu, powiedziałam sobie, że już nigdy nie przeczytam niczego na komputerze. Trzymałam się dzielnie, ale ostatnio postanowiłam dać szansę pewnej książce...


Jak już wiecie, nie lubię e-booków. Dlaczego więc dałam szansę tej książce i to w takiej formie? Odpowiedź jest bardzo prosta, ponieważ mnie zaintrygowała. Samo czytanie nie sprawiło mi wiele przyjemności, światło monitora i to po ciemku, bardzo męczy wzrok. Jednak treść dała mi do myślenia.

Nie jestem feministką, ale...

Nie zdziwię Was chyba, jak powiem, że tematyka kobieca nie jest mi obca. Lubię ciekawe felietony, bardzo popieram wszelkiego rodzaju akcje społeczne, nie boję się rozmawiać otwarcie na tematy, które do nie dawna (albo i nadal) są uważane za tabu. Dlatego czasami sięgam po taką literaturę. Nie ukrywam również, że często otwiera ona przede mną zupełnie nowe obszary.

Zaskoczyło mnie

Brutalność z jaką Eliza Żywicka opisuje różne aspekty kobiecości. Okazuje się, że zawsze jesteśmy "kimś". Córkami, Matkami, Babciami, pracownicami, itd. Przypisanie ról jakie w swoim życiu odgrywa kobieta, a co za tym dalej idzie, sytuacji, które determinują te role, sprawia, że możemy odkryć kryjące się w tym tajemnice i schematy. Kobietą być to nie jakiś tam poradnik w stylu "zacznij dzień od uśmiechu, a na pewno wszystko Ci się uda". To książka, która pokazuje całą gamę kolorów. Od tych jasnych i pozytywnych, po najczarniejsze kolory rozpaczy a dodatkowo pokazuje jak można sobie z tym wszystkim radzić. Nie jest to oczywiście warunek konieczny do spełnienia (aby być kobietą), ale na pewno rozjaśnia niektóre tematy.


Podobało mi się

Nie lubię poradników. Bardzo mnie denerwują, a to, że wszystko jest tak ogólnikowe, że można to przypisać każdemu (niczym wróżby cyganki), działa na mnie jak płachta na byka. Tyle, że... Kobietą być to nie jest poradnik. To coś w stylu pamiętnika z mapą. Niby możemy poruszać się wyznaczoną trasą, wcielać się w określone role, ale... robić to na swój, indywidualny sposób. Podobało mi się to, że autorka nie bała pokazać zarówno mocnych stron kobiecości, niezwykłej siły i determinacji, jak i kruchości, czy nawet bezsilności. Podobało mi się to, że Eliza Żywicka odkryła ludzką stronę kobiecości, a nie tą, którą kreują współczesne media.

Polecam?

Tutaj ciężko mi się jednoznacznie wypowiedzieć. Na pewno jest to książka, którą warto przeczytać. Pytanie tylko kiedy. Ja mam prawie 31 lat. Książka do mnie dotarła, poruszyła i zostawiła po sobie ślad. Nie jestem przekonana, czy to samo zrobiłaby z młodszym czytelnikiem. Okey, w książce poruszane są różne aspekty kobiecości, każdy znalazł by coś dla siebie, ale jako całość poleciłabym bardziej dojrzałym lub świadomym odbiorcom. 

Za możliwość dotarcia do zakopanych pokładów kobiecości, dziękuję autorce, Elizie Żywickiej

Potęga magii (Wydawnictwo HarperKidsPolska)

 Sobota, piękna słoneczna pogoda, a ja co, siedzę w domu i piszę ten post. Nie martwcie się, skorzystam jeszcze z pogody, po prostu na razie jest za gorąco żeby wyjść. Ja schowałabym się w cieniu, ale dzieciaki szalałyby na pełnym słońcu. Krem z filtrem, czapki? Dobry żart. Po dwóch minutach krem by się zmył w basenie, a czapki magicznym sposobem zniknęły... dlatego w naszym planie dnia uwzględniam też siedzenie w domu ;-).

Jest to czas kiedy Janek śpi, a reszta dzieci najczęściej ogląda bajki. Uważam, że dzieciaki też w ciągu dnia powinny chwile odpocząć, a skoro to je relaksuje to niech będzie, ja mogę w tym czasie spokojnie poczytać lub popisać ;-).

Dzisiaj mam dla Was kolejną książkę z serii mrocznych baśni od HarperKids Polska. Tym razem zabiorę Was w podróż na Bliski Wschód, gdzie historia Aladyna potoczyła się zupełnie inaczej...


Potęga magii. Mroczna baśń” to słynna opowieść o Aladynie napisana na nowo. Ubogi chłopiec codziennie walczący o przetrwanie w zaułkach slumsów Agrabahu nie ma tu po swojej stronie mocy potężnego dżina z czarodziejskiej lampy. Ma za to odwagę i miłość do księżniczki Dżasminy, którą jednak czeka zaaranżowane małżeństwo ze znienawidzonym przez nią doradcą sułtana, wezyrem Dżafarem. Gdy z pomocą starożytnej lampy opętany żądzą władzy wezyr przejmuje tron, mieszkańcom grozi wielkie niebezpieczeństwo. Zdetronizowana Dżasmina i odważny Aladyn będą musieli skrzyknąć lud Agrabahu i zmierzyć się z tyranem. 


Wrażenia

Cała seria Mrocznych baśni jest niesamowicie interesująca. Możemy poznać bardziej dojrzalsze oblicza naszych ulubionych disneyowskich postaci. Tak jak w przypadku Mulan, którą opisałam >>Tutaj<< mieliśmy do czynienia z dalszą, bardziej szczegółową historią tej bohaterki, tak w Potędze magii mamy do czynienia z zupełnie alternatywną historią. To trochę jak z tą anegdotą, która mówi o tym, że jeśli obejrzymy Aladyna od tyłu, poznamy historię księcia, który stracił wszystko i stał się biedakiem. 

Potęga magii to historia, która niesamowicie porusza i trzyma w napięciu. Czasami trafiają się książki, w których widać, że autor, od samego początku wie, o czym chce pisać. Tak specyficzne miejsce jakim jest Bliski Wschód daje duże pole manewru. Pod warunkiem, że zna się specyficzny klimat tego miejsca, bo inaczej można po prostu napisać głupoty. Liz Braswell na szczęście zalicza się do twórców, którzy robią dobre rozeznanie tematu. Co tu dużo mówić, cała seria Mrocznych baśni jest po prostu niesamowita. 

Nie wiem tylko, czy nazwała bym ją literaturą młodzieżową. Nie dlatego, że tematyka jest zbyt brutalna lub abstrakcyjna żeby młody umysł mógł to ogarnąć, po prostu zadziwiająco dobrze się przy niej bawiłam, a przecież nie mam już tych nastu lat.

Fabuła nie była banalna, a postacie naiwne (jak to w bajkach często bywa ;-). Podoba mi się to, że historia zawiera wiele aspektów, które wpływają na szybkość czytania. Dzięki takim niuansom i smaczkom dostajemy pełniejszy obraz tego jak mogło bądź wyglądało ;-) życie w Agrabahu.


Polecam nie tylko tę część, ale i całą serię. Dzieciaki zachwycają się tymi bajkami, my znamy je z czasów młodości, pora odświeżyć sobie te historie, bo nadal jest w nich niewyczerpana inspiracja :-).


Za możliwość poznania alternatywnej historii Aladyna, dziękuję Wydawnictwu HarperKids Polska.



Magi 6-10 (Wydawnictwo Waneko)

Kto by się spodziewał, że to już czwartek. Wzmożona aktywność oraz ilość (magicznym sposobem z dwójki zrobiła mi się trójka ;-)) moich dzieci, sprawia, że o godzinie 23 padam z nóg. I tak codziennie, nawet w niedzielę. Jestem dumna z siebie, że chociaż nie wiem jaki jest dzień tygodnia, potrafią dobrze zorganizować swój czas. Dzieciaki też nie narzekają na brak rozrywek, co można zaobserwować na moim instagramie. Ci, którzy tam mnie śledzą, wiedzą o czym będę dzisiaj pisać, bo zapowiadałam to od paru dni;-).



Jakby ktoś nie wiedział albo chciał sobie przypomnieć to odsyłam >TUTAJ<. do tecenzji poprzednich tomów Magi: The labyrinth of magic.

Jak już Wam wspominałam, potrafię dobrze się zorganizować. Dzięki temu wiem, o czym będę pisać przez najbliższy miesiąc, czy dwa. Kiedy przeczytałam pierwszy tom Magi: The Labyrinth of magic, byłam zachwycona. Fabuła, kreska, poziom humoru zdecydowanie przypadły mi do gustu. Dlatego kiedy ustalałam sobie w jakiej kolejności mam czytać mangi, stwierdziłam, że Magi musi być jedną z pierwszych, którą chcę przeczytać. Wydawnictwo Waneko, po raz kolejny udowodniło mi, że mają więcej ciekawych tytułów i Magi musiało trochę poczekać, no ale w końcu się doczekało!

Fabuła

Motyw niewolnictwa jest tutaj bardzo ważny. Nie mogę powiedzieć, że fabuła kręci się wokół tego tematu, ale jest on na pewno ważny. Wyobraźcie sobie, że żyjecie w państwie, które chce sprzedać prawa swoich obywateli, czyli po prostu ich zniewolić. Ludzie, którzy żyją w tym kraju nie mogą jednak nic zrobić, ponieważ o wszystkim decyduje król. Perspektywa zostania niewolnikiem na pewno nie napawa optymizmem. Sytuacja jest bardzo skomplikowana, ponieważ prawa obywateli mają zostać oddane pod zastaw długów, które zaciągnęło państwo. Jak rozwiązać ten problem? Aladyn, Alibaba i Morgiana mają na to sposób, oczywiście taki w ich stylu ;-).
Zaciekawieni? To wyobraźcie sobie, że to nie jest główny wątek fabuły. Jeśli fragment Was zaciekawił, pomyślcie, co tam się jeszcze musi dziać! Ja nie mogłam się oderwać. Przekraczałam swoje limity i kładłam się nawet później niż o 23 żeby móc spokojnie poczytać ;-).

Bohaterowie

Tu zaskoczenia nie ma. Alibaba, Aladyn i Morgiana rozwijają swoje umiejętności trenując pod czujnym okiem mistrzów. Na swojej drodze spotykają różnych bohaterów, którzy popychają fabułę na przód. Jak dla mnie w tych 5 tomach zabrakło trochę więcej szczegółów z życia Aladyna, ale szczęście to nie koniec historii, także liczę na rozwinięcie ;-).


Humor

Tak jak Wam już kiedyś wspominałam. Nie mam nic przeciwko seksistowskim żartom jeśli są śmieszne, a nie wulgarne. W Magi na szczęście jest się z czego pośmiać. Poziom żartów też jest odpowiedni. Nie zakłóca fabuły tylko wesołą ją rozluźnia. Ta historia zawiera w sobie dużo trudnych tematów, tj. niewolnictwo, bieda, czy nawet żałoba. Jednak dzięki wstawkom humorystycznym nie pogrążamy się w ponurych myślach na temat nierówności społecznej na świecie, przykład, proszę bardzo ;-)


Podsumowanie

Dali radę! Martwiłam się trochę, że kiedy skończy się wątek związany z historią Alibaby, fabuła będzie sztucznie przeciągana, ale Shinobu Ohtaka bardzo płynnie przeszła dalej. Magi: The labyrinth of magic to historia pełna niespodzianek i niesamowitych zwrotów akcji. Dodając do tego klimat wschodu i labirynty pełne tajemnic, no cóż... mamy gotowy przepis na porywającą przygodę!
Nie mogę się doczekać tego, co jeszcze czeka głównych bohaterów, bo coś mi się wydaje, że to dopiero początek ich wyprawy.

Za możliwość poznania dalszych losów małego, spasionego Magiego, dziękuję Wydawnictwu Waneko ;-).




Puzzle magnetyczne (Alexander)

Znacie ten moment w ciągu dnia, że zaczyna być już trochę późno, ale nie na tyle żeby kłaść dzieciaki spać, wszyscy są już trochę zmęczeni, ale coś jeszcze można porobić. W wakacje ten moment jest szczególnie widoczny. Wszyscy są zmęczeni słońcem, zabawą, dziećmi... ale dzieci dziećmi nie są zmęczone, także... tu potrzebny jest jakiś bohater!  Moim od paru tygodni jest Alexander.


Po wielu aktywnościach, przyszedł czas na inny rodzaj zabawy. Po całym dniu przy basenie, zabawach z wodą i innych podobnych atrakcjach, w końcu, w okolicach godziny 18 usiedliśmy przy stole. Miałam akurat trójkę dzieci pod ręką, więc wyjęłam dwa pudełka i stała się magia! Dzieciaki przepadły, zaczęły przeglądać, układać, wymyślać. Jak dla mnie idealne zakończenie dnia.

Co jest w tych magicznych pudełkach?

Magnesy! Niby proste, oczywiste, a jednak. Są rzeczy, które się nie starzeją. Wystarczy odpowiednia oprawa i nadal doskonale się sprawdzają.
Samo wykonanie jest godne pochwały. Magnesy są solidne, wykonane z grubszego hm... materiału ;-). No i te grafiki! Sami spójrzcie:







Jak widzicie na przedstawionych ilustracjach, w Puzzle magnetyczne można bawić się według określonego szablonu. Dziecko ćwiczy dzięki temu spostrzegawczość i koncentrację. Można też zaszaleć i puścić wodzę fantazji. U mnie sprawdzonym sposobem jest stworzenie jakiejś historii za pomocą obrazów, w tym przypadku magnesów.  Jak widzicie możliwości jest wiele, a dzieciaki... no cóż... zachwycone!








Uwielbiam takie dni, kiedy możemy usiąść i jeszcze coś wspólnie porobić. Nie ma w tym ani pośpiechu, ani zbędnych technologii ;-). Okazuje się, że dzieciaki potrzebują tylko naszej uwagi i czasu spędzanego razem, reszta to tylko kwestia odpowiednich wyborów ;-).
 
Bardzo polecam Wam te puzzle. Można z nimi spędzić naprawdę miłe chwile. Alexander jak zawsze staną na wysokości zadania ;-)







Mrok we krwi Paweł Kopijer (Wydawnictwo Panko)

Dzisiaj wyjątkowo w niedzielę, ale co ja poradzę, że  jest tyle ciekawych książek, które po prostu nie mogą czekać!
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę, która... zmusiła mnie do noszenia okularów! Czytam jak wiecie sporo. czułam, ze mój wzrok już nie jest tak sprawny jak kiedyś, ale nie było to aż takie ważne żeby się tym zbytnio przejmować. Jednak kiedy zaczęłam czytać tę książkę... zrozumiałam, że chociaż czytanie sprawia mi niesamowitą przyjemność, strasznie się męczę. Dlatego aby dalej móc cieszyć się z tej formy spędzania czasu, postanowiłam wybrać się do okulisty. Od tygodnia mam już okulary i wiecie co, bardzo lubię w nich chodzić, bo mój wzrok się wtedy zupełnie nie męczy ;-).
Jaka książka zmusiła mnie do radykalnych kroków?


Jest to książka, którą ciężko streścić w paru zdaniach, ponieważ zaznajmy się ze światem i bohaterami podczas czytania. A jak wiecie nie lubię streszczać Wam żadnych historii, odbierając przyjemność z czytania. 
Na początek trzeba wiedzieć tyle:
Świat, którym umiejscowiona jest fabuła jest podzielony. Istnieją dwa kontynenty - Amadal i Elise, które są dla siebie przeciwwagą. Na jednym magia to coś zupełnie normalnego i wszechobecnego, na drugim magia jest zakazana, a wszelkie jej ślady maskowane i blokowane. Co się stanie kiedy zostanie odkryty portal łączący oba światy? Na pewno będzie ciekawie ;-).

Podobało mi się:

Koncepcja świata jest bardzo ciekawa, podoba mi się takie łączenie przeciwności. Stwarza to wiele możliwości fabularnych, w zasadzie, nieskończenie wiele ;-). 
Kreacja bohaterów też jest warta uwagi. Skra, której przeznaczenie bardzo różni się do tego, co zaplanowała sobie sama oraz jej przełożeni...  Odmieniec, który jest wynikiem wielu eksperymentów... Konsekwencja w tej postaci sprawiała, że nie tylko jej wygląd przykuwał uwagę, ale również sposób jego myślenia. 
Tajemnica, na której bazuje fabuła bardzo płynnie zostaje rozwiązywana. O ile na początku akcja się trochę dłuży, tak finalnie trzeba przyznać autorowi, że zadbał o to aby rozwiązanie zagadki miało odpowiedni rytm. Chodzi mi o to, że gdyby nie wszystkie elementy, które Paweł Kopijer serwuje nam po drodze, odkrycie prawdy nie byłoby tak spektakularne.

Nie podobało mi się:

Ciężko stwierdzić jednoznacznie, co mi się nie podobało. Fabuła była interesująca, postacie wyraziste, na pewno skuszę się na kolejny tom tej trylogii. Jednak nie mogę też stwierdzić, że jestem tą książką zachwycona. Jest to kawał dobrego fantasy, niestety tylko dobrego. Myślę, że Paweł Kopijer dopiero się rozkręca. Końcówka Mroku we krwi sprawiła, że nie mogę się doczekać kolejnego tomu, a już o finale to boję się myśleć (tak będzie emocjonująco). 

Wrażenia

Jako fanka fantastyki uważam, że przejście obojętnie obok Mroku we krwi byłoby wielką stratą. Jest to naprawdę dobra historia, która wciąga niczym macki Przedwiecznego ;-). Czyta się ją dobrze, a wrażenia jakie po sobie zostawia, sprawiają, że nie mogę się doczekać kolejnego tomu, który ukaże się niebawem! 
Polecam wszystkim fanom gatunku oraz tym, którzy chcieli by spróbować zacząć swoją przygodę z fantastyką.

Za egzemplarz dziękuję autorowi Pawłowi Kopijerowi

Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl