Wystarczy jedno zdanie. (Co robią uczucia? Dwie siostry)

 Zawsze najgorzej jest mi zacząć wpis, potem już jakoś idzie, bo wiem, co konkretnie chce Wam przedstawić, ale początek to dramat! Czy się przywitać, czy użyć jakiejś sekwencji, cytatu, cokolwiek! Zwłaszcza, że dzisiaj ma dla Was najlepszą książkę dla dzieci jaką czytałam w tym roku! Sami rozumiecie, że przy takiej ocenie jakiekolwiek wstępy są zbędne ;-)


O uczuciach można pisać całe epopeje. Mają tyle barw, odcieni, kontrastów, historii, że ciężko napisać o nich jedno zdanie. Gdyby jednak komuś to się udało to stworzył by bardzo prostą, ubogą definicję. Taaak, tak właśnie myślałam. Przecież nie da się zamknąć uczuć w jednym zdaniu żeby czegoś nie pominąć. Znowu się myliłam, ale lubię się tak mylić ;-).

Muszę Wam szczerze wyznać, że nie znałam Tiny Oziewicz wcześniej. Gdzieś mignęła mi jej jedna, czy dwie książki, ale nie zwróciłam na nie uwagi. Teraz bardzo tego żałuje, bo gdybym zwróciła, poznałabym tę wspaniałą autorkę o wiele wcześniej! 

Myślałam, że treść książki będzie w formie jakiegoś opowiadania, które będę czytać i czytać i czytać aż w końcu się znużę, bo pisanie o uczuciach nie jest proste i często zagmatwane, a w skrajnych przypadkach właśnie nudne. Jakie było moje zdziwienie, kiedy o każdym uczuciu zostało napisane tylko jedno zdanie! ale za to jakie! W tych paru słowach mieści się cała definicja określonego uczucia. Sami zobaczcie.




Niby jedno zdanie, a zawiera w sobie tyle informacji, że za każdym razem możemy odkryć coś nowego i na nowo je odczuć i przemyśleć. Coś wspaniałego!

A do tego te ilustracje!  Proste, oszczędne, spokojne. Aleksandra Zając zrobiła kawał dobrej roboty!
No tak, ale ja się mogę zachwycać, a co z dziećmi? Dzieciom też się podoba. A w zasadzie, podoba się przede wszystkim im ;-). Mamy wprowadzony taki system, że dzieciaki same wybierają, co czytamy na dobranoc. Odkąd Co robią uczucia? pojawiło się w naszym domu to czytamy codziennie. Klara już tak wyuczyła się wszystkich uczuć, ze sama sobie opowiada. Często też rozmawiamy o uczuciach jakie pojawiają się w książce. Gościnność, zawiść, kompleksy, spokój, jedno zdanie zawarte w tej książce otwiera drogę do bardzo długiego tematu rozmów.

Dawno nie czytałam tak wspaniałej i wartościowej książki. Cieszę się, że wpadłam na nią zupełnym przypadkiem przeglądając nowości na taniej książce. Uważam, że jest ona niezbędna w każdej dziecięcej biblioteczce i z pewnością mogę nazwać ją skarbem.

Tytuł:   Co robią uczucia?

Autor: Tina Oziewicz

Ilustracje: Aleksandra Zając

Wydawnictwo: Dwie siostry

Premiera: 16 września 2020


Za odkrycie tego, że uczucia można zamknąć w jednym zdaniu, dziękuję Taniej książce.



 


Co to była za historia! (ReLife 6-15. Waneko)

 Naprawdę nie wiem już jak NIE komentować tego, co dzieje się dookoła. Nigdy nie podejrzewałam, że będę tak aktywnie brać udział w akcjach protestacyjnych. Nie, nie krzyczę, nauczyłam się już, że to zazwyczaj nic nie daje, spokój i rozwaga zawsze wyprowadzają innych z równowagi. Zawsze myślałam, że protestują tylko ludzie, którzy są wiecznie niezadowoleni, ale tym razem widzę sens w tych protestach, nawet tych najbardziej wulgarnych. Patrząc racjonalnie (chociaż nie wiem, czy to odpowiednie słowo), konsekwencje protestów są jasne - lockdown i zamieszki. Przykro mi, że rządzący nie widzą w Nas kobiet, a bandę zdegenerowanych aktywistek posługujących się jednym z symboli nazistowskich, eh...

W obecnej sytuacji najczęściej zamykam się w domu, pogoda zachęca do pieszych wędrówek, ale wolę to trochę przeczekać, dlatego wszelkie atrakcje realizujemy w domu. Ci, którzy obserwują mojego instagrama, wiedzą, że nie narzekamy na brak zajęć. Dlatego dzisiaj przygotowałam dla Was historię, która pomogła mi oderwać myśli od tego, co dzieje się dookoła. Mało tego, pozwoliła mi się rozluźnić i sprawiła, że moje myśli podążyły w zupełnie innym, ciekawszym kierunku...



O początkach tej historii pisałam już >TUTAJ<, dlatego uważam, że nie ma sensu streszczać tego ponownie, zwłaszcza, że tyle wątków zasługuje chociaż na parę słów komentarza, że ciężko by mi się było powstrzymać od spoilerów. Chciałabym się skupić na tym, co pojawia się w głowie podczas czytania tej historii.

Życie licealne to czas bardzo intensywny. Jesteśmy na tyle dorośli, ze odczuwamy pewną swobodę własnych wyborów, ale jesteśmy jeszcze na tyle dziećmi żeby beztrosko patrzeć w przyszłość i nie przejmować się konsekwencjami. Chyba właśnie dlatego tak często mangowe historie dzieją się w szkołach ;-). Nie oznacza to jednak, że podczas tego etapu edukacji nie mamy żadnych problemów. Relacje między ludzkie, niezrozumienie, oczekiwania rodziców, pierwsze miłości. Tak naprawdę jest to wiek trudny do zdefiniowania, ponieważ oprócz pewnej stateczności (tak naprawdę jedyne, co musimy to się uczyć) jest również bardzo ekspresyjny, ale na tym właśnie polega młodość ;-). 

Patrząc na to z perspektywy ekhm, ekhm, trzydziestolatki to zwykłe dzieciaki. Patrząc na to z perspektywy licealisty... ich problemy są najtrudniejsze na świecie ;-).

Na początku myślałam, że to będzie kolejna naiwna historia. Trochę romansu, trochę dramatu. Taki standardzik. Jak na taką zupełnie normalną historię trochę za bardzo skłonił mnie do refleksji...

Czy gdybym miała szansę i wróciła do liceum zmieniłabym swoje życie?

A może pewniej stawiałabym te same kroki?

Jeśli coś i tak się skończy to czy warto w ogóle zaczynać?

A może jednak same wspomnienia o tym, co było są tego warte?

Sami widzicie.

Jest to jedna z tych historii, które trzeba poznać do końca. Nie można przejść obok niej po prostu obojętnie, ponieważ zawiera w sobie za dużo ciekawych wątków. No i tak kreska! Chociaż ja chyba bardziej zachwycam się samymi tłami. Dzięki temu, ze cała manga jest w kolorze, autorka bardzo fajnie akcentowała niektóre sceny i wątki właśnie za pomocą kolorów. Mnie na przykład zachwyciła scenografia świąteczna, kiedy sama widziałam i czułam jaki blask bije ze światełek. Zdecydowanie podoba mi się zakończenie tej historii. Ogólnie, można się było tego domyślić, ale i tak miło było na to patrzeć ;-).

Tytuł: ReLife
Autor: YAYOISO
Wydawnictwo: Waneko
Tłumaczenie: Anna Karpiuk
Tom: 6 -15

Nie ma lepszych słów, jak tylko dziękuję Wydawnictwu Waneko.




moja spostrzegawczość jest niczym refleks szachisty ;-) (Potwory i Stwory. Alexander)

Nie zwalniam tępa! Za dużo rzeczy mam Wam do pokazania, zwłaszcza, że powoli, ale nieubłaganie zaczyna wchodzić druga narodowa kwarantanna. Może nie będzie tak restrykcyjnie jak podczas pierwszej, bo gospodarka na to nie pozwoli, ale na pewno odczujemy te wszystkie ograniczenia. Patrząc na to, co się dzieje, po prostu bałabym zachorować (na cokolwiek), spędzić nie wiadomo ile czasu w karetce albo optymistyczniejszy wariant - byłabym zostawiona sama sobie, aż do momentu krytycznego, gdzie mój los byłby jedną wielką niewiadomą... siedzę w domu, dla świętego spokoju i gram, czytam i co tam jeszcze wpadnie mi do głowy ;-).

Dlatego dzisiaj mam dla Was straaaaaasznie fajną grę, która ćwiczy refleks i spostrzegawczość, czyli dokładnie to nad czym ciągle muszę ciężko pracować ;-).



Zasady są strasznie proste ;-). Najstarszy gracz rzuca trzema kośćmi, które określają jakiego potwora szukamy. Ten, kto znajdzie go jako pierwszy przed upływem czasu, zdobywa punkt. Proste, prawda? Za proste ;-). Twórcy gry zadbali żeby gra nie była taka banalna. Każdy potwór występuje tylko raz, więc jeśli już ktoś go wylosował i znowu wypadnie taka konfiguracja to: gracz, który go posiada musi zakryć go ręką zanim inni gracze zauważą, że go ma, jeśli jednak tego nie zrobi to inny gracz może mu go odebrać i ten, kto ma potwora dostaje punkt, a ten kto go stracił, traci punkt. Wtedy już tak prosto nie jest ;-). Punkty podliczamy na koniec gry.


Gra nie jest trudna, ale jest przeznaczona dla dzieci powyżej 5 lat. Wcale mnie to nie dziwi, bo chociaż potwory nie są przerażające to młodszym dzieciom mogą wydać się straszne i wywołać jakieś lęki, czy koszmary. Chociaż tak naprawdę to zależy od dziecka, bo ani Klary, ani Jaśka te potwory nie wystraszyły tylko bardzo zaciekawiły ;-). Jednak warto mieć to na uwadze, ponieważ wiem, że niektóre dzieci nie przepadają za taką tematyką.

Fajnym rozwiązaniem jest aplikacja Alexandra, która odmierza czas. Wiadomo jak to jest z klepsydrami. Są, są, nagle ich nie ma i nie wiadomo, gdzie się podziały. Dzięki tej aplikacji nie trzeba się będzie zastanawiać ile czasu zostało i czy jest równo odmierzony, a telefon, wiadomo, zawsze ma się pod ręką ;-).

Przeczytałam instrukcję i zagrałam sama, myślałam, że da mi to większa szansę na wygraną. Dobrze, że tylko tak myślałam, a nie stawiałam zakładów, bo bym przegrała ;-). Dużo i często gramy w takie gry, więc Klara ma wprawę (a poza tym jest genialna, wiadomo!) tylko wiecie co... Janek też zaczyna powoli łapać zasady, a podwójnej porażki nie zniosę ;-).

O innych ciekawych grach możecie dowiedzieć się na stronie projektu Grajmy!




Za straaaaasznie fajną grę i jak zawsze miło spędzony czas, dziękuję Alexandrowi.




Bolek i Lolek też byli kobietą! i mieli na imię Basia (Basia i chorowanie. Basia, opowieści Miśka Zdziśka. Harper Kids Polska)

 W dobie tego, co się dzieje w naszym kraju ten tytuł wydał mi się odpowiedni. Tyle wyjaśnienia, ponieważ ciężko mi obiektywnie wypowiadać się na ten temat szczegółowo.

Jeśli chodzi o tytuły, które chciałabym dzisiaj Wam zaprezentować to wybrałam je dlatego, ze one też wpasowują się w to, co dzieje się wokół nas.


Zacznę od Basi i chorowania, ponieważ zaraz pewien ktoś zaciągnie mnie z powrotem do pokoju żeby słuchać o kroplówkach (odkąd pierwszy raz przeczytaliśmy tę część Basi, temat kroplówek jest nr 1, Klara nawet na kolację chciała kroplówkę ;-)). 

Całą rodzinę Basi dopada paskudny wirus. Zaczyna tata, potem mama, Janek, Franek i na końcu Basia. Niestety główna bohaterka choruje najciężej. Jej stan jest na tyle poważny, że musi trafić do szpitala. Na szczęście szybka interwencja taty i lekarzy sprawia, że Basia po paru dniach wychodzi ze szpitala.

Pisałam Wam już kiedyś, że ja nie wiem, jak to robię, ale potrafię ominąć nie tylko spoilery, ale i głośne premiery. Tak samo było z Basią. Poznałam ją zupełnym przypadkiem podczas wiosennej kwarantanny i to poznałam ją w formie animacji, nie książki. Jakie było moje zdziwienie, że Basia to seria książek... sami możecie sobie wyobrazić ;-).


Specjalnie dla Was wybrałam ten fragment historii o chorowaniu Basi żebyście mogli się przekonać jak wygląda zarys fabuły ;-). Chodzi mi konkretnie o to, że oprócz życiowych tematów autorka bardzo płynnie miesza je z codziennym humorem. Dzieci są mistrzami żartów sytuacyjnych (chociaż same często o tym nie wiedzą), nigdy nie wiesz kiedy wypalą z jakimś tekstem, który zapowietrzy Cię ze śmiechu. Chyba właśnie to sprawia, że tak chętnie sięgam po Basię , ale ta część ma w sobie jeszcze coś.

Wszyscy wiemy jak wygląda sytuacja z pandemią, czy chcemy, czy nie chcemy Nasze dzieci też w tym wszystkim uczestniczą, tylko że my, jako dorośli jesteśmy w stanie to zrozumieć, a dzieci? Basia i chorowanie pozwala wyjaśnić najmłodszym, co się dzieje kiedy człowiek jest bardzo chory. Oczywiście Zofia Stanecka (autorka) i Marianna Oklejak (ilustratorka) sprawiły, że temat ten jest przystępnie i jeśli mogę tak to nazwać, przyjaźnie przedstawiony.


Kolejną nowością w serii jest Basia. Opowieści Miśka Zdziśka. Jeśli miałabym wybierać to historie opisane w tej części podobają mi się bardziej chociaż Klara uwielbia słuchać o kroplówce ;-). Opowieści Miśka Zdziśka mają w sobie to, co lubię najbardziej. Dziecięcy świat, ale taki wiecie, stu procentowy ;-). Mamy Basię, która rozmawia ze swoimi maskotkami, mamy też pluszaki, które (kiedy dorośli nie widzą, oczywiście!) mają własne życie pełne przygód, mamy w końcu typowy, trochę naiwny obraz świata, który otacza Basię. To zadziwiające jak zmienia się perspektywa kiedy jest się dzieckiem ;-).






Odwołując się jeszcze raz do tytułu wpisu, tym razem z pozytywnym przesłaniem, uważam, że Basia to taka współczesna Bolka i Lolka ;-). Kreska, zachowanie, przygody, wszystko to sprawia, że czytając Basię czuje się pewną nostalgię i wydaje mi się, że rodzice czytający Basię swoim dzieciom często wybierają ją jako lekturę podświadomie kierując się własnymi doświadczeniami z dzieciństwa i miłością do dawnych bohaterów bajek ;-).

Za kroplówkę i "to nie ja, to miśki", dziękuję Wydawnictwu HarperKids Polska.





Będę grała w grę. Jaką? Otome! (Odrodzona jako czarny charakter w grze otome 1 -3. Waneko)

Ignorancja! Tak to mogę nazwać, ale zupełnie przypadkowa, czyli tym bardziej perfidna! Ale, ale zaczęłam od połowy wewnętrznego dialogu, a przydałoby się słowo wyjaśnienia ;-).

Czy macie czasami tak, że coś Was zainteresuje, wkręcicie się w temat, nawet stanie się to waszym hobby, ale nie zawracacie sobie głowy specjalistycznymi nazwami? Na przykład zajmujecie się prowadzeniem bloga, ale nie interesuje Was ani SEO, ani wordpress, blogujecie, tak po prostu. Właśnie coś podobnego przydarzyło się mi kiedy zaczęłam czytać Odrodzona jako czarny charakter w grze otome, gdzie wszystkie ścieżki prowadzą do złego zakończenia. Na czym polegała moja ignorancja? Grałam w gry Otome, pasjami i namiętnie, tylko... nie wiedziałam, że tak się nazywają ;-).


Gry Otome są skierowane raczej dla kobiet i polegają na rozwijaniu wątków romansowych z różnymi postaciami występującymi w grze. Mamy możliwe różne scenariusze, które w zależności od wyborów naszej postaci kierują (żeby nie powiedzieć pchają ;-)) fabułę w odpowiednie miejsce. Wiadomo, są gry z lekką romantyczną przygodą, ale są i takie, które posiadają elementy erotyczne a nawet pornograficzne, także każdy znajdzie coś dla siebie.

Kiedy ja zaczynałam grać w takie gry, zazwyczaj trafiałam na te lżejsze i chyba właśnie to mnie w nich pociągało, taka romantyczna miłość. Pamiętam do dzisiaj, kiedy znalazłam kolejną grę Otome z anime, które akurat oglądałam - Love Hina. Nie ważna jest fabuła, bo ogólnie chodziło o podrywanie dziewczyn, ale to w jakim języku miałam tę grę. Był to japoński łamany angielskim. Efekt był taki, że baaaardzo szybko poznałam wszystkie złe zakończenia, a moja postać dostała tyle razy, i tyloma rzeczami (nawet żywym żółwiem), że nic już nie było w stanie mnie zaskoczyć. 

Kiedy zaczęłam czytać Odrodzona jako czarny bohater w grze otome i dowiedziałam się, że tak nazywają się gry, w które kiedyś grałam, byłam niesamowicie podekscytowana. Tyle rzeczy mi się przypomniało, sama się z siebie śmiałam, ale im głębiej zanurzałam się w tę historię, tym bardziej uświadamiałam sobie dlaczego tak bardzo lubiłam grać w takie gry. 

Opis

Catarinę poznajemy w momencie, kiedy mocno uderza się w głowę i przypomina sobie, że w poprzednim życiu zginęła w wypadku samochodowym. Odrodziła się jako czarny bohater, gry w którą ostatnio grała, gdzie wszystkie scenariusze doprowadzają albo do jej śmierci albo do wygnania. Postanawia wziąć los we własne ręce i zmienić to, co jest jej pisane. 

Oczywiście, jak to w tego typu grach (odezwała się znawczyni, która nawet nie wiedziała, że tak się nazywają ;-)), mamy parę możliwości rozwinięcia romansu. Jest narzeczony Catariny - Geordo, jego brat bliźniak - Alan, przyrodni brat Catariny - Keith i tajemnicy Nicol. Wszyscy młodzi, piękni, bogaci i z bardzo wpływowych rodów, więc jest w kim wybierać. Jednak Catarina ma trochę odmienną rolę, bo musi sprawić żeby główne wątki romansowe tych czterech chłopaków nie spełniły się lub zmniejszyły swoje znaczenie tak aby główna bohaterka na końcu każdego z tych romansów nie została zabita lub wygnana, bo to Ona jest przecież złym charakterem ;-).



Wrażenia

No co ja mogę Wam powiedzieć? Jestem tak totalnie oczarowana, że spróbuje włączyć mój stary komputer, na którym pewnie mam zapisane gry typu otome ;-). Manga Odrodzona jako czarny charakter w grze otome sprawiła mi olbrzymią radość. Obudziło się we mnie dawno zapomniane uczucie - romansowa ciekawość. Nieee, nie taka realna, ale właśnie odnośnie gier. Uwielbiałam zagłębiać się w takie fabuły, sprawdzać, co się stanie gdy zrobię to lub tamto, jak zareaguje postać kiedy odpowiem tak albo inaczej. Żeby poczuć ten klimat musielibyście albo zagrać w taką grę (z tego, co udało mi się ustalić jest ich teraz sporo, a jeśli komuś nie pasuje kreska mangowa to na pewno znajdzie dla siebie bardziej odpowiednią ;-)) lub przeczytać tę historię, co jeszcze goręcej Wam polecam!

Jestem totalnie zachwycona nie tylko fabułą, ale i humorem. Uwielbiam kiedy w wątki miłosne wkrada się nutka komedii. Oczywiście nie może zabraknąć również dramatyzmu, ale to komizm sprawił, że siedziałam i chichrałam się jak nastolatka.

Bardzo ciekawym rozwiązaniem są nowelki na końcu każdego tomu, które opisują alternatywne fabuły tej historii. Postacie i ich związki między sobą pozostają takie same, ale różnią się światy i wątki obyczajowe. Nie spotkałam się z takim rozwinięciem fabuły. Jednak mogłam się przekonać, że jest to fajne rozwinięcie, które poszerza nasze spojrzenie na bohaterów i ich historię.


A jeśli połączyć świetną kreskę.humor no i romans? Nie wiem jak opisać tę eksplozję szczęśliwości jaką odczuwałam podczas czytania tej mangi.

Tylko... musimy poczekać na zakończenie tej historii, ponieważ całość obejmuje 5 tomów, a na polskim rynku pojawiły się dopiero 3 :<. Można oczywiście obejrzeć anime, ale nie oszukujmy się to nie będzie to samo ;-). Na szczęście 4 tom pojawi się ( o ile pandemia nie zmieni tych planów) już w grudniu, a na zakończenie tej historii będziemy musieli poczekać do przyszłego roku.

Tytuł: Odrodzona jako czarny charakter w grze otome, gdzie wszystkie ścieżki prowadzą do złego zakończenia
Autor: Nami Hidaka, Satoru Yamaguchi
Wydawnictwo: Waneko
Premiera: 15.06.2020
Tom: 1 - 3

Za rozbudzenie mojego wewnętrznego romantyzmu, dziękuję Wydawnictwu Waneko.



Jaka powinna być baśni? Bajkowa? Kolorowa? Piękna! (Baśń o perle i Wyprawa Endoasa. Anna Gibasiewicz)

 Co robi matka po urodzinach? Leczy kaca? Sprząta? Nieeeeee, parzy ziółka, bo układ pokarmowy sam sobie z trawieniem nie poradzi ;-). Taaaak, dzisiaj wstałam i wiedziałam, że nie zacznę od kawy. Ilość jedzenia, które zjadłam może nie była duża, ale na pewno ciężkostrawna. Uświadomiło mi to, jak bardzo zmieniłam się ja i moje priorytety, na przykład jakbym za młodu wiedziała kim się stanę to już wtedy zaczęłam bym gromadzić książki dla dzieci ;-). Dzisiaj mam dla Was książkę, która JESZCZE nie zyskała sławy, ale myślę, że to kwestia czasu.



Dwie książki jedna historia

Wszystko zaczyna się w momencie kiedy poznajemy Elwikę, córkę bogatego kupca, która bardziej niż własnego ojca ukochała sobie drogie prezenty. Nikt i nic nie jest w stanie zmienić jej nastawienia, nawet krzywda i cierpienie najbliższych. Pewnego dnia dziewczynę odwiedza kruk, który opowiada jej o przepięknej perle, która da jej szczęście i miłość, o której marzy. Oczywiście, jak to w bajkach, dostaje tę perłę, ale jej droga do szczęścia dopiero wtedy się rozpoczyna.
Drugi tom opowiada o Endoasie, które wyrusza w podróż po nianię Elwiki. Stara kobieta została w rodzinnym domu głównej bohaterki. Tym razem szczegółowo poznajemy jej losy i dowiadujemy się, co działo się podczas nieobecności Elwiki w domu. Endaos wyrusza w niebezpieczną podróż, która zmienia się w realizację marzeń i znalezienie miłości. Jednak, nie jest to wcale łatwa droga, a realizacja marzeń czasami stawia przed najtrudniejsze przeszkody do pokonania - krzywdę innych.

Parę razy musiałam przeczytać to krótkie streszczenie aby się przekonać, czy nie zdradzam za dużo. Nie jest to długa historia, całość ma trochę ponad 100 stron, ale nasycenie jakie w niej występuje sprawia, że jest bardzo bogata.

Podoba mi się jak autorka delikatnie i subtelnie wplata symbolikę w tę baśń. Przykładem może być sama podróż. Kiedy ojciec Elwiki wyrusza w drogę dzień jest ciepły i słoneczny, tak jakby wszystko sprzyjało starcowi, który podjął decyzję o opuszczeniu córki. Natomiast kiedy główna bohaterka wyrusza, już nie jest tak kolorowo, od razu wiadomo, ze podróż będzie trudna i niebezpieczna. Jest to oczywiście jeden z przykładów, ale wyjaśnia o co mi chodzi ;-).



Jeśli miałabym wybierać, która część podoba mi się bardziej to zdecydowanie wybrałabym Wyprawę Endoasa. O ile Baśń o perle to historia dość przewidywała, wiemy dokąd to wszystko zmierza i jak się skończy, tak historia o Endaosie  mnie zaskoczyła. Oczywiście głównym motywem jest podróż. Podróż jako zmiana, jako dorastanie, jako zmiana myślenia, ale w drugiej części czeka nas więcej niespodzianek.
Nie umniejsza to oczywiście wartości pierwszej części, ale subiektywnie, druga podobała mi się trochę bardziej ;-).

Anna Gibasiewicz bardzo płynnie prowadzi narrację. Nie ma w niej zgrzytów i kiedy zasiądziesz wygodnie w fotelu to po prostu płyniesz tą łódką ;-). Podoba mi się również to, że chociaż nie jest to historia dla najmłodszych dzieci (jest w niej sporo nostalgii i smutku) to autorka zadbała o to aby można było zrozumieć bohaterów, poczuć ich ból, strach, czy wzruszenie. 

Chociaż nie są to książki bardzo znane i popularne to dowiedziałam się, że jest to już druga edycja tych historii. Z mojej prostej dedukcji wynika, że skoro jest druga edycja to znaczy, że książka się podoba i warto do niej zajrzeć ;-).
Zawsze daje szansę takim książkom, nie raz przekonałam się, że mniej znaczy więcej i że jeśli o czym nie słyszałam, nie znaczy że jest źle. Tak było i tym razem. Spodziewałam się trochę banalnej historii, a dostałam naładowaną emocjonalnie piękną baśń, którą za jakiś czas na pewno przeczytam moim dzieciom.

A tutaj autorka sama czyta fragmenty swoich niesamowitych baśni:






Za te perły (perły to też skarby, nie zapominanym o tym ;-)) dziękuję autorce - Annie Gibasiewicz.


W jakie gry dzieki lubią grać najbardziej?W takiej, gdzie mogą pokonać dorosłych. (Papier? Kamień? Nożyce? Junior)

 Dopadła nas! Wszyscy jesteśmy bardzo pociągający i pełni sprzecznych emocji. Niby by się człowiek położył, ale w sumie to się nudzi, w sumie to nie ma siły, w sumie to się źle czuje, w sumie to może nie jest tak źle i można coś ogarnąć, w sumie to nie... Każdy z Nas to przechodził. A jeszcze teraz w sezonie jesiennym to już całkiem. Pierwszy był Janek potem ja, Klara dzielnie się trzyma, ale dzisiaj była jakaś niewyraźna, więc zostaje w domu. Także kurujemy się, bo DZISIAJ (15.10), ktoś ma drugie urodziny! A w sobotę imprezka ;-). Oczywiście w kameralnym gronie, ale jednak trzeba mieć siły i być zdrowym żeby przyjmować gości ;-).

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić grę, która jest idealna nie tylko na chorowanie, ale i na jesienny wieczór (idąc tym tokiem rozumowania dalej, śmiało mogę polecić ją również na zimę, wiosnę i lato ;-)). Wczoraj ją wypróbowaliśmy i oczywiście moje zdolności refleksu i spostrzegawczości zostały bezwzględnie przebite. Żeby mojego upokorzenia było mało, dodała ten swój słodki dziecięcy uśmiech ;-).


Zasady

Najpierw posłużę się filmikiem instruktażowym:


Wszystko jasne? Okey to możemy zaczynać ;-).

A tak serio, chodzi o to żeby jak najszybciej prawidłowo zareagować (wyłożyć kartę). Do dyspozycji mamy dwa sposoby gry, chociaż wydaje mi się, że gra jest na tyle prosta, że można wymyślić własne zasady, na przykład dla maluchów, ponieważ gra jest przeznaczona dla dzieci 4+. 

Muszę jednak ostrzec Was przed mylącą nazwą. Tam nie ma żadnych kamieni ani nożyc. No papier jest, ale będzie nam potrzebny do czego innego ;-). W tej grze mamy myszkę (która boi się kota) -> kota (który boi się słonia) -> no i słonia (który boi się myszki). 

Rozgrywka polega na tym, że jeden gracz rzuca kostką (gracze oczywiście się zmieniają) i w zależności od tego, co wypadnie na kostce musimy wybrać kartę, która będzie "silniejsza" od tego, co jest na kostce. Przykładowo jeśli wypadnie mysz, musimy wyciągnąć kartę kota, jeśli słoń musimy wyciągnąć kartę myszy. Kolejkę wygrywa gracz, który zrobi to najszybciej. Rozumiecie już dlaczego poniosłam porażkę ;-)? Zanim zdążyłam pomyśleć, Klara już miała gotową kartę. Grałyśmy jakiś czas, aż w końcu znudziło mi się przegrywanie ;-). Chociaż Klara mogłaby grać cały czas. Janek no cóż... On grał na swoich zasadach.


Wrażenia

Chociaż to jedna z jesiennych nowości od Alexandra, uważam, że doskonale sprawdzi się na wakacjach. Jest bardzo kompaktowa i bez trudu dopchniemy ją do walizki. Moje doświadczenia związane z wyjazdami potwierdzają, że zawsze warto wziąć ze sobą grę i parę książek, także na pewno będę o niej przypominać bliżej wakacji ;-). Nie oznacza to jednak, że trzeba czekać do lata. Tak jak już wspomniałam, jest to gra idealna również na teraz. U nas pogoda nie dopisuje. Tylu dni deszczu dawno nie było. Kiedy jeżdżę po dzieci do przedszkola, mijałam podmokłe pola. Aż się boję pomyśleć, jaką zabawę wymyśli Klara z Jankiem z taką ilością błota , kiedy wreszcie wyjdziemy na dwój. Na razie siedzimy w domu i cieszę się bardzo, że oprócz naszych stałych tytułów mogliśmy zagrać w taką emocjonującą nowość :-).



Jeśli jest jakieś kryterium, które mogę zastosować do opisania atrakcyjności tej gry. To najpewniej jest to kryterium bajek. Wspominałam Wam, że moje dzieciaki lubią oglądać bajki. Dla Klary jest to pewnego rodzaju priorytety. Bawimy się, jest fajnie, o godzinie 19 mówię, Klarciu jeśli chcesz możemy włączyć bajki. Odpowiedź mojej córki: taaaaak! biegnie, rzucała wszystko, a dzisiaj powiedziała: zagrajmy jeszcze parę razy, a potem włączymy bajki. Tak, jest to zdecydowanie gra warta polecenia :-)

O innych ciekawych grach możecie dowiedzieć się na stronie projektu Grajmy!




Za możliwość przekonania się, że już nie muszę "dawać wygrywać" swoim dzieciom, dziękuję Alexandrowi ;-).





włoska awantura, której brakuje tylko... (Zakłamane życie dorosłych. Elena Ferrante)

 Mówiłam Wam, że moje boskie atrybuty (szlafrok i herbatka) sprawiają, że więcej czytam. Więc teraz na blogu będzie pojawiało się więcej książkowych recenzji. Na pewno cieszycie się tak bardzo jak ja ;-). Możecie mi wierzyć na słowo ta jesień przynosi dużo nowości ;-).


Z Eleną Ferrante miałam do czynienia tylko podczas oglądania serialu na podstawie jej powieści - Genialna przyjaciółka. Bardzo zachwyciła mnie ta historia, jednak niestety samą książkę odłożyłam na odległy czas. Kiedy dowiedziałam się, że wychodzi jej nowa powieść Zakłamane życie dorosłych, stwierdziłam, że tym razem dam jej szansę i na pewno przeczytam. Udało się! Ale...

Zakłamane życie dorosłych to historia nastoletniej Giovanny, która musi zmierzyć się nie tylko z dorastaniem, ale również rozwodem rodziców oraz konfliktem rodzinnym, który sprawił, że dziewczyna nic nie wie o rodzinie swojego ojca przez co czuje się niekompletna i zagubiona. Nie oszukujmy się to nie jest nowa, ani innowacyjna historia, ale tu akurat chodzi o detale no i... Neapol <3.

Jak ja się zachwycałam tą książką! Co chwilę umieszczałam w relacjach jakieś cytaty. Kiedy ktoś mnie pytał o zdanie zachwalałam pod niebiosa. Bohaterowie są bardzo wyraziści i szybko zyskują naszą sympatię lub po prostu ciekawość. Czyta się też bardzo szybko. Jednak czegoś mi zabrakło...

Bardzo podoba mi się to w jak subtelny sposób autorka stworzyła fabułę. To trochę tak jakbyśmy obserwowali całą tę historię zza firanki. Niby wyraźnie, ale ten obraz jest delikatnie zdeformowany i tylko czasami powieje silniejszy wiatr i odsłoni coś więcej. 

Wracając jednak do bohaterów. Podoba mi się szeroki wachlarz osobowości. Elena Ferrante zadbała nie tylko o to abyśmy odczuli nastoletnie wahania nastrojów, ale również prawdziwie włoskie temperamenty.  Dzięki temu fabuła nabiera dodatkowych emocji i barw, a wyobraźnia podsuwa nam obraz prawdziwej włoskiej rodziny, która kłóci się wręcz filmowo ;-).

Niby włoska awantura, ale czegoś zabrakło. Zabrakło zakończenia! To, co zaserwowała autorka jest tak nijakie i pozbawione mocy, że myślałam, że przez pomyłkę dostałam pierwszy tom, ale niestety nic nie wiem o kontynuacji tej historii. Naprawdę po tym, co serwowała nam przez całą książkę takie coś, eh. To trochę tak jakby stwierdziła: dobra mam już 450 stron trzeba to skończyć. Tutaj się niestety zawiodłam.

Jednak jeśli chodzi o całokształt to nie mogę odmówić mu tego, że wciąga i skłania do refleksji. Tak jak na początku Wam pisałam, nie jest to nowa historia, ale myśli jakie są w niej zawarte oraz refleksje, które nasuwają się podczas czytania, sprawiają, że nadal chcę Wam polecić tę książkę.

Zakłamane życie dorosłych to tylko jedna z opcji na jesienny wieczór. Więcej inspiracji znajdziecie u Mola Taniego, który tylko czeka żeby otworzyć przed Wami swoją biblioteczkę ;-)

Tytuł:   Zakłamane życie dorosłych

Autor: Elena Ferrante

Tłumaczenie: Lucyna Radziewicz - Doktór

Wydawnictwo: Sonia Draga

Premiera: 09 września 2020


Za możliwość poznania "osobiście" Eleny Ferrante i jej sposobu pisania dziękuję Taniej ksiażce.





Książka, której nie mogłam dokończyć! (Relacje. Catherine Dolto i Colline Faure - Poiree)

 Czy Wy też zaczynacie zmieniać się w bóstwa jesienne? Majestatycznie owinięte w kocyk z kubkiem czegoś ciepłego jako atrybut ;-)? Bo ja tak, chociaż u mnie to raczej nie kocyk tylko szlafrok, ale reszta się zgadza ;-). Wieczory coraz dłuższe, dni coraz chłodniejsze, co tu robić? Okey, okey, żartuję, przecież dobrze wiecie, że ja zawsze mam co robić ;-). Ale... jak to ktoś mądry powiedział: Kiedy dzieci nie ma budzą się demony (czyyy... jakoś tak). No więc kiedy dzieciaki są w przedszkolu, ja wchodzę na strony zakazane. Tak, tak, dobrze myślicie, na strony różnych księgarni internetowych i dzisiaj chciałam się z Wami podzielić jednym z moich odkryć.



Kiedy siedzisz w tematyce książek dla dzieci trudno jest wybrać coś ciekawego. Nie zawsze można polegać na bestsellerach, ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że nie wszystkie są takie rewelacyjne jak zachwalają je recenzenci i te "miliony sprzedanych egzemplarzy". Staram się skupiać na nowościach wydawniczych (starsze książki wyszukuje na aukcjach), dlatego moją uwagę przykuły Relacje Cathrine Dolto i Colline Faure - Poiree. Dlaczego? Otóż:

O czym jest ta książka

Nie trzeba być geniuszem żeby zgadnąć ;-). Chodzi bardziej o to w jakiej formie zostaje to wszystko przedstawione i jakie zagadnienia obejmuje. Książka podzielona jest na rozdziały:
  • Przedszkole
  • Stołówka
  • Przyjaciele o różnych kolorach skóry
  • rodzeństwo
Już z tego podziału wynika, że książka dotyczy zagadnień, które dotycząc każdego z Nas i właśnie  to sprawia, że jest ona tak uniwersalna i bardzo pouczająca. Na początku myślałam, że będzie trochę za trudna dla moich dzieciaków i nie będą chciały jej czytać ani przeglądać, a co za tym idzie, nie będą chciały o niej rozmawiać. Nie wiem jak mogłam się tak pomylić! Janek, okey, wysłuchał, ale Klara... siedziała jak zaczarowana, słuchała bardzo uważnie, zadawała pytania, sama starała się rozwijać temat. Nie chcę skłamać, ale chyba nigdy nie widziałam jej tak zafascynowanej żadną książką i tu dochodzimy do tego, dlaczego nie mogłam dokończyć czytania. Klara była tak zafascynowana dwoma pierwszymi tematami, że wcale nie chciała przejść dalej. Przez parę dni wstała rano i pierwsze co robiła to sięgnęła po Relacje i przeglądała pierwsze dwa tematy, Doszło do tego, że sama sobie opowiadała to, co było napisane w książce (treść znała już na pamięć), ale pozostałych zagadnień ruszyć nie chciała. Więc... kiedy dzieci poszły spać, sama zasiadłam do lektury. Nie zawiodłam się, cała książka jest utrzymana w podobnej stylistyce i zawiera tematy o których można ciekawie dyskutować z dziećmi. Mi na przykład bardzo dobrze się słuchało o tym jak Klara opowiadała o wspólnych posiłkach. Temat zainspirowany oczywiście jednym z rozdziałów książki.


Sama z siebie nie zdawałam sobie sprawy, że jest to tak ważny aspekt w tworzeniu relacji. Znałam co prawda wyświechtaną prawdę, że "dziecko w przedszkolu nauczy się jeść, bo inne dzieci będą jadły", ale moje wyobrażenie o tym było całkiem innej. Myślałam bardziej o czymś takim, że Panie (Ciocie) mówią: widzisz, inne dzieci jedzą, a nie że dzieci rozmawiają o tym między sobą. To diametralnie zmienia moje postrzeganie tego zagadnienia. A to tylko jeden przykład tego, co możemy znaleźć w tej książce!

Skąd tyle mądrości w tej książce?

Od Autorek oczywiście ;-). Dlaczego zatem zadaje dzisiaj takie bezsensowne pytania ;-)? Chodzi mi o to kim jest jedna z nich, ponieważ nie jest ona całkowicie związana z pisaniem książek dla dzieci. Otóż, Cathrine Dolto jest lekarzem psychoterapeutą. To wyjaśnia dlaczego tak wiele wie na temat relacji ;-) (Ale nie tylko, ponieważ jej druga książka mówi o emocjach). Niestety nie znalazłam szczegółowych informacji na temat Colline Faure - Poiree, ale mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję poznać ją bliżej :-).

Podoba mi się to, że autorki w codziennych sprawach wyjaśniają jak tworzą się relacje między ludźmi. Wyjaśniają to tak prosto, że książka jest dla dzieci chociaż bez problemu dorośli mogą z niej korzystać, ponieważ są tam również komentarze Dr. Cat, które niby są skierowane do dzieci, ale rodzic może na nich sporo skorzystać.


A teraz słówko o tym, o czym wspominałam na początku. ZAKAZANE STRONY ;-). Dlaczego zakazane? Każdy mol książkowy wie dlaczego, a teraz mają jeszcze niesamowite jesienne promocje! Skupię się na jednej z takich Księgarni internetowych, ponieważ właśnie tam można dostać Relacje w fajnej cenie. Zachęcam do zapoznania się z nowościami z Taniej Książki, ponieważ jest w czym wybierać, a przy aktualnych promocjach wcale nie trzeba bankrutować ;-).

Tytuł:   Relacje

Autor: Catherine Dolto, Colline Faure - Poiree

Tłumaczenie: Agnieszka Abemonti-Świrniak

Wydawnictwo: Znak

Premiera: 02 września 2020


Za pokazanie mi szerszej perspektywy relacji z dziećmi, dziękuję Taniej Książce <3.



Takie historie się nie starzeją. (Fruits Basket 1-5. Edycja kolekcjonerska. Waneko)

 Czy macie jakiś schemat swoich ulubionych historii? Jeśli w fabule pojawia się ktoś lub coś to wiecie, że to historia dla Was?  Czy w ogóle zastanawialiście się kiedyś, jakie elementy działają na Was jak magnes? Ja tak i jeśli chodzi o książki nie mogę się jednoznacznie wypowiedzieć. Czasami coś mi się podoba, na przykład smoki, a w innej książce mnie drażni. To chyba zależy od tego jak skonstruowana jest fabuła i jaki warsztat posiada autor. Wracają do tematu ulubionych motywów, w mandze nie mam takich wahań. Wiem, co musi być żeby historia mi się spodobała. Na szczęście nie jestem wybredna i często ten motyw występuje ;-). Dlatego chcę Wam przedstawić kolejną "nowość" na polskim rynku. Po co ten cudzysłów? Ponieważ ta historia ma ponad 20 lat!


Nie będzie opisu fabuły! Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę jak ciężko jest pisać o takich historiach i nie zdradzać szczegółów. Jestem tak podekscytowana tą historią, że kiedy ją czytałam piszczałam jak nastolatka. Wiem, że moje czwartkowe wpisy czytają osoby, które byłby zawiedzione spoilerami, więc napiszę tylko to, co trzeba wiedzieć ;-).

Fruits Basket należy do rodzaju mang w stylu shoujo, czyli takiego, gdzie motywem przewodnim jest romantyczna miłość (najczęściej nastolatek). Takie historie zazwyczaj są skierowane do dziewcząt.

Nie zawsze, ale bardzo często w tego typu historiach występują:

  • dramatyczne zwroty akcji
  • elementy i postacie komiczne
  • motywy związane z magią i mocami nadprzyrodzonymi  
Jeśli chodzi o ścisłą fabułę Fruits Basket to musicie wiedzieć, że główną bohaterką tej historii jest Tohru Honda, które straciła matkę w wypadku samochodowym i przez różne wydarzenia trafia do domu swojego kolegi z klasy Somy i tak naprawdę tutaj zaczyna się cała historia, z której mogę napisać Wam tylko moje wrażenia ;-).


Wrażenia

W świecie mangi siedzę już dość długo, z przerwami co prawda, ale jakieś informacje zawsze do mnie docierały. O tym komiksie miałam okazję słyszeć. Oczywiście, na jego podstawie powstało anime (dla przypomnienia: manga komiks, anime bajka), ale jakoś wcale mnie nie zainteresowało. Po Fushigi Yuugi (nie zagłębiając się w szczegóły jest to historia, która ma tyle wątków romantycznych, że jeśli weźmiecie najromantyczniejszą rzecz i pomnożycie ją razy 100 to i tak nie odda romantyczności tej historii) nic nie było w stanie sprostać moim wymaganiom ;-).  Dorosłam. Takie historie zaczęły mnie bawić zamiast wzruszać. Inaczej się patrzy na zakochane nastolatki z punktu widzenia nastolatki, a inaczej kiedy jest się dorosłą kobietą. Niewinna dziewczyna potrzebująca pomocy, najlepiej jakiegoś silnego mężczyzny, w którego ramionach odnalazła by spokój i bezpieczeństwo...
Ja kiedyś -> ahhh, cóż to za miłość. Ja teraz -> już ja znam takich silnych mężczyzn, idź precz zboczeńcu! ;-).
Moje podejście diametralnie się zmieniło, ale zastanawiając się nad tym stwierdziłam, że jest odpowiedni czas na takie historie. Cieszę się, że moje życie uczuciowe wzbogacały takie historie, bo to było po prostu piękne i wzruszające. Dlatego z wielką przyjemnością przeczytałam Koszyczek z owocami ;-).
Fruits Basket to historia, które się nie starzeje. Są w niej elementy, które sprawdzają się od dawna, tj. miłość, zazdrość a nawet pożądanie. Bardzo cieszę się, że Waneko zdecydowało się na wydanie tej mangi po polsku. Chociaż nie jest to nowa manga i czasami czuć ducha zupełnie innej epoki to i tak na pewno miłośnicy takich historii będą zachwyceni (tak jak ja!).

Długo (przez jakieś 1,5 tomu) musiałam przyzwyczajać się do kreski. Nie podobało mi się wypłaszczenie postaci, jakby były z papieru, brakowało mi trochę cieniowania, ale potem całkowicie wciągnęłam się w fabułę i przyzwyczaiłam do tej kreski. W efekcie muszę przyznać, ze jednak ma coś w sobie i podoba mi się ;-).











Niech Was nie zmyli ilość zdjęć! To nie jest 10 tomów, tylko 5. Chciałam Wam pokazać jak fantastyczną edycję kolekcjonerską stworzyło Waneko! Widać i czuć klimat zupełnie innej epoki wydawniczej, co sprawia, że mam do wydawców jeszcze większy szacunek i cenię ich wrażliwość na takie detale <3. Sama bym tego lepiej nie zrobiła ;-).


A teraz smaczek na koniec. Jak już wiecie Fruits Basket to historia o romantycznej miłości i wszystkich perypetiach z nią związanych. Nie wiecie jednak (bo Wam nie powiedziałam ;-)), że tutaj wątek nadprzyrodzony związany jest z chińskimi znakami zodiaku tj. kot, pies, świnia, szczur, wąż i jeszcze paru innych. Mówiąc o kotach...



Budyń czuł w kościach, że to jego miejsce i musi się zaprezentować ;-). Nie przypomina on co prawda zodiakalnego kota, ale pięknie się prezentuje ;-).

Tytuł: Fruits Basket
Autor: Natsilo Takaya
Wydawnictwo: Waneko
Premiera: 29.07.2019
Tom: 1 - 5

Za przypomnienie mi, że romantyczna miłość nastolatek istnieje, dziękuję Wydawnictwu Waneko <3.





Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl