Czy warto czytam dzieciom smutne historie?

 Poniedziałek, ah! Czeka mnie tydzień pełen wyzwań, których już nie mogę się doczekać. Mam też zamiar wyskoczyć na jakieś jednodniowe wycieczki, ale zobaczymy, czy pogoda na to pozwoli. A Wy, jakie macie plany na końcówkę wakacji? 

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam FENOMENALNĄ książkę, która powaliła mnie na kolana. Myślałam, że dostanę coś na wzór Vaiany, a tymczasem...


Mała bezradna dziewczynka.

Lalani mieszka na wyspie Sanlagita. Nie ma zbyt wiele do roboty. W miejscu, w którym żyje kobiety mogą albo zostać szwaczkami jak jej mama, albo rolniczkami. Nie może się również uczyć, ponieważ ten przywilej przysługuje tylko chłopcom, którzy szkolą się na rybaków, czy budowniczych statków. Jedyne czego nikt jej nie może zabronić to słuchania opowieści...

Sanlagita to smutne miejsce. Ludzie tam mieszkający nie mają ambicji. A ich jedynym celem jest przetrwać kolejny dzień. Wszyscy mają jednak jedno wielkie marzenie. Dotrzeć do sąsiedniej wysypy - Isy, która (jeśli wierzyć legendom) jest krainą szczęścia i dobrobytu. Raz na jakiś czas urządzane są wyprawy na północ, gdzie znajduje się ten raj.  Niestety nikt jeszcze z tamtą nie wrócił.

Lalani przez różne zdarzenia musi samotnie wyruszyć w poszukiwaniu Isy. Bardzo szybko dowiaduje się, dlaczego ta droga nie została jeszcze przez nikogo zdobyta. Czy pomimo wszelkich przeciwności uda jej się dotrzeć do celu? Kto pomoże jej pokonać pojawiające się przeszkody. Czy nieoczekiwani sprzymierzeńcy naprawdę mają dobre zamiary? 

Labirynt Fauna.

Kojarzycie ten film Guillermo del Toro z 2006? Właśnie w takim klimacie jest Lalani z dalekich mórz. Smutna historia o poszukiwaniu, odwadze i sile jaka w nas drzemie. Główna bohaterka książki Erin Entrada Kelly jest zwykłą dwunastoletnią dziewczynką. Nie ma żadnych super mocy. Nawet nie jest bardzo odważna. A mimo to stawia czoła przeciwnościom, jakie stają jej na drodze. Nie poddaje się nawet wtedy kiedy sytuacja jest beznadziejna. Walczy, posuwa się na przód. Dąży do celu. Lalani z dalekich mórz to naprawdę niezwykła książka.

Egzotyczne stworzenia.

Tego w tej historii obawiałam się najbardziej. Czasami jest tak, że autor popłynie z wymyślaniem świata i w pewnym momencie, my jako czytelnicy nie możemy się w tym odnaleźć. Bałam się, że razem z Lalani trafię do świata, którego nie będę mogła sobie wyobrazić, ale na szczęście tak się nie stało. Da się wyczuć, że Erin Entrada Kelly inspirowała się różnymi mitologiami, ale nie wymusza to na nas w żaden sposób odbioru jej książki. Przykładem może być pahalusk. Bezużyteczne zwierze przypominające żółwia. Słowo bezużyteczny jest tutaj bardzo ważne. Ot, po prostu parę razy pojawia się w tej historii, by finalnie... pokazać na co go naprawdę stać.

Smutna historia.

Mało jest radości w tej historii. Raczej dominuje w niej smutek, tęsknota i strach. Jednak to jest właśnie piękne. Chyba każdy z nas bardziej świadomie lub nie, ma przesyt pozytywnych emocji wypływających z internetu. Idealny świat, gdzie nie ma negatywnych rzeczy. Raj, w który sami chcemy wierzyć. Lalani z dalekich mórz odbija od tego obrazu. Warto czytać dzieciom takie historie, ponieważ pozwalają odkryć wszystkie kolory rzeczywistości.

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Nie sądziłam, że jakakolwiek historia będzie mogła chociażby stanąć obok Labiryntu Fauna. Tymczasem dostałam opowieść, która całkowicie mnie zaczarowała. Nie mogłam, przepraszam, nie chciałam się od niej odrywać. Siedziałam do późnych godzin żeby móc dalej zagłębiać się w tę historię. Co to więcej mówić, jest fenomenalna!

Tytuł:              Lalani z dalekich mórz
Autor:             Erin Entrada Kelly
Tłumaczenie:  Maria Jaszczurowska
Wydawnictwo:Wydawnictwo Literackie
Premiera:       01.09.2021
 
Za książkę, która na długo zostanie w mojej pamięci, dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.
 

 

 

Book Tour z Weroniką Kurosz

 Nie to nie koniec na dzisiaj! Jak mogłabym Was zostawić z taką kiepską lektura, skoro mam prawdziwą petardę ;-)? Rozsiądźcie się wygodnie i posłuchajcie niesamowitych historii!

 

Miałam mieszane uczucia, co do tego BookTouru. Nie znałam autorki, książki o piratach jakoś mnie nie kręcą... ale zdałam się na  rekomendację Konfabuły i postanowiłam zaryzykować. 

Szablozębny nie był piratem!

To zadziwiające, że myśląc o szablozębnym pomyślałam o piracie. Teraz to wiem! A przecież to zupełnie logiczne, że chodzi o tygrysa. Z drugiej strony bardziej prawdopodobne jest spotkanie pirata niż zwierzęcia, które wyginęło jakieś dziesięć tysięcy lat temu. Pewnie stąd moja pomyłka. Chociaż w tej historii wszystko jest możliwe. O tym właśnie jest  ta książka - o niesamowitych pomysłach, szalonych przygodach i wakacjach, które może przeżyć każdy z nas!  

Miałam bardzo mieszane uczucia czytając tę książkę. Z jednej strony byłam zachwycona kreatywnością głównych bohaterów. Budowanie bazy, próbowanie francuskiej kuchni (jak się domyślacie chodzi konkretnie o żaby), czy walka na śmierć i życie z płonącymi oponami na długo zostanie w mojej pamięci. Z drugiej strony wiem, co musiała czuć biedna ciotka Lara, zajmując się Antkiem i Ulą. Pomysły dzieciaków były oczywiście genialne, ale... z perspektywy rodzica miałam pewne obawy przed czytaniem Mojego lata z szablozębnym moim dzieciom. Jeszcze by się zainspirowały!




A tak już zupełnie serio to jestem całkowicie oczarowana tą książką. Chciałabym żeby moje dzieci w podobny sposób odkrywały świat. Bardzo gorąco polecam Moje lato z szablozębnym i chociaż wakacje się już kończą, nikt nie powiedział, że nie można jeszcze złapać tygrysa lub pirata ;-).

Prawda nas wyzwoli.

Czy przedstawiacie dzieciom świat taki, jaki jest naprawdę? Rozmawiacie ze swoimi dziećmi o tym skąd bierze się mięso? Czy wszystkie zwierzątka zawsze są miłe, mięciutkie i kochane? Wiadomo, wiedzę trzeba podawać w odpowiedni sposób, dostosowany do wieku, ale... musi być to prawda, a nie ociekająca lukrem historia o małych słodkich zwierzątkach. Oczywiście, takie historie też są potrzebne, ale to nie one pomagają nam w kształtowaniu obrazu otaczającego nas świata.


Staram się rozmawiać z dziećmi na wszystkie, nawet bardzo trudne tematy. Oczywiście, kiedy zapytają, sama raczej nie zaczynam egzystencjalnych pogaduszek ;-). Dzięki temu oboje są oswojeni z prawami rządzącymi światem. Na przykład nie wpadają w histerię kiedy zobaczą zdechłą mysz lub wiedzą skąd bierze się mięso na kotlety. 

Zielony Kapelusz i jego czereda to właśnie książka o prawdzie. Mamy tu historie o prawdziwych zwierzętach. O wilku, który opuszcza stado, o trzmielu, który wyruszył w niebezpieczną podróż, czy o jaskółce, które podrzuca swoje jajka do wysiedzenia innym ptakom. To nie są kolejne historie o cudnym i radosnym życiu na kwiecistej łące. Tylko rzeczywiste opowieści o życiu zwierząt. Wszystko oprawione niesamowitymi ilustracjami Moniki Urbaniak. Całość naprawdę robi niesamowite wrażenie!




Zgarnąć z półki?

Oczywiście! Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w tym BookTourze. Mam nadzieję, że to nie jest moje ostatnie spotkanie z twórczością Weroniki Kurosz, ponieważ szkoda trzymać taki talent tylko dla siebie ;-).


Gdzie te smoki, gdzie?

 Niedziela. Macie jakiś plany? Czy może po prostu chcecie odpocząć? Ja należę do tych osób, które nie potrafią odpoczywać. Ciągle muszę coś robić. Jak siedzę to czytam, jak chodzę to sprzątam, jak wychodzę na dwór to po co żeby nie siedzieć w domu ;-). Mam nadzieję, że pogoda się nie zmieni i po obiedzie będzie można  ruszyć się na jakiś dłuższy spacer. Ale zanim do tego dojdzie... chciałabym przedstawić Wam pewną intrygującą historię.


Po co zabijać smoki?

Gottlieb zna odpowiedź na to pytanie - trzeba. Większość osobników tego gatunku jest mało inteligentna za to bardzo żarłoczna. Gdyby zostawić smoki same sobie pewnie wkrótce nie było by już żadnych innych zwierząt, bo te gady by je po prostu zjadły.

Dodatkowo te kreatury strasznie długo żyją! Na co to komu, tylko miejsce zajmują, a jak się trafi jakiś inteligentny osobnik to jeszcze może podkopać autorytet władzy lub (co gorsze) zjednać sobie społeczność. Same problemy z tymi smokami!

Dlatego Gottlieb wierny sługa cesarstwa musi wytępić tę plagę. Niestety... trafia mu się inteligentna bestia, która...

Krótko i nijak.

Rozczarowałam się tą książką. Historia o zabójcy i inteligentnym smoku ma bardzo duży potencjał. Można wykorzystać tyle fajnych motywów. Tymczasem na 55 stronach tej opowieści mamy bardzo prostą fabułę i słabą treść. Okey, smok patriota to ciekawy motyw, gdyby tylko go dobrze rozwinąć! "Łezka za Polskę" (akcja Smoczpospolitej dzieje się chwilę po III rozbiorze Polski) nie jest adekwatna ani do sytuacji, ani do potencjału jaki posiada. Szkoda.

Zgarnąć z półki?

Nie poleciłabym nikomu tej książki. Pojawiło się parę ciekawych motywów, ale to za mało żeby z czystym sumieniem zachęcić do lektury inne osoby.


Czym zaskoczyć czytelnika?

 Po wczorajszych szaleństwach przyszła pora na odrobinę rutyny. Sobota to w większości domów czas sprzątania. Nie inaczej jest i u nas. Po parogodzinnej walce udało mi się przekonać moje dzieci do posprzątania zabawek z dywanu. Sama w między czasie ogarnęłam resztę domu. Więc ten dzień mogę uznać za udany i pozwolić sobie na chwilę relaksu z książką. Zanim jednak to zrobię (jak już siądę do lektury to zniknę ;-)), chciałabym Wam dzisiaj przedstawić pewną bardzo zaskakującą książkę.


 

Julia Donaldson i Axel Scheffler

Duet idealny! Mają na swoim koncie takie bestsellery jak: Gruffalo, Dziecko Gruffalo, Miejsce na miotle, czy Pan Patyk. Ich książki charakteryzują się oryginalnymi postaciami oraz zaskakującą fabułą. Wszystko podane w wierszowanej formie z dodatkiem rewelacyjnych ilustracji. Czy można chcieć więcej? 

Gruffalo, Dziecko Gruffallo i Miejsce na miotle znam na pamięć. Często cytuję różne fragmenty z tych historii. Przytaczam je nie tylko dlatego, że je pamiętam. Po prostu rytm wierszy jest tak przyjemny, że ta "melodia" sama wchodzi do głowy i wcale nie chce wyjść.

Więc jeśli jeszcze nie poznaliście twórczości Julii Donaldson i Axela Schefflera to bardzo gorąco polecam!

Najlepszy smok!

Dziś chciałabym Wam przedstawić kolejną pozycję tego niesamowitego duetu. Tym razem poznamy historię smoka, który był najlepszym uczniem w smoczej szkole!

 

Zog to smok na schwał! Dzielny, odważny, nieustępliwy. Idealny kandydat do najwyższego szkolnego odznaczenia - złotej gwiazdki. Jednak aby na nią zasłuży musi popisać się wieloma talentami. Jako prawdziwy smok musi przecież potrafić latać, głośno ryczeć, czy porywać księżniczki. Zanim dojdzie do odpowiedniej wprawy musi dużo trenować. Szkolenie takich umiejętności nie jest łatwe i po drodze mogą przydarzyć się różne mniejsze i większe wypadki, np. zderzenie z drzewem, podpalenie własnego skrzydła, czy utrata głosu. Na szczęście Zog zawsze może liczyć na pomoc pewnej dziewczyny, która finalnie całkowicie odmienia jego życie!



Historia jak z bajki, sami przyznajcie. A przepraszam, przecież to jest bajka! Ale jak to ma w zwyczaju Julia Donaldson i Axel Scheffler, bajka całkowicie zaskakująca i fantastycznie niesamowita. Oczywiście nie zdradzę Wam, co się stało z Zogiem i księżniczką. Mogę tylko powiedzieć, że nikt, naprawdę nikt nie spodziewałby się takiego zakończenia!


Zgarnąć z półki?

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, co do książek Julii Donaldson i Alexa Schefflera to powinien niezwłocznie sięgnąć po jakąkolwiek. Natomiast Ci, którzy wahają się, czy Zog będzie odpowiedni dla ich dzieci, odpowiem - tak będzie odpowiedni. 

Książka dotarła do nas wczoraj. Charakterystyczne ilustracje od razu skusiły Klarę. Myślę, że minęło już jakieś 24 godziny od rozpakowania paczki, a my zdążyliśmy przeczytać Zoga z 6-8 razy (dzieląc czas na czytanie, granie, jedzenie i spanie). Więcej mówić chyba nie trzeba ;-).

Tytuł:              Zog

Autor:             Julia Donaldson

Ilustracje:       Axel Scheffler

Tłumaczenie:   Joanna Wajs

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Premiera:        16.06.2021

 

Więcej książkowych nowości dla dzieci możecie znaleźć na stronie Tania Książka.


 

 

Nie ma to jak starsza siostra!

 Zwariowany dzień. Niby zaczął się jeszcze przed siódmą (nie będę wcale wskazywać palcem na pewnego trzylatka, który przybiegł i kazał czytać sobie książki), ale działo się tyle, że tak naprawdę niewiele zdążyłam zrobić. Też macie tak czasem?

Co do książek, od których zaczęliśmy dzień to od paru dni (dokładnie od kiedy trafiły do naszego domu) niezmiennie czytamy nowe przygody pewnej dziewczynki i jej młodszego brata. Zresztą... Basia od dawna należy do naszych ulubionych serii, więc kiedy tylko pojawia się coś nowego, wertujemy przez parę kolejnych dni.


Zainspiruj się.

O Basi pisałam już całkiem sporo. Oooo, tutaj: Bolek i Lolek też byli kobietą!Bycie przedszkolakiem wymaga..., czy Przedszkolaki wiedzą to najlepiej. Co tu dużo mówić, lubimy Basię i chętnie sięgamy po jej przygody.

Podoba mi się w Basi to, że fabuła jest prosta i dzieci łatwo się w niej odnajdują. Dodatkowo można się nią też zainspirować, ponieważ wszelkie pomysły, które pojawiają się w książce możemy wykorzystać we własnym domu. 

Przykładem może być sztuka liczenia. W Basia, Franek i liczenie dzieci uczą się prostych rachunków do pięciu. Moje dzieci, zainspirowane tym pomysłem, również postanowiły wszystko liczyć. Dzięki temu wiem na przykład, że mamy 14 schodów łączących parter z piętrem, 4 okna (po jednym w każdym pokoju) oraz 8 krzeseł. Niby ta wiedza nie jest mi potrzebna, ale zabawa była przednia ;-)

Natomiast, jeśli chodzi o Basia, Franek i ubieranie się to tutaj inspiracja już trochę mniej mi się podoba. Co tu dużo mówić. Moje dzieci dopiero po lekturze tej części serii dowiedziały się, że majtki można założyć również na głowę i bardzo ten pomysł im się spodobał. 

No dobra, nie było tak źle, sama się śmiałam. Mam tylko nadzieję, że niebawem zapomną o tym pomyśle ;-)

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie! Basię można brać w ciemno, z majtkami na głowie ;-).

Tytuł:              Basia, Franek i ubieranie się/ Basia, Franek i liczenie

Autor:             Zofia Stanecka

Ilustracje:        Marianna Oklejak

Wydawnictwo:  Harperkids Polska

Premiera:         11.08.2021

 


Czy Wenus to przyjazna planeta?

 Czwartek wyjątkowo nie mangowy, ale to dlatego, że mam dla Was dzisiaj niesamowity komiks. Nie co dzień przecież można wyruszyć do kolonii na Wenus...


 

Kolonizacja Układu Słonecznego.

Kiedyś to pewnie będzie możliwe. Na razie jednak możemy odwiedzać obce planety jedynie dzięki własnej wyobraźni i odpowiedniej literaturze. Moim zdaniem jedną z lepszych form takich podróży jest właśnie komiks. 

Chimery Wenus to historia, która toczy się równolegle do wydarzeń z Gwiezdnego Zamku. Niestety nie znam (jeszcze) pierwszej części tej serii, ale mam nadzieję, że szybko nadrobię, ponieważ totalnie zachwyciła mnie kreacja świata i bohaterów. Helena Martin wyrusza na Wenus w poszukiwaniu ukochanego, który został wysłany do kolonii karnej. 

Od razu rodzi się pytanie, dlaczego na tej planecie powstało miejsce do zsyłki więźniów. Otóż...  są tam odpowiednie warunki, ponieważ nawet jeśli komuś uda się uciec z kolonii, na pewno nie przeżyje spotkania z krwiożerczymi dinozaurami. Sytuacja jest tak niebezpieczna, że więźniowie sami pilnują aby nie oddalać się zbyt daleko od strażników. Aż w końcu pojawia się ktoś na tyle szalony, że ucieka i...




 

Chimery Wenus to komiks dla młodzieży. Dlatego fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Mimo to kreacja świata i bohaterów jest fenomenalna. Z jednej strony mamy Helene, która za wszelką cenę chce uratować ukochanego Aureliena. Z drugiej poetę skazanego na kolonie karną, który chce wrócić do narzeczonej... Cel niby ten sam, ale perspektywy zupełnie inne. Jak dodać do tego obcą planetę pełną dinozaurów. To sami przyznacie, że historia musi być ciekawa.

Kulturalna oprawa.

Komiks może być najciekawszy na świecie, ale jeśli jest źle wydany to przejdzie bez echa. Na szczęście nie grozi to Chimerom Wenus. Twarda okładka, spójny (z Gwiezdnym Zamkiem) front oraz niesamowite ilustracje sprawiają, że nie da się przejść obok tego komiksu obojętnie. Sam klimat komiksu jest nieziemski. Niby XIX wiek, a jakiś taki... kosmiczny. Połączenie kultury tamtych czasów z kosmicznymi podróżami robi naprawdę niesamowite wrażenie.


 

Zgarnąć z półki?

Zdecydowanie. Nie wiem, co prawda jak duży wpływ ma Gwiezdny Zamek na Chimery Wenus, ale ja nie znając tego pierwszego, bawiłam się rewelacyjne podczas lektury. Także jak najbardziej polecam i z niecierpliwością czekam na kontynuację.

Tytuł:              Chimery Wenus
Autor:             Alex Alice/ Alain Ayroles
Ilustracje:       Etienne Jung
Tłumaczenie:  Paweł Łapiński
Wydawnictwo:Egmont
Premiera:       28.07.2021
 
Za niesamowitą podróż i kosmiczne przygody, dziękuję Egmontowi.

 
 

Jakich narzędzi mogą używać dzieci?

 Czy tylko mnie ta pogoda zaskakuje? Rozumiem, ze zbliża się jesień, ale to nie znaczy, że w sierpniu powinno być tak zimno! Pogoda nie zachęca do aktywności na świeżym powietrzu. Dlatego wczorajszy dzień spędziliśmy w domu. Na szczęście było co robić, oj było...


Pozwól dziecku użyć młotka.

Tak wiem, że to często boli. Zwłaszcza jak się trzyma listewkę, którą ktoś ma przybić (i ten ktoś nie potrafi jeszcze celować), ale na tym właśnie to polega. Jestem zwolenniczką tego typu zabaw, ponieważ są bardzo kreatywne i rozwijające. 

Multigra wychodzi na przeciw oczekiwaniom tworząc kompletny zestaw do zabawy. Jest to rozbudowana wersja klasycznych przybijanek, ponieważ mamy tutaj kształty wychodzące poza podstawową znajomość geometrii.


Można z nich tworzyć wszystko, co tylko przyjdzie nam do głowy. Ja na początek skorzystałam z inspiracji zawartych w instrukcji, ale tak jak mówię możliwości jest naprawdę dużo.



Ja bawiłam się świetnie, a dzieci...

też oczywiście! Jednym problemem jest to, że w zestawie jest tylko jedna plansza korkowa i jeden młotek. Dlatego przy większej liczbie osób trzeba działać na zmianę (lub zaopatrzyć się w drugi zestaw ;-)).

UWAGA!

Jak widzicie Przybijanka Maxi zawiera pinezki. Dlatego do zabawy najlepiej przygotować jakieś miejsce, np. przy stole. Mogę powiedzieć z własnego bolesnego doświadczenia, że choćbyś wydawał dzieciakom pinezki to i tak jedna znajdzie się na podłodze, akurat w miejscu, gdzie chcesz postawić stopę... dlatego polecam PEŁEN NADZÓR podczas zabawy.


Zgarnąć z półki?

Tak! Odkąd moje dzieciaki odkryły możliwość przybijania pinezek młotkiem i tworzenie różnych rzeczy na planszy korkowej, zabawy nie ma końca ;-)


Za niesamowite emocje - śmiech, radość, krew i łzy ;-) Dziękuję Multigrze.



Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl