Prezent na Dzień Babci i Dziadka

Witajcie Kochani, jak Wam mija ta wiosenna zima, bo ja czuję jak moje pokłady energii się regenerują i jak to na wiosnę... chce się żyć ;-). Straszą, że zima ma jeszcze wrócić, zobaczymy, na razie w moim województwie (lubelskim) i paru innych zaczęły się ferie i jedynymi zimowymi atrakcjami są bale karnawałowe, na których można przebrać się za bałwana ;-). 
Mam w planach parę atrakcji dla moich dzieciaków. Np. jutro zabieram je do biblioteki <3 niby nic nie zwykłego, a Klara cieszy się... jak dziecko ;-). Bo tak na prawdę nie trzeba wymyślać nie wiadomo czego, dzieci najbardziej potrzebują naszej uwagi i bliskości, a reszta to tylko tło ;-). A kto jak nie Babcie i dziadkowie daje więcej ciepła i wyrozumiałości wnukom? Dlatego warto zadbać aby nasi seniorzy również czuli się kochani i potrzebni, zwłaszcza, że zbliża się ich święto!
Dzień Babci i Dziadka (21.01 i 22.01) wypada w tym roku w środku tygodnia (wtorek - środa). Pokazywałam Wam już, co moja babcia dostała pod choinkę (TUTAJ), ale widziałam, że sporo z Was preferuje inny rodzaj prezentów, który również bardzo lubię :-). Mowa oczywiście o zdjęciach. Zgadzam się, że zdjęcia są jedną z najlepszych form prezentu dla najbliższych. O ile my - młodzi ludzie ;-), wszystko mamy zapisane na telefonach, komputerach i w innych cumulusach, tak rodzice i dziadkowie preferują raczej materialną formę zdjęć. Wystarczy wybrać dosłownie kilka fotek,wydrukować je i nawet nie potrzeba ładnego opakowania, ponieważ każdy będzie zadowolony z takiego prezentu. Jednak różne firmy wychodzą na przeciw naszym oczekiwaniom. Chciałabym Wam zaprezentować ofertę jednej z nich, która urzekła mnie swoimi fotogadzetami <3. O ile zazwyczaj wybieram zwykłe zdjęcia, tak w tym roku z okazji Dnia Babci i Dziadka, zdecydowałam się właśnie na gadżety. Wybór jaki prezentuje FotoPrint jest naprawdę olbrzymi! Od maskotek przez breloczki, kubki, koszulki, poduszki, tak naprawdę czego dusza zapragnie!




Zacznijmy jednak od początku. Dlaczego FotoPrint ? Bo jestem leniem ;-). Miałam już okazję korzystać z usług różnych firm oferujących drukowanie zdjęć i często miałam problem z wysłaniem fotografii, które chciałabym wydrukować. Raz zdarzyło mi się nawet, że zdjęcia zostały (nie wiem przez kogo, ale samo się przecież nie zrobiło), prze kadrowane i tak otrzymałam piękne zdjęcie (13 cm x 9 cm) ucha, albo kawałka twarzy. Dlatego zawsze sprawdzam jak wygląda procedura dostarczenia zdjęć. W FotoPrincie, rejestrujesz się na stronę, masz swoje konto, sam nim zarządzasz, super! Łatwo, miło i przyjemnie :-). Tutaj link do wywoływania zdjęć i odbitek. Po drugie cena. Nie oszukujmy się, każdy chce mieć jak najwięcej za jak najmniejszą cenę, tutaj należy jednak uwzględnić jakoś papieru, bo zdjęcia na kartce papieru szybko się niszczą, a gruby profesjonalny papier jest bardzo drogi. Dlatego należy wyśrodkować wymagania i znaleźć odpowiedniego dostawcę ;-). Po trzecie oferta. Tak jak już wspominałam, FotoPrint to nie tylko zdjęcia, ale i fotoprezenty i to jakie <3.
Na prezent dla Babci wybrałam praktyczne rzeczy, ponieważ nie jestem aż taką fanką bibelotów, fotokubek, poduszka i brelok do kluczy. Myślę, że babcia będzie zadowolona ;-). Oczywiście zanim wybrałam odpowiednie zdjęcia ( 3 różne) z tysięcy zdjęć, które mam na telefonie minęło sporo czasu i tak na prawdę obudziłam się z ręką w nocniku. Czas nagli, bo do Dnia Babci i Dziadka został tydzień (jakbyście nie wiedzieli ;-)). Dlatego moje zamówienie jeszcze nie doszło, ale się nie martwię, bo FotoPrint działają ekspresowo, ale Wam radzę się zmobilizować i jak najszybciej kupić odpowiedni prezent dla Babci i Dziadka, bo jednak czasu coraz mniej. Zobaczcie sami jakie fajne rzeczy mają w FotoPrint i może się zainspirujecie :-)











Polscy poeci dzieciom wydawnictwa Olesiejuk

Witajcie kochani! Tak szybko mija mi ten tydzień, że nie zauważyłam, że dzisiaj środa, ale tak to bywa jak jakiś robi się coś ciekawego ;-). Obecnie oglądam "Wiedźmina", na pewno napiszę krótką recenzję na fanpagu, jak skończę, na razie jestem na trzecim odcinku i... bardzo mi się podoba :-). 
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić NAJCZĘŚCIEJ czytaną książkę w moim domu (nie, nie jest to Biblia ;-)). Jest to książka, którą darzę ogromnym sentymentem, ponieważ jest to pierwsza książka jaką kupiłam z myślą o moich dzieciach (wtedy dziecku, w brzuchu). Mowa o Polskich poetach dzieciom wydawnictwa Olesiejuk.


Jest to zbiór wierszy różnych poetów. Zaczynamy od Marii Konopnickiej (którą najmniej lubię), Juliana Tuwima (którego znam już na pamięć), Aleksandra Fredry (mam mieszane uczucia, bo "Osiołkowi z żłoby dano" to nie jest fajny wierszy dla dzieci), kończąc na Urszuli Kozłowskiej (której stała się wielką fanką po pierwszym przeczytaniu Jej twórczości). 

KOCHAM, UWIELBIAM, CZYTAM te trzy słowa doskonale określają moje odczucia do tego zbioru. Nie dość, że w jednej książce mamy przepiękne wiersze, to jeszcze ilustracje powalają na kolana. Mnie osobiście bardziej przekonują grafiki pani Elżbiety Śmietanki-Combik, ale pani Małgorzata Goździewicz też wykonała kawał dobrej roboty. Nie wiem ile już razy przeczytałam tę książkę. Znam jej rozkład, większość wierszy mogę cytować z pamięci, ale chyba nigdy mi się nie znudzi! Uważam, że dobór tak znanych poetów oraz wybór określonych wierszy sprawia, że ta książka to NIEZBĘDNIK każdej biblioteczki. 

Klara na początku słuchała, bo musiała ;-). To była jedyna (!) książka dla dzieci na naszej półce. Nie wiedziałam jeszcze jak to wszystko będzie wyglądać, chciałam czytać dzieciom, ale zupełnie nie wiedziałam, co, jak, gdzie i po co. Później oczywiście nasz repertuar się powiększył, ale teraz kiedy jest już dość (w tym roku skończy 4 lata), chętnie wracamy do tej książki i często słyszę jak biega po domu i krzyczy "uff jak gorąco, puff jak gorąco" i to jest właśnie ten moment kiedy czuję się szczęśliwa, bo zdaje sobie sprawę ile moje dzieci chłoną z otoczenia i że są zadowolone z tego, co je otacza. Janek nie ma jeszcze wyboru, co do czytanych książek, więc też często słucha tego, co czytam Klarze, ale wydaje mi się, że nie ma powodu do marudzenia, bo te wiersze mają w sobie taką melodię, że chyba nie znam osoby, której by się nie podobały ;-)





A tak się dzieje, kiedy czyta się dużo razy tą samą książkę ;-):


Cieszę się, że trafiłam na tę książkę jako pierwszą w mojej "karierze" od niej wszystko się zaczęło i trwa nadal :-). Miłość do literatury dziecięcej zapaliła się nagłym, mocnym i silnym płomieniem. Teraz, pomimo tego, że w mojej bibliotece jest znacznie więcej książek to i tak wracam do tych, które są moim zdaniem najpiękniejsze i najcenniejsze :-)

YABU. Naturalny energy drink.

Witajcie kochani w pierwszy poniedziałek 2020. Muszę przyznać, ze dobrze mi się pisze tę datę, więc myślę, że ten rok nie będzie zły. Chociaż nadal męczą mnie jakieś dziwne rzeczy piasek pod powiekami, zatkane uszy to wiem, ze wychodzę na prostą i teraz trzeba tylko trochę energii i wszystko będzie okey. Pomimo choroby mój rok zaczął się intensywnie i mam nadzieję, że taki pozostanie. Bardzo lubię kiedy dookoła mnie dzieje się dużo rzeczy, które muszę ogarniać, nie myślę wtedy o głupotach (jak żyć, dokąd tuptamy i inne takie ;-). Codziennie chodzę bardzo nakręcona przez co wieczorem ledwo stoję na nogach. Kawa strasznie mnie zamula (w dużych ilościach), wszelakich energetyków nie pijam. Jestem całkowitą przeciwniczką takich napojów. Śmierdzą, ilość cukru powala, a reszta składu to już całkiem nadaje się na przepis dla czarownicy. Za to mój mąż...jest koneserem tych specjałów. Już niejeden bój przeszłam o to żeby nie pił tych energetyków, ale ja sobie mogę... pogadać. Dlatego bardzo zaciekawił mnie produkt, na który trafiłam zupełnym przypadkiem.

YABU. Naturalny energy drink. Pomyślałam, że to coś dla mnie, że w końcu znalazłam coś, co pobudzi, ale nie będzie szkodliwe. Coś, co składa się z naturalnych składników, a nie połowy tablicy Mendelejewa. 

SKŁAD: sok wyciskany na zimno, kofeina z zielonych liści herbaty i wyciąg z owoców guarany. TYLE! Prosto, łatwo i przyjemnie. Pomyślałam sobie, że skoro YABU w większości (aż 99, 95%) to sok jabłkowy to jak to może być pobudzające? Okazuje się jednak, że jak się nie pije "normalnych" energetyków to wystarczy 0.03% kofeiny i 0.02% wyciągu z guarany żeby zwykły sok jabłkowy mógł być pobudzającym napojem :-), YABU mnie orzeźwił i pobudził do działania, czyli spełnił funkcję jaką mają energy drinka/

ZAPACH: nie jestem znawcą (dlatego mogę się mylić), ale wydaje mi się, że dzięki tłoczeniu na zimno soku, YABU nie ma zapachu. A przynajmniej nie jest to zapach fermentujących, skwaśniałych jabłek, jak w przypadku (moim zdaniem) cydrów. 

SMAK: Twórcy YABU musieli dokładnie przemyśleć skład i odpowiedni rodzaj jabłek żeby stworzyć taki napój. YABU jest słodkie i orzeźwiające. Jadnak co polskie jabłka to polskie jabłka. Nie ma takich drugich na świecie ;-). Mi smakowało, a dodatkowo miałam pełną świadomość tego że naturalnego i mój delikatny żołądeczek nie powie zaraz ejjjj, co to jest? czemu ty mi chemie dajesz.

ALE, ALE. Co na to wszystko mój mąż, który jak już wspominałam jest koneserem energetyków i zna chyba każdy smak dostępny na naszym rynku. Otóż... na początku był sceptyczny, oooo taki soczek, ale kiedy przestał pić te swoje śmierdziuchy i zostało tylko YABU to chętnie się delektował.  Finalnie stwierdził, że może być i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu i radości zaczął sam sięgać po YABU zamiast po inne energetyki.

NIESTETYYABU nie jest jeszcze ogólnodostępne w polskich sklepach, ale myślę, że to tylko kwestia czasu ponieważ coraz więcej osób sięga po naturalne zamienniki chemii, którą karmiliśmy się przez lata. Uważam, że warto wprowadzić ten produkt na szerszy rynek, ponieważ na pewno sprawdzi się w niejednej sytuacji :-)

Osobiście, polecam :-)





Przygody Liska i Świnki (z niezakręconym ogonkiem) od Wydawnictwa Druganoga

Witajcie Kochani, jak minęło Wam te parę dni nowego roku? U mnie standardowo, po combo o którym pisałam wcześniej, przyszedł czas na klasyczne przeziębienie. Nie ma co jednak się nad sobą użalać i jak mówi staromodne "nowy rok, nowa ja", biorę się za siebie ;-). Oczywiście nie oznacza to drastycznych zmian, ponieważ patrząc na rok 2019, uważam, że nie był taki zły i nie muszę rzucać się w wir postanowień noworocznych i zmieniać "całkowicie" mojego życia, chyba już z tego wyrosłam ;-). Dlatego, nie zwalniając tempa, mam dla Was dzisiaj coś, na co sporo osób czekało <3. Dwie niesamowite książki od Druganoga. Zresztą sami zobaczcie jakie cuda <3





Po pierwsze - ilustracje. Takie rysowane, trochę pokraczne, jak dla mnie... SUPER! Od razu zwracają uwagę, nawet dorosły (czyt. ja ;-)) jest ciekawy jaka historia kryje się w środku, a kryje się i to bardzo fajna! Wielkie brawa dla Pera Dybviga, ponieważ stworzył niesamowite postacie, które są tak charakterystyczne, że nie tylko ciekawią, ale i nie da się ich z nikim innym pomylić. Jak dostałam te książki do ręki, najpierw musiałam się napatrzeć na ilustracje, bo jak dla mnie są naprawdę świetne!

Po drugie - treść. Jak już się naoglądałam to zabrałam się do czytania. Traf chciał, że to było akurat przed świętami, kiedy w domu było więcej dzieciaków niż zazwyczaj. I nie uwierzycie co się stało! Nastolatek (prawie 12 lat) odłożył telefon żeby posłuchać! Naprawdę! Ja byłam bardzo zaskoczona, ponieważ to taki no typowy nastolatek, który nie potrafi obyć się bez telefonu nawet 5 minut. Chociaż już uważam to za odpowiednią recenzję, to muszę dodać, że moje dzieciaki były zasłuchane i historię Liska i Prosiaczka przerabialiśmy jeszcze wiele razy.
Tutaj muszę też wspomnieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Historia stworzona przez Bjorna F. Rorvika rozbawiła mnie prawie do łez. Śmiałam się w głos i nie mogłam przestać, nie mówiąc już o dzieciakach, które odpowiednie fragmenty kazały czytać miliony razy.
Wielkie brawa i ukłony należą się też Pani Iwonie Zimnickiej, która przełożyła tekst na język polski. Ponieważ to właśnie dzięki niej możemy się cieszyć tą wspaniałą literaturą <3, a kolejny powód jest taki, że raczej w żadnej innej książce nie znajdziecie: Makolągwy szczudłonogiej. A takich wspaniałości znajdziecie jeszcze więcej <3

Po trzecie - bohaterowie. Jak już wspominałam, nie mogłam się oderwać od tych książek, są ciekawe i zabawne, a dodatkowo świetnie narysowane. Nie obyło by się to jednak bez głównych bohaterów, czyli Liska i Prosiaczka. Ta dwójka charakterem przypomina dzieci (i chyba właśnie dlatego, tak bardzo podoba się najmłodszym), trochę naiwne, pełne ideałów i bardzo ogólnej i pobieżnej wiedzy o świecie. Wszystko to sprawia, że żadne wyzwanie nie jest dla nich za trudne, a przeciwności losu zawsze zmieniają w kolejny punkt, dzięki któremu zmierzają do celu. Po prostu nie da się ich nie lubić. Osobiście zakochałam się w tych dwóch urwisach i będę bardzo chętnie wracać do lektury <3

A najwspanialsze jest to, że ta seria ma więcej tomów! Mam nadzieję, że Wydawnictwo Druganoga pokusi się o przetłumaczenie ich wszystkich na język polski, ponieważ naprawdę warto!

Jak tylko zobaczyłam te dwie książki, wiedziałam, że to będzie HIT. Mój zasmarkany nos się nie pomylił ;-). Poniżej przedstawiam Wam jeszcze parę zdjęć z środka książek i zapewniam, że warto zapoznać się z Liskiem i Prosiaczkiem (z niezakręconym ogonkiem) <3.

psssst, Wydawnictwo Druganoga ma więcej fajnych książek, nie tylko o zwierzętach, ale i innych ciekawych rzeczach, np. naleśnikach :-)





Królowa marionetek

Święta, święta i po świętach. A u mnie combo. Zaczęło się od zapalenia lewego ucha, przeszło na zapalenie lewej spojówki, potem na prawą spojówkę żeby w końcu trafić do prawego ucha. Totalna masakra! jadę na przeciwbólowych, ale wiadomo, ból promieniuje i wszystkiego się odechciewa. Mam nadzieję, że już nie długo mi przejdzie i nie rzuci się na nic innego. To nie zmienia faktu, że mam dla Was dzisiaj bardzo interesującą książkę, która wciągnęła mnie tak, że pomimo choroby udało mi się ją przeczytać :-)

Królowa marionetek

z opisu wydawcy:


Wyobraź sobie, że umarłeś. Tak przynajmniej się czułeś, kiedy ostatni raz zamykałeś oczy, a

uderzenie serca przeszywało bólem. Później była już tylko ciemność. A jednak budzisz się, tyle że
świat wydaje się być jakiś inny, obcy i mroczny.
Czyżbyś przespał apokalipsę? A może wcale się nie obudziłeś? Zaciera się granica między snem
a jawą, wszystko staje się możliwe. Przerażająco możliwe... Pamiętasz tylko, że miałeś coś bardzo
ważnego do zrobienia, niestety w żaden sposób nie możesz sobie przypomnieć, co to było.
W takim właśnie położeniu znajduje się Eryk. Każdy oddech może rzucić go w nową
rzeczywistość, kolejne światy przesuwają się przed jego oczami niczym życie na moment przed
śmiercią. Jedyne, czego można być pewnym, to to, że w tym chaotycznym spektaklu świetnie
czuje się piękna, tajemnicza nieznajoma.
Karmi się ona mrokiem i pierwotnym strachem tkwiącym głęboko w każdym człowieku. I
czasem ukazuje swoje prawdziwe oblicze, zdejmując kostium, pod którym się skrywa. Ile zdoła
wydrzeć z Eryka? A może obydwoje stoją po tej samej stronie?
„Królowa marionetek” to powieść egzystencjalna, której bohater rzucony zostaje w zupełnie
obce sobie otoczenie, gdzie próbuje się jakość odnaleźć, i z czasem trafia na trop tajemniczej
istoty – kobiety-bogini, tytułowej królowej marionetek. Mężczyzna przedziera się przez
początkowo niezrozumiałą rzeczywistość, stopniowo odkrywając kulisy funkcjonowania świata
oraz prawdziwy sens ludzkiej egzystencji.




Mnie sam opis bardzo zachęcił. Bardzo lubię taką tematykę i często sięgam po takie "egzystencjalne klimaty". Sam pomysł na fabułę, bardzo ciekawy. Jest tyle możliwości interpretacji, że książka po prostu nie może być nudna. Nie myliłam się. Bardzo podobał mi się sposób narracji i opisy, które Mateusz Stypułkowski zawarł w swojej książce. Podróż jaką odbywa główny bohater jest bardzo ciekawa i nigdy nie wiadomo, gdzie trafi i jakie przygody na niego czekają. Sam pomysł na Królową marionetek też bardzo mi się spodobał. Mnogość obrazów jakie kreuje bogini, jest naprawdę powalająca. Otoczenie głównego bohatera zmienia się jak w kalejdoskopie, a fabuła nie zwalnia tępa. W pewnym momencie sama poczułam się zagubiona. Nie wiedziałam już jaką ścieżką podąża Eryk i co z tego wyniknie. Zabrakło mi tylko jednego. Mocnej końcówki. Takiej kropki nad i. Niestety finał tej historii trochę mnie rozczarował. Rozmył się i pozostawił niedosyt. Jednak jeśli miałabym oceniać Królową marionetek jako całość. To bez wahania mogę powiedzieć, że książka jest dobra. Poglądy z jakimi zderza nas autor, pozwalają na konfrontację z własnym obrazem świata. To co przedstawione w książce niejednokrotnie zderza się z naszymi poglądami, dzięki czemu możemy odkryć jakąś prawdę o sobie. Uważam, że Królowa marionetek to tytuł, który na pewno przypadnie wielu osobom do gustu. Nie jest to zwykła powieść fantasty. Jest to pewien obraz świata, który każdy z nas przeżywa na własny sposób i odkrywa coś nowego. Dlatego, zachęcam do lektury, uważam, że warto :-)

Prezenty dla dziadków.

Witajcie, moi drodzy. Jak tam u Was, już po świątecznej gorączce? Dopychacie się serniczkiem ;-)? czy tak jak ja wyjadacie dzieciom słodycze i mandarynki? Wiadomo, lepiej żebym ja to zjadła i była gruba, niż żeby dzieciaki objadały się cukrem ;-). Moje święta wyglądają idealnie. Wigilia u rodziców, Boże Narodzenie u rodziny męża, Szczepan w domu, w dresach. Czyli nic nie muszę przygotowywać, bo przecież "mam małe dzieci" ;-). A tak serio to po prostu nie mam po co stać przy garach, bo i tak jedzenia będzie tyle, że szkoda żeby się zmarnowało, a dorabianie kolejnych dań jest po prostu bez sensu. Co innego prezenty. Lubię obdarowywać bliskich fajnymi, nietuzinkowymi rzeczami. Najchętniej wybieram takie, które będą się pozytywnie kojarzyć lub po prostu będą pamiątką na całe życie. O ile dla rodziców, męża, siostry, dzieci, nie mam problemu, bo zawsze coś znajdę ;-). Tak dla babci (dziadków niestety już u mnie brak) jest już trochę trudniej. Wiecie, Ona nie potrzebuje już perfum, czy książki, na koncert rockowy już na pewno nie pójdzie ;-). Dewocjonalia nie znajdują się na mojej liście fajnych prezentów, zresztą kolejny różaniec, czy figurka to nie jest coś, co kupuje się na szczególne okazje. Zatem nie zostaje mi wiele do wyboru. W tym roku postawiłam na uczucia. I mam dla Was wspaniały pomysł na prezent dla babci i dziadka. Chociaż wiem, że prezenty pod choinkę już były, to przypominam, że zbliża się Dzień Babci i Dziadka ;-)



Strona Moi dziadkowie oferuje przepiękne albumy tematyczne. Dla Babci, Dziadka i reszty rodziny ;-). Nie dość, że są piękne wydane to jeszcze zapewniają wiele wzruszeń (sprawdziłam to wczoraj, dając mojej Babci taki album). Co mnie przekonało do takiego prezentu?

1. Okładka. Prosta z delikatną grafiką i ciepłymi kolorami.
2. Format. Może to prozaiczne, ale album jest w kształcie prostokąta, zupełnie jak stare albumy na zdjęcia <3
3.Wykonanie. Twarda oprawa, dobrze zszyte strony, na pewno to będzie pamiątka na lata.
4. Treść. W albumie znajdują się zdania, które trzeba dokończyć samemu (jest na to specjalne, wykropkowane miejsce). Nawet nie wiecie ile musiałam się zastanawiać nad niektórymi wpisami, posiłkowałam się trochę pomocą mojej mamy, ponieważ kto jak nie córka zna lepiej swoją matkę ;-). Nie ma tu też zdań bez sensu. Oczywiście budzą one (podczas czytania) emocje, takie jak radość i wzruszenie, ale uważam, ze treść jest przemyślana i odpowiednia dla babcinego serca.
5. Serce. Tutaj muszę Was ostrzec! To nie jest kolejny prezent, który kupisz, zapakujesz i dasz. To jest prezent, nad którym trzeba pomyśleć. Usiąść i go uzupełnić. Zastanowić się nad zakończeniem zdania. Jednak dzięki temu mamy bardzo emocjonalny i niebanalny  prezent dla seniorów <3

Jeśli miałabym się pokusić o jakąś radę przy wyborze tego albumu dla Ukochanej Babci to polecam przygotować sobie czarny cienkopis (bo ładnie wygląda jak się nim pisze) i osobę, która ma ładny charakter pisma (ja poprosiłam męża, bo piszę bardzo brzydko, a jak "się postaram" to wygląda to tak jakby dziecko uczyło się pisać ;-)). Sami zobaczcie jak ten album wygląda w środku.








Moja babcia przeczytała ten album (od wczoraj) chyba już z milion razy i zapewniła mnie, że będzie pokazywała go wszystkim koleżankom. Oznacza to jedno. Ten album to prezent trafiony w dziesiątkę :-).

Jednak Moi Dziadkowie to nie tylko albumy dla seniorów. W swojej stronie mają również inne, ciekawe produkty. Przykładem może być Drzewo Genealogiczne, które moim zdaniem jest prezentem dla całej rodziny. Ta książka nie tylko będzie fajną pamiątką, ale również sposobem na wspólne spędzanie czasu. O ile większość z nas jest w stanie powiedzieć coś o swoich dziadkach, a czasami nawet pradziadkach, nie są to informacje uporządkowane. Drzewo genealogiczne pomaga zebrać i posegregować wszystko, co wiemy o naszej rodzinie. Oczywiście w tym albumie nikt nie zostaje pominięty i dla każdego znajdzie się miejsce ;-)(nawet Ci, którzy jeszcze się nie urodzili ;-)) Jest to jednak rozrywka na długie godziny i trzeba liczyć się z tym, że jedno popołudnie to zdecydowanie za mało. Przygotowanie wszystkich potrzebnych informacji powinno odbyć się najpierw "na brudno" żeby potem to ładnie przepisać :-), ale jest to fajny pretekst do posłuchania historii o naszych przodkach i spotkania się w rodzinnym gronie.
Jako postanowienie noworoczne założyłam sobie, że uzupełnię to drzewo. Mam nadzieję, że mi się to uda, bo będzie to pamiątka nie tylko dla mnie, ale moich dzieci, wnuków, prawnuków i tak dalej i tak dalej ;-). Myślę, że ze zdjęciami mogę mieć mały problem, ale same historie też wystarczą :-). Nie mogę się doczekać aż dowiem się więcej o tych, dzięki którym jestem na świecie i dzięki którym jestem jaka jestem i mam taki... charakter ;-).







Oczywiście Moi Dziadkowie mają jeszcze inne rzeczy w swoim asortymencie ;-). Mi wpadła w oko jeszcze gra planszowa i koszulka, którą na pewno sprezentuję którejś babci. Zresztą, wejdźcie na stronę i sami zobaczcie ;-). Ja gorąco polecam te książki i albumy, bo wiem ile radości ze sobą niosą <3

Ucieczka z kraju kobiet

Hoł, Hoł, Hoł, czy Wam też wszystko przypomina, że... nie ma śniegu ;-) Jakoś atmosferę świąteczną szlag trafił. Nawet kiedy poszłam wywołać zdjęcia (na prezent) to jakoś głupio mi było powiedzieć "Wesołych Świąt", chociaż już za parę dni Wigilia. Ci, którzy śledzą mojego Instagrama wiedzą, że u mnie ani choinki, ani posprzątane nie jest, było trochę, ale Klara z Jankiem mają inne odczucia estetyczne odnośnie porządku ;-). Może dlatego nie czuję atmosfery nadchodzących świąt, a może po prostu jestem zbyt leniwą bułą żeby się tak męczyć i całe święta spędzamy poza domem i nie przeszkadza mi, że u mnie nie ma jeszcze nic przygotowanego ;-). No, ale dosyć, dzisiaj mam dla Was coś wyjątkowego, ponieważ... to będzie negatywna recenzja.

Ucieczka z kraju kobiet

Z opisu wydawcy:

Jest rok 314. Tyle lat minęło, odkąd został wprowadzony jedyny właściwy porządek społeczny,
w którym kobiety zyskały należne im miejsce. Pożegnano się z zakłamaną męską HIStorią, teraz
to kobiety tworzą prawdziwą wersję dziejów - HERstorię!

Mężczyźni są ginącym gatunkiem, przeciętna obywatelka może obejrzeć pojedyncze męskie
okazy tylko w zoo. Tam trafiają ci, którzy mieli odrobinę szczęścia, ponieważ mógł ich spotkać
dużo gorszy los. Mężczyźni nie są bowiem warci tego, żeby na co dzień zaprzątać sobie nimi
kobiece głowy.

Lecz nie wszystkie kobiety myślą w ten sposób. Dziewczęta z tajnej organizacji Wolny Świat
pragną innego życia – na mitycznym Archipelagu Wysp Szczęśliwych, gdzie podobno obie płci
żyją ze sobą w harmonii i miłości.

Jednak czy uda im się znaleźć drogę ucieczki? Czy może przeszkodzi im w tym gorliwa
funkcjonariuszka Francesca Karbon? I wreszcie - ile prawdy jest w legendzie o bajecznych
wyspach? 

Skuszeni opisem? No właśnie ja też czekałam na coś bardzo interesującego. Nie jestem feministką. Moje poglądy określiłabym jako skrajnie neutralne ;-), ale bardzo lubię czytać o takich kontrowersyjnych koncepcjach. Pomyślałam sobie - zobaczymy jaką Seksmisję wymyślił sobie autor. Niestety już sam początek mnie zniechęcił. Jakiś pokręcony opis przyrody, za dużo tam wszystkiego i ciężko się na tym skupić. Prawde mówiąc sam wstęp musiałam przeczytać dwa razy żeby dojść do jakiegoś spójnego obrazu z mojej wyobraźni z opisem autora. Niestety dalej było tylko gorzej... o ile sama koncepcja świata jest bardzo interesująca, Dominik Wang od razu przedstawia nam świat skrajnie różny od tego, który znamy, ponieważ styczeń mieni się tam jako gorący miesiąc, tak całokształt nie jest do końca przemyślany i moim zdaniem nie tylko brakuje w nim spójności, ale również miejscami wzajemnie się wyklucza, przykładem może być wszechobecne donosicielstwo, a brak jakiegokolwiek aparatu władzy, który by sprawował nad tym kontrolę. Za dużo też jest patosu. Używanie trudnych słów, sentencji łacińskich, czy wyszukanych cytatów z klasyki literatury, nie dodaje postaciom inteligencji ale je wykoślawia i uwypukla nonsens takich sytuacji. Po prostu jedno zupełnie nie pasuje do drugiego...
Niestety, mogłabym wymienić jeszcze wiele rzeczy, które albo mi nie pasowały, albo kłóciły się z fabułą. Dlatego... jestem na nie.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było jednak to, że Ucieczkę z kraju kobiet doczytałam do końca. Staram się trzymać zasady, która mówi żeby nie tracić czasu na literaturę, która nas nie zaciekawiła. Jednak tą musiałam doczytać do końca. Chyba wierzyłam, że coś jednak się zmieni i odczuję jakieś pozytywne wrażenia. Na Lubimy czytać ta książka ma bardzo wysoką ocenę, bo aż 8.2/10. Chyba nie doceniłam tej książki, skoro inni mają zdecydowanie lepsze zdanie ;-). 

Długo zastanawiałam się, czy w ogóle napisać recenzję Ucieczki z kraju kobiet. Przekonało mnie jednak to, że lubię dyskutować na tematy związane z literaturą, wymieniać się poglądami i spostrzeżeniami. A, że obiecałam Wam coś świątecznego to dlaczego nie może to być narzekanie ;-). Jeśli ktoś z Was czytał i chce podzielić się swoją opinią to zapraszam, chętnie wysłucham, może komuś uda się mnie przekonać, że to nie aż taka zła książka jak mi się wydaje.





Ale już zaczęłam Królową marionetek, która całkowicie mnie wciągnęła i już szykuję dla Was gorąco zachęcającą recenzję ;-)

Przypominam też o KONKURSIE, ponieważ każdy może wziąć udział, a wyniki już nie długo ;-). A w Środę... będę miała dla Was propozycję na wspaniały prezent... tak, tak, wiem, że już po Wigilii, ale.. zbliża się Dzień Babci i Dziadka, zresztą, sami zobaczycie :-)



Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl